Pokrewne
- Strona Główna
- Montgomery Lucy Maud Ania z Zielonego Wzgorza RB
- Lucy Maud Montgomery Ania z Avonlea
- Montgomery Lucy Maud Ania z Avonlea
- Ania01 Ania z Zielonego Wzgorza
- John Grisham Firma (2)
- Piotr Sztompka Socjologia
- Grisham John Wspolnik (SCAN dal 812)
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Frączek M, Hausner J, Mazur S Wokół ekonomii społecznej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po powrocie do domu siostra zaciągnęła mnie do kuchni, gdzie siedziała matka.Nogi mi drżały i po prostu nie mogłam się na nich utrzymać.Tymczasem mama przyciągnęła mnie do siebie, ucałowała i przytuliła do serca.„Lękałam się, że zabłądziłaś, kochanie” — rzekła czule.Ujrzałam w jej oczach prawdziwą miłość.Nigdy na mnie nie krzyczała, tylko upominała.I wtedy powiedziała po prostu, że nie powinnam się oddalać bez pozwolenia.Matka moja wkrótce potem umarła i to jest jedyne wspomnienie, jakie mi po niej zostało.Czyż nie piękne?Ania najbardziej odczuła swą samotność, gdy powracała do domu przez Ścieżkę Brzóz i Szum Wierzb.Już od kilku miesięcy ani razu nie przechodziła tą drogą.Wieczór, rozjaśniony purpurą nieba, przepełniony był ostrą, ciężką wonią kwiecia.Przydrożne brzozy, niedawno jeszcze malutkie, wyrosły teraz na duże drzewa.Wszystko się zmieniło.Ania poczuła, że pragnie, by lato minęło i by mogła znowu rozpocząć dawną pracę.Może życie wówczas nie wydawałoby jej się tak puste.Doprawdy, czyżby świat był pozbawiony całkowicie romantyczności? Rozpamiętywanie tej myśli, która wydała się Ani… romantyczna, pokrzepiło ją nieco.ObjawienieNa lato państwo Irving powrócili do Chatki Ech i Ania spędziła u nich całe trzy urocze tygodnie.Panna Lawenda nie zmieniła się zupełnie, a Karolina Czwarta stała się dorosłą, młodą kobietą, lecz jak dawniej darzyła Anię prawdziwym uwielbieniem.— Muszę przyznać, panno Shirley, że w całym Bostonie nie spotkałam i takiej osoby jak pani — oznajmiła szczerze.Jaś wyrósł także.Miał już teraz szesnaście lat.Włosy mu pociemniały, znikły złociste kędziory.Interesowała go najbardziej piłka nożna, a o bajkach już dawno zapomniał, chociaż nie przestał kochać swej dawnej nauczycielki.To, co jest drogie w dzieciństwie, na ogół pozostaje drogie i później.W słotny deszczowy wieczór lipcowy Ania powracała na Zielone Wzgórze.— Czy to Jaś odprowadził cię do domu? — zagadnęła Maryla.— Czemu nie zatrzymałaś go na noc? Zanosi się na większy deszcz.— Zdąży jeszcze do domu, zanim się rozpada na dobre.Powiedział, że koniecznie musi wrócić.Cudownie się tam u nich czułam, ale jestem rada, że was znowu widzę.Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.Tadziu, znów urosłeś?— Jestem większy o jeden cal — odparł Tadzio z dumą.— Jestem już teraz taki wysoki jak Emilek Boutler.Ogromnie się z tego cieszę, bo wreszcie przestanie się chwalić, że jest wyższy ode mnie.Aniu, czy ty wiesz, że Gilbert Blythe jest umierający?Ania stanęła nieruchomo z oczami utkwionymi w twarzy Tadzia.Nagle tak strasznie pobladła, że Maryla przeraziła się, iż zemdleje.— Nie gadaj głupstw, Tadek! — zawołała gniewnie pani Małgorzata.— Aniu, nie przejmuj się tak straszliwie.Chcieliśmy cię do tej wiadomości przygotować powoli.— Więc to prawda? — zapytała Ania nieswoim głosem.— Gilbert jest bardzo chory — odparła pani Linde z powagą.— Po twoim wyjeździe do Chatki Ech zachorował na tyfus.Nic o tym nie wiedziałaś?— Nie — wyszeptała Ania tym samym dziwnym głosem.— Stan był od razu groźny.Lekarz utrzymuje, że Gilbert jest wyczerpany.Przyjęli nawet pielęgniarkę i ratują go, jak mogą.Ale ty nie przejmuj się aż tak, Aniu.Przecież póki żyje, poty trzeba mieć nadzieję.— Pan Harrison mówił mi dzisiaj, że nie ma żadnej nadziei — wtrącił Tadzio.Mimo wielkiego przygnębienia Maryla podniosła się energicznie z krzesła i ująwszy Tadzia za rękę, wyprowadziła go z kuchni.— Moja kochana, nie powinnaś się tak przejmować — tłumaczyła pani Małgorzata, obejmując Anię serdecznie.— Ja nie tracę nadziei.Przecież to młody chłopak i musi mieć silny organizm.Ania łagodnie wysunęła się z objęć pani Linde i przeszedłszy kuchnię i przedsionek, weszła po schodach na swoją facjatkę.Przy oknie padła na kolana i utkwiła wzrok w bezgwiezdnym niebie.Deszcz przechodził w coraz większą ulewę.Las Duchów był pełen jęków potężnych drzew miotanych wichurą, powietrze drgało od huku ciężkich fal, uderzających z łoskotem w odległy brzeg morza.I — Gilbert umierał!W każdym życiu istnieje księga objawienia, tak samo jak istnieje ona w Biblii.Tej nocy podczas długich godzin czuwania Ania czytała swą księgę.Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że kocha Gilberta! Kochała go zawsze! Życie bez niego utraciłoby dla niej wszelką wartość.Niestety, świadomość ta przyszła za późno.Gdyby nie była dotychczas tak ślepa, tak szalona, miałaby teraz prawo pójść tam, do niego, i być przy nim do ostatka.I oto Gilbert nie dowie się, że ona go kochała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Po powrocie do domu siostra zaciągnęła mnie do kuchni, gdzie siedziała matka.Nogi mi drżały i po prostu nie mogłam się na nich utrzymać.Tymczasem mama przyciągnęła mnie do siebie, ucałowała i przytuliła do serca.„Lękałam się, że zabłądziłaś, kochanie” — rzekła czule.Ujrzałam w jej oczach prawdziwą miłość.Nigdy na mnie nie krzyczała, tylko upominała.I wtedy powiedziała po prostu, że nie powinnam się oddalać bez pozwolenia.Matka moja wkrótce potem umarła i to jest jedyne wspomnienie, jakie mi po niej zostało.Czyż nie piękne?Ania najbardziej odczuła swą samotność, gdy powracała do domu przez Ścieżkę Brzóz i Szum Wierzb.Już od kilku miesięcy ani razu nie przechodziła tą drogą.Wieczór, rozjaśniony purpurą nieba, przepełniony był ostrą, ciężką wonią kwiecia.Przydrożne brzozy, niedawno jeszcze malutkie, wyrosły teraz na duże drzewa.Wszystko się zmieniło.Ania poczuła, że pragnie, by lato minęło i by mogła znowu rozpocząć dawną pracę.Może życie wówczas nie wydawałoby jej się tak puste.Doprawdy, czyżby świat był pozbawiony całkowicie romantyczności? Rozpamiętywanie tej myśli, która wydała się Ani… romantyczna, pokrzepiło ją nieco.ObjawienieNa lato państwo Irving powrócili do Chatki Ech i Ania spędziła u nich całe trzy urocze tygodnie.Panna Lawenda nie zmieniła się zupełnie, a Karolina Czwarta stała się dorosłą, młodą kobietą, lecz jak dawniej darzyła Anię prawdziwym uwielbieniem.— Muszę przyznać, panno Shirley, że w całym Bostonie nie spotkałam i takiej osoby jak pani — oznajmiła szczerze.Jaś wyrósł także.Miał już teraz szesnaście lat.Włosy mu pociemniały, znikły złociste kędziory.Interesowała go najbardziej piłka nożna, a o bajkach już dawno zapomniał, chociaż nie przestał kochać swej dawnej nauczycielki.To, co jest drogie w dzieciństwie, na ogół pozostaje drogie i później.W słotny deszczowy wieczór lipcowy Ania powracała na Zielone Wzgórze.— Czy to Jaś odprowadził cię do domu? — zagadnęła Maryla.— Czemu nie zatrzymałaś go na noc? Zanosi się na większy deszcz.— Zdąży jeszcze do domu, zanim się rozpada na dobre.Powiedział, że koniecznie musi wrócić.Cudownie się tam u nich czułam, ale jestem rada, że was znowu widzę.Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.Tadziu, znów urosłeś?— Jestem większy o jeden cal — odparł Tadzio z dumą.— Jestem już teraz taki wysoki jak Emilek Boutler.Ogromnie się z tego cieszę, bo wreszcie przestanie się chwalić, że jest wyższy ode mnie.Aniu, czy ty wiesz, że Gilbert Blythe jest umierający?Ania stanęła nieruchomo z oczami utkwionymi w twarzy Tadzia.Nagle tak strasznie pobladła, że Maryla przeraziła się, iż zemdleje.— Nie gadaj głupstw, Tadek! — zawołała gniewnie pani Małgorzata.— Aniu, nie przejmuj się tak straszliwie.Chcieliśmy cię do tej wiadomości przygotować powoli.— Więc to prawda? — zapytała Ania nieswoim głosem.— Gilbert jest bardzo chory — odparła pani Linde z powagą.— Po twoim wyjeździe do Chatki Ech zachorował na tyfus.Nic o tym nie wiedziałaś?— Nie — wyszeptała Ania tym samym dziwnym głosem.— Stan był od razu groźny.Lekarz utrzymuje, że Gilbert jest wyczerpany.Przyjęli nawet pielęgniarkę i ratują go, jak mogą.Ale ty nie przejmuj się aż tak, Aniu.Przecież póki żyje, poty trzeba mieć nadzieję.— Pan Harrison mówił mi dzisiaj, że nie ma żadnej nadziei — wtrącił Tadzio.Mimo wielkiego przygnębienia Maryla podniosła się energicznie z krzesła i ująwszy Tadzia za rękę, wyprowadziła go z kuchni.— Moja kochana, nie powinnaś się tak przejmować — tłumaczyła pani Małgorzata, obejmując Anię serdecznie.— Ja nie tracę nadziei.Przecież to młody chłopak i musi mieć silny organizm.Ania łagodnie wysunęła się z objęć pani Linde i przeszedłszy kuchnię i przedsionek, weszła po schodach na swoją facjatkę.Przy oknie padła na kolana i utkwiła wzrok w bezgwiezdnym niebie.Deszcz przechodził w coraz większą ulewę.Las Duchów był pełen jęków potężnych drzew miotanych wichurą, powietrze drgało od huku ciężkich fal, uderzających z łoskotem w odległy brzeg morza.I — Gilbert umierał!W każdym życiu istnieje księga objawienia, tak samo jak istnieje ona w Biblii.Tej nocy podczas długich godzin czuwania Ania czytała swą księgę.Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że kocha Gilberta! Kochała go zawsze! Życie bez niego utraciłoby dla niej wszelką wartość.Niestety, świadomość ta przyszła za późno.Gdyby nie była dotychczas tak ślepa, tak szalona, miałaby teraz prawo pójść tam, do niego, i być przy nim do ostatka.I oto Gilbert nie dowie się, że ona go kochała [ Pobierz całość w formacie PDF ]