[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Margo posłodziła kawę.- Lubię wiedzieć, jakie książki czytują księgarze.- Chciałabym mieć więcej czasu na lekturę - wyznała Annie.Wielu jej kolegów po fachu powiedziałoby to samo.Margo pomieszała kawę i spojrzała na Annie z uwagą.- Obiad bardzo mi smakował.W czym mogę pomóc, pani Darling? - spytała.Była chyba lekko rozbawiona.Skoro Margo Wright nie bawi się w subtelności, Annie potrafi się do tego dostosować.- Jestem zdecydowana zrobić wszystko, żeby nie dopu­ścić do publikacji oszczerczej biografii Agathy Christie.Margo Wright uśmiechnęła się lekko.- Nie sądzę, żeby Agatha Christie potrzebowała pani po­mocy.Kelnerka znów napełniła filiżanki kawą.Margo Wright uniosła swoją jak do toastu.- Za udane łowy.- Za łowy? - powtórzyła za nią Annie.- Chce pani upolować mordercę, prawda?Popijając kawę, nie spuszczała Annie z oka.Henny mia­ła rację.- Szczerze mówiąc, nie poluję na tego człowieka - powie­działa Annie powoli, starannie dobierając słowa.- Jeśli do­wiem się, kto to zrobił, poinformuję o tym policję.Mnie in­teresuje Neil Bledsoe.Niech pani posłucha - miała nadzie­ję, że nie jest zbyt natarczywa - muszę wiedzieć wszystko, co mogłoby zdyskredytować Neila Bledsoe.Możliwe, że Agatha Christie nie potrzebuje mojej pomocy, ale nie za­mierzam przyglądać się bezczynnie, jak ktoś ją niszczy.Po­za tym, Bledsoe to gnida i nadszedł czas, żeby ktoś dał mu po nosie.- To mi się podoba.- W głosie Margo pierwszy raz dały się słyszeć silne emocje.- Bardzo mi się podoba.- Palce o karminowych paznokciach zaczęły bębnić po blacie.- Gni­da? Tak, moja droga, Neil to prawdziwa gnida.Ale wiele osiągnął.Może dzięki wytrwałości? Na początku lat siedem­dziesiątych chodził od domu do domu i sprzedawał te swoje książczyny.Potem zaczął wydawać ten szmatławy periodyk.Zastanawiam się, skąd miał na to pieniądze.To kosztuje.Udało mu się.Mnóstwo ludzi odczuwa miły dreszczyk pod­niecenia, kiedy czyta o plastikowych bombach, o umiejętno­ści przetrwania w skrajnie trudnych warunkach i o tym, jak można wykoleić pociąg.Potem wszystko stracił.Może od sa­mego początku firmował swoim nazwiskiem czyjeś interesy? Znów musiał zacząć zarabiać na życie jak wszyscy.- I dostał pracę w agencji, która zatrudniała panią - wtrąciła Annie.- Skąd pani wie? - spytała spokojnie Margo.Annie zrobiła niewinną minkę.- Ktoś mi powiedział.- Rozmawiała pani o mnie? - spytała Margo cichym gło­sem.- Nie.O Neilu.- Z kim?Annie nie musiała nawet udawać, że nie wie, kto to był, ponieważ nikt taki nie istniał.Wzruszyła ramionami.- Ktoś nieznajomy.Przypadkiem słyszałam.- Podsłuchiwała pani? - spytała Margo z niedowierza­niem.- Muszę wiedzieć o Neilu Bledsoe wszystko - odparła szorstkim głosem Annie.Przez chwilę panowało milczenie.Potem Margo kiwnęła głową.- Zaraz po szkole podjęłam pracę u Boba Mastersa jako recepcjonistka.Nocami za grosze czytywałam rękopisy.Bob doszedł do wniosku, że jestem zdolna.Praca była moim życiem.Cztery lata później Bob przyjął mnie na wspólniczkę.To było w 1978 roku.- Dotychczas mówiła szybko, ale teraz zamilkła.- Tak? - ponagliła ją Annie.- To były najpiękniejsze chwile w moim życiu.Początki zawsze są niezapomniane.- Na chwilę jej twarz rozjaśniła się, ale szybko wrócił na nią wyraz powagi.- Byłam zbyt młoda, żeby wiedzieć, że każdy początek prowadzi do końca.Przez pewien czas wszystko szło świetnie.Odkryłam Pamelę Gerrard.Pamela.- Margo zaczęła się bawić łyżecz­ką.- W 1981 roku Bob zatrudnił Neila.Od początku byłam temu przeciwna, ale Bob chciał przyciągnąć miłośników bardziej okrutnej literatury.Neil pewnie wiedział, że nie chciałam go zatrudniać.Pewnego razu usłyszałam, jak umawia się z młodą pisarką, która przysłała swój rękopis, pytając, czy go przyjmiemy.Nie uzgodnił tego ze mną.Bob wyjechał na kilka dni.Powiedziałam Neilowi, co o nim myślę.- Margo zaśmiała się, ale bez wesołości.- Myślałam, że to wystarczy.To śmieszne, ale nie przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć o wszystkim Bobowi.Miesiąc później zna­lazłam na swoim biurku wymówienie, podpisane przez Bo­ba.Wyrzucił mnie za nieprofesjonalizm i wyjechał z mia­sta.Nie chciał ze mną rozmawiać.Zabrałam swoje rzeczy, ale nie dawałam mu spokoju: dzwoniłam, pisałam.W koń­cu sekretarka zlitowała się nade mną.Dowiedziałam się od niej, że wszyscy autorzy dostali podpisany moim nazwi­skiem list, w którym domagam się pięćdziesięciu dolarów za przeczytanie ich rękopisów.Niektóre agencje pobierają takie opłaty, ale nie te najlepsze.Bob tego nie robił.W li­ście była prośba, żeby czeki wystawiać na moje nazwisko.Jeden z pisarzy poskarżył się Bobowi i dlatego zostałam wylana.- Bledsoe wysłał te listy? Jak mu się to udało? Przecież gdyby nawet pisarze wysłali pieniądze, on i tak by ich nie dostał.- Rozmawiałam o tym z recepcjonistką.Powiedziała, że Neil poprosił o przekazywanie mu mojej korespondencji z określonymi osobami.Mówił, że oddałam mu te kontakty.Nie przyszło jej do głowy, że to nieprawda.- Na policzki agentki wypłynął silny rumieniec.- Sfałszował mój podpis i zrealizował te czeki.Po pewnym czasie udało mi się spo­tkać z Bobem.Nie uwierzył mi.- Po tylu latach to wspo­mnienie najwyraźniej nadal było bardzo bolesne.- Bob po­wiedział, że nikt nie zadałby sobie tyle trudu tylko po to, żeby ściągnąć kłopoty na drugiego człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl