Pokrewne
- Strona Główna
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James Shore, Shane Warden agile development. filozofia programowania zwinnego pełna wersja
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Wallance James Bill Gates i jego imperium Micr
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Amanda Garret 4 Podwójny cel Cobb James
- Tiptree James Jr Jasnosc splywa z powietrza
- Chen James Essentials Of Foreign Exchange Trading
- Bachman Richard Regulatorzy (2)
- Edwards Eve Kronik rodu Lacey 02 Demony miłoÂści
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem fula i.- Jakiego?- Asy na dwójkach - wtrącił bez zastanowienia Marlowe.W myśli zadawał sobie pytanie: Do diabła, co to jest stud?Król drgnął, mimo że wspaniale panował nad sobą.Miał właśnie powiedzieć: “króle na damach”, i był świadom, że Grey zauważył jego wzdrygnięcie.- Kłamie pan, Marlowe!- Ależ kolego Grey, jak pan może! - rzekł Marlowe, grając na zwłokę.A myślał: Cholera, co to jest stud? - Żal było patrzeć - powiedział, znajdując swoistą przyjemność w strachu przed wielkim niebezpieczeństwem.- Zdawało mi się, że już go mam.Miałem sekwens.Dlatego postawiłem zapalniczkę.Sam mu opowiedz - zwrócił się prędko do Króla.- A jak się gra w studa, Marlowe?Zapadła cisza.Przerwał ją grzmot, który przetoczył się gdzieś za horyzontem.Król otworzył usta, ale Grey nie dał mu dojść do słowa.- Pytałem Marlowe’a - rzekł z pogróżką w głosie.Marlowe był bezbronny.Spojrzał na Króla i choć jego oczy niczego nie wyrażały, Król zrozumiał.- Chodź, pokażemy - zaproponował szybko Marlowe.Król natychmiast sięgnął po karty i powiedział bez wahania:- Moja karta w dołku.Grey z wściekłością obrócił się do niego.- Mówiłem, że pytam Marlowe’a.Jeszcze jedno słowo, a zaaresztuję was za utrudnianie pracy przedstawicielowi prawa.Król milczał i tylko modlił się w duchu, żeby to, co powiedział, okazało się wystarczającą wskazówką.Wyrażenie “karta w dołku” zabrzmiało w uszach Marlowe’a jakby znajomo.I nagle wszystko sobie przypomniał.Wiedząc już, na czym polega gra, zaczął się bawić z Greyem.- No więc.- wycedził z zakłopotaniem - to taka odmiana pokera, jak każda inna.- Chcę usłyszeć, jak się w to gra - ponaglał Grey sądząc, że przyłapał ich wreszcie na kłamstwie.Marlowe obrzucił go kamiennym spojrzeniem, myśląc o stygnących jajkach.- Co pan właściwie chce udowodnić, Grey? Każdy głupi wie, że są to cztery karty i jedna zakryta, czyli w dołku.Przez barak przebiegło westchnienie ulgi.Grey zrozumiał, że jest bezsilny.Jego słowo stanęłoby przeciw słowu Marlowe’a, a nawet tu, w Changi, samo słowo porucznika żandarmerii to za mało.- Faktycznie.Każdy głupi wie - rzekł ponuro, spoglądając to na Króla, to na Marlowe’a.Zwrócił Królowi zapalniczkę.- Dopilnujcie, żeby ją umieszczono w spisie.- Tak jest, panie poruczniku.Teraz, kiedy było już po wszystkim, Król nieznacznie dał po sobie poznać, jak mu ulżyło.Grey po raz ostatni spojrzał na Marlowe’a, a spojrzenie to wyrażało zarówno obietnicę, jak i groźbę.- Pańska szacowna szkoła, do której pan chodził, byłaby dziś z pana bardzo dumna - rzekł z pogardą, po czym ruszył do wyjścia, a za nim powłóczący nogami Masters.Peter Marlowe odprowadził Greya spojrzeniem, a kiedy ten znalazł się przy drzwiach, nie odrywając od niego wzroku, zwrócił się do Króla odrobinę głośniej, niż było trzeba.- Podaj mi swoją zapalniczkę, skręt mi zgasł.Ale Grey nie zmylił kroku ani się nie obejrzał.Co za człowiek, pomyślał ponuro Marlowe.Jakie nerwy.Dobrze mieć kogoś takiego u boku, kiedy się walczy na śmierć i życie.A jako wroga trzeba doceniać.Wśród naelektryzowanej ciszy Król osunął się na fotel, a Marlowe wyjął zapalniczkę z jego zwiotczałej dłoni i zapalił papierosa.Król wymacał machinalnie paczkę kooa, wetknął jednego między wargi i trzymał go tak, bez czucia.Marlowe nachylił się i podał mu ogień.Długo trwało, zanim Król zobaczył wyraźnie płomień, a wtedy zauważył, że ręce Marlowe’a trzęsą się tak samo jak jego.Rozejrzał się po baraku - ludzie siedzieli nieruchomo jak posągi, z wlepionym w niego wzrokiem.Ramiona miał zlane zimnym potem i czuł, że przemokła mu koszula.Z zewnątrz dobiegł brzęk naczyń.Dino wstał i wyjrzał z nadzieją.- Żarcie! - zawołał uszczęśliwiony.Napięcie prysło i Amerykanie opuścili barak, zabierając ze sobą naczynia i sztućce.Peter Marlowe i Król zostali sami.ROZDZIAŁ IIIPrzez chwilę obaj dochodzili do siebie.- Mój Boże, niewiele brakowało! - odezwał się wreszcie drżącym głosem Marlowe.- Tak - przyznał bez pośpiechu Król.Mimo woli wstrząsnął nim dreszcz.Potem odszukał portfel, wyjął dwa dziesięciodolarowe banknoty i położył je na stole.- Proszę, na razie tyle - powiedział.- Ale od dziś wciągam pana na listę płac.Dwadzieścia tygodniowo.- Co takiego?- Będę panu płacił dwadzieścia dolarów tygodniowo - powtórzył Król i zastanowił się przez chwilę.- Tak, ma pan rację - rzekł uprzejmie i uśmiechnął się.- Należy się więcej.Niech będzie trzydzieści.- A spojrzawszy na opaskę na ramieniu, dodał: - Panie kapitanie.- Nadal możesz mi mówić po imieniu - rzekł z rozdrażnieniem Marlowe.- A co do tej listy.Nie chcę twoich pieniędzy.- Wstał, zamierzając odejść.- Dziękuję za papierosa.- Ej, czekaj no.- zatrzymał go Król, nie posiadając się ze zdumienia.- Co cię napadło?Marlowe spojrzał na niego z góry i oczy rozbłysły mu gniewem.- Za kogo ty mnie masz? Wypchaj się swoimi pieniędzmi.- Nie podobają ci się?- Nie chodzi o pieniądze, ale o twoje maniery.- A od kiedy to maniery mają cokolwiek wspólnego z pieniędzmi?!Marlowe odwróci! się bez słowa i chciał wyjść, ale Król poderwał się i zagrodził mu drogę do drzwi.- Chwileczkę - powiedział.Głos miał napięty.- Chcę o coś spytać.Dlaczego mnie kryłeś?- To oczywiste.Wpakowałem cię w kabałę, więc nie mogłem zostawić na lodzie.Za kogo mnie masz?!- Nie wiem.Staram się dowiedzieć.- To była moja wina.Przepraszam.- Nie masz za co przepraszać - powiedział ostro Król.- To ja popełniłem błąd.Całkiem zgłupiałem.Ty nie masz z tym nic wspólnego.- Wszystko jedno - rzekł Marlowe.Jego twarz i wzrok były jak z kamienia.- Ale masz mnie chyba za ostatnie gówno, skoro przypuszczasz, że pozwoliłbym na to, żeby się nad tobą pastwiono, i za jeszcze większe gówno, jeżeli sądzisz, że chcę od ciebie pieniędzy za to, że byłem nieostrożny.Nie dam się tak traktować!- Proszę cię, usiądź na chwilę.- Po co?- Do jasnej cholery, bo chcę z tobą porozmawiać.W drzwiach, z menażkami Króla w ręku, zatrzymał się niepewnie Max.- Przepraszam - odezwał się ostrożnie - przyniosłem ci żarcie.Chcesz herbaty?- Nie.Zupę bierze dziś Tex.Król wziął menażkę z ryżem i postawił ją na stole.- Dobra - powiedział Max z wahaniem.Zastanawiał się, czy Król nie potrzebuje pomocy, żeby skuć pysk temu skurwielowi.- Idź, Max [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Miałem fula i.- Jakiego?- Asy na dwójkach - wtrącił bez zastanowienia Marlowe.W myśli zadawał sobie pytanie: Do diabła, co to jest stud?Król drgnął, mimo że wspaniale panował nad sobą.Miał właśnie powiedzieć: “króle na damach”, i był świadom, że Grey zauważył jego wzdrygnięcie.- Kłamie pan, Marlowe!- Ależ kolego Grey, jak pan może! - rzekł Marlowe, grając na zwłokę.A myślał: Cholera, co to jest stud? - Żal było patrzeć - powiedział, znajdując swoistą przyjemność w strachu przed wielkim niebezpieczeństwem.- Zdawało mi się, że już go mam.Miałem sekwens.Dlatego postawiłem zapalniczkę.Sam mu opowiedz - zwrócił się prędko do Króla.- A jak się gra w studa, Marlowe?Zapadła cisza.Przerwał ją grzmot, który przetoczył się gdzieś za horyzontem.Król otworzył usta, ale Grey nie dał mu dojść do słowa.- Pytałem Marlowe’a - rzekł z pogróżką w głosie.Marlowe był bezbronny.Spojrzał na Króla i choć jego oczy niczego nie wyrażały, Król zrozumiał.- Chodź, pokażemy - zaproponował szybko Marlowe.Król natychmiast sięgnął po karty i powiedział bez wahania:- Moja karta w dołku.Grey z wściekłością obrócił się do niego.- Mówiłem, że pytam Marlowe’a.Jeszcze jedno słowo, a zaaresztuję was za utrudnianie pracy przedstawicielowi prawa.Król milczał i tylko modlił się w duchu, żeby to, co powiedział, okazało się wystarczającą wskazówką.Wyrażenie “karta w dołku” zabrzmiało w uszach Marlowe’a jakby znajomo.I nagle wszystko sobie przypomniał.Wiedząc już, na czym polega gra, zaczął się bawić z Greyem.- No więc.- wycedził z zakłopotaniem - to taka odmiana pokera, jak każda inna.- Chcę usłyszeć, jak się w to gra - ponaglał Grey sądząc, że przyłapał ich wreszcie na kłamstwie.Marlowe obrzucił go kamiennym spojrzeniem, myśląc o stygnących jajkach.- Co pan właściwie chce udowodnić, Grey? Każdy głupi wie, że są to cztery karty i jedna zakryta, czyli w dołku.Przez barak przebiegło westchnienie ulgi.Grey zrozumiał, że jest bezsilny.Jego słowo stanęłoby przeciw słowu Marlowe’a, a nawet tu, w Changi, samo słowo porucznika żandarmerii to za mało.- Faktycznie.Każdy głupi wie - rzekł ponuro, spoglądając to na Króla, to na Marlowe’a.Zwrócił Królowi zapalniczkę.- Dopilnujcie, żeby ją umieszczono w spisie.- Tak jest, panie poruczniku.Teraz, kiedy było już po wszystkim, Król nieznacznie dał po sobie poznać, jak mu ulżyło.Grey po raz ostatni spojrzał na Marlowe’a, a spojrzenie to wyrażało zarówno obietnicę, jak i groźbę.- Pańska szacowna szkoła, do której pan chodził, byłaby dziś z pana bardzo dumna - rzekł z pogardą, po czym ruszył do wyjścia, a za nim powłóczący nogami Masters.Peter Marlowe odprowadził Greya spojrzeniem, a kiedy ten znalazł się przy drzwiach, nie odrywając od niego wzroku, zwrócił się do Króla odrobinę głośniej, niż było trzeba.