[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Facet chciał mieć dom gotów na sobotni wieczór, gości zaprosił, prawie całą noc razem z ludźmi robiłem, skończyliśmy nad ranem, koło piątej.Zdrzemnąłem się parę godzin i wróciłem.Chce pan adres?- Tak, poproszę.W tym momencie w zamku drzwi wejściowych zachrobotał klucz, szczęknęła klamka i ktoś wszedł do mieszkania.Bieżan i Robert spojrzeli z ciekawością, w progu pokoju ukazała się młoda i bardzo piękna kobieta w nieprzemakalnej kurtce, wąskich spodniach i kozaczkach, z dużą torbą przewieszoną przez ramię.Zatrzymała się, jakby nieco zaskoczona, otworzyła usta, ale nie zdążyła się odezwać, bo za nią zabrzmiał dzwonek u drzwi.Obejrzała się, Robert ją ubiegł.- Pani pozwoli, że ja otworzę.- Pani Weronika Pawlakowska? - spytał równocześnie Bieżan, podnosząc się z krzesła.- Co to ma znaczyć? - spytała Weronika Pawlakowska, marszcząc brwi.Pawlakowski podniósł się również.Podszedł do żony, sięgnął do jej kurtki.Weronika zrzuciła torbę z ramienia i zdejmując kurtkę, wyjrzała do przedpokoju.- Czy mamy gości? Nic mi nie mówiłeś.- Mamy gości niespodziewanych.Panowie są z policji.- Wszyscy?- Nie wiem.Mogę to odwiesić na wieszak?- Nadkomisarz Edward Bieżan, aspirant Robert Górski - przedstawił Bieżan elegancko.- Dwóch kolegów nam towarzyszy, ale na nich proszę nie zwracać uwagi.Oczywiście, może pan robić, co pan chce.Jesteśmy zmuszeni zadać państwu kilka pytań.- Mnie już panowie zadali ich dosyć dużo - wyjaśnił żonie Pawlakowski, przechodząc z kurtką do przedpokoju.-Sądzę, że teraz kolej na ciebie.Głównie interesują ich jakieś obce osoby.- Czy ja bym nie mogła najpierw zrobić sobie herbaty?- spytała Weronika grzecznie.- Zmarzłam trochę i jestem zmęczona.Mogę pójść do kuchni?- Proszę bardzo - zgodził się Bieżan.- My poczekamy.Za Weroniką wszedł do kuchni milczący Robert.Obejrzała się na niego, wzruszyła ramionami i postawiła czajnik na gazie.Wyjęła z szafki tylko jedną szklankę, nalała do niej esencji z imbryczka i znów obejrzała się na Roberta.- Chciałabym iść do łazienki - rzekła chłodno.- Sama, jeśli można.Robert cofnął się z ukłonem.- Nie ma najmniejszych przeszkód.Przyjrzał się jej już dokładnie.Miała na sobie te wąskie spodnie i obcisły, elastyczny sweterek.Strój nie stwarzał żadnych możliwości ukrycia czegokolwiek, niczego zatem także nie mogła wyrzucić ani zniszczyć.Na wszelki wypadek zajrzał tylko do łazienki przed nią, zobaczył idealny porządek i znów się cofnął, schodząc jej z drogi.Bieżan w pokoju uczynnię podniósł z podłogi torbę pani domu.Torba była otwarta, dość wypchana i rozchylona.Podnosząc, Bieżan zajrzał do niej.- Pani była w Stanach u swoich krewnych, o ile wiem, nazwiskiem Hubek - rzekł najsłodszym głosem, na jaki umiał się zdobyć, kiedy już Weronika ze szklanką herbaty usiadła przy stole.- Chciałbym dowiedzieć się czegoś o tej rodzinie.Na przykład, jak długo mieszkają w Stanach?- A dlaczego ja właściwie miałabym panu odpowiadać?- spytała wzajemnie Weronika głosem, dla odmiany, zimnym jak lód.- Czy jestem o coś podejrzana?- Na razie nie.Może pani zacząć być podejrzana dopiero odmawiając odpowiedzi.- Nie wygłupiaj się - mruknął ugodowo Pawlakowski.-Co ci zależy, skoro prowadzą śledztwo, o coś ludzi muszą pytać.I zdaje się, że mają prawo.Weronika zastanawiała się przez chwilę, po czym kiwnęła głową.- No dobrze.To o co pan pytał?- O pani krewnych w Stanach, nazwiskiem Hubek.Jak długo tam przebywają?- Teraz już przeszło dwadzieścia lat.Wtedy, jak tam byłam.siedem lat temu czy osiem.Łatwo odjąć.- Jakie pokrewieństwo panią z nimi łączy?- To jest.zaraz.Cioteczny brat mojej matki, taki prawie wuj, z żoną.- Istnieją jeszcze inni krewni tego nazwiska?- Zdaje się, że tak, ale nie jestem pewna.- W Polsce? W Warszawie?- Nawet jeśli są, nic o tym nie wiem.- A kiedy ostatnio spotkała się pani, czy w ogóle kontaktowała się, z jakimś krewnym nazwiskiem Hubek?Weronika przyjrzała mu się takim wzrokiem, jakby posądziła go o nagłe pomieszanie zmysłów.- Zdaje się, że właśnie to mówię.? W Stanach, przeszło sześć lat temu, bo później już tam nie byłam.Ja mówię jakoś niewyraźnie?Bieżan mógł odpowiedzieć, że wyraźnie, ale, jego zdaniem, kłamliwie, chwilowo jednak nie zamierzał ujawniać swoich opinii.- Taki adres - rzekł w zadumie.- Dariusz Hubek, Hoża osiemnaście, mieszkania dwadzieścia dwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl