[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wczoraj rano, kiedy przybyłam, powiedziano mi, że chora śpi przeszło od trzech godzin;sen był tak spokojny i głęboki, że obawiałam się przez chwilę, czy to nie letarg.W jakiś czasobudziła się i sama rozsunęła zasłony.Spojrzała po nas z wyrazem zdumienia, że zaś ja pod-niosłam się, aby podejść, poznała mnie, nazwała po imieniu, prosząc, abym się zbliżyła.Niezostawiła mi czasu na żadne pytania i spytała sama, gdzie jest, co my tu robimy, czy była cho-ra i czemu nie jest u siebie.Przetrwała w ten sposób około pół godziny, w czasie której zwróciła się do mnie raz tylkoze słowami podzięki.Następnie zachowała dość długo zupełne milczenie, które przerwałajedynie, aby rzec:  Ach, tak, przypominam sobie, że przybyłam tutaj. I w chwilę potemwykrzyknęła boleśnie:  Ach, moja przyjaciółko, wracają me cierpienia. Chwyciła mnie zarękę i ściskając ją mówiła dalej:  Wielki Boże, czyż nie pozwolisz mi umrzeć! Wyraz jejtwarzy bardziej jeszcze niż słowa wzruszył mnie do łez; spostrzegła to po moim głosie i rze-kła:  %7łałuj mnie! Ach, gdybyś znała. A potem przerywając sobie:  Każ, niech nas zostawiąsame, powiem wszystko.Po owej bolesnej rozmowie przyszedł stan wyczerpania, jednak aż do piątej przyjaciółkanasza była dość spokojna; odzyskaliśmy trochę nadziei.Na nieszczęście przyniesiono list.Odpowiedziała zrazu, iż nie życzy sobie przyjąć żadnego listu; nikt nie nalegał.Ale od tejchwili zdawała się bardzo niespokojna.Wkrótce zapytała, skąd pochodzi list? Z czyjego zle-cenia go przysłano? Nikt nie umiał dać odpowiedzi.Trwała jakiś czas w milczeniu, następniezaczęła mówić, ale słowa bez związku przekonały nas wkrótce, że nieprzytomność wraca.Skoro uspokoiła się wreszcie, zażądała, aby jej oddano ów list.Ledwie rzuciła oczami,wykrzyknęła:  Od niego! Wielki Boże! A potem silnym, choć zdławionym głosem:  Za-bierzcie, zabierzcie! Kazała natychmiast zasunąć firanki i zabroniła się zbliżać; ale musiały-śmy to uczynić, gdyż napady szału wystąpiły u niej silniej niż wprzódy, a dołączyły się donich konwulsje istotnie przerażające.Te objawy nie ustały już cały wieczór, a ranny biuletynopiewa, że noc była nie mniej burzliwa.Słowem, stan, jak obecnie, zostawia niewiele nadziei.Przypuszczam, że ten nieszczęśliwy list jest od pana de Valmont; co ten człowiek śmiejeszcze jej pisać? Wybacz, droga przyjaciółko, wstrzymuję się od sądów; ale zbyt boleśniejest patrzeć, jak nędznie ginie kobieta dotąd tak szczęśliwa i tak godna szczęścia.Paryż, 2 grudnia 17**184 LIST CLIWicehrabia de Valmont do markizy de MerteuilZapewne, markizo, nie uważasz mnie za takiego dudka, aby przypuszczać, że dałem za-mydlić sobie oczy co do owego sam na sam, na jakim zastałem cię dziś wieczór, i c o d o za d z i w i a j ą c e g o przypadku, który sprowadził Danceny ego do ciebie!Na nic się nie zdały znamienite talenty w sztuce udawania: jeśli chciałaś osiągnąć cel,trzeba było przedtem staranniej wykształcić niedoświadczonego kochanka.Skoro zaczynasz zajmować się wychowaniem, przyzwyczaj swoich uczniów, aby nieczerwienili się i nie mieszali przy lada żarcie; aby się nie wypierali tak gwałtownie, potwier-dzając tym najoczywiściej wszelkie podejrzenia.Naucz ich dalej, aby umieli słuchać pochwałoddawanych kochance i nie czuli się w obowiązku przyjmować tę grzeczność w swoim imie-niu; a jeśli im pozwolisz patrzeć na siebie w towarzystwie, niech się bodaj nauczą wprzódyosłaniać owo spojrzenie posiadania, tak łatwe do odgadnięcia, które miesza się tak niezręcz-nie ze spojrzeniem miłości.Wówczas będziesz mogła ich przedstawić na popisach publicz-nych bez obawy, aby ich zachowanie przyniosło ujmę doświadczonej nauczycielce; ja sam,szczęśliwy, iż mogę przyczynić się do twego rozgłosu, przyrzekam ci sporządzić i ogłosićprospekt tej nowej uczelni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl