[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czytałam wiele książek o takich wydarzeniach i w każdej są tabuny jakichś bezdennie głupich gów­niarzy, których interesuje tylko „przygoda”.- Słowo to zabrzmiało w jej ustach niczym obelga.- Żaden z nich nie traktował tego jako poważnej okazji życio­wej i żaden nigdy nie był do niczego przygotowany.Ja jestem!Wyobraźnia podsunęła Johnny’emu kolejny obraz: gdyby kosmici porwali Kasandrę, to wkrótce zaczęli­by jej słuchać, nie mając innego wyjścia.A po napraw­dę niedługim czasie powstałoby galaktyczne imperium pełne zaostrzonych ołówków, w którym każdy miesz­kaniec nosiłby kieszonkową latarkę, na wszelki wy­padek.To była wersja średnio pesymistyczna.Wersja bardzo pesymistyczna była taka, że zrobili­by około miliona robotów-kopii Kasandry i rozesłali­by po wszechświecie, aby wszystkim mówiły, że nie należy tak głupio postępować, i wymuszałyby sensow­ne postępowanie.Albo też kosmici by ją od ręki utrupili - to była wersja optymistyczna.I nierealna.- A to, co się dzieje, jest oczywiście wysoce dziw­ne - kontynuowała dziewczyna.- Być może nawet mi­styczne.Najprawdopodobniej to jakiś rodzaj maszy­ny do podróży w czasie.No i sprawa była jasna: Kasandra znalazła wyja­śnienie.Żadnych niepewności, przypuszczeń czy roz­terek.- Ty tak nie uważasz? - spytała po chwili zasko­czona jego milczeniem.- Czasowy wózek sklepowy?- Może nie najszczęśliwsze rozwiązanie, ale znasz inne, pasujące do faktów? Nie licząc naturalnie tego, że porwali ją kosmici i przywieźli tu z prędkością świa­tła, co dla jakichś powodów robią nagminnie.Jakby to było coś innego, na pewno byś już to wymyślił.- Spojrzała na zegarek i dodała sarkastycznie: - No i co? Nie musisz się zabijać z pośpiechu.- Hmm.- No?- No więc.maszyna do podróży w czasie ma bły­skające światełka.- Dlaczego?- No bo ma.- A po co?Johnny postanowił się nie poddawać.- Do błyskania.- Doprawdy? A kto tak twierdzi? Kto w ogóle wie, jak ma wyglądać maszyna do podróży w czasie? - spy­tała tonem wyższości (nawet w porównaniu z normal­nie używanym tonem).- A może w dodatku mi po­wiesz, że jest na prąd?- Yo-less uważa, że nie mogą istnieć takie maszy­ny, bo wszyscy ciągle zmienialiby przyszłość.- No, to jaka istnieje alternatywa? Jakim cudem zjawiła się tu i teraz z tą świeżutką, starą gazetą i spo­żywczymi, chrupiącymi, nawet pięćdziesięcioletnimi ogórkami?- No dobrze.Ja tylko nie chcę na gorąco wyciągać poważnych wniosków.- Choć przecież cały czas tak robił i doskonale sobie z tego zdawał sprawę.W spo­sobie argumentacji Kasandry było coś takiego, co au­tomatycznie skłaniało go do zajęcia przeciwnego stanowiska.- Chodzi mi o to, że.naprawdę myślisz, że wystarczy złapać za rączkę czy za torbę i zaraz nie wiem co.można się przywitać z Normanem Zdobyw­cą.- I dla potwierdzenia wagi własnych słów plasnął dłonią w czarny worek.Świat błysnął.Pod stopami wciąż czuł betonową podłogę, ale wo­kół niego nie było ścian.To znaczy były, ale nie do końca - miały wysokość jednej cegły.Kładący kolejny rząd cegieł mężczyzna powoli podniósł głowę.- A niech mnie.jak się tu dostałeś? Hej, ten be­ton jest ciągle.Fred! Wracaj!Siedzący dotąd spokojnie obok niego spaniel wark­nął nagle i podbiegł ku Johnny’emu, odbił się i sko­czył mu na piersi, popychając go na wózek.Znowu coś rozbłysło czerwono-błękitnie i Johnny miał nieodparte wrażenie, że coś go najpierw rozpłasz­czyło, a potem przywróciło do trójwymiarowości.Ściany były na swoim miejscu, podobnie jak stoją­cy pośrodku garażu wózek i Kasandra przyglądająca mu się podejrzliwie.Jemu, nie wózkowi, naturalnie.- Zniknąłeś na chwilę- oświadczyła oskarżycielsko.- Co się stało?- Nie.nie wiem.skąd mam wiedzieć?- Zrób krok w moją stronę.Tylko wolno i ostroż­nie.Wykonał polecenie; z lekkim osłupieniem stwier­dził, że stoi w niewielkim zagłębieniu, i spojrzał w dół.- Te odciski w betonie.były tu.zawsze.- bąknął.Kasandra bez słowa przyklęknęła i dokładnie obej­rzała najpierw odciśnięte w betonie ślady, potem pode­szwy jego butów.Pomijając brud, pasowały idealnie.- Widzisz? - oznajmiła z tryumfem, gdy w wyniku jej perswazji zdjął but.- To twoje własne ślady!Johnny przyjrzał się dowodom z mieszanymi uczu­ciami.Nie ulegało wątpliwości, że Kasandra ma ra­cję, a równocześnie że ślady podeszew znajdują się w betonowej posadzce naprawdę od dawna.- A tak w ogóle gdzie byłeś? - spytała, oddając mu but.- W przeszłości.tak przynajmniej mi się wydaje.Widziałem tego, kto budował ten garaż, l psa.- Psa! - Ton jej głosu sugerował, że gdyby to ona trafiła w przeszłość, zobaczyłaby coś znacznie ciekaw­szego.- No cóż, dobre i to na początek.- Lekko pchnę­ła wózek.Okazało się, że stał w czterech niewielkich zagłębieniach w betonie.Sądząc ze stanu zabrudze­nia i zaoliwienia, one też były tu od dawna.- To nie jest zwykły wózek sklepowy! - oznajmiła.- Nie - zgodził się Johnny, zakładając but.- To wózek sklepowy z Tesco, z jednym piszczącym kół­kiem.- I wciąż jest włączony.- Kasandra była uprzejma go zignorować.- To jest, chciałam powiedzieć: działa.- A to była podróż w czasie? - w głosie Johnny’ego słychać było rozczarowanie.- Myślałem, że będzie cie­kawiej: bitwy, potwory i takie tam.Jeśli jedyne, co możemy zrobić, to.Nie dotykaj tego!!!Kasandra właśnie pomacała worek.Świat rozbłysnął.Kasandra rozejrzała się.Garaż wyglądał tak samo.No, prawie tak samo.- Kto ci naprawił rower?Johnny odwrócił się - rower stał oparty o ścianę i był nie tylko złożony, ale w dodatku kompletny.- Jakbyś miał zamiar się dziwić, to mam wysoce rozwinięty zmysł obserwacyjny.Musimy być w przy­szłości, skoro już go złożyłeś.Johnny nie był tego taki pewien: dotąd rozwalił dwie dętki i zgubił część zaworu, próbując wymienić przebite koło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl