Pokrewne
- Strona Główna
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Norton Andre Operacja poszukiwanie czasu (SC
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (2)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)
- Sagan Carl Kontakt (2)
- Bourdais Gildas UFO, 50 tajemniczych lat
- Sapkowski Andrzej Zdarzenie w Mischief Creek
- HENRYK SIENKIEWICZ quovadis
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- freerunner.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem do Komory, w której starannie, choć moim zdaniem wbrew intuicji układano ciała, umieszczając dzieci i oseski u podstawy stosu, na nich kobiety i starców, z mężczyznami na samym wierzchu.Nie opuszczała mnie myśl, że lepiej byłoby na odwrót, bo przecież maleństwa mogą doznać obrażeń pod ciężarem nagiej masy.Lecz zawsze jakoś się udawało.Gdy czasem śledziłem tę operację przez wizjer, po twarzy przebiegały mi osobliwe uśmiechy i zmarszczki.Zwykle trzeba było długo czekać, zanim przez kratki wentylatorów niewidzialnie napłynął gaz.Martwi wyglądają tak martwo.Martwe ciała mają własną mowę gestów, mimikę mumii.Mowę, która nic nie mówi.Doznawałem rozkosznej ulgi, ilekroć któreś wreszcie drgnęło.A potem znów robiło się wstrętnie.No cóż, wrzeszczymy, miotamy się i jesteśmy nadzy na obu krańcach życia.Na obu krańcach życia się wrzeszczy, a pan doktor patrzy.To ja, Odilo Unverdorben, osobiście usuwałem granulki cyklonu B z Komory i przekazywałem je farmaceucie w białym kitlu.Potem fasada łaźni, której krany i sitka (numerowane ławki, kwity na odzież, napisy w sześciu czy siedmiu językach) istniały niestety jedynie po to, żeby pacjentom dodać otuchy, a nie żeby ich obmyć; i wreszcie ścieżka z irysami.Potem przychodziła pora na odzież, okulary, włosy, gorsety ortopedyczne i całą resztę.Zrozumiałe, że chcąc oszczędzić pacjentom zbędnych cierpień, zabiegi dentystyczne przeprowadzano na ogół, póki nie żyli.Robił to kapo - prymitywnie, lecz sprawnie, nożem, dłutem, pierwszym lepszym narzędziem.Na ogół używaliśmy oczywiście złota sprowadzonego prosto z Reichsbanku.Ale każdy obecny przy tym Niemiec, nawet najskromniejszy, chętnie czerpał z własnych zasobów, ja zaś dawałem więcej niż którykolwiek oficer prócz samego Wujka Pepi.Znałem świętą moc sprawczą swego złota.Gromadziłem je przez wszystkie minione lata, polerując myślą: na żydowskie zęby.Ubrań w większości dostarczała Reichsjugendfuhrung.Włosy dla Żydów uprzejma była przysyłać Filzfabrik A.G.z Roth koło Norymbergi.Całe wagony włosów.Wagon za wagonem.W tym miejscu chciałbym wszakże zgłosić jedną z możliwych uwag czy też obiekcji.W łaźni pacjenci wkładają w końcu przygotowane dla nich ubrania, zwykle co prawda niezbyt czyste, lecz przynajmniej skrojone na miarę.Strażnicy mają tu zwyczaj dotykać kobiet.Niekiedy oczywiście po to, żeby obdarzyć je jakimś klejnotem, pierścionkiem, kosztownym drobiazgiem.Ale często bez widocznego powodu.Och, nie wątpię w ich dobre intencje.Robią to w nieodpartym niemieckim stylu: swawolnie, z ogniem w twarzy.I wyłącznie pacjentkom rozgniewanym.Chwyt ten wyraźnie je uspokaja.Jedno dotknięcie - tam - i kobieta natychmiast drętwieje, kamienieje jak pozostałe.(Które czasem wyją.Które patrzą na nas z niedowierzaniem i wzgardą.Ale rozumiem ich stan.Współczuję.Akceptuję.) To dotykanie kobiet może mieć charakter symboliczny.Życie i miłość muszą trwać.Życie i miłość bezapelacyjnie i doniosłe muszą trwać: przecież tylko po to tu jesteśmy.A jednak wszystko razem powleka patyna okrucieństwa, stężonego okrucieństwa.Jakby tworzenie deprawowało.Nie chcę dotykać dziewczęcych ciał.Jak wiadomo, nie pochwalam takiego napastowania.Nie chcę nawet patrzeć na dziewczęta.Łyse, wielkookie.Dopiero co stworzone i jeszcze całe po tym obolałe.Odrobinę mnie niepokoją te fanaberie, tak zupełnie nie w moim stylu.Delikatna sytuacja, obecność rodziców, a często i dziadków, ani reszta scenerii (niby w nie spełnionym śnie erotycznym) bynajmniej nie tłumaczy braku reakcji na bodźce wzrokowe; przecież do dziewczyn z oficerskiego burdelu po prostu się palę, idę jak w dym.Nie, to chyba wpływ mojej żony.Przytłaczającą większość kobiet, dzieci i starców przetwarzamy w gazie i w ogniu.Mężczyźni, jak nakazuje słuszność, odbywają inną drogę do rekonwalescencji.Arbeit Macht Frei, głosi napis nad bramą, z charakterystycznie niedbałą i prostolinijną elokwencją.Mężczyźni muszą na wolność zapracować.Oto idą w jesiennym zmierzchu, pacjenci w przewiewnych piżamach, a orkiestra przygrywa.Maszerują piątkami, w sabotach.Patrz.Ten ruch ich głów.Zadzierają je wysoko, twarzami ku niebu.Też tak próbowałem.Wciąż próbuję ich naśladować - i nie mogę.Mam u nasady karku ten mięsny kułak, który im jeszcze nie wyrósł.Trafiają tu straszliwie wychudzeni.Nie sposób ich zbadać stetoskopem.Żebra odpychają słuchawkę.Serca dudnią jakby w oddali.Oto idą na spotkanie pracowitego dnia, z głowami odchylonymi do tyłu.Początkowo nie rozumiałem, lecz teraz już wiem, skąd ten gest, czemu tak sobie rozciągają gardła.Wypatrują dusz swoich matek i ojców, kobiet i dzieci, które gromadzą się w niebiosach, w oczekiwaniu na ludzki kształt- i spotkanie.Niebo nad rzeką Weichsel pełne jest gwiazd.Już je widzę.Już nie rażą mnie w oczy.Łączenie rodzin i kojarzenie małżeństw, znane jako selekcje na rampie, regularnie urozmaicały obozową monotonię.Truizmem jest stwierdzenie, że Auschwitz zawdzięcza swój triumf przede wszystkim organizacji: odnaleźliśmy ukryty w ludzkim sercu święty znicz - i wybudowaliśmy wiodącą doń Autobahn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.A potem do Komory, w której starannie, choć moim zdaniem wbrew intuicji układano ciała, umieszczając dzieci i oseski u podstawy stosu, na nich kobiety i starców, z mężczyznami na samym wierzchu.Nie opuszczała mnie myśl, że lepiej byłoby na odwrót, bo przecież maleństwa mogą doznać obrażeń pod ciężarem nagiej masy.Lecz zawsze jakoś się udawało.Gdy czasem śledziłem tę operację przez wizjer, po twarzy przebiegały mi osobliwe uśmiechy i zmarszczki.Zwykle trzeba było długo czekać, zanim przez kratki wentylatorów niewidzialnie napłynął gaz.Martwi wyglądają tak martwo.Martwe ciała mają własną mowę gestów, mimikę mumii.Mowę, która nic nie mówi.Doznawałem rozkosznej ulgi, ilekroć któreś wreszcie drgnęło.A potem znów robiło się wstrętnie.No cóż, wrzeszczymy, miotamy się i jesteśmy nadzy na obu krańcach życia.Na obu krańcach życia się wrzeszczy, a pan doktor patrzy.To ja, Odilo Unverdorben, osobiście usuwałem granulki cyklonu B z Komory i przekazywałem je farmaceucie w białym kitlu.Potem fasada łaźni, której krany i sitka (numerowane ławki, kwity na odzież, napisy w sześciu czy siedmiu językach) istniały niestety jedynie po to, żeby pacjentom dodać otuchy, a nie żeby ich obmyć; i wreszcie ścieżka z irysami.Potem przychodziła pora na odzież, okulary, włosy, gorsety ortopedyczne i całą resztę.Zrozumiałe, że chcąc oszczędzić pacjentom zbędnych cierpień, zabiegi dentystyczne przeprowadzano na ogół, póki nie żyli.Robił to kapo - prymitywnie, lecz sprawnie, nożem, dłutem, pierwszym lepszym narzędziem.Na ogół używaliśmy oczywiście złota sprowadzonego prosto z Reichsbanku.Ale każdy obecny przy tym Niemiec, nawet najskromniejszy, chętnie czerpał z własnych zasobów, ja zaś dawałem więcej niż którykolwiek oficer prócz samego Wujka Pepi.Znałem świętą moc sprawczą swego złota.Gromadziłem je przez wszystkie minione lata, polerując myślą: na żydowskie zęby.Ubrań w większości dostarczała Reichsjugendfuhrung.Włosy dla Żydów uprzejma była przysyłać Filzfabrik A.G.z Roth koło Norymbergi.Całe wagony włosów.Wagon za wagonem.W tym miejscu chciałbym wszakże zgłosić jedną z możliwych uwag czy też obiekcji.W łaźni pacjenci wkładają w końcu przygotowane dla nich ubrania, zwykle co prawda niezbyt czyste, lecz przynajmniej skrojone na miarę.Strażnicy mają tu zwyczaj dotykać kobiet.Niekiedy oczywiście po to, żeby obdarzyć je jakimś klejnotem, pierścionkiem, kosztownym drobiazgiem.Ale często bez widocznego powodu.Och, nie wątpię w ich dobre intencje.Robią to w nieodpartym niemieckim stylu: swawolnie, z ogniem w twarzy.I wyłącznie pacjentkom rozgniewanym.Chwyt ten wyraźnie je uspokaja.Jedno dotknięcie - tam - i kobieta natychmiast drętwieje, kamienieje jak pozostałe.(Które czasem wyją.Które patrzą na nas z niedowierzaniem i wzgardą.Ale rozumiem ich stan.Współczuję.Akceptuję.) To dotykanie kobiet może mieć charakter symboliczny.Życie i miłość muszą trwać.Życie i miłość bezapelacyjnie i doniosłe muszą trwać: przecież tylko po to tu jesteśmy.A jednak wszystko razem powleka patyna okrucieństwa, stężonego okrucieństwa.Jakby tworzenie deprawowało.Nie chcę dotykać dziewczęcych ciał.Jak wiadomo, nie pochwalam takiego napastowania.Nie chcę nawet patrzeć na dziewczęta.Łyse, wielkookie.Dopiero co stworzone i jeszcze całe po tym obolałe.Odrobinę mnie niepokoją te fanaberie, tak zupełnie nie w moim stylu.Delikatna sytuacja, obecność rodziców, a często i dziadków, ani reszta scenerii (niby w nie spełnionym śnie erotycznym) bynajmniej nie tłumaczy braku reakcji na bodźce wzrokowe; przecież do dziewczyn z oficerskiego burdelu po prostu się palę, idę jak w dym.Nie, to chyba wpływ mojej żony.Przytłaczającą większość kobiet, dzieci i starców przetwarzamy w gazie i w ogniu.Mężczyźni, jak nakazuje słuszność, odbywają inną drogę do rekonwalescencji.Arbeit Macht Frei, głosi napis nad bramą, z charakterystycznie niedbałą i prostolinijną elokwencją.Mężczyźni muszą na wolność zapracować.Oto idą w jesiennym zmierzchu, pacjenci w przewiewnych piżamach, a orkiestra przygrywa.Maszerują piątkami, w sabotach.Patrz.Ten ruch ich głów.Zadzierają je wysoko, twarzami ku niebu.Też tak próbowałem.Wciąż próbuję ich naśladować - i nie mogę.Mam u nasady karku ten mięsny kułak, który im jeszcze nie wyrósł.Trafiają tu straszliwie wychudzeni.Nie sposób ich zbadać stetoskopem.Żebra odpychają słuchawkę.Serca dudnią jakby w oddali.Oto idą na spotkanie pracowitego dnia, z głowami odchylonymi do tyłu.Początkowo nie rozumiałem, lecz teraz już wiem, skąd ten gest, czemu tak sobie rozciągają gardła.Wypatrują dusz swoich matek i ojców, kobiet i dzieci, które gromadzą się w niebiosach, w oczekiwaniu na ludzki kształt- i spotkanie.Niebo nad rzeką Weichsel pełne jest gwiazd.Już je widzę.Już nie rażą mnie w oczy.Łączenie rodzin i kojarzenie małżeństw, znane jako selekcje na rampie, regularnie urozmaicały obozową monotonię.Truizmem jest stwierdzenie, że Auschwitz zawdzięcza swój triumf przede wszystkim organizacji: odnaleźliśmy ukryty w ludzkim sercu święty znicz - i wybudowaliśmy wiodącą doń Autobahn [ Pobierz całość w formacie PDF ]