Pokrewne
- Strona Główna
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielewska Wiekszy kawalek swiata
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- J. Chmielewska Florencja, corka
- J.Chmielewska Skarby
- Zycie Po Zyciu
- Arct Bohdan Cena zycia (3)
- ORACLE8
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ważne, żeby całkiem odeszła od bagien—ka, bo na samą myśl, że może tu wrócić, robię się okropnie zdenerwowany.— Wszyscy są zdenerwowani — odezwała się kuna z gałęzi.— Niech ta Perełka się ruszy!Pafnucy bardzo ostrożnie i powoli podniósł się, przeszedł kilka kroków i znów usiadł.Równocześnie poruszyła się Perełka, a po pniu drzewa zbiegła wiewiórka.Dziewczynka je dostrzegła.— Bambi, jesteś! — ucieszyła się.— I wiewiórka! I Puchatek! Pomóżcie mi! Zgubiłam się w lesie! I jeść mi się chce i nóżki mnie bolą, i nie wiem, gdzie jest moja mamusia! Pomóżcie mi!— Jest głodna, zmęczona i żąda od was pomocy — przetłumaczył z satysfakcją Remigiusz.— Przede wszystkim trzeba ją odciągnąć z tego miejsca — oznajmiła stanowczo Marianna.— Jeśli życzy sobie piesków, kotków i prosiaczków, niech tu ktoś przyprowadzi jakieś dziecko dzika, możliwie najmniejsze, i któreś z małych wilcząt.Perełko, odejdź kawałek, może ona pójdzie za tobą!Marianna również nie bała się wcale i nie zwracała nawet uwagi na to, że może być widoczna.Wydając polecenia, uniosła się nieco i dziewczynka ją zobaczyła.Nie miała najmniejszego pojęcia, że Marianna jest wydrą, ale zachwyciła się nią niezmiernie.— Jamniczek! — zawołała, uszczęśliwiona.— Jaki śliczny! Remigiusz zachichotał.— Gratulacje! — prychnął do Marianny.— Ona uważa cię za rodzaj psa.Ale twierdzi, że jesteś prześliczna.— Bardzo słusznie — pochwaliła Marianna.— Co do psa, nie bądźmy drobiazgowi.To jest bardzo inteligentne dziecko i bezwzględnie uważam, że należy ją uratować.W krzakach rozległo się kwiknięcie i wszyscy ujrzeli małe dziecko dzika, tym się tylko różniące od prawdziwego prosiaczka, że było czarne i troszeczkę bardziej kudłate.Dziewczynce nie robiło to różnicy.— O, jest Prosiaczek! — ucieszyła się.— Proszę, zaprowadźcie mnie do Krzysia!Remigiusz aż zgrzytnął zębami.— Już mi się zdawało, że można ją zrozumieć — rzeki gniewnie.— Coś nowego, jakiegoś Krzysia jej się zachciało! Pojęcia nie mam, co to jest!Dziewczynka nie bała się już wcale.Przyzwyczaiła się do zwierząt, które nie robiły jej nic złego, a prosię dzika ogromnie ją rozśmieszało.Wciąż tylko wzywała do siebie Pafnucego i Perełkę i szła za nimi w głąb lasu, coraz wolniej i z coraz większym wysiłkiem, bo była bardzo zmęczona.Dotarła wreszcie do jednego z licznych miejsc, na których rosły poziomki, usiadła i zaczęła je zbierać i zjadać.— Puchatku, są poziomki! — zawołała do Pafnucego.— Chodź prędko, bardzo dobre!— Zdaje się, że po raz pierwszy widzę ludzką istotę, która ma dość rozumu, żeby się nie bać Pafnucego — rzekł w zadumie Remigiusz z krzaków.— Szczerze wam powiem, że nie mam pojęcia, co zrobić.Jak znam ludzi, nie zostawią tej sprawy w spokoju.— Zięba mówi, że odjechali — zwróciła uwagę kuna, przyczepiona do kolejnej gałęzi i z wielkim zainteresowaniem wpatrzona w polankę.— Została tylko jedna osoba, zdaje się, że matka tej dziewczynki.Siedzi na skraju lasu i płacze.— To znaczy, że wrócą w większej gromadzie — przepowiedział ponuro Remigiusz.— Poza tym, oni obydwoje jedzą z takim apetytem, że sam zaczynam być głodny.Nie wymagacie, mam nadzieję, żebym się zaczai odżywiać poziomkami?— Dam ci rybę — obiecała gniewnie Marianna.— Nie przepadam — skrzywił się Remigiusz.— Poza tym nie o mnie idzie.Ostrzegam was, że tu wejdą dzikie tabuny.W poszukiwaniu tego dziecka rozdepczą las! Zastanówcie się nad tym!Remigiusz miał rację.Wszyscy byli tak zajęci dziewczynką, że prawie zapomnieli o największym niebezpieczeństwie.Pafnucy, który miał popędzić do Pucka, razem z ludzkim dzieckiem zjadał poziomki na polance i wydawał się zupełnie zadowolony.Perełka i borsuczęta bawiły się beztrosko.Słowa Remigiusza przypomniały, że to wcale nie koniec kłopotów.— Pafnucy, zostaw te poziomki! — zawołała Marianna.— Trzeba się porozumieć z psem! Wieczór się zbliża!— Myją tu zabawimy, a ty pędź — powiedziała na nowo zatroskana Klementyna.Pafnucy uświadomił sobie, że spoczywają na nim ciężkie obowiązki.Oderwał się od doskonałego podwieczorku, odszedł z polanki i ruszył pędem.*Słońce zaczynało zachodzić, kiedy zdyszany i sapiący niedźwiedź dotarł do wielkiej łąki za lasem.Swojego przyjaciela, psa Pucka, dostrzegł z daleka.Pucek był bardzo zajęty, bo musiał zagonić do domu wszystkie krowy i owce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.— Ważne, żeby całkiem odeszła od bagien—ka, bo na samą myśl, że może tu wrócić, robię się okropnie zdenerwowany.— Wszyscy są zdenerwowani — odezwała się kuna z gałęzi.— Niech ta Perełka się ruszy!Pafnucy bardzo ostrożnie i powoli podniósł się, przeszedł kilka kroków i znów usiadł.Równocześnie poruszyła się Perełka, a po pniu drzewa zbiegła wiewiórka.Dziewczynka je dostrzegła.— Bambi, jesteś! — ucieszyła się.— I wiewiórka! I Puchatek! Pomóżcie mi! Zgubiłam się w lesie! I jeść mi się chce i nóżki mnie bolą, i nie wiem, gdzie jest moja mamusia! Pomóżcie mi!— Jest głodna, zmęczona i żąda od was pomocy — przetłumaczył z satysfakcją Remigiusz.— Przede wszystkim trzeba ją odciągnąć z tego miejsca — oznajmiła stanowczo Marianna.— Jeśli życzy sobie piesków, kotków i prosiaczków, niech tu ktoś przyprowadzi jakieś dziecko dzika, możliwie najmniejsze, i któreś z małych wilcząt.Perełko, odejdź kawałek, może ona pójdzie za tobą!Marianna również nie bała się wcale i nie zwracała nawet uwagi na to, że może być widoczna.Wydając polecenia, uniosła się nieco i dziewczynka ją zobaczyła.Nie miała najmniejszego pojęcia, że Marianna jest wydrą, ale zachwyciła się nią niezmiernie.— Jamniczek! — zawołała, uszczęśliwiona.— Jaki śliczny! Remigiusz zachichotał.— Gratulacje! — prychnął do Marianny.— Ona uważa cię za rodzaj psa.Ale twierdzi, że jesteś prześliczna.— Bardzo słusznie — pochwaliła Marianna.— Co do psa, nie bądźmy drobiazgowi.To jest bardzo inteligentne dziecko i bezwzględnie uważam, że należy ją uratować.W krzakach rozległo się kwiknięcie i wszyscy ujrzeli małe dziecko dzika, tym się tylko różniące od prawdziwego prosiaczka, że było czarne i troszeczkę bardziej kudłate.Dziewczynce nie robiło to różnicy.— O, jest Prosiaczek! — ucieszyła się.— Proszę, zaprowadźcie mnie do Krzysia!Remigiusz aż zgrzytnął zębami.— Już mi się zdawało, że można ją zrozumieć — rzeki gniewnie.— Coś nowego, jakiegoś Krzysia jej się zachciało! Pojęcia nie mam, co to jest!Dziewczynka nie bała się już wcale.Przyzwyczaiła się do zwierząt, które nie robiły jej nic złego, a prosię dzika ogromnie ją rozśmieszało.Wciąż tylko wzywała do siebie Pafnucego i Perełkę i szła za nimi w głąb lasu, coraz wolniej i z coraz większym wysiłkiem, bo była bardzo zmęczona.Dotarła wreszcie do jednego z licznych miejsc, na których rosły poziomki, usiadła i zaczęła je zbierać i zjadać.— Puchatku, są poziomki! — zawołała do Pafnucego.— Chodź prędko, bardzo dobre!— Zdaje się, że po raz pierwszy widzę ludzką istotę, która ma dość rozumu, żeby się nie bać Pafnucego — rzekł w zadumie Remigiusz z krzaków.— Szczerze wam powiem, że nie mam pojęcia, co zrobić.Jak znam ludzi, nie zostawią tej sprawy w spokoju.— Zięba mówi, że odjechali — zwróciła uwagę kuna, przyczepiona do kolejnej gałęzi i z wielkim zainteresowaniem wpatrzona w polankę.— Została tylko jedna osoba, zdaje się, że matka tej dziewczynki.Siedzi na skraju lasu i płacze.— To znaczy, że wrócą w większej gromadzie — przepowiedział ponuro Remigiusz.— Poza tym, oni obydwoje jedzą z takim apetytem, że sam zaczynam być głodny.Nie wymagacie, mam nadzieję, żebym się zaczai odżywiać poziomkami?— Dam ci rybę — obiecała gniewnie Marianna.— Nie przepadam — skrzywił się Remigiusz.— Poza tym nie o mnie idzie.Ostrzegam was, że tu wejdą dzikie tabuny.W poszukiwaniu tego dziecka rozdepczą las! Zastanówcie się nad tym!Remigiusz miał rację.Wszyscy byli tak zajęci dziewczynką, że prawie zapomnieli o największym niebezpieczeństwie.Pafnucy, który miał popędzić do Pucka, razem z ludzkim dzieckiem zjadał poziomki na polance i wydawał się zupełnie zadowolony.Perełka i borsuczęta bawiły się beztrosko.Słowa Remigiusza przypomniały, że to wcale nie koniec kłopotów.— Pafnucy, zostaw te poziomki! — zawołała Marianna.— Trzeba się porozumieć z psem! Wieczór się zbliża!— Myją tu zabawimy, a ty pędź — powiedziała na nowo zatroskana Klementyna.Pafnucy uświadomił sobie, że spoczywają na nim ciężkie obowiązki.Oderwał się od doskonałego podwieczorku, odszedł z polanki i ruszył pędem.*Słońce zaczynało zachodzić, kiedy zdyszany i sapiący niedźwiedź dotarł do wielkiej łąki za lasem.Swojego przyjaciela, psa Pucka, dostrzegł z daleka.Pucek był bardzo zajęty, bo musiał zagonić do domu wszystkie krowy i owce [ Pobierz całość w formacie PDF ]