Pokrewne
- Strona Główna
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoć nas połšczy
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (3)
- Szrejter Artur Mitologia Germanska (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieniegdzie zaś pomiędzy wozami i kramami kurzyło się z blaszanych kominków - tam sprzedawaligorącą herbatę - a insze jadło, jako to: kiełbasę prażoną, kapustę, barszcz z ziemniakami też mieli.I dziadów zlazło się ze wszystkich stron co niemiara: ślepych, kulawych, niemych i zgoła bez rąk i nóg,tyla jak na odpuście jakim.Wygrywali na skrzypicach pieśnie pobożne, drugie śpiewali pobrzękując wmiseczki, a wszystkie spod wozów, spod ścian i prosto z błocka żebrali lękliwie i wypraszali sobie tengrosik jakiś abo jensze wspomożenie.Przejrzał to wszystko Boryna, podziwował się nad niejednym, pogwarzył coś niecoś ze znajomkami idopchał się wreszcie na targowisko świńskie, za klasztor, na ogromny piaszczysty plac, z rzadka inoobsadzony domami, gdzie pod samym murem klasztoru, zza którego wychylały się ogromne dęby,pełne jeszcze żółtych liści, kupiło się dosyć ludzi, wozów i leżały całe zagony świń spędzonych nasprzedaż.Rychło odnalazł Hankę z Józką, bo zaraz z kraja były.- Sprzedajeta, co?- Hale, już tu targowali rzeznicy maciorę, ale mało dają.- Zwinie drogie?- Bogać tam drogie, spędzili tyla, że nie wiada, kto ci to rozkupi.- Są ludzie z Lipiec?- O, hań tam mają prosięta Kłęby, a i Szymek Dominików stoi przy wieprzku.- Uwińta się rychło, to se zdziebko popatrzycie na jarmark.- Już też i ckno tak siedzieć.- Wiele dają za maciorę?- Trzydzieści papierków, powiadają, że niedopasiona, bo ino w gnatach gruba, a nie w słoninie.- Ocyganiają, jak ino mogą.ale, ma ci słoninę na jakie cztery palce.- rzekł, omacawszy maciorzegrzbiet i boki.- Wieprzak chudy na bokach, ale portki ma niezgorsze na szynki - dodał spędziwszy go zmokrego piasku, w którym do pół boków leżał zanurzony.- Za trzydzieści pięć sprzedajcie, zajrze do Antka ino i zaraz do was przylece.Jeść wam się nie chce?.- Pojadłyśmy już chleba.- Kupię wam i kiełbasy, ino sprzedajcie, a dobrze.Tatulu, a nie zabaczcie o chustce, coście to jeszczena zwiesne obiecali.Boryna sięgnął za pazuchę, ale się wstrzymał, jakby go coś tknęło, bo tylko machnął ręką i rzekłodchodząc:- Kupię ci, Józia, kupię.- i aż w dyrdy ruszył, bo dojrzał twarz Jagny między wozami, ale nim doszedł,sczezła gdzieś do cna, jakby się w ziemię zapadła; jął więc odszukiwać Antka; niełacno to było, bo wtej uliczce, prowadzącej z targowiska na rynek, stał wóz przy wozie, i to w rzędów parę, że środkiem i ztrudem niemałym a baczeniem można było przejechać, ale wnet się na niego natknął.Antek siedział naworkach i smagał batem żydowskie kury, co się stadami uwijały koło kobiałek, z których jadły konie, apółgębkiem odpowiadał kupcom:- Powiedziałem siedem, to powiedziałem.- Sześć i pół daję, więcej nie można, pszenica ze śniedzią.- Jak ci, parchu, lunę przez ten pysk paskudny, to ci wnet ześniedzieje.Ale, pszenica czysta jak złoto.- Może być, ale wilgotna.Kupię na miarę i po sześć rubli i pięć złotych.- Kupisz na wagę i po siedem, rzekłem!- Co się gospodarz gniewa! Kupię nie kupię, a potargować można.- A targuj się, kiej ci pyska nie szkoda.- I nie zwracał już uwagi na %7łydów, którzy rozwiązywali workipo kolei i oglądali pszenicę.- Antek, pójde ino do pisarza i w to oczymgnienie przyjde do cie.- Co? Na dwór skargę podajecie?- A bez kogo to padła moja graniasta?- Dużo to wskóracie!- Swojego darować nie daruję.- I.borowego przyprzeć gdzie w boru do chojaka, sprać czym twardym, żeby mu aż żebrazapiszczały- zaraz byłaby sprawiedliwość.- Borowy? Juści, że mu się to należy, ale dworowi też - rzekł twardo.- Dajcie mi złotówkę.- Na co ci?- Gorzałki bym się napił i przegryzł co.- Nie masz to swoich?.Cięgiem ino w ojcową garść uważasz.Antek odwrócił się gwałtownie i jął pogwizdywać ze złości, a stary, chociaż z żalem i markotnością,wysupłał złotówkę i dał.- %7ływ wszystkich swoją krwawicą.- myślał i spiesznie się przeciskał do ogromnego, narożnegoszynku, gdzie było już sporo ludzi pożywiających się; w alkierzu od podwórza mieszkał pisarz.Właśnie siedział pod oknem przy stole z cygarem w zębach, w koszuli był tylko, nie umyty irozczochrany; jakaś kobieta spała na sienniku w kącie, przykryta paltem.- Siadajcie, paniegospodarzu! - zrzucił ze stołka obłocone ubranie i podsunął Borynie, któren zaraz opowiedziałdokumentnie całą sprawę.- Wasza wygrana, jak amen w pacierzu.Jeszcze by! Krowa zdechła i chłopak choruje z przestrachu.Dobra nasza! - zatarł ręce i szukał papieru na stole.- Hale.kiej zdrowy chłopak.- Nic nie szkodzi, mógł zachorować.Bił go przecież.- Nie, bił ino chłopaka sąsiadów.- Szkoda, to by było jeszcze lepsze.Ale to się jakoś zesztukuje, tak że będzie i choroba z pobicia, izdechła krowa.Niech dwór płaci.- Juści, o nic nie idzie, ino o sprawiedliwość.- Zaraz się napisze skargę.Frania, a rusz no się, wałkoniu! - krzyknął i tak mocno kopnął leżącą, żepodniosła rozczochraną głowę.- Przynieś no gorzałki i co zjeść.- Ani dydka nie mam, a wiesz, Guciu, że nie zborgują.- mruczała i podniósłszy się z barłogu, jęłaziewać i przeciągać się; wielka była jak piec, twarz miała ogromną, obrzękłą, posiniaczoną i przepitą, agłos cienki, jakby dzieciątka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Gdzieniegdzie zaś pomiędzy wozami i kramami kurzyło się z blaszanych kominków - tam sprzedawaligorącą herbatę - a insze jadło, jako to: kiełbasę prażoną, kapustę, barszcz z ziemniakami też mieli.I dziadów zlazło się ze wszystkich stron co niemiara: ślepych, kulawych, niemych i zgoła bez rąk i nóg,tyla jak na odpuście jakim.Wygrywali na skrzypicach pieśnie pobożne, drugie śpiewali pobrzękując wmiseczki, a wszystkie spod wozów, spod ścian i prosto z błocka żebrali lękliwie i wypraszali sobie tengrosik jakiś abo jensze wspomożenie.Przejrzał to wszystko Boryna, podziwował się nad niejednym, pogwarzył coś niecoś ze znajomkami idopchał się wreszcie na targowisko świńskie, za klasztor, na ogromny piaszczysty plac, z rzadka inoobsadzony domami, gdzie pod samym murem klasztoru, zza którego wychylały się ogromne dęby,pełne jeszcze żółtych liści, kupiło się dosyć ludzi, wozów i leżały całe zagony świń spędzonych nasprzedaż.Rychło odnalazł Hankę z Józką, bo zaraz z kraja były.- Sprzedajeta, co?- Hale, już tu targowali rzeznicy maciorę, ale mało dają.- Zwinie drogie?- Bogać tam drogie, spędzili tyla, że nie wiada, kto ci to rozkupi.- Są ludzie z Lipiec?- O, hań tam mają prosięta Kłęby, a i Szymek Dominików stoi przy wieprzku.- Uwińta się rychło, to se zdziebko popatrzycie na jarmark.- Już też i ckno tak siedzieć.- Wiele dają za maciorę?- Trzydzieści papierków, powiadają, że niedopasiona, bo ino w gnatach gruba, a nie w słoninie.- Ocyganiają, jak ino mogą.ale, ma ci słoninę na jakie cztery palce.- rzekł, omacawszy maciorzegrzbiet i boki.- Wieprzak chudy na bokach, ale portki ma niezgorsze na szynki - dodał spędziwszy go zmokrego piasku, w którym do pół boków leżał zanurzony.- Za trzydzieści pięć sprzedajcie, zajrze do Antka ino i zaraz do was przylece.Jeść wam się nie chce?.- Pojadłyśmy już chleba.- Kupię wam i kiełbasy, ino sprzedajcie, a dobrze.Tatulu, a nie zabaczcie o chustce, coście to jeszczena zwiesne obiecali.Boryna sięgnął za pazuchę, ale się wstrzymał, jakby go coś tknęło, bo tylko machnął ręką i rzekłodchodząc:- Kupię ci, Józia, kupię.- i aż w dyrdy ruszył, bo dojrzał twarz Jagny między wozami, ale nim doszedł,sczezła gdzieś do cna, jakby się w ziemię zapadła; jął więc odszukiwać Antka; niełacno to było, bo wtej uliczce, prowadzącej z targowiska na rynek, stał wóz przy wozie, i to w rzędów parę, że środkiem i ztrudem niemałym a baczeniem można było przejechać, ale wnet się na niego natknął.Antek siedział naworkach i smagał batem żydowskie kury, co się stadami uwijały koło kobiałek, z których jadły konie, apółgębkiem odpowiadał kupcom:- Powiedziałem siedem, to powiedziałem.- Sześć i pół daję, więcej nie można, pszenica ze śniedzią.- Jak ci, parchu, lunę przez ten pysk paskudny, to ci wnet ześniedzieje.Ale, pszenica czysta jak złoto.- Może być, ale wilgotna.Kupię na miarę i po sześć rubli i pięć złotych.- Kupisz na wagę i po siedem, rzekłem!- Co się gospodarz gniewa! Kupię nie kupię, a potargować można.- A targuj się, kiej ci pyska nie szkoda.- I nie zwracał już uwagi na %7łydów, którzy rozwiązywali workipo kolei i oglądali pszenicę.- Antek, pójde ino do pisarza i w to oczymgnienie przyjde do cie.- Co? Na dwór skargę podajecie?- A bez kogo to padła moja graniasta?- Dużo to wskóracie!- Swojego darować nie daruję.- I.borowego przyprzeć gdzie w boru do chojaka, sprać czym twardym, żeby mu aż żebrazapiszczały- zaraz byłaby sprawiedliwość.- Borowy? Juści, że mu się to należy, ale dworowi też - rzekł twardo.- Dajcie mi złotówkę.- Na co ci?- Gorzałki bym się napił i przegryzł co.- Nie masz to swoich?.Cięgiem ino w ojcową garść uważasz.Antek odwrócił się gwałtownie i jął pogwizdywać ze złości, a stary, chociaż z żalem i markotnością,wysupłał złotówkę i dał.- %7ływ wszystkich swoją krwawicą.- myślał i spiesznie się przeciskał do ogromnego, narożnegoszynku, gdzie było już sporo ludzi pożywiających się; w alkierzu od podwórza mieszkał pisarz.Właśnie siedział pod oknem przy stole z cygarem w zębach, w koszuli był tylko, nie umyty irozczochrany; jakaś kobieta spała na sienniku w kącie, przykryta paltem.- Siadajcie, paniegospodarzu! - zrzucił ze stołka obłocone ubranie i podsunął Borynie, któren zaraz opowiedziałdokumentnie całą sprawę.- Wasza wygrana, jak amen w pacierzu.Jeszcze by! Krowa zdechła i chłopak choruje z przestrachu.Dobra nasza! - zatarł ręce i szukał papieru na stole.- Hale.kiej zdrowy chłopak.- Nic nie szkodzi, mógł zachorować.Bił go przecież.- Nie, bił ino chłopaka sąsiadów.- Szkoda, to by było jeszcze lepsze.Ale to się jakoś zesztukuje, tak że będzie i choroba z pobicia, izdechła krowa.Niech dwór płaci.- Juści, o nic nie idzie, ino o sprawiedliwość.- Zaraz się napisze skargę.Frania, a rusz no się, wałkoniu! - krzyknął i tak mocno kopnął leżącą, żepodniosła rozczochraną głowę.- Przynieś no gorzałki i co zjeść.- Ani dydka nie mam, a wiesz, Guciu, że nie zborgują.- mruczała i podniósłszy się z barłogu, jęłaziewać i przeciągać się; wielka była jak piec, twarz miała ogromną, obrzękłą, posiniaczoną i przepitą, agłos cienki, jakby dzieciątka [ Pobierz całość w formacie PDF ]