Pokrewne
- Strona Główna
- Ruda Aleksandra OdnaleŸć swš drogę 02 Wybór tłum. nieoficjalne
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnego (1)
- Kroger Aleksander Ekspedycja Mikro (SCAN dal 863)
- Ożarowski Aleksander Rosliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie
- May Karol Kozak (SCAN dal 966)
- May Karol Grobowiec Rodrigandow (SCAN dal
- Aleksander Scibor Rylski Czlowiek z marmuru
- fredro aleksander pan tadeusz xiii księga
- Dick Philip K Kosmiczne Marionetki
- ABC systemu Windows XP
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O, mój kuzynie! Potężny książę Burgundii! zawoÅ‚aÅ‚ gÅ‚osem gÅ‚uchym. Nie chciaÅ‚bym, za czte-ry najwiÄ™ksze królestwa chrzeÅ›cijaÅ„stwa, używać ludzi i Å›rodków, jakich ty używasz, aby mnie pozbawićtych resztek, które mi pozostajÄ… jeszcze z mego królewskiego dziedzictwa!Tymczasem czÅ‚owiek jakiÅ› ze Å›wity mistrza Cappelucha, pochwyciwszy za wÅ‚osy odciÄ™tÄ… gÅ‚owÄ™,podniósÅ‚ jÄ… i przybliżyÅ‚ do trzymanej w drugiej rÄ™ce pochodni.ZwiatÅ‚o padaÅ‚o na twarz, a Å›miertelnekurcze nie tak bardzo wykrzywiÅ‚y rysy nieszczęśliwego, aby Tanneguy nie mógÅ‚ rozeznać w nich Henry-98ka de Marle, przyjaciela swego dzieciÅ„stwa, najgorÄ™tszego i najwierniejszego stronnika Armagnaców.GÅ‚Ä™bokie westchnienie wydobyÅ‚o siÄ™ z jego piersi. Niech piorun trzaÅ›nie, mistrzu! zawoÅ‚aÅ‚ jeden z ludu pokazujÄ…c katowi gÅ‚owÄ™ to z was dopie-ro tÄ™gi robotnik! Odcinacie gÅ‚owÄ™ pierwszemu kanclerzowi Francji zupeÅ‚nie tak samo, jakby to byÅ‚pierwszy lepszy szewc z przedmieÅ›cia.Kat uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie.On także miaÅ‚ swoich pochlebców.Tejże nocy, na dwie godziny przed brzaskiem, maÅ‚y oddziaÅ‚ dobrze uzbrojony i na silnych koniachwyszedÅ‚ ostrożnie zewnÄ™trznÄ… bramÄ… Bastylii, w milczeniu zwróciÅ‚ siÄ™ ku mostowi pod Charenton, prze-byÅ‚ go i przez osiem godzin bez odpoczynku, postÄ™powaÅ‚ prawym brzegiem Sekwany.Przez caÅ‚y tenczas ani jeden wyraz nie zostaÅ‚ wymówiony, ani jedna przyÅ‚bica nie zostaÅ‚a podniesiona.Na koniec, koÅ‚ogodziny jedenastej przed poÅ‚udniem, zbrojni owi ujrzeli miasto jeżące siÄ™ obronnymi murami. Teraz, moÅ›ci książę rzekÅ‚ Tanneguy do rycerza jadÄ…cego na koniu tuż obok niego teraz może-cie podnieść przyÅ‚bicÄ™ i zawoÅ‚ać: DziÄ™ki Bogu i Å›wiÄ™temu Karolowi! Niech żyje Francja! , bo oto biaÅ‚achorÄ…giew Armagnaców! Znajdujesz siÄ™ u wrót twego wiernego miasta, które siÄ™ zowie Melun.Tak to delfin Karol, któremu historia daÅ‚a przydomek ZwyciÄ™zcy , odbyÅ‚ pierwszÄ… swÄ… nocnÄ…wartÄ™ i pierwszy marsz wojenny.VIIDnia 14 lipca 1418 roku obudzony Paryż usÅ‚yszaÅ‚ radosne gÅ‚osy dzwonów.Książę Burgundii ikrólowa Izabella przybyli do wrót miasta i zatrzymali siÄ™ u przedmieÅ›cia ZwiÄ™tego Antoniego.CaÅ‚a lud-ność wylegÅ‚a na ulicÄ™.Wszystkie domy, okoÅ‚o których orszak miaÅ‚ podążać udajÄ…c siÄ™ do paÅ‚acu SaintPaul, zostaÅ‚y ozdobione dywanami i makatami tak, jakby Bóg miaÅ‚ tÄ™dy przechodzić.Wszystkie sienie,bramy, schody, nisze, przystrojone byÅ‚y kwiatami, we wszystkich oknach i na balkonach zasiadaÅ‚y ko-biety.SzeÅ›ciuset mieszczan, ubranych w pÅ‚aszcze niebieskie i prowadzonych przez panów de l Ile Adami de Giac, wyszÅ‚o aż przed bramÄ™ ZwiÄ™tego Antoniego i oddaÅ‚o zwyciÄ™zcom ksiÄ™ciu Burgundii i królo-wej klucze miasta.Niezliczone tÅ‚umy ludu towarzyszyÅ‚y orszakowi mieszczan wszystkie korporacjewystÄ…piÅ‚y każda ze swojÄ… chorÄ…gwiÄ….Lud krzyczaÅ‚: Noël! , zapominajÄ…c o tym, że wczoraj byÅ‚ godny iże jutro też gÅ‚odny bÄ™dzie.Po powitaniu przybyÅ‚ych, tÅ‚umy rozeszÅ‚y siÄ™ z okrzykami: Niech żyje król! Niech żyje Burgun-dia! i dopiero wieczorem wszyscy spostrzegli, że byli gÅ‚odni tak samo jak wczoraj.Nazajutrz potworzyÅ‚y siÄ™ wielkie zbiegowiska.Ponieważ dzieÅ„ ten nie byÅ‚ wcale uroczystym Å›wiÄ™-tem ani też nie byÅ‚o żadnego turnieju, ani orszaku, na który by patrzeć można, naród podążyÅ‚ do paÅ‚acuSaint Paul, ale już bez okrzyków radoÅ›ci.Nie woÅ‚ano: Niech żyje król! Niech żyje Burgundia! alewoÅ‚ano: Chleba, chleba! Książę Jan ukazaÅ‚ siÄ™ na balkonie i przemówiÅ‚ do ludu, zapewniajÄ…c go, żedokÅ‚ada staraÅ„, aby zmniejszyć głód i nÄ™dzÄ™ trapiÄ…cÄ… Paryż, ale dodaÅ‚ też, że jest to bardzo trudne z po-wodu rabunków i gwaÅ‚tów, jakich siÄ™ dopuszczali marszaÅ‚kowscy w okolicach stolicy.Naród uznaÅ‚sÅ‚uszność tej relacji i zażądaÅ‚, aby mu wydano wiÄ™zniów zamkniÄ™tych w Bastylii, gdyż w przekonaniunarodu ci, których trzymajÄ… w wiÄ™zieniu, zawsze siÄ™ za zÅ‚oto wykupiÄ…, a okup zapÅ‚aci lud.Książę odpo-wiedziaÅ‚ im, że stanie siÄ™ wedÅ‚ug ich życzenia.W istocie też, zamiast chleba, wydano ludowi siedmiuwiÄ™zniów.Byli to panowie Enguerard de Marigny, mÄ™czennik z mÄ™czenników, Hektor de Chartres, oj-ciec arcybiskupa z Reims i Jan Taranne, bogaty mieszczanin.Historia zapomniaÅ‚a nazwisk czterech in-nych.Lud ich wymordowaÅ‚ i w ten sposób chwilowo siÄ™ zaspokoiÅ‚.Książę zaÅ› straciÅ‚ w tej rzezi siedmiunieprzyjaciół swoich i zyskaÅ‚ jeden dzieÅ„ spokoju.Dnia nastÄ™pnego nowe zbiegowiska, nowe krzyki, wydanie nowej partii wiÄ™zniów; ale tym razemtÅ‚um bardziej byÅ‚ żądny chleba, aniżeli krwi.Przyprowadzono tylko czterech nieszczęśliwych z Bastyliido wiÄ™zienia Châtelet i oddano ich perfektowi, a naród pobiegÅ‚ rabować paÅ‚ac książąt de Bourbon i gdytam znalazÅ‚ chorÄ…giew, na której wyhaftowany byÅ‚ smok, kilkuset z ludu poszÅ‚o z chorÄ…gwiÄ… tÄ… do ksiÄ™cia99Burgundii, pokazać mu ten nowy dowód zwiÄ…zku miÄ™dzy marszaÅ‚kowskimi i Anglikami, a podarÅ‚szychorÄ…giew w szmaty, strzÄ™py te walaÅ‚ w bÅ‚ocie, woÅ‚ajÄ…c: Zmierć marszaÅ‚kowi! Zmierć Anglikom! Dniatego nikogo nie zabito.Jednakże książę widziaÅ‚, że powoli zbliża siÄ™ chwila, kiedy na rozjuszony lud żadnego już nie bÄ™-dzie mieć wpÅ‚ywu.ObawiaÅ‚ siÄ™, że tak dÅ‚ugo czepiajÄ…c siÄ™ pozornych przyczyn zÅ‚ego, lud w koÅ„cu prze-trze oczy i dojrzy przyczyny istotne.Dlatego też nocÄ… sprowadziÅ‚ do paÅ‚acu Saint Paul kilku znakomi-tych mieszczan Paryża, którzy przyobiecali, że jeÅ›li zechce przywrócić porzÄ…dek, pokój i dawny Å‚ad, onimu bÄ™dÄ… pomocni.Książę spokojniejszy już oczekiwaÅ‚ dnia nastÄ™pnego.Nazajutrz sÅ‚yszeć można byÅ‚o jeden tylko krzyk, jak jednÄ… byÅ‚a ogólna potrzeba: Chleba! chleba!Książę ukazaÅ‚ siÄ™ na balkonie i chciaÅ‚ mówić, ale wrzaski zagÅ‚uszyÅ‚y gÅ‚os jego; zszedÅ‚ wiÄ™c, rzuciÅ‚siÄ™ bez broni i z odkrytÄ… gÅ‚owÄ… w Å›rodek tego zgÅ‚odniaÅ‚ego i wynÄ™dzniaÅ‚ego ludu, podajÄ…c rÄ™kÄ™ wszyst-kim, rzucajÄ…c zÅ‚oto peÅ‚nymi garÅ›ciami.TÅ‚um zamknÄ…Å‚ siÄ™ za nim, duszÄ…c go i cisnÄ…c swÄ… masÄ…, przera-żajÄ…c zarówno swÄ… lwiÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…, jak swym tygrysim gniewem.Książę czuÅ‚ już, że jest zgubiony, jeÅ›litrafnym sÅ‚owem nie stawi oporu tej przerażajÄ…cej sile; znowu tedy spróbowaÅ‚ mówić, lecz gÅ‚os jegoprzebrzmiaÅ‚ nieusÅ‚yszany, wreszcie zwróciÅ‚ siÄ™ do jakiegoÅ› czÅ‚owieka, który zdawaÅ‚ siÄ™ mieć pewienwpÅ‚yw na masy.CzÅ‚owiek ten wszedÅ‚ na kamieÅ„ i zawoÅ‚aÅ‚: Uciszcie siÄ™! Książę chce mówić, posÅ‚uchajmy go!TÅ‚umy posÅ‚usznie ucichÅ‚y.Książę miaÅ‚ na sobie kaftan aksamitny, zÅ‚otem haftowany i kosztownyÅ‚aÅ„cuch na szyi; czÅ‚owiek ów zaÅ› miaÅ‚ tylko na gÅ‚owÄ™ stary czerwony kapelusz, kaftan koloru krwi i goÅ‚enogi.Jednakże ten oberwaniec uzyskaÅ‚ to, czego uzyskać nie zdoÅ‚aÅ‚ potężny Jan książę Burgundzki.Kiedy spostrzegÅ‚, że cisza już zapanowaÅ‚a, rzekÅ‚: RozstÄ…pcie siÄ™ i staÅ„cie koÅ‚em!TÅ‚um siÄ™ rozsunÄ…Å‚.Książę, gryzÄ…c wargi aż do krwi ze wstydu, że musiaÅ‚ uciekać siÄ™ do takich Å›rod-ków i posÅ‚ugiwać siÄ™ takim czÅ‚owiekiem, wszedÅ‚ znowu na balkon, żaÅ‚ujÄ…c, że z niego schodziÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
. O, mój kuzynie! Potężny książę Burgundii! zawoÅ‚aÅ‚ gÅ‚osem gÅ‚uchym. Nie chciaÅ‚bym, za czte-ry najwiÄ™ksze królestwa chrzeÅ›cijaÅ„stwa, używać ludzi i Å›rodków, jakich ty używasz, aby mnie pozbawićtych resztek, które mi pozostajÄ… jeszcze z mego królewskiego dziedzictwa!Tymczasem czÅ‚owiek jakiÅ› ze Å›wity mistrza Cappelucha, pochwyciwszy za wÅ‚osy odciