[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cathy była uosobieniem wdzięku i talentu.Gdyby któreś z dzieci Katza musiało przejść operację oka, Cathy była jedną z trzech osób na świecie, którym doktor powierzyłby to zadanie.W jego ustach był to najwyższy możliwy komplement.Cathy asystowała mu przy operacjach, on też niejednokrotnie się jej odwzajemniał, u niej też szukał w razie potrzeby fachowej porady.Bernie i Cathy byli parą przyjaciół i parą wspólników.Gdyby przyszło im kiedyś do głowy porzu­cić Instytut Wilmera, bez wahania założyliby razem prywatną praktykę, mimo że w medycynie podobne związki są na dłuższą metę jeszcze trud­niejsze niż w małżeństwie.Katz wyobrażał sobie nawet, że gdyby nada­rzyła się okazja, cjiętnie poprosiłby Cathy o rękę.Kochana dziewczyna.Z pewnością jest świetną matką.Również w klinice wciąż zajmowała się małymi pacjentami, częściej niż inni lekarze, gdyż przy operowaniu dzieci chirurg musi mieć małe ręce - dokładnie takie jak dłonie Cathy, małe, zwinne i niesamowicie sprawne.Cathy była niezwykle serdeczna dla malców, czym zjednała sobie miłość pielęgniarek z oddziału dziecię­cego.Prawdę mówiąc, kochał ją cały szpital, a zespół chirurgiczny, któ­rym kierowała, dałby się za nią pokrajać.Nie było na świecie lepszej kobiety niż Caroline.Kłopoty rodzinne? Jack znalazł sobie kogoś i krzywdzi żony?- Co za niewdzięczny skurwysyn.Spóźniał się jak zwykle.Cathy spostrzegła, że tym razem mąż zjawił się grubo po dziewiątej wieczór.Dlaczego nie może przyjść do domu o normalnej godzinie?Dobre pytanie.Właśnie, dlaczego?- Cześć, Cath - pozdrowił ją w drodze do sypialni.- Przepraszam, że tak późno.Kiedy zniknął na górze, podeszła do szafy i powąchała płaszcz.Nic.Zaraz na drugi dzień Jack oddal go do czyszczenia, tłumacząc, że zrobił na nim plamę.Rzeczywiście, plamę.Cathy zatrzęsła się cała.Co robić?Poczuła, że zaraz znowu się rozpłacze.Kiedy Jack ruszył z sypialni do kuchni, Cathy siedziała już w swoim fotelu.Nie zauważył wyrazu jej twarzy, nie zwrócił też uwagi na milcze­nie żony, która siedziała bez ruchu, patrząc niewidzącym wzrokiem w telewizor i szukając w myślach odpowiedzi.Zamiast niej znajdowała w sobie wyłącznie gniew.Potrzebna jej była porada.Nie chciała przecież dać za wygraną, rozejść się.Na własnej skórze czuła teraz, jak emocje i gniew biorą górę nad miłością i rozsądkiem.Wiedziała, że to niedobry znak i że powinna się temu opierać, lecz nie potrafiła.Gniew wciąż więc tylko narastał.Cathy cicho przeszła do kuchni i’ ukradkiem nalała sobie alkoholu.W planie na następny dzień nie miała żadnych operacji, więc jeden kieliszek nie zaszkodzi.Jeszcze raz spojrzała na męża, który znów nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.Dlaczego? Dlaczego jej nie zauważał? Jakby jej życie i bez tego nie było dość ciężkie.W porządku, lata spędzo­ne razem w Anglii okazały się świetne, Cathy przez pewien czas uczyła personel w Guy Hospital, podobało jej się to i nie zaszkodziło w otrzyma­niu etatu profesorskiego na John Hopkins, ale co do innych stron życia.Jacka nigdy nie było w domu, do cholery! Najpierw wciąż jeździł do Rosji, mieszał się do rokowań rozbrojeniowych i nie tylko do nich, bawił się w szpiega, a jej kazał siedzieć z dziećmi w domu i zaniedbywać pra­cę.Kilka razy ominęły ją niezmiernie ważne operacje, gdyż nie mogła w porę znaleźć opiekunki do dzieci i musiała zwalić na Berniego zabieg, który powinna wykonać sama.Cóż takiego robił w tym czasie Jack? Niegdyś Cathy pogodziła się na zawsze z faktem, że nie wolno jej nawet o to zapytać, lecz dziś ponowiła pytanie: co robi Jack? Może śmieje się jej w nos? Może tu i tam funduje sobie upojną noc z piękną agentką, jak w kiepskim filmie? Mogła go sobie wyobrazić, jak w egzotycznej scenerii, w cichym, -romantycznie oświetlonym barku spotyka się z kobietą-szpiegiem i od słowa do słowa.Cathy rozsiadła się znów przed telewizorem, upiła alkoholu i prawie natychmiast wypluła zawartość do szklanki.Nigdy nie piła dotąd bourbona bez lodu.Wszystko było jakąś pomyłką.Caroline wydało się nagle, że w jej głowie wrze wojna między siłami zła i dobra - a może między naiwnością i realnością? Nie wiedziała, jakimi, a co więcej, była zbyt zdenerwowana, by się nad tym zastanawiać.Dzisiejszy wieczór i tak przecież nie mógł niczego zmienić.Cathy uświadomiła sobie, że właśnie ma okres, więc gdyby nawet Jack chciał się z nią kochać (chociaż wiedziała, że nie zechce), musiałaby mu odmó­wić.Dlaczego miał się od niej czegokolwiek dopraszać, skoro radził sobie poza domem? A jeśli poprosi, co odpowiedzieć? Dlaczego miały ją zadowalać resztki, dlaczego nie ona jest najważniejsza?Następny łyk Cathy upiła ostrożniej.- Muszę się kogoś poradzić, muszę z kimś porozmawiać.Ale z kim?! -pomyślała.Przyszedł jej do głowy Bernie.Tak, Berniemu mogła zaufać.Porozmawia z nim zaraz po powrocie do kliniki.Jeszcze dwa dni.- Eliminacje mamy z głowy.- Nie da się ukryć, szefie - przytaknął trener Szturmowców.- A jak ci leci w Pentagonie, Dennis?- Mam trochę mniej zabawy niż ty z drużyną, Paul.- Co kto lubi.Jedni się bawią, inni rządzą.- Wszyscy chłopcy w formie?- A jak! Tyle meczów za nami, a kontuzji jakoś nie widać, za to cała drużyna rozkręciła się jak trzeba.Chciałbym jeszcze znów spróbować się z Wikingami.- Nie ty jeden - rzucił do słuchawki sekretarz Bunker, który rozma­wiał ze swojego biura w wewnętrznym kręgu Pentagonu.- Naprawdę myślisz, że powstrzymamy Tony’ego Willsa?- Co nam szkodzi spróbować.Prawda, jaki to świetny chłopak? Nie widziałem, żeby ktoś tak umiał biegać od czasów Gayla Sayersa.Jak moi obrońcy mają upilnować skubańca?- Nie wybiegajmy za daleko, ale faktycznie chciałbym za te parę tygodni być w Denver.- Jasne, Dennis, liczy się tylko ten najbliższy mecz.Nawet nie wiemy jeszcze, kto będzie w naszej grupie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl