[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sama nie kradła.To była paserka.Milicja mówi, że była paserką od dwudziestu pięciu lat! Kupowała i przechowywała wszystkie kradzione rzeczy, różne tam ta­kie nielegalne, z kradzieży, z przemytu i z czarnego rynku.Same naj­cenniejsze! A ten listonosz był pośrednikiem, to w ogóle wcale nie był listonosz, bo już dawno temu wyrzucili go z pracy.Kiedyś, owszem, pracował jako prawdziwy listonosz, ale teraz był przebrany.Jego też już zaaresztowali!Janeczka i Pawełek słuchali z zapartym tchem.Dziadek patrzył na babcię w oszołomieniu i ze zgrozą.- Coś podobnego! - wykrzyknął.- No wiesz, że jestem wstrząśnię­ty, uszom nie wierzę! Ależ ten dom to istne gniazdo przestępców!- Toteż najwyższy czas, żeby w nim wreszcie zamieszkali przyzwo­ici ludzie! - odparła babcia natychmiast z wielką stanowczością.- To znaczy my? - upewniła się Janeczka.- Oczywiście, że my! To jeszcze nie koniec zamieszania, milicja ma tu zrobić rewizję, bo w jej mieszkaniu prawie nic nie znaleźli i mó­wią, że pewnie chowała gdzieś w głębi domu.- Ha.!!! - ryknął nagle Pawełek odkrywczym tonem.- Cicho bądź! - syknęła gniewnie Janeczka.- Babciu, i co? I dlate­go tak pilnowała, żeby nikt nie zobaczył jej paczek?- Jej raczej chodziło o to, żeby nikt ich nie brał do ręki - wyjaśnił a babcia z mściwą satysfakcją.- Były okropnie ciężkie.Małe, a ciężkie.Każdego by to mogło zdziwić, mają tam jedną, spróbowałam i od razu mi ręka opadła.To złoto takie ciężkie.Tak się pilnowała i tak była ostrożna, że przez dwadzieścia pięć lat nikt jej o nic nie podejrzewał!Dziadek nagle wstał z krzesła, wyjął z kredensu szklankę i napił się trochę wody.- No wiecie.Muszę z tego ochłonąć! - rzekł niepewnie.- A tak się zdenerwowałem, że oczerniłem niewinną osobę! Okropnie mi było nieprzyjemnie!- Nie chciała się wyprowadzić za nic na świecie, bo nigdzie by jej nie było tak wygodnie jak tu - ciągnęła babcia, bez opamiętania sma­rując kanapki musztardą.- Okno miała akurat na ulicę.Nikt nie zwra­cał uwagi, że ciągle spotyka tego listonosza! No, teraz się jej wreszcie pozbędziemy!- Babciu, a komórkowiec? - przerwała z zaciekawieniem Janecz­ka.- Ten jej syn? Jego też aresztowali?Babcia pokręciła głową.- Nie, on z tym nie miał nic wspólnego i w ogóle o niczym nie wie­dział.Sprawdzili to bardzo dokładnie.- Rany, to on nam jeszcze zostanie na karku! -zaniepokoił się Pa­wełek.- Razem z tą swoją żoną! Nie mogli też coś z nim zrobić?- Nie potrzeba, on się bardzo chętnie wyprowadzi.No, ależ się wasz ojciec ucieszy! Boże, cóż to za cudowny pies ten Chaber! Chodźże, piesku, niech cię ucałuję!W porywie uczuć do psa babcia porzuciła kanapki i chwyciła Cha­bra w objęcia.Pies witał te czułości z wyraźnym rozradowaniem.Janeczka roztkliwiła się nad nim również.- Chaber, mój pieseczek kochany.- Dajcie mu lepiej kawałek ciasta - poradził Pawełek trzeźwo.- Keks upiekę! - zawołała babcia.- Dwa keksy! On lubi.Dziadek patrzył na rozszalałe wybuchy uczuć do psa ze zdumie­niem i lekkim przestrachem.- Obłęd - zawyrokował pod nosem.- Już raz słyszałem, że pies opowiedział o fałszywym listonoszu.To nie jest gniazdo przestęp­ców, to jest dom wariatów.Babcia uspokoiła się wreszcie trochę, zostawiła psa, umyła ręce i wróciła do roboty.- Przyszli, zabrali ją, okropnie się awanturowała - opowiadała da­lej z przejęciem.- Poprosili mnie, żebym od razu złożyła zeznania i powiedziała wszystko, co wiem.Więc poszłam i złożyłam, trochę to długo trwało.Zmartwili się bardzo, że nic tam u niej nie znaleźli.Mówią, że potrzebne im są jeszcze jakieś tam dowody, no i chcą odzy­skać te kradzione rzeczy, więc zrobią rewizję, żeby je znaleźć.Ale i tak wiedzą dość, bo ten listonosz akurat miał jedną paczkę przy sobie, tak że złapali go właściwie na gorącym uczynku, a oprócz tego złapali jesz­cze jakieś tam inne podejrzane osoby.Pawełek nie wytrzymał cierpliwego słuchania.- No i proszę, jak się przydało to twoje latanie do furtki! - wykrzy­knął z triumfem.- A przydało się, przydało - poświadczyła babcia.- Coś nadzwy­czajnego! A ta twoja znaczkowa afera też się przydała - dodała, od­wracając się do dziadka.- Bo gdyby nie to, to kto wie, czyby się nią tak porządnie zainteresowali.A tak, proszę! Dzieci, zjedzcie na razie to, bo obiad będzie spóźniony.Dzieci bez słowa i w dość dużym pośpiechu przystąpiły do spoży­wania kanapek, na których było znacznie więcej musztardy, pieprzu, majonezu i korniszonów, niż mogłyby się spodziewać w najśmielszych marzeniach.Babcia, ograniczając im zazwyczaj ich ulubione produk­ty, tym razem w roztargnieniu wydzieliła potrójną ilość.Należało to wykorzystać, zanim ktokolwiek się zorientuje w pomyłce.Dziadek również dostał kanapki, przysunął krzesło do stołu i towarzyszył im w posiłku.- Dziadku, a skąd wiedziałeś, że ona nie fałszowała? - spytała Janeczka, pożywiwszy się już nieco.- O twoich znaczkach już wszystko wiadomo?- Wyobraźcie sobie, że wszystko - odparł dziadek z zadowole­niem.Babcia czym prędzej porzuciła włoszczyznę i odwróciła się do sto­łu.- Co takiego?! - zawołała z oburzeniem.- No i czegóż nic nie mó­wisz? Ja tu czekam jak na rozżarzonych węglach, a ty nic! Mówże, co się wykryło? Cóż oni tam znaleźli na naszym strychu?Dziadek przerwał na chwilę posiłek.- Na naszym strychu niewiele, zaledwie ślady - odparł.- Ale oka­zuje się, że istotnie tu znajdowała się drukarnia i tu fałszowali te na­druki.Wszystko zabrali stąd bardzo niedawno.Śladów nie umieli za­trzeć, pozostawili mnóstwo odcisków palców, więc udział podejrza­nych osób udowodniono niezbicie.Pawełek, który słuchał w bezruchu, na nowo zaczął pracować szczękami.- I dzięki temu wiedzą na mur, którzy to byli i co robili? - upewnił się niespokojnie.- Na mur, żelazo, beton - zagwarantował dziadek.- No, a poza tym znaleźli ich aktualny magazyn, ten, o którym wam wspominałem, okazuje się, że mój węch jest jeszcze w bardzo dobrym gatunku.Jak stąd zabrali, to gdzieś musieli przenieść.Odnaleziono to miejsce i odzyskano większość skradzionych walorów.Milicja załatwiła to w tak nieprawdopodobnym tempie, że aż dziw bierze! Podobno ktoś w tym pomagał, jakieś postronne osoby.Od stanu całkowitej niepewności, dosłownie w mgnieniu oka, przeszli do całkowitego rozwikłania spra­wy.Niebywały sukces!Janeczka nagle znów pochyliła się do leżącego pod stolikiem psa.- Chaber, moje złoto! - rozczuliła się.- Kochany, najdroższy pie­seczek.- Pozamykali tych bandytów? - zainteresował się Pawełek.- Oczywiście - odparł dziadek, sięgając po kanapkę.- Wszy­stkich.Szajka składała się z pięciu osób, doskonale zakonspirowa­nych.Prawie się nie znali wzajemnie, a o swoim szefie tylko tyle wie­dzieli, że mieszka gdzieś w Łomiankach.- Hy.! -powiedział znienacka jakimś dziwnym głosem Pawełek.- Cicho bądź! - syknęła Janeczka.- Dziadku, nie zwracaj na niego uwagi, on się tylko zakrztusił.No i co?Babcia zdenerwowała się nieco, bo wydawany przez Pawełka dźwięk zaliczał się do osobliwszych.- Popij herbatą - poradziła niespokojnie.- I nie jedz łapczywie.- Dziadku, no i co? - powtórzyła niecierpliwie Janeczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl