[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Absurdem jest, że to się nie wydaje absurdalne - enig­matycznie odezwał się Oliveira.- Absurdem jest, że kiedy wychodzisz rano i za drzwiami znajdujesz butelkę mleka, uważasz to za naturalne, bo to samo zdarzyło ci się wczoraj i zdarzy jutro.Ta stagnacja, to „niech tam”, ten podejrzany brak wyjątków.Bo ja zresztą wiem.może powinno się spróbować jakiejś innej drogi.- Rezygnując z inteligencji? - zaniepokoił się Grego-rovius.- Nie wiem.Może inaczej jej używając.Czy to dowiedzione, że zasady logiki są nierozłącznie związane z naszą inteligencją? Przecież istnieją narody żyjące w magi­cznym porządku rzeczy.Pewnie, że jadają surowe robaki, ale to znowu jest kwestią wartościowania.- Robaki, brrr - wstrząsnęła się Babs.- Ronald, kocha­nie, tak późno.- W sumie - powiedział Ronald - wiesz, co cię męczy? Praworządność i jej formy.Jak tylko coś zaczyna prawidłowo funkcjonować, czujesz się osaczony.Wszyscy jesteśmy trochę tacy, nieudaczniki bez fachu, bez tytułów, bez tego wszystkiego.Dlatego siedzimy, bracie, w Paryżu i twój znamienity absurd w rezultacie obraca się w coś w rodzaju mętnego anarchizmu, którego nie jesteś w stanie wcielić w życie.- Masz stuprocentową rację - powiedział Oliveira.- Jakby to było fajnie wyjść na ulicę z transparentami „żądamy wolności dla Algierii”.I w ogóle ile można by zdziałać na drodze walki społecznej.- Działanie mogłoby ci się przydać, nadać jakiś sens twojemu życiu - powiedział Ronald.- Mam nadzieję, że wiesz to z Malraux.- W wydaniu NRF.- Ale zamiast tego wolisz onanizować się jak małpa, przeżuwając wciąż fałszywe problemy, czekając Bóg wie na co.Jeżeli to wszystko jest absurdem, trzeba jakoś temu zaradzić, postarać się coś zmienić.- Skądś znam tę piosenkę - mruknął Oliveira.- Jak tylko widzisz, że konwersacja zmierza ku czemuś bardziej konkretnemu, jak na przykład twoje cudowne „działanie”, zaczynasz być nader elokwentny.Nie chcesz zrozumieć, że i na działanie, i na brak działania trzeba zasłużyć.Jak tu działać nie ustaliwszy uprzedniego, podstawowego stosunku do sedna sprawy, bez uzgodnienia, co uważamy za słuszne i za prawdziwe.Twoje wiadomości na temat dobra i prawdy są czysto historyczne, oparte na odziedziczonej etyce.Tymczasem mnie zarówno historia, jak i etyka wydają się wysoce wątpliwe.- Kiedyś - powiedział Etienne prostując się - chętnie wysłucham z detalami twoich opinii na temat tego, co nazywasz „podstawowym stosunkiem do sedna sprawy”.A może właśnie to sedno jest pustką?- Nie myśl, że tego nie brałem pod uwagę - odparł Oliveira.- Ale nawet z czysto estetycznych względów, które ty najlepiej możesz oceniać, musisz przyznać, że między usytuowaniem się w samym środku a trzepotaniem naokoło istnieje jakościowa różnica, która daje do myślenia.- Horacio - wtrącił Gregorovius - używał i to obficie, tych samych słów, które przed chwilą odradzał nam.Jego nie należy prosić o wygłaszanie przemówień, a raczej pytać o coś zupełnie innego, o jakieś sprawy niejasne, zamglone, niewy­tłumaczalne jak sny, i jakieś zbiegi okoliczności, objawienia, plus tak zwany czarny humor.- Ten z góry znowu zaczyna - powiedziała Babs.- Nie, to deszcz - powiedziała Maga.- Już pora na lekarstwo Rocamadoura.- Jeszcze masz czas - Babs pochyliła się tak szybko, że zegarek stuknął o lampę.- Trzecia za dziesięć.Chodźmy, Ronald, jest bardzo późno.- Pójdziemy pięć po trzeciej - zgodził się Ronald.- Dlaczego pięć po trzeciej? - zdziwiła się Maga.- Bo pierwszy kwadrans jest zawsze szczęśliwy - wyjaś­nił Gregorovius.- Daj mi jeszcze łyk cańi - poprosił Etienne.- Merde, nie ma już ani kropli.Oliveira zgasił papierosa.„Czuwanie pod bronią - pomy­ślał z wdzięcznością.- Prawdziwi przyjaciele, nawet ten nieszczęsny Osip.No, teraz mamy przed sobą kwad­rans łańcuchowych reakcji, których nikt nie uniknie, nikt, nawet jeżeli się pomyśli, że za rok o tej porze najdokładniej­sze, najbardziej precyzyjne wspomnienie nie będzie w stanie zakłócić wytwarzania adrenaliny ani śliny, ani sprowadzić pocenia się rąk.Oto dowody, których Ronald nie zechce nigdy przyjąć do wiadomości.Co zrobiłem tej nocy? A priori coś raczej potwornego.Może trzeba było próbować butli z tlenem lub czegokolwiek innego.Idiotyzm, tylko bylibyś­my mu niepotrzebnie przedłużali życie”.- Trzeba by ją przygotować - szepnął mu Ronald do ucha.- Nie gadaj głupstw.Czy nie orientujesz się, że już jest przygotowana, że zapach czuje się w powietrzu?- To teraz zaczynacie szeptać - powiedziała Maga - właśnie kiedy nie ma już potrzeby? „Tu parles” - pomyślał Oliveira.- Zapach? - zaszemrał Ronald.- Nic nie czuję, żadnego zapachu.- No, już chyba będzie trzecia - powiedział Etienne wzdrygając się, jakby przeszedł go dreszcz.- Ronald, zrób no wysiłek.Może Horacio nie jest geniuszem, ale łatwo zrozumieć, co ci chce powiedzieć.Nie możemy zrobić nic więcej, tylko jeszcze trochę zostać i przyjąć to, co nadchodzi.Myślę Horacio, że to, co powiedziałeś o obrazie Rembrandta, było słuszne.Istnieje metamalarstwo, tak jak metamuzyka, a stary pchał łapy po łokcie w to, co robił.Tylko oślepieni logiką mogą zatrzymywać się przed Rembrandtem i nie czuć, że to jest jakieś okno albo coś innego, jakiś znak.Niebez­pieczne dla malarstwa, ale za to.- Malarstwo jest takim samym gatunkiem sztuki, jak wiele innych - powiedział Oliveira.- Jako gatunku nie należy specjalnie go ochraniać.W dodatku na każdego Rembrandta wypada po stu facetów będących tylko malarzami i niczym więcej, tak że malarstwu nic nie grozi.- Na szczęście - dodał Etienne.- Na szczęście - zgodził się Oliveira.- Na szczęście wszystko jest jak najlepiej na tym najlepszym ze światów.Zapal duże światło, Babs, masz kontakt za sobą.- Gdzie jest jakaś czysta łyżeczka? - powiedziała Maga wstając.Z wysiłkiem, który wydał mu się ohydny, Oliveira po­wstrzymał się od spojrzenia w głąb pokoju.Maga przecierała oczy oślepiona, a Babs, Osip i inni patrzyli gdzieś w bok, ukradkiem w tył i znowu w bok.Babs zrobiła gest, jakby chciała wziąć Magę pod rękę, ale coś w twarzy Ronalda zatrzymało ją.Etienne powoli podniósł się, obciągając wil­gotne jeszcze spodnie.Osip wygrzebywał się z fotela, mru­cząc coś na temat palta.„Teraz powinni zastukać w sufit - pomyślał Oliveira zamykając oczy.- Najpierw kilka uderzeń, a potem jeszcze trzy uroczyste.Ale wszystko jest na odwrót, zapalamy światła zamiast je gasić, jesteśmy po stronie sceny, nie ma rady”.Z kolei on także wstał, czując w kościach zmęczenie, całodzienne wałęsanie się, wszystko, co się tego dnia zdarzyło.Maga znalazła łyżeczkę na półce nad kominkiem za stosem książek i płyt.Wytarła ją brzegiem sukni i obejrzała pod lampą.„Zaraz napełni ją lekarstwem, a idąc, połowę rozleje na ziemię” - powiedział sobie Oliveira opierając się o ścianę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl