Pokrewne
- Strona Główna
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Wszystkie Weyry Pernu
- w. Jan od Krzyża DZIEŁA WSZYSTKIE
- Clancy Tom Suma wszystkich strachow t.2
- Ted Allbeury Wszystkie nasze jutra
- Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.WHITE
- Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.2
- Allbeury Ted Wszystkie nasze jutra
- Daniel Ostoja MiłoÂść w działaniu
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- Corel PHOTO PAINT (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psp5.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.(Cały ten “cyrk".)- A w czterdziestym drugim jaki był powód zamknięcia?- Zmiana dyrekcji, sposobu zarządzania i myślenia, tak bym to nazwał.Poprzednia Rada Nadzorcza składała się głównie z Żydów, że tak powiem.Ale w tamtych czasach rozumiano, co się należy prawdziwym Francuzom!(Ach tak?)- Jak długo Sklep był zamknięty?- Przez dobre sześć miesięcy.Ci “panowie" robili, wie pan, trudności.Bogu dzięki.Historia zdecydowała.(Mój Bóg, jeżeli istnieje, to ci w swoim czasie dołoży, łajdaku.)- Sześć miesięcy świecił pustkami?- W dodatku odpowiednio strzegła go Milicja, żeby szczury nie zawładnęły terenem.(I pomyśleć, że dotychczas uważałem tego starego drania za uroczego i sympatycznego dziadka, którego sam nie miałem, i tak dalej.cały ten nostalgiczny sos.)Zabrałem mojego biednego Gaddę z mocnym postanowieniem, że go zdezynfekuję, i powiedziałem:- Wielkie dzięki, proszę pana, przy okazji wpadnę pogadać.- Z przyjemnością, młody człowieku, przyzwoici młodzieńcy trafiają się coraz rzadziej.To złapało mnie na schodach ruchomych.Płonący miecz przeszył mi głowę.Ból wszechobejmujący.Ilustrowany groteskową wizją rodem z Chestera Himes'a: wielki Murzyn biegnie wśród nowojorskiej nocy z nożem wbitym w jedną skroń i wychodzącym z drugiej.Potem ból ustał i powróciła głuchota.Ani hałasu, ani muzyczki w tle, nic.Za późno.To paskudztwo pozwoliło jeszcze, bym zdążył usłyszeć, jak dziadunio moich marzeń żałuje starych dobrych czasów.Kurza twarz, jak z takim gównem zamiast mózgu ten ludzki śmieć może lubić Gaddę, Brocha, Potockiego i podzielać moją opinię o Alisterze Crowleyu? Kiedy wreszcie coś z tego wszystkiego zrozumiem? W każdym razie znałem datę: 1942.Jeżeli coś się działo w Sklepie, to przez tamte sześć miesięcy.W dzień czy nocą? W nocy, sądząc po zdjęciu.W nocy.W domu towarowym strzeżonym przez Milicję.O tym myślałem, kiedy ich wreszcie wypatrzyłem.Dwie żywe kamery.Poczwórne oko komisarza Coudrier.Z taką oczywistością rzucili mi się w oczy, iż zadałem sobie pytanie, jak się to stało, że nie dostrzegłem ich wcześniej.Duży i mały.Gruby i chudy.Dystyngowany pan i żebraczyna.Łysy i kudłaty.Pat Bako i Dżib Hiena.Jak gdyby.To znaczy z utrzymaniem całego tego dystansu, jaki, choćby nie wiem co, między rzeczywistością i fikcją zachowuje życie.Mimo wszystko, jak można było nie dostrzec ich wcześniej! Ale figury! Jeden schował się za ladą w wyrobach skórzanych, to ten gruby, a drugi, mister Hyde, piętnaście metrów dalej, w okolicy damskich koronek, właśnie wcinał eklerka z czekoladą.Byłem tak zaskoczony, że nie mogłem oderwać od nich oczu.Zorientowali się natychmiast, że zostali rozpoznani.I, daję słowo, byli nie mniej zaskoczeni niż ja.Pogapiliśmy się więc tak przez jakiś czas na siebie, a potem gruby nagle spurpurowiał i uczynił w moją stronę krótki ruch głową, który natychmiast zrozumiałem.Typ dokuczliwy jak mała wesz, za to potężny jak byk.Więc otrząsnąłem się.Spojrzałem w innym kierunku.Dokładnie pomiędzy nimi, żeby uniknąć patrzenia na żarłoka i jego eklerek.I wtedy rzecz się jeszcze bardziej skomplikowała.Albowiem za nimi, z dziesięć metrów za nimi, znajdowało się, na wprost mnie, stoisko z bronią.A w nim stojaki na strzelby, pełny asortyment pistoletów gazowych, noże do ćwiartowania dziczyzny, gwizdki ultradźwiękowe, wnyki, wszystkie te cudeńka, na których widok rozbłyska oko myśliwego - myśliwego, który naprawdę zna i kocha przyrodę! Zresztą stał taki przy ladzie, jeden z tych ekolofilów, ubrany w kurtkę ochronną.Koło pięćdziesiątki, w towarzystwie dwóch smarkaczy, podejrzanie czystych nastolatów; wszyscy trzej rozmawiali o zaletach strzelby z kompresorem o błękitnawym połysku, którą podawali sobie z rąk do rąk, błyskawicznie przykładając do ramienia, szkicując krótkie krzywe w powietrzu, potem kiwając głowami, jak przystało na koneserów, jakimi byli od kołyski.Sprzedawca, cały w uśmiechach, dogłębnie współodczuwał.Tak kontent, że ma zaangażowanych klientów, że jego wzrok nie obejmował już lady w całości.Wtedy zobaczyłem, jak jakaś ręka zanurza się w szarym kartonowym pudle i wydobywa zeń dwa naboje - zupełnie otwarcie, nawet nie starając się ukryć.Ręka należała do jednego z małych staruszków Tea, naprawdę malutkiego i absolutnie stareńkiego, którego rozpoznałem, który mnie rozpoznał i który (dam sobie głowę uciąć) z porozumiewawczym uśmiechem wskazał wyraźnie naboje, po czym schował je do lewej kieszeni szarej bluzy.Już trzy razy widziałem ten gest: za pierwszym razem buchnął czarną skrzyneczkę zdalnego sterowania, wtedy kiedy Cazeneuve dokonywał rekwizycji czołgu AMX 30, za drugim - przyrząd wibracyjny do masażu, a za trzecim.nie, za trzecim razem.to było przy dokręcaniu miedzianego kranu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.(Cały ten “cyrk".)- A w czterdziestym drugim jaki był powód zamknięcia?- Zmiana dyrekcji, sposobu zarządzania i myślenia, tak bym to nazwał.Poprzednia Rada Nadzorcza składała się głównie z Żydów, że tak powiem.Ale w tamtych czasach rozumiano, co się należy prawdziwym Francuzom!(Ach tak?)- Jak długo Sklep był zamknięty?- Przez dobre sześć miesięcy.Ci “panowie" robili, wie pan, trudności.Bogu dzięki.Historia zdecydowała.(Mój Bóg, jeżeli istnieje, to ci w swoim czasie dołoży, łajdaku.)- Sześć miesięcy świecił pustkami?- W dodatku odpowiednio strzegła go Milicja, żeby szczury nie zawładnęły terenem.(I pomyśleć, że dotychczas uważałem tego starego drania za uroczego i sympatycznego dziadka, którego sam nie miałem, i tak dalej.cały ten nostalgiczny sos.)Zabrałem mojego biednego Gaddę z mocnym postanowieniem, że go zdezynfekuję, i powiedziałem:- Wielkie dzięki, proszę pana, przy okazji wpadnę pogadać.- Z przyjemnością, młody człowieku, przyzwoici młodzieńcy trafiają się coraz rzadziej.To złapało mnie na schodach ruchomych.Płonący miecz przeszył mi głowę.Ból wszechobejmujący.Ilustrowany groteskową wizją rodem z Chestera Himes'a: wielki Murzyn biegnie wśród nowojorskiej nocy z nożem wbitym w jedną skroń i wychodzącym z drugiej.Potem ból ustał i powróciła głuchota.Ani hałasu, ani muzyczki w tle, nic.Za późno.To paskudztwo pozwoliło jeszcze, bym zdążył usłyszeć, jak dziadunio moich marzeń żałuje starych dobrych czasów.Kurza twarz, jak z takim gównem zamiast mózgu ten ludzki śmieć może lubić Gaddę, Brocha, Potockiego i podzielać moją opinię o Alisterze Crowleyu? Kiedy wreszcie coś z tego wszystkiego zrozumiem? W każdym razie znałem datę: 1942.Jeżeli coś się działo w Sklepie, to przez tamte sześć miesięcy.W dzień czy nocą? W nocy, sądząc po zdjęciu.W nocy.W domu towarowym strzeżonym przez Milicję.O tym myślałem, kiedy ich wreszcie wypatrzyłem.Dwie żywe kamery.Poczwórne oko komisarza Coudrier.Z taką oczywistością rzucili mi się w oczy, iż zadałem sobie pytanie, jak się to stało, że nie dostrzegłem ich wcześniej.Duży i mały.Gruby i chudy.Dystyngowany pan i żebraczyna.Łysy i kudłaty.Pat Bako i Dżib Hiena.Jak gdyby.To znaczy z utrzymaniem całego tego dystansu, jaki, choćby nie wiem co, między rzeczywistością i fikcją zachowuje życie.Mimo wszystko, jak można było nie dostrzec ich wcześniej! Ale figury! Jeden schował się za ladą w wyrobach skórzanych, to ten gruby, a drugi, mister Hyde, piętnaście metrów dalej, w okolicy damskich koronek, właśnie wcinał eklerka z czekoladą.Byłem tak zaskoczony, że nie mogłem oderwać od nich oczu.Zorientowali się natychmiast, że zostali rozpoznani.I, daję słowo, byli nie mniej zaskoczeni niż ja.Pogapiliśmy się więc tak przez jakiś czas na siebie, a potem gruby nagle spurpurowiał i uczynił w moją stronę krótki ruch głową, który natychmiast zrozumiałem.Typ dokuczliwy jak mała wesz, za to potężny jak byk.Więc otrząsnąłem się.Spojrzałem w innym kierunku.Dokładnie pomiędzy nimi, żeby uniknąć patrzenia na żarłoka i jego eklerek.I wtedy rzecz się jeszcze bardziej skomplikowała.Albowiem za nimi, z dziesięć metrów za nimi, znajdowało się, na wprost mnie, stoisko z bronią.A w nim stojaki na strzelby, pełny asortyment pistoletów gazowych, noże do ćwiartowania dziczyzny, gwizdki ultradźwiękowe, wnyki, wszystkie te cudeńka, na których widok rozbłyska oko myśliwego - myśliwego, który naprawdę zna i kocha przyrodę! Zresztą stał taki przy ladzie, jeden z tych ekolofilów, ubrany w kurtkę ochronną.Koło pięćdziesiątki, w towarzystwie dwóch smarkaczy, podejrzanie czystych nastolatów; wszyscy trzej rozmawiali o zaletach strzelby z kompresorem o błękitnawym połysku, którą podawali sobie z rąk do rąk, błyskawicznie przykładając do ramienia, szkicując krótkie krzywe w powietrzu, potem kiwając głowami, jak przystało na koneserów, jakimi byli od kołyski.Sprzedawca, cały w uśmiechach, dogłębnie współodczuwał.Tak kontent, że ma zaangażowanych klientów, że jego wzrok nie obejmował już lady w całości.Wtedy zobaczyłem, jak jakaś ręka zanurza się w szarym kartonowym pudle i wydobywa zeń dwa naboje - zupełnie otwarcie, nawet nie starając się ukryć.Ręka należała do jednego z małych staruszków Tea, naprawdę malutkiego i absolutnie stareńkiego, którego rozpoznałem, który mnie rozpoznał i który (dam sobie głowę uciąć) z porozumiewawczym uśmiechem wskazał wyraźnie naboje, po czym schował je do lewej kieszeni szarej bluzy.Już trzy razy widziałem ten gest: za pierwszym razem buchnął czarną skrzyneczkę zdalnego sterowania, wtedy kiedy Cazeneuve dokonywał rekwizycji czołgu AMX 30, za drugim - przyrząd wibracyjny do masażu, a za trzecim.nie, za trzecim razem.to było przy dokręcaniu miedzianego kranu [ Pobierz całość w formacie PDF ]