- Podaj mi swoją zapalniczkę, skręt mi zgasł.Ale Grey nie zmylił kroku ani się nie obejrzał.Co za człowiek, pomyślał ponuro Marlowe.Jakie nerwy.Dobrze mieć kogoś takiego u boku, kiedy się walczy na śmierć i życie.A jako wroga trzeba doceniać.Wśród naelektryzowanej ciszy Król osunął się na fotel, a Marlowe wyjął zapalniczkę z jego zwiotczałej dłoni i zapalił papierosa.Król wymacał machinalnie paczkę kooa, wetknął jednego między wargi i trzymał go tak, bez czucia.Marlowe nachylił się i podał mu ogień.Długo trwało, zanim Król zobaczył wyraźnie płomień, a wtedy zauważył, że ręce Marlowe’a trzęsą się tak samo jak jego.Rozejrzał się po baraku - ludzie siedzieli nieruchomo jak posągi, z wlepionym w niego wzrokiem.Ramiona miał zlane zimnym potem i czuł, że przemokła mu koszula.Z zewnątrz dobiegł brzęk naczyń.Dino wstał i wyjrzał z nadzieją.- Żarcie! - zawołał uszczęśliwiony.Napięcie prysło i Amerykanie opuścili barak, zabierając ze sobą naczynia i sztućce.Peter Marlowe i Król zostali sami.ROZDZIAŁ IIIPrzez chwilę obaj dochodzili do siebie.- Mój Boże, niewiele brakowało! - odezwał się wreszcie drżącym głosem Marlowe.- Tak - przyznał bez pośpiechu Król.Mimo woli wstrząsnął nim dreszcz.Potem odszukał portfel, wyjął dwa dziesięciodolarowe banknoty i położył je na stole.- Proszę, na razie tyle - powiedział.- Ale od dziś wciągam pana na listę płac.Dwadzieścia tygodniowo.- Co takiego?- Będę panu płacił dwadzieścia dolarów tygodniowo - powtórzył Król i zastanowił się przez chwilę.- Tak, ma pan rację - rzekł uprzejmie i uśmiechnął się.- Należy się więcej.Niech będzie trzydzieści.- A spojrzawszy na opaskę na ramieniu, dodał: - Panie kapitanie.- Nadal możesz mi mówić po imieniu - rzekł z rozdrażnieniem Marlowe.- A co do tej listy.Nie chcę twoich pieniędzy.- Wstał, zamierzając odejść.- Dziękuję za papierosa.- Ej, czekaj no.- zatrzymał go Król, nie posiadając się ze zdumienia.- Co cię napadło?Marlowe spojrzał na niego z góry i oczy rozbłysły mu gniewem.- Za kogo ty mnie masz? Wypchaj się swoimi pieniędzmi.- Nie podobają ci się?- Nie chodzi o pieniądze, ale o twoje maniery.- A od kiedy to maniery mają cokolwiek wspólnego z pieniędzmi?!Marlowe odwróci! się bez słowa i chciał wyjść, ale Król poderwał się i zagrodził mu drogę do drzwi.- Chwileczkę - powiedział.Głos miał napięty.- Chcę o coś spytać.Dlaczego mnie kryłeś?- To oczywiste.Wpakowałem cię w kabałę, więc nie mogłem zostawić na lodzie.Za kogo mnie masz?!- Nie wiem.Staram się dowiedzieć.- To była moja wina.Przepraszam.- Nie masz za co przepraszać - powiedział ostro Król.- To ja popełniłem błąd.Całkiem zgłupiałem.Ty nie masz z tym nic wspólnego.- Wszystko jedno - rzekł Marlowe.Jego twarz i wzrok były jak z kamienia.- Ale masz mnie chyba za ostatnie gówno, skoro przypuszczasz, że pozwoliłbym na to, żeby się nad tobą pastwiono, i za jeszcze większe gówno, jeżeli sądzisz, że chcę od ciebie pieniędzy za to, że byłem nieostrożny.Nie dam się tak traktować!- Proszę cię, usiądź na chwilę.- Po co?- Do jasnej cholery, bo chcę z tobą porozmawiać.W drzwiach, z menażkami Króla w ręku, zatrzymał się niepewnie Max.- Przepraszam - odezwał się ostrożnie - przyniosłem ci żarcie.Chcesz herbaty?- Nie.Zupę bierze dziś Tex.Król wziął menażkę z ryżem i postawił ją na stole.- Dobra - powiedział Max z wahaniem.Zastanawiał się, czy Król nie potrzebuje pomocy, żeby skuć pysk temu skurwielowi.- Idź, Max [ Pobierz całość w formacie PDF ]