Pokrewne
- Strona Główna
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Asimov Isaac Druga Fundacja
- Berling Peter Dzieci graala
- Caine Rachel Czas Wygnania 02 Nieznana
- Nik Pierumow Ostrze Elfow
- Lackey Mercedes Lot Strzaly (SCAN dal 1116)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc wybieram pójść z nimi, i jest to wolny wybór.Poniosę wszystkie idące za tym konsekwencje.Re Mu uniósł swój miecz wysoko w powietrze, po czym opuścił go, by lekko dotknąć najpierw prawego, potem lewego ramienia Uranosa.W końcu chwycił za ostrze i wystawił rękojeść, którą Uranos pocałował.Słuchajcie uważnie ludzie Altantydy! - zakomenderował Władca.- Stawiam przed wami przywódcę, jakiego nie mieliście od dawnych czasów, gdy był tu jeszcze czysty, lojalny kraj.Jest Urodzonym w Słońcu, choć pochodzi również z Atlantyty, Atlanta zrodzony z Atlantów, a nie obcy zdobywca.Tak więc powiadam wam, miłujcie go, bądźcie mu posłuszni i ponoście konsekwencje tego wyboru.Uranosie, Posejdonie Atlantydy, czy przyrzekasz ustanowić jeszcze jedną siedzibę Płomienia, krocząc ze swymi ludźmi w świetle, tocząc walkę z Cieniem i wszystkimi jego legionami, trzymać się prawa i sprawiedliwości pod Słońcem, służyć mieczem i tarczą Ojczyźnie w godzinie potrzeby?- Przysięgam na Płomień, za mnie i moich ludzi, O, Wielki.Po raz drugi pocałował rękojeść miecza Re Mu, po czym wstał i odwrócił się twarzą do tych, którzy stali poniżej, obserwując go.Nie pozdrawiali go, lecz kiedy szedł po stopniach świątyni w dół, zbliżyli się.Część padła na kolana, całując go po rękach i rąbku płaszcza.Tak otoczony obrócił się raz jeszcze, spoglądając na znajdujący się wyżej tron.- Postąpimy zgodnie z twym rozkazem, o zachodzie słońca już nas tu nie będzie - rzekł.Przez plac ponownie przeszła fala i Ray pomyślał, że ludzie chcą się rozejść.Jednak jeszcze raz rozległ się dźwięk bębnów i to ich zatrzymało.Pośród panującej ciszy, Re Mu przemówił ponownie.- Ludu Atlantydy, przyszliście tutaj na sąd.Teraz wy również osądźcie, co zrobić z tym człowiekiem?Murianie stojący obok tronu rozstąpili się i pomiędzy nimi pojawił się oddział straży, na wpół prowadząc, na wpół ciągnąc Chronosa, którego twarz była biała, targana drgawkami, a głowa kiwała się z boku na bok.Wśród tłumu podniosła się taka wrzawa, że Ray cofnął się o krok.Słyszał, czytał o furii tłumu, lecz nigdy nie widział czegoś takiego.Było to tak przerażające, jak sam Miłujący.- Do nas, O Wielki, do nas! - dobył się krzyk z setek, potem tysięcy gardeł.- Co na to powiesz, Chronosie? Czy to jest sprawiedliwość? Chcesz tego?Ku zdziwieniu Ray’a zdetronowany Posejdon uniósł głowę, uspakajając ten szalony tik.- Tak - odpowiedział.Czy traktował śmierć jako rodzaj ucieczki, czy był szalony?Re Mu skinął głową.- Wybór należy do ciebie, więc niech tak się stanie!Gdy tylko muriańskie straże cofnęły się, tłum ruszył falą i Chronos zniknął.Żadnego krzyku, żadnego dźwięku, tylko przerażający wir pośród tłumu… potem już nic.Cała gromada rozeszła się, opuszczając ławą plac.Re Mu wstał z zaimprowizowanego tronu i udał się z powrotem do świątyni, otoczony Naacal’ami.Jakiś oficer podszedł do Cho i Ray’a.- Wielki pragnie was zobaczyć.Weszli do części świątyni, w której znajdował się duży, lecz rozłupany i rozbity blok kamienny, kiedyś główny ołtarz, jak sądził Ray.Stali przy nim Re Mu i U–Cha.Władca zwrócił się najpierw do Cho.- Poprosiłeś byśmy przydzielili tobie to wielce niebezpieczne zadanie.Dzielnie się spisałeś.Z twojej ręki zginął również ten pomiot z piekła - to coś z innego świata.Czego żądasz w zamian?- Niczego.To był mój obowiązek.Re Mu uśmiechnął się.- Niczego… twa odpowiedź wypływa z młodości, odwagi i tego, co leży u poranka życia.Lecz tak się nie godzi.Ofiarowuję tobie tego węża, niech później noszą go twoi synowie i synowie twoich synów.Podejdź tutaj…Cho przyklęknął u stóp Władcy.Ze swego hełmu wojennego Re Mu odpiął imponujący diadem z wężem, umieszczając go na hełmie Cho, podczas gdy pozostali wznieśli w górę nagie miecze.- Ty… - Re Mu spojrzał na Ray’a.- Tak, ty również musisz o coś poprosić.Nie według prawa - możesz żądać.Skoro nie potrafiłeś wyzbyć się własnej woli w działaniu, odebraliśmy ci możliwość wyboru.- Tak - oświadczył krótko Ray.- Nie byłeś z naszego rodu, to nie był twój konflikt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Tak więc wybieram pójść z nimi, i jest to wolny wybór.Poniosę wszystkie idące za tym konsekwencje.Re Mu uniósł swój miecz wysoko w powietrze, po czym opuścił go, by lekko dotknąć najpierw prawego, potem lewego ramienia Uranosa.W końcu chwycił za ostrze i wystawił rękojeść, którą Uranos pocałował.Słuchajcie uważnie ludzie Altantydy! - zakomenderował Władca.- Stawiam przed wami przywódcę, jakiego nie mieliście od dawnych czasów, gdy był tu jeszcze czysty, lojalny kraj.Jest Urodzonym w Słońcu, choć pochodzi również z Atlantyty, Atlanta zrodzony z Atlantów, a nie obcy zdobywca.Tak więc powiadam wam, miłujcie go, bądźcie mu posłuszni i ponoście konsekwencje tego wyboru.Uranosie, Posejdonie Atlantydy, czy przyrzekasz ustanowić jeszcze jedną siedzibę Płomienia, krocząc ze swymi ludźmi w świetle, tocząc walkę z Cieniem i wszystkimi jego legionami, trzymać się prawa i sprawiedliwości pod Słońcem, służyć mieczem i tarczą Ojczyźnie w godzinie potrzeby?- Przysięgam na Płomień, za mnie i moich ludzi, O, Wielki.Po raz drugi pocałował rękojeść miecza Re Mu, po czym wstał i odwrócił się twarzą do tych, którzy stali poniżej, obserwując go.Nie pozdrawiali go, lecz kiedy szedł po stopniach świątyni w dół, zbliżyli się.Część padła na kolana, całując go po rękach i rąbku płaszcza.Tak otoczony obrócił się raz jeszcze, spoglądając na znajdujący się wyżej tron.- Postąpimy zgodnie z twym rozkazem, o zachodzie słońca już nas tu nie będzie - rzekł.Przez plac ponownie przeszła fala i Ray pomyślał, że ludzie chcą się rozejść.Jednak jeszcze raz rozległ się dźwięk bębnów i to ich zatrzymało.Pośród panującej ciszy, Re Mu przemówił ponownie.- Ludu Atlantydy, przyszliście tutaj na sąd.Teraz wy również osądźcie, co zrobić z tym człowiekiem?Murianie stojący obok tronu rozstąpili się i pomiędzy nimi pojawił się oddział straży, na wpół prowadząc, na wpół ciągnąc Chronosa, którego twarz była biała, targana drgawkami, a głowa kiwała się z boku na bok.Wśród tłumu podniosła się taka wrzawa, że Ray cofnął się o krok.Słyszał, czytał o furii tłumu, lecz nigdy nie widział czegoś takiego.Było to tak przerażające, jak sam Miłujący.- Do nas, O Wielki, do nas! - dobył się krzyk z setek, potem tysięcy gardeł.- Co na to powiesz, Chronosie? Czy to jest sprawiedliwość? Chcesz tego?Ku zdziwieniu Ray’a zdetronowany Posejdon uniósł głowę, uspakajając ten szalony tik.- Tak - odpowiedział.Czy traktował śmierć jako rodzaj ucieczki, czy był szalony?Re Mu skinął głową.- Wybór należy do ciebie, więc niech tak się stanie!Gdy tylko muriańskie straże cofnęły się, tłum ruszył falą i Chronos zniknął.Żadnego krzyku, żadnego dźwięku, tylko przerażający wir pośród tłumu… potem już nic.Cała gromada rozeszła się, opuszczając ławą plac.Re Mu wstał z zaimprowizowanego tronu i udał się z powrotem do świątyni, otoczony Naacal’ami.Jakiś oficer podszedł do Cho i Ray’a.- Wielki pragnie was zobaczyć.Weszli do części świątyni, w której znajdował się duży, lecz rozłupany i rozbity blok kamienny, kiedyś główny ołtarz, jak sądził Ray.Stali przy nim Re Mu i U–Cha.Władca zwrócił się najpierw do Cho.- Poprosiłeś byśmy przydzielili tobie to wielce niebezpieczne zadanie.Dzielnie się spisałeś.Z twojej ręki zginął również ten pomiot z piekła - to coś z innego świata.Czego żądasz w zamian?- Niczego.To był mój obowiązek.Re Mu uśmiechnął się.- Niczego… twa odpowiedź wypływa z młodości, odwagi i tego, co leży u poranka życia.Lecz tak się nie godzi.Ofiarowuję tobie tego węża, niech później noszą go twoi synowie i synowie twoich synów.Podejdź tutaj…Cho przyklęknął u stóp Władcy.Ze swego hełmu wojennego Re Mu odpiął imponujący diadem z wężem, umieszczając go na hełmie Cho, podczas gdy pozostali wznieśli w górę nagie miecze.- Ty… - Re Mu spojrzał na Ray’a.- Tak, ty również musisz o coś poprosić.Nie według prawa - możesz żądać.Skoro nie potrafiłeś wyzbyć się własnej woli w działaniu, odebraliśmy ci możliwość wyboru.- Tak - oświadczył krótko Ray.- Nie byłeś z naszego rodu, to nie był twój konflikt [ Pobierz całość w formacie PDF ]