[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A tak międzynami, po cholerę pan tam poszedł? Pan wie, kim jest ten facet, który tam mieszkał? No co pani? Za kogo mnie pani ma? Za idiotę? Przecież to szef wołomińskiejmafii! Nie mówiłbym tego, ale podobno on nie żyje.Wie pani coś o tym? Wiem.Nie żyje.Fakt. No więc właśnie.Przedwczoraj jeszcze byliśmy na plaży, ostatnia chwila, bopotem pogoda się popsuła, wspólni znajomi i tak dalej, i przez pomyłkę zabrał moją183 zapalniczkę.Już nie mówię, że złota, ale pamiątkowa, mam ją od trzydziestu lat.Chciałem odebrać, poszedłem. A klucz? Przecież ten pokój zamknęli? Mecenas łypnął na mnie okiem i jakbyzmieszał się odrobinę. Klucz, klucz.O układach damsko-męskich pani kiedyś słyszała? Pani Nina.No,dał może swój klucz jednej damie i od niej go dostałem.Poszedłem.Mignęło mi, że dał jak dał, Wydra sama postarała się o dostęp do niedzwiedzia, możedla fartu, a może dla Seweryna.Nie rozwijałam tematu. No i po co?  spytałam z naganą. Zapalniczkę mógł mieć przy sobie,w kieszeni. Nie miał.Spotkałem go, miał jakieś problemy, przeprosił, zapalniczkę zostawiłw pokoju, i tak mi wyszło, że potem już do tego pokoju żywy nie wrócił.Dobrze miwyszło, znalazłem ją, o, proszę.Zaprezentował mi przedmiot, nawet ładny, możliwe, że złoty, z jakimśwygrawerowanym napisem.Trochę się zdziwiłam. Jak pan zdążył? Na wierzchu leżała, zobaczyłem ją od razu.I zaraz potem rzucił się na mnie tenobłąkany goryl.Już przedtem usiłował przeszkodzić mi wejść, ale mu się wyrwałem.Noa potem przepadło, może trochę zlekceważyłem, jakieś małpie ręce to ma, nie przyszłomi do głowy, żeby krzyczeć od razu, a pózniej już mi to uniemożliwił.%7łe mnie szlag nietrafił, to istny cud boski.Pani zdrowie.!Mecenas Koczarko musiał być niezle roztrzęsiony, skoro tak dużo powiedział, niezachowując żadnej ostrożności.W normalnych warunkach ważyłby każde słowoi z pewnością wymyśliłby coś innego.Wydra leciała na Seweryna, który pilnowałBertela i pandy, może i rzeczywiście dla niego skombinowała ten klucz.W każdymrazie dostęp do pokoju mieli.Możliwe także, że mecenas nie dla zapalniczki pchał siędo mafioza, dowiedział się, że nie żyje, i może czegoś u niego szukał.? A, co tam, niebędę się czepiać.Brandy mecenasowi pomogła w szybkim tempie, po następnych dziesięciu minutachzdołał się opanować, poniechał zwierzeń, a za to zaczął zadawać podchwytliwe pytania.Wrócił do zawodu.Na niektóre mogłam spokojnie odpowiedzieć, ale zabrakło mi czasu,uświadomiłam sobie, że Zygmuś wciąż jeszcze jest niebezpieczny dla otoczenia, śledczegrono nie zdoła się go pozbyć, a w grę wchodził problem Bodzia, który, jako Jacek, miałstracić wszystkie pieniądze.Musiałam tam wracać natychmiast.Przeprosiłam mecenasai uciekłam.Zygmusia ułagodziłam komunikatem, że owszem, chciał się tam wedrzeć przestępca,ale spłoszyła go sama obecność wartownika.Mecenasa Koczarko poświęciłam, dałamdo zrozumienia, iż jest postacią podejrzaną, której nie należy jeszcze rozszyfrowywać,184 wszyscy musimy udawać, że nic złego o nim nie wiemy.Cały zespół śledczy słuchałz szalonym zainteresowaniem, najgorsze zaś było to, że przypomniałam sobie o sprawiesprzed dwóch lat.Nie kto inny, a właśnie mecenas Koczarko bronił najmniej winnegoczłonka ruskiej wyścigowej mafii, która strzelała do siebie wzajemnie, płaciła zaś zaobronę mafia ożarowska.Z pewnością o tych wszystkich mafiach mecenas wiedziałwięcej ode mnie.Z dużym wysiłkiem zdołałam ominąć ten temat.Poświęciłam także i siebie, osobiście wyciągając Zygmusia od majora.Dawałam mudo zrozumienia, że mam interes dyskrecjonalny, mrugałam jednym okiem, krzywiłamgębę, pukałam go w łokieć, pukanie miało ten skutek, że roztargnionym gestem chwyciłmnie w objęcia, wysyczałam mu wreszcie do ucha świszczącym szeptem, że musimyomówić jego twórczość.To go wreszcie ruszyło, zerwał się, złapał walizkę, z obciążeniemw dłoni zaczął się żegnać, przemocą oderwałam go od Bodzia, który szczęśliwie przestałkryć uczucia i wyraz twarzy miał taki, jakby spotkały go wszystkie katastrofy świata.Jako wstęp do pogawędki o stratach, wręcz wymarzony. Nie należało mówić o tym przy wszystkich  rzekłam już na zewnątrz, ocierającpot z czoła. I to już zatrzymaj przy sobie.Ta cała afera, to nie tylko zwyczajni złodzieje i mętyspołeczne, sam ich widziałeś.Biorą w tym udział wyższe sfery, wmieszali w to ojca Bo. zająknęłam się i ugryzłam w język. Pana Bolesława!  podchwycił Zygmuś, wstrząśnięty. Zwiętej pamięci! Tak jest, świętej.No i niestety, Jacek stracił wszystkie pieniądze.Musiał ratowaćhonor ojca, sam rozumiesz.Nie rób mu już przykrości i nie przypominaj tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl