[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co by począł, gdyby przywykł już do jej perfekcyjnej twarzy i kształtów? Nie potrafiła nawet inteligentnie słuchać.Taka dziewczyna oczekuje, że co rano przy śniadaniu powiesz jej, że ją namiętnie kochasz., Łatwo teraz o tym myśleć.Ale przecież zadurzył się w niej, prawda?Nadskakiwał jej.Wydzwaniał do niej, zabierał wie­czorami, tańczył z nią, całował w taksówkach.Był na dobrej drodze, by zrobić z siebie kompletnego głupca, aż do tamtego szokującego, niesamowitego dnia.Pamiętał jedynie, jak wyglądała: pasmo orzechowych włosów opadające za ucho, opuszczone rzęsy i połysku­jące przez nie ciemnoniebieskie oczy.Odęte, miękkie, czerwone wargi.- Anthony Browne.Jakie ładne nazwisko! Powiedział lekko:- Stare i godne szacunku.Jeden z szambelanów Henryka VIII nazywał się Anthony Browne.- To pański przodek?- Nie dałbym za to głowy.- No myślę! Uniósł w górę brwi.- Ja pochodzę z kolonialnej linii.- Nie włoskiej?- Och - roześmiał się.- Chodzi o moją oliwkową karnacje? Matka byJa Hiszpanką,- To wszystko wyjaśnia.- To znaczy co?- Bardzo wiele, panie Browne.- Polubiła pani moje nazwisko.- Jak mówiłam wcześniej: jest ładne.A potem nagle, jak nieoczekiwany cios pięścią: - Ładniejsze niż Tony Morelli.Przez chwilę nie mógł uwierzyć własnym uszom.To było nic wiary godne! Niemożliwe!Złapał ją brutalnie za ramię.Skrzywiła się.- To boli!- Gdzie usłyszałaś to nazwisko? Jego głos był chrapliwy, groźny.Roześmiała się zadowolona z efektu, jaki wywołała.Nieprawdopodobna idiotka!- Kto ci powiedział?- Ktoś, kto cię rozpoznał.- Kto? To poważna sprawa, Rosemary.Muszę to wiedzieć.Zerknęła na niego.- Mój niecny kuzyn.Yictor Drakę.- Nie spotkałem nigdy człowieka o takim nazwisku.- Chyba nie używał go w czasach, gdy ty go znałeś.Oszczędzał uczucia rodziny.Anthony powiedział wolno:- Rozumiem.To było.w wiezieniu?- Tak.Właśnie wypominałam Yictorowi jego niepo­prawne zachowanie, mówiłam, że przynosi nam hańbę.Oczywiście, wcale się tym nic przejął.A potem uśmie­chnął się i powiedział: „Sama nie zawsze jesteś tak drobiazgowa, kochana.Poprzedniego wieczoru widzia­łem, jak tańczyłaś z byłym więziennym ptaszkiem.Jest chyba jednym z twoich najbliższych przyjaciół.Nazywa się Anthony Browne, jak styszatem, ale w ciupie zwal się Tony Morelli".Anthony rzucił lekko:- Muszę odnowić znajomość z przyjacielem młodości.My, starzy więzienni kumple, musimy trzymać się razem.Rosemary potrząsnęła głową.- Za późno.Jest w drodze do Ameryki Południowej.Wypłynął wczoraj.- Rozumiem - Anthony wziął głęboki oddech.-Więc jesteś jedyną osobą, która zna mój brzydki sekret? Skinęła głową,- Nie wydam cię.- Nie radziłbym - jego głos stał się groźny.- To niebezpieczne, Rosemary.Nie chcesz, by ktoś pociął ci twoją śliczną buzię, prawda? Istnieją ludzie, którzy nie zawahaliby się przed takim drobiazgiem, jak zni­szczenie dziewczynie urody.Albo zakatrupienie kogoś.Takie rzeczy nie dzieją się wyłącznie w książkach czy na filmie.Mogą przydarzyć się również w prawdziwym życiu.- Grozisz mi, Tony?- Ostrzegam cię.Czy zrozumiała ostrzeżenie? Czy zdała sobie sprawę, że był śmiertelnie poważny? Głupia gęś.W tej ślicznej główce nie miała za grosz rozumu, Nie powinien liczyć, że utrzyma buzię na kłódkę.Mimo to musiał spróbować wbić jej to do głowy.- Zapomnij, że kiedykolwiek słyszałaś nazwisko Tony Morelli, rozumiesz?- Ale mnie to wcale nie przeszkadza, Tony.Jestem tolerancyjna.Dla mnie spotkanie z kryminalistą jest na­wet ekscytujące.Nie musisz się wstydzić.Kompletna idiotka.Spojrzał na nią zimno.W tej chwili dziwił się, jak kiedykolwiek mógł wyobrażać sobie, że mu na niej zależy.Nigdy nie potrafił ścierpieć głupców - nawet tych o ślicznych buziach.- Zapomnij o Tonym Morelli - powtórzył twardo.- Mówię poważnie.Nie wspominaj nigdy tego nazwiska.Musiał wyjechać.To było jedyne rozwiązanie.Nie mógł jej zaufać.Zacznie mówić, kiedy tylko zechce.Uśmiechała się do niego - niezwykle czarująco, lecz jego to nie wzruszyło.- Nie bądź taki groźny.Zabierz mnie na tańce do,Jarrow’s" w przyszłym tygodniu.- Nie będzie mnie.Wyjeżdżam,- Nie przed moim przyjęciem urodzinowym.Nie możesz mnie zawieść.Liczę na ciebie.Nie mów nie.Byłam okropnie chora, miałam tak potworną gryp? i cią­gle czuję się przeraźliwie słaba.Nie wolno mnie dener­wować.Musisz przyjść.Mógł się jej oprzeć.Rzucić wszystko i natychmiast wyjechać.Ale przez otwarte drzwi dojrzał Iris schodzącą po schodach.Wyprostowaną, bardzo szczupłą Iris o bladej twarzy, czarnych włosach i szarych oczach.Iris o tyle mniej piękną od Rosemary, ale z charakterem, którego Rosemary nigdy nie miała.Znienawidził się w tamtej chwili za to, że stal się ofiarą, choćby w niewielkim stopniu, bezmyślnego uroku Rosemary.Czuł się tak jak Romeo wspominający Ro-salinde, kiedy po raz pierwszy ujrzał Julie.Anthony Browne zmienił zdanie,W ułamku sekundy zdecydował się postąpić zupełnie inaczej.ROZDZIAŁ CZWARTYStephen FarradayStephen Farraday rozmyślał o Rosemary - myślało niej z pełnym niedowierzania zdumieniem, które za­wsze wywoływał w nim jej obraz.Zazwyczaj odpychał od siebie wszystko, co się z nią wiązało.Lecz zdarzało się, że - uparta po śmierci tak samo jak za życia - nic zgadzała się, by ją zdawkowo zbywano.Jego pierwsza reakcja zawsze była taka sama: szybkie, mimowolne wzdrygniecie na wspomnienie sceny w restau­racji.Ale przecież nie musi myśleć akurat o tym! Cofnął się pamięcią dalej w przeszłość, do Rosemary żywej, uśmie­chniętej, oddychającej, patrzącej mu w oczy.Jakim głupcem, jakim niewiarygodnym głupcem by! wledy!Ogarnęło go zdumienie - pełne niedowierzania zdu­mienie.Jak mogło do tego dojść? Zupełnie tego nic rozumiał.Jakby jego życie podzieliło się na dwie części: większa to rozsądny, zrównoważony, stały rozwój i dru­ga - krótkie, nietypowe dla niego szaleństwo.Obie części nie pasowały do siebie.Mimo swoich zdolności, bystrości i inteligencji Ste­phen nie znał siebie na tyle dobrze, by dostrzec, że w rzeczywistości obie części aż za dobrze do siebie pasowały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl