[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cholerna szkoda, co? - uciął Ryan.- Poślijcie raport przez gońca do Białego Domu, ale na jednej nodze, prezydentowi się spieszy.- Już pędzę - Z tymi słowy funkcjonariusz opuścił gabinet Ryan zadzwonił natychmiast do pionu operacyjnego i nie przedstawiając się zapytał:- Jak tam Clark?- Mówił, że wszystko gra.Są gotowi do audycji, samoloty z odbiornikami w pogotowiu.Nie słyszeliśmy, żeby premier zmienił rozkład wizyty.- Dzięki.- Długo pan jeszcze będzie u siebie?Jack wyjrzał za okno, gdzie zaczął już walić śnieg.- Może nawet całą noc.Śnieżyca zapowiadała się poważnie.Ze środkowego zachodu kraju nadciągała mroźna burza, która nad wybrzeżem Atlantyku zderzała się z niżem.Zamiecie śnieżne w Waszyngtonie przychodziły nieodmiennie z południa.Krajowe biuro meteorologiczne już teraz zapowiadało pięt­naście do dwudziestu centymetrów puchu, choć kilka godzin wcześniej przewidywano pięć do dziesięciu centymetrów.Jack Ryan miał do wybo­ru natychmiast zbierać się do domu i brnąć do Langley nazajutrz albo też zostać na noc.Niestety, najbardziej opłacało mu się zostać.Gołowko również siedział w swoim gabinecie, choć w Moskwie było osiem godzin później niż w Waszyngtonie.Poranna godzina źle wpływała na humor Siergieja, który był zły jak diabli.- Co znowu? -warknął na dyżurnego z sekcji rozpoznania szyfrów.- Mieliśmy szczęście.Ten dokument szedł szyfrowym telefaksem z ambasady amerykańskiej w Tokio do Waszyngtonu.- Dyżurny podał kartkę.Śliski papier do telefaksowania pokrywały głównie niezrozumiałe znaki, oderwane pojedyncze litery i czarno-białe kropki oznaczające szum na łączach, lecz jedną piątą strony zajmował angielski tekst w tym dwa kompletne zdania i jeden akapit.- No więc co? - zapytał znów Gołowko.- Zaniosłem to zaraz do sekcji japońskiej, żeby dali komentarz, a oni wtedy pokazali mi to - dyżurny wręczył Gołowce nową kartkę.- Zazna­czyłem ten akapit.Gołowko przestudiował rosyjską wersję akapitu i porównał z angiel­skim tekstem.- Kurwa, tłumaczenie.Skąd mamy tę rosyjską wersję? - Od kuriera z naszej ambasady.Tokio nie przetelegrafowało nam tekstu, bo obie maszyny szyfrujące były w naprawie, więc rezydent zde­cydował, że nie ma pośpiechu.Wsadzili raport do poczty dyplomatycz­nej.Mamy pewność, że CIA nie złamała naszych szyfrów, ale i tak dostali do rąk cały tekst.- Kto prowadzi tę sprawę? Aaa, Lialin - przypomniał sobie Gołowko.Podniósł telefon i połączył się z szefem dyżurującej zmiany w Pierwszym Zarządzie Głównym.- Pułkowniku, mówi Gołowko.Zamawiam błyskawi­czny kontakt z rezydentem w Tokio.Lialin ma się natychmiast zameldo­wać w Moskwie.- Czy coś się stało?- Tyle się stało, że mamy następny przeciek.- Lialin jest świetnym oficerem.Znam doskonale materiały, które przysyła.- Amerykanie też je znają.Wysyłajcie zaraz depeszę, a potem przy­ślijcie mi na biurko wszystko, co dostaliśmy od OSTA.- Gołowko odłożył słuchawkę i zmierzył wzrokiem majora prężącego się przed biurkiem.- Dobry Boże, że też pięć lat temu nie mieliśmy tego matematyka, który znalazł sposób na szyfry!- Dziesięć lat budował teorię porządkowania chaosu.Jeśli kiedykol­wiek ją opublikuje, ma Medal Plancka w kieszeni.Wykorzystał prace Mandelbrota na Harvardzie w Ameryce, i MacKenziego w Cambridge, i.- Wierzę wam na słowo, majorze.Pamiętam, ostatni raz, kiedy próbo­waliście mi objaśnić te czary-mary, dostałem migreny.Jak idą wasze prace?- Z dnia na dzień coraz lepiej.Jedyne, czegośmy dotąd nie rozgryźli, to nowe szyfry CIA, które dopiero wchodzą w użycie.Chyba oparli je na jakiejś nowej zasadzie.No, ale pracujemy nad tym, pracujemy.Prezydent Fowler wsiadł do śmigłowca VH-3 z piechoty morskiej, nie czekając, aż zamieć uniemożliwi start.Śmigłowiec służył do jego osobi­stego użytku i był pomalowany od spodu na oliwkowo, a od góry na biało.Poza tym nie miał żadnych oznaczeń, z wyjątkiem radiowego kryptonimu Marinę One.Elizabeth Elliot wsiadła tuż za prezydentem, co nie uszło uwagi dziennikarzy.Ten i ów spośród nich pomyślał, że niedługo trzeba będzie powiadomić opinię publiczną o romansie, chyba że prezydent sam się zlituje i poślubi tę swoją zdzirę.Pilot, podpułkownik piechoty morskiej, dał pełny gaz w obu turbi­nach śmigłowca i podniósł tarczę sterującą.Maszyna wzbiła się powoli do góry, biorąc kurs na północny zachód.Widoczność była zerowa, trzeba wiec było lecieć na ślepo, tylko za pomocą instrumentów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl