[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem mógłby pan sprawdzić zawór zbiornika na obecność trucizny.Niech się pan tam uda osobiście, jeśli to konieczne i zrobi to.Baley ostro poganiał czcigodnego Kosmitę rozkazując mu niczym robotowi i zupełnie się nad tym nie zastanawiając.Kosmita zresztą nie protestował.Doktor Thool miał jednak wątpliwości Jak można zatruć zawór zbiornika? Jestem pewien, że to niemożliwe.— Prawdopodobnie nie, — zgodził się Baley, — ale tak czy inaczej proszę to dla pewności sprawdzić.Było to rzeczywiście mało prawdopodobne.Z wyjaśnień robotów wynikało, że zawór był typowym produktem solariańskiej zapobiegliwości.Woda wpływająca do zbiornika była uzdatniana.Zapewniano jej właściwą ilość tlenu, a także najróżniejszych jonów, nawet w śladowych ilościach, o ile organizm człowieka ich potrzebował.Było wysoce nieprawdopodobne by jakakolwiek trucizna nie została wychwycona przez któreś z urządzeń kontrolnych.Jeśliby zbiornik został uznany za bezpieczny znacznie ograniczałoby to możliwy czas.Mogło chodzić wyłącznie o tę godzinę, kiedy karafka (niezakorkowana, pomyślał Baley z goryczą) miała się wolno nagrzewać, zgodnie z zachcianką Gruera.Doktor Thool spytał marszcząc czoło — Ale jak mam to sprawdzić?— Na Jozafata! Weźmie pan ze sobą jakieś zwierzę i wstrzyknie mu trochę tej wody albo zmusi je pan do wypicia.Ruszże głową, człowieku! To samo zrobi pan z zawartością karafki i jeśli została zatruta, a musiało tak być, przeprowadzi pan kilka najprostszych testów, opisywanych w filmach.Niechże pan cokolwiek zrobi!— Chwileczkę! O jakiej karafce pan mówi?— O karafce z wodą, tę z której robot napełnił szklankę trucizną.— Ależ, została już umyta, jak sądzę.Z pewnością sprzątnięto ]ą rutynowo.Baley jęknął.Oczywiście: Zachowanie dowodów było niemożliwością gdy tłum pracowitych robotów niszczył je starannie w imię porządku.Powinien był wydać odpowiedni rozkaz ale to nie był przecież jego świat.Nigdy nie nauczy się tu postępować jak należy.— Na Jozafata!Nadeszła w końcu wiadomość, że przeszukano posiadłość Gruera i nie wykryto żadnych śladów nieproszonych gości.— To raczej utrudnia rozwiązanie, Eliaszu.Wygląda na to, że nikt nie może być trucicielem — zauważył Daniel.Baley, pogrążony w myślach, nie słuchał uważnie.— Co takiego?…Wcale nie.Wcale nie.Wcale nie.To rozjaśnia sprawę — Nie wyjaśnił tych słów, wiedząc, że Daniel nie zrozumiałby ani nie wierzył w to, co dla niego samego było już niewątpliwa prawdą.Daniel nie prosił zresztą o wyjaśnienia.Takie wdzieranie się w myśli człowieka, nie byłoby w jego stylu.Baley chodził tam i z powrotem.Obawiał się nadejścia nocy gdy budził się w nim lek przed otwartą przestrzenia i rosła tęsknota za Ziemią.Pragnął, by coś się działo.— Może byśmy zobaczyli się znów z panią Delmarre? Każ — robotom nawiązać łączność — zwrócił się do Daniela.Przeszli do sali spotkań.Baley przyglądał się jak robot wywija swymi zwinnymi metalowymi palcami.Jakieś niejasne myśli przesłaniały mu ten obraz, pierzchły jednak na widok stołu, nakrytego do obiadu, który zajął nagle połowę sali.Powitał ich głos Gladii a w chwile później pokażą.’?, się ona sama — Niech cię to nie dziwi, Eliaszu.Jest właśnie pora obiadu.Jak widzisz, jestem odpowiednio ubrana.Tak też było.Miała na sobie jasnobłękitną suknię z długimi rękawami, spływająca jej aż do kostek.Do szyi i ramion przylegała żółta kreza odrobinę jaśniejsza od jej ułożonych w fale włosów.— Nie chciałbym ci przeszkadzać przy jedzeniu.— Jeszcze nie zaczęłam.Może chciałbyś rai towarzyszyć? — Towarzyszyć ci? — Baley spojrzał na nią podejrzliwie.Zaśmiała się — Wy, Ziemianie, jesteście zabawni.Nie miałam na myśli ciebie we własnej osobie.To przecież byłoby niemożliwe.Idź do swojej jadalni a wtedy będziecie mogli obaj zjeść ze mną razem.— Ale jeśli stąd wyjdę…— Twój technik będzie utrzymywał łączność.Daniel skinął głową.Baley ruszył niepewnie ku drzwiom.Gladia jej stół i otoczenie ruszyły wraz z nim.Gladia uśmiechała się zachęcająco — widzisz? Twój technik utrzymuje połączenie.Baley i Daniel podróżowali ruchomym chodnikiem, którego Baley zupełnie sobie nie przypominał.Najwyraźniej sale w tej nieprawdopodobnej budowli połączone były różnymi przejściami, z których on znał nieliczne, Daniel zaś, oczywiście wszystkie.Gladia i jej zastawiony stół towarzyszyli im przez cały czas, przenikając ściany, czasem unosząc się nad posadzką, a czasem nieco się w niej pogrążając.Baley zatrzymał się, mrucząc — To się zaczyna robić meczące…— Czy nie kręci ci się w głowie? — spytała natychmiast Gladia.— Trochę.— Więc każ swojemu technikowi zatrzymać mój obraz i połącz nas na nowo, kiedy znajdziesz się w jadalni.— Każę to zrobić, Eliaszu — powiedział Daniel.Czekał na nich nakryty stół.W talerzach parowała jakaś brunatna zupa, w której pływały kawałki mięsa pokrojonego w kostki, a pośrodku stołu królował przygotowany do krojenia jakiś wielki pieczony ptak.Daniel pomówił z usługującym robotem i oba rozstawione nakrycia umieszczono w jednym końcu stołu.Jak na dany znak ściana usunęła się, stół pozornie wydłużył, a w jego przeciwległym końcu pojawiła się Gladia.Obie sale i oba stoły połączyły się z taką precyzją, że gdyby nie odmienny styl zastawy stołowej i różne wzory ścian i posadzek można by uwierzyć, że jedzą razem.— No proszę! — powiedziała z zadowoleniem Gladia — Czy tak nie jest wygodniej?— Jest bardzo wygodnie — zgodził się Baley.Skosztował zupy, stwierdził że jest wyśmienita i nie żałował sobie — Czy słyszałaś o agencie Gruerze?Troska pojawiła się w jej twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl