[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję - powiedział przybysz i zdjął przemoczony płaszcz, który pani Fromm powiesiła w przedpokoju.Dziennikarz był w rzeczywistości kapitanem w Pierwszym Zarządzie Głównym (Zagranica) radzieckiego KGB.Zapowiadał się na doskonałego oficera, miał trzydzieści lat, był przystojny, władał językami, zdobył dyplom uniwersytecki z psychologii i politechniczny z mechaniki.Traudl Fromm rozgryzł w ciągu pól minuty.Nowe audi przed domem było luksusowe, lecz nie rzucało się w oczy, podobnie jak ubrania pani Fromm, eleganckie, lecz dalekie od ostentacji.Widać było, że gospodyni ma o sobie doskonałe mniemanie, odznacza się zachłannością, lecz jest jednocześnie dusigroszem.Prócz tego pani Fromm była ciekawa celu wizyty, ale dziwnie napięta, jak gdyby chciała coś ukryć, i jak gdyby zdawała sobie jednocześnie sprawę, że odsyłając intruza z kwit­kiem rozbudzi tylko podejrzenia.“Dziennikarz” zasiadł we wskazanym mu fotelu i czekał, co będzie dalej.Pani Fromm nie zaproponowała kawy, miała więc widocznie nadzieję, że rozmowa będzie krótka.Oficer zastana­wiał się już, czy o trzecim nazwisku z dziesięciu na liście nie warto by zameldować w Moskwie.- Pani mąż pracuje w elektrowni atomowej Greifswald-Nord?- Pracował.Przecież wie pan, że elektrownia idzie do rozbiórki.- Naturalnie, wiem o rym.Chciałem właśnie zapytać męża, co sądzi o tej decyzji.Mogę z nim porozmawiać?- Męża nie ma w domu - odparła zmieszana Frau Fromm.“Wiegler” udał, że nie widzi jej miny.- Naprawdę? A wolno mi zapytać, gdzie jest?- Wyjechał w swoich sprawach- Czy w takim razie mógłbym wpaść do niego za kilka dni?- Jeśli pan chce, to proszę.Ale proszę najpierw zadzwonić i mnie uprzedzić.- Traudl Fromm powiedziała to takim tonem, że oficer KGB drgnął.Tak, na pewno coś ukrywała, coś, co w dodatku wiązało się z.Naraz rozległo się nowe pukanie do drzwi.Frau Fromm pobiegła do przedpokoju.- Guten Abend, Frau Fromm - powiedział męski głos.- Mamy dla pani wiadomość od Manfreda.Na dźwięk tego głosu kapitan KGB zdwoił czujność, lecz postanowił zostać na miejscu.Ostatecznie był w Niemczech - kraju, w którym panu­je Ordnung.nie ryzykował więc, mógł za to czegoś się dowiedzieć.- Chwileczkę, panowie.Mam w tej chwili gościa - wybąkała Traudl.Następne zdanie wypowiedziano szeptem.Kapitan usłyszał kroki, lecz dopiero po dłuższej chwili podniósł wzrok na drzwi.Błąd ten miał go kosztować życie.Twarz, którą ujrzał, widział na setkach filmów o woj­nie, oglądanych w dzieciństwie, choć-przybysz nie miał na sobie czarne­go, lamowanego srebrem munduru oficera SS.Przed “dziennikarzem” stal poważny mężczyzna, w sile wieku, o niebieskich, bardzo zimnych oczach.Twarz, którą zawodowym instynktem rozpoznał jako.Nie było czasu.- Dobry wieczór.Właśnie miałem się zbierać.- Co to za jeden?Traudl nie zdążyła jednak odpowiedzieć.- Jestem dziennikarzem, z.- Za późno.Przybysz nieoczekiwanie podniósł w górę pistolet.- Was gibt’s hier? - podniósł glos “dziennikarz”.- Gdzie twój samochód? - zapytał ten z pistoletem.- Zaparkowałem kawałek dalej, bo.- Pełno miejsca przed domem, a ten parkuje dalej.Dziennikarze nie lubią spacerów.Kto cię tu przysłał?- Jestem dziennikarzem z.- Bez żartów.- Tego też bierzemy - oznajmił drugi mężczyzna, który trzymał się do tej pory z tylu.Jego twarz wydała się kapitanowi znajoma.Siłą woli zmusił się jednak, by wytrwać na miejscu.Kolejny błąd.- Słuchaj, co ci powiem.Pojedziemy na małą wycieczkę.Jeśli bę­dziesz robił, co każę, za trzy godziny puścimy cię wolno.Jeżeli nie, pożałujesz.Verstehst du? Tajniacy z wywiadu, domyślił się kapitan, ską­dinąd słusznie.Z niemieckiego wywiadu.Czyli - będą się trzymali pew­nych zasad, powiedział sobie oficer.Był to ostatni fałszywy wniosek w jego tak obiecującej karierze.Kurier z Cypru dotarł w oznaczonym czasie i wręczył przesyłkę zmiennikowi w jednym z pięciu zawczasu ustalonych punktów kontakto­wych, obserwowanych od dwunastu godzin.Odbiorca przeszedł na są­siednią ulicę i wskoczył na motocykl marki Yamaha.Po chwili był już za miastem, bijąc rekordy prędkości w kraju, w którym słowo motocyklista było synonimem choroby psychicznej.Dwie godziny później, kiedy mo­tocyklista upewnił się, że nikt za nim nie jedzie, doręczył przesyłkę w kolejne ręce i po półgodzinnym kluczeniu wrócił do punktu wyjścia.Günther Bock zezłościł się, kiedy zamiast wydrążonej książki ujrzał zwykłą kasetę z filmem, jeszcze z etykietami i tytułem “Rydwany ognia”.Ciekawy, czy Erwin załączył do materiału jakąkolwiek wiadomość, Bock włączył odtwarzacz.Przez kilka minut oglądał czołówkę filmu, po angielsku, z francuskimi napisami.Po dłuższym czasie pojął, że Keitel udziela mu w ten sposób subtelnej lekcji, jak się pracuje w prawdziwym wywia­dzie.Dopiero po dziewięćdziesięciu minutach “Rydwanów” obraz zmie­nił się nagle.Co?- Gadaj, kim jesteś! - zapytał ostro glos z ekranu.- Peter Wiegler, dziennikarz z.- resztę zdania przerwał straszny krzyk.Sprzęt, jakiego używał przesłuchujący, okazał się prymitywny, ot, elektryczny kabel od jakiejś lampy czy sprzętu domowego, odarty z izo­lacji na długości paru centymetrów.Mała kto wiedział, jak skuteczne okazują się prymitywne metody w rękach ludzi, którzy znają się na rze­czy.Człowiek, który twierdził że nazywa się Peter Wiegler, wrzasnął tak, jakby chciał tym krzykiem rozerwać sobie gardło.Z wargi, przygryzionej przy poprzednich pytaniach, ciekła mu krew.Jedyną zaletą elektryczno­ści był właśnie brak krwi, jej wadą zaś hałaśliwość.- Pora, żebyś się przestał wygłupiać.Odważny jesteś, owszem, ale marnujesz tę swoją odwagę.Odwaga ma sens tylko wtedy, gdy jest na­dzieja ratunku.Przeszukaliśmy twój samochód, znaleźliśmy twoje pasz­porty.Niemiec to ty nie jesteś.Nie Niemiec, więc kto? Polak, Rosjanin? Gadaj!Przesłuchiwany otworzył oczy, wziął głęboki oddech i powiedział wreszcie:- Jestem reporterem z gazety Berliner Tageblatt.Odpowiedzią był kolejny cios kablem elektrycznym.Tym razem ofiara zemdlała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl