[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głowę jej zdobił wielki, biały kapelusz o trzech podniszczonych strusich piórach.Różowa gazowa woalka, suto nakrapiana czarnymi punktami, spływała z ronda kapelusza na ramiona, powiewając jak dwa proporce.Przystrojona była w tyle kosztowności, ile tylko jej drobna osóbka mogła na sobie pomieścić.Wraz z jej przybyciem w pokoju rozszedł się silny zapach perfum.— Jestem pani Donnell… Henrykowa Donnell?? — oświadczyło zjawisko.— Przyszłam rozmówić się z panią w pewnej sprawie, o której opowiadała mi Klarysa— Almira po powrocie ze szkoły.Było mi nadzwyczajnie przykro.— I mnie jest bardzo przykro — wyjąkała Ania, na próżno starając się przypomnieć sobie jakiekolwiek zajście z dziećmi Donnellów.— Klarysa— Almira powiedziała mi, że pani wymawia nazwisko nasze Donnell.Tymczasem prawidłowe brzmienie jego jest Donnell?? — akcent na drugiej sylabie.Ufam, że pani będzie pamiętała o tym w przyszłości.— Postaram się — wykrztusiła Ania, z trudnością powstrzymując wybuch śmiechu.— Wiem z doświadczenia, jak przykro jest widzieć swoje nazwisko napisane nieortograficznie, domyślam się więc, że jeszcze przykrzej jest słyszeć je źle wymawiane.— O, niewątpliwie! Klarysa— Almira powiadomiła mnie też, że pani syna mego nazywa Kubą.— Takie imię mi podał — tłumaczyła się Ania.— Powinnam się była tego spodziewać — rzekła pani Donnell tonem, z którego można było wnosić, że w tym zepsutym stuleciu nie należy oczekiwać wdzięczności od dzieci.— Ten chłopiec ma tak plebejskie upodobania! Gdy się urodził, chciałam go nazwać Saint–Clair; to brzmi arystokratycznie, nieprawdaż? Ale mój mąż żądał, by się nazywał Jakub — po stryju.Ustąpiłam, bo stryj Jakub był to bogaty stary kawaler.I co pani na to powie? Kiedy nasz Bogu ducha winny malec skończył pięć lat, staremu Jakubowi strzeliło coś do głowy, ożenił się i oto ma trzech własnych chłopców.Słyszała pani kiedy o podobnej niewdzięczności? W chwili gdyśmy otrzymali zaproszenie na ślub — miał jeszcze czelność nas zapraszać! — rzekłam: „U nas skończyło się z Jakubami, dziękuję uprzejmie”.Odtąd nazywam mego syna Saint–Clairem i Saint–Clairem musi pozostać.Wprawdzie ojciec uparcie nazywa go Jakubem — on sam też ma jakąś szczególną słabość do tego ordynarnego imienia — ale dla mnie jest i pozostanie Saint–Clairem.Pani zechce o tym pamiętać, prawda? Dziękuję.Od razu powiedziałam Klarysie— Almirze, że to tylko nieporozumienie i jedno słówko wystarczy dla usunięcia go.Donnell — akcent na drugiej sylabie, i Saint–Clair — pod żadnym pozorem Jakub.Pani będzie pamiętać? Dziękuję bardzo.Pani Henrykowa Donnell zaszeleściła sukniami i wyfrunęła; Ania zaś zamknęła szkołę i poszła do domu.U stóp wzgórza na Ścieżce Brzóz zastała Jasia Irvinga.Podał jej wiązankę cudnych leśnych storczyków, ulubionych kwiatów dzieci Avonlea.— Zebrałem je w lesie — rzekł nieśmiało — i powróciłem, aby je pani ofiarować.Zdaje mi się, że pani musi lubić kwiaty, a ja — dodał, podnosząc na nią swoje wielkie, piękne oczy — kocham panią.— Dziękuję ci, kochanie — odpowiedziała Ania ujmując pachnące kwiaty.Zniechęcenie i znużenie opuściły ją, jak gdyby słowa Jasia były czarodziejskim zaklęciem.Pełna różowych nadziei, lekkim krokiem przebiegła resztę drogi, a cudny zapach storczyków towarzyszył jej jak błogosławieństwo.— No, jakże ci się powiodło? — pytała Maryla niecierpliwie.— Spytaj mnie o to za miesiąc, wtedy zdołam ci odpowiedzieć.Dzisiaj nie mogę — sama nie wiem.Czuję, że mąci mi się w głowie.Jedyne, czego jestem pewna, to to, że nauczyłam małego Wrighta, iż A jest A.Nigdy dotąd nie wiedział o tym.Czyż to nie cudowna rzecz wprowadzić duszyczkę na drogę, u której końca pozna Szekspira i „Raj utracony”?Nieco później nadeszła pani Linde, przynosząc pocieszające wieści.Ta poczciwa niewiasta wyczekiwała u swej furtki dzieci powracających ze szkoły, ażeby się dowiedzieć, jak im się podobała nowa nauczycielka.— Wszystkie były tobą zachwycone, Aniu, z wyjątkiem Antosia Pye.Nie mogę zataić, że był on innego zdania.Wyraźnie powiedział: „To nic dobrego, taka jak wszystkie baby nauczycielki”.Ta latorośl Pye’ów przeznaczona jest na twoje utrapienie.Ale nie przejmuj się tym.— Nie przejmuję się, bo jestem pewna, że potrafię zyskać sympatię tego urwisa.Łagodnością i cierpliwością na pewno zdobędę jego serduszko.— Za żadnego Pye’a nie można ręczyć — zauważyła pani Małgorzata niedowierzająco.— Co się tyczy tej zwariowanej Donnell, to ja nie będę jej nazywała Donnell, mogę cię zapewnić.Jej nazwisko jest i zawsze było Donnell.To istna wariatka, ot co! Ma ona mopsa, którego przezwała „Księżniczką” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl