[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O czym?- O tym też nie wiesz? Żeby przyjechała do Carmel.Umówiliśmy się, pamiętasz, że ja będę rozgrywał, a ona będzie patrzeć mi przez ramię, co wyciągnąłem i jak rozgrywam kolejne rundy.Tego też nie pamiętasz?- Nie - odparł Pete.- Nie była zachwycona.- Schilling sięgnął do szafy po płaszcz i kapelusz.- Ale tobie wydało się to bardzo eleganckim rozwiązaniem.Chodź już, trzeba lecieć.Nie zapomnij kanapki.Wyszli z mieszkania.Na podeście zderzyli się z Carol Holt Garden.Wysiadała z windy.Miała zmęczoną twarz.Widząc ich, przystanęła.- Tak? - powitała ich apatycznie.- Domyślam się, że już wiecie.- Rozmawialiśmy z Billem Calumine’em, jeśli o to ci chodzi - powiedział Schilling.- Mówię o Luckmanie - wyjaśniła.- Zawiadomiłam już policję.Jak chcecie zobaczyć, chodźcie na dół.Cała trójka zjechała windą na dół.Carol zaprowadziła ich do swojego samochodu zaparkowanego na skraju jezdni obok aut Schillinga i Pete’a.- Zorientowałam się w połowie drogi - powiedziała drewnianym głosem.Nie wyjmując rąk z kieszeni płaszcza, skinęła w stronę wozu.- Leciałam i nagle przyszło mi do głowy, że mogłam zostawić portmonetkę w dawnym mieszkaniu, tam, gdzie mieszkałam z poprzednim mężem.Byłam tam dzisiaj wziąć parę drobiazgów.Pete i Joe Schilling otwarli drzwiczki jej wozu.- Zapaliłam światła w kabinie - ciągnęła Carol - i wtedy zobaczyłam.- Ktoś musiał je włożyć, kiedy parkowałam pod starym mieszkaniem, choć istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zrobił to wcześniej, kiedy byłam tu rano.Możecie sprawdzić - dodała - że on - one - leżą na podłodze, nie widać ich.Dotknęłam ich, szukając portmonetki.- Umilkła.W ostrym świetle kabiny Pete zobaczył zwłoki wtłoczone między przednie a tylne siedzenia.Zwłoki bez wątpienia należały do Luckmana.Śmierć nie zmieniła zbytnio jego okrągłej twarzy o pulchnych policzkach, zniknęła tylko jej czerstwość.W sztucznym świetle wydawała się szara i rozpulchniona.- Natychmiast powiadomiłam policję - dorzuciła Carol.- Niedługo tu będą.Nocne niebo nad ich głowami zaczęło rozbrzmiewać ledwie słyszalnym, odległym wyciem syren.8- Panie i panowie - zwrócił się Bill Calumine do członków grupy Błękitnawy Lis - Jerome Luckman zginął z rąk mordercy.Wszyscy jesteśmy podejrzani.Tak to wygląda.Na razie nie mam wam wiele więcej do powiedzenia.Naturalnie, nie będziemy dzisiaj grać.- Nie wiem, kto to zrobił - zarechotał Silvanus Angst - ale niech przyjmie moje gratulacje.- Roześmiał się, oczekując, że pozostali mu zawtórują.- Cicho bądź - ucięła ostro Freya.- Dobrze mówię, to najlepsza wiadomość.- zaczął Angst, kraśniejąc.- To nie jest dobra wiadomość, że jesteśmy podejrzani - wybuchnął Bill Calumine.- Nie wiem, kto to zrobił ani czy zrobił to jeden z nas.Nie jestem nawet pewien, czy to dobrze dla nas - możemy napotkać ogromne komplikacje prawne przy próbie odzyskania obu aktów własności w Kalifornii, które utraciliśmy na jego rzecz.Sam nie wiem.Za wcześnie na ocenę.Wiem za to, że potrzebujemy porady prawnej.- Słusznie - poparł go Stuart Marks, a reszta zebranych potaknęła.- Powinniśmy zrzucić się na adwokata, i to dobrego.- Żeby nas bronił i doradził, jak odzyskać oba akty własności - dodał Jack Blau.- Głosowanie - zarządził Walt Remington.- Nie musimy głosować - zaoponował Bill Calumine z rozdrażnieniem.- To oczywiste, że potrzebujemy adwokata.Policja będzie tu lada chwila.Pozwólcie, że o coś zapytam.- Powiódł wzrokiem po zebranych.- Jeśli ktoś z was to zrobił - zaznaczam, że użyłem słowa „jeśli” - czy ta osoba chce się teraz przyznać?Zapadła cisza.Nikt nie drgnął.- To by było na tyle.- Bill Calumine uśmiechnął się nieznacznie.- Jeśli ktoś z nas zabił Luckmana, to nie zamierza się przyznawać.- Chciałbyś, żeby się przyznał? - spytał Jack Blau.- Niespecjalnie - odparł Calumine.Podszedł do wideofonu.- Jeśli nie macie nic przeciwko temu, zadzwonię do Billa Bartha, mojego adwokata w Los Angeles, i sprawdzę, czy będzie mógł do nas przylecieć.Zgoda? - Powiódł wzrokiem po zebranych.Nikt nie oponował.- W porządku.- Wystukał numer.- Bez względu na to, kim jest morderca i co nim kierowało, wkładając zwłoki do wozu Carol Holt Garden, postąpił podle i zasłużył na głębokie potępienie - powiedział szorstko Schilling.- Morderstwo jest wybaczalne, ale włożenie zwłok do wozu pani Garden, nie - zadrwiła Freya.- W dziwnych czasach żyjemy.- Wiesz, że mam rację - zwrócił się do niej Schilling [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl