[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inspektor Sugden, który bacznie go obserwował, wychylił się do przodu i spytał:— Czy ojciec zwracał się bezpośrednio do pańskiego brata George’a?— Do George’a? Nie pamiętam.A, tak, rzeczywiście, powiedział George’owi, że musi ograniczyć wydatki, bo będzie miał zmniejszoną pensję.Pensję wypłaca mu ojciec.George zrobił się czerwony jak indor i wymamrotał, że nie zwiąże końca z końcem.Ojciec radził, by Magdalena też zaczęła żyć oszczędniej.Szczególna złośliwość, bo George był zawsze strasznym dusigroszem, a właśnie jego żona szasta pieniędzmi, by zaspokoić swoje ekstrawaganckie gusta.— A więc Magdalenie też się dostało?— Tak.Ojciec wspomniał coś, co zabrzmiało bardzo paskudnie: że Magdalena żyła swego czasu z oficerem marynarki.Powiedział wprawdzie, że ma na myśli jej ojca, ale to było perfidnie dwuznaczne.Magdalena spurpurowiała.Wcale jej się nie dziwię.— Czy ojciec mówił coś o swojej zmarłej żonie, pańskiej matce? — spytał Poirot.David poczuł, jak krew uderza mu do głowy.Kurczowo zacisnął ręce na krawędzi stołu, drżał.— Tak.Obraził jej pamięć — wykrztusił.— Co powiedział? — drążył Johnson.— Nie pamiętam.Po prostu użył jakiegoś znieważającego określenia — rzucił ostro David.— Pańska matka nie żyje już od lat? — spytał delikatnym tonem Poirot.— Umarła, kiedy byłem chłopcem.— Nie czuła się zbyt szczęśliwa w tym domu?— Kto mógłby być szczęśliwy z takim człowiekiem jak mój ojciec? — David zaśmiał się gorzko.— Moja matka była święta.Zmarła ze zgryzoty.— Czy śmierć żony wstrząsnęła pańskim ojcem? — dochodził Poirot.— Nie wiem.Odszedłem z domu.Zrobił pauzę, a potem mówił dalej:— Może nie jest panu wiadome, że nie widziałem ojca od niemal dwudziestu lat.A więc nie mogę wiele powiedzieć ani o jego zwyczajach, ani o jego wrogach, czy o tym, co tu się działo.— Czy słyszał pan, że ojciec przechowywał diamenty w sypialnianym sejfie? — zmienił temat pułkownik Johnson.— Tak? Nie wydaje się to rozsądne — David przyjął informację raczej obojętnie.— Proszę powiedzieć, co pan robił wieczorem?— Ja? Szybko wstałem od stołu po kolacji.Nudzi mnie wysiadywanie przy lampce porto.Poza tym widziałem, że zanosi się na kłótnię Alfreda z Harrym.Nienawidzę awantur.Wymknąłem się do saloniku muzycznego i grałem na fortepianie.— To pokój obok dużego salonu?— Tak.Grałem tam jakiś czas, aż to się zdarzyło.— Co pan słyszał, dokładnie?— Och! Łoskot mebli wywracanych gdzieś dość daleko na piętrze.A potem ten straszliwy krzyk — David znowu kurczowo zacisnął ręce.— Krzyk duszy potępionej! Boże, to było potworne!— Czy w saloniku muzycznym był pan sam?— Nie, moja żona, Hilda, była tam również.A potem razem z innymi pobiegliśmy na górę.— Nie chce pan chyba — rzucił pośpiesznie i nerwowo — abym opowiadał, co tam zobaczyłem?— Nie, to nie jest potrzebne — Johnson uspokoił Davida.— Dziękujemy panu, to już właściwie wszystko.Przypuszczam, że nie domyśla się pan, panie Lee, kto mógłby chcieć zabić pańskiego ojca?— Mnóstwo ludzi by chciało! — rzucił bez ogródek David — ale nie mam żadnych konkretnych podejrzeli co do sprawcy.Wyszedł szybko i głośno zatrzasnął drzwi za sobą.XIIIPułkownik Johnson ledwie zdążył odchrząknąć, nim drzwi otworzyły się ponownie i weszła Hilda Lee.Herkules Poirot przyglądał się jej z zaciekawieniem.Pomyślał, że żony braci Lee naprawdę zasługują na uwagę.Żywa inteligencja i arystokratyczny wdzięk Lydii, podniecająco prowokujący seksapil Magdaleny, a teraz wewnętrzna siła i równowaga wyczuwalne natychmiast u Hildy — Poirot był pod wrażeniem.Spostrzegł, że niemodna fryzura i strój postarzają Hildę, a przecież nie pojawił się jeszcze pierwszy siwy włos na jej skroni.Spokojne orzechowe oczy w pełnej twarzy promieniowały życzliwością.Miła kobieta, pomyślał.— To straszny cios dla wszystkich państwa — pułkownikJohnson zaczął najuprzejmiej jak umiał.— Od męża dowiedzieliśmy się, że to pani pierwsza wizyta w Gorston Hali?Skłoniła potakująco głowę.— I nigdy wcześniej nie widziała pani swojego teścia?— Nie.Pobraliśmy się wkrótce potem — również głos Hildy był miły — jak David odszedł z domu.Nigdy nie chciał mieć nic wspólnego ze swoją rodziną.To nasze pierwsze spotkanie z krewnymi męża.— Jak do niego doszło?— Teść napisał do Davida.Bardzo prosił, żeby przyjechać na to Boże Narodzenie, bo on jest już w podeszłym wieku i raz chciałby mieć wszystkie dzieci koło siebie na święta.— I mąż dał mu się przekonać?— Obawiam się, że to moja robota.Ja go namówiłam.Błędnie oceniłam sytuację.— Byłaby pani uprzejma wyjaśnić to bliżej? — poprosił Poirot.— Komentarz pani może być dla nas cenny.— Nie znałam teścia, nie widziałam go nigdy.Nie miałam pojęcia, czym się naprawdę kieruje.Pomyślałam, że pewnie czuje się stary i samotny i dlatego zapragnął pojednania z dziećmi.— A jakie były motywy rzeczywiste? Czym kierował się naprawdę, jak pani sądzi?Wahała się przez chwilę, a potem powiedziała powoli:— Nie mam wątpliwości, że teściowi nie chodziło o szukanie zgody, lecz przeciwnie, dążył do wzniecenia waśni we własnej rodzinie.— W jaki sposób?— On się bawił wyzwalaniem najniższych instynktów w ludziach.Powodowała nim, jak to nazwać, diaboliczna złośliwość.Marzył o tym, by wszyscy w rodzinie skoczyli sobie do gardeł.— I co, udało mu się? — spytał Johnson.— Tak.Doprowadził do tęgo.— Słyszeliśmy o popołudniowym spotkaniu u teścia — powiedział Poirot.— Dość burzliwym.Hilda kiwnęła potakująco głową.— Mogłaby pani nam to opisać?— Kiedy weszliśmy do pokoju, teść rozmawiał przez telefon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl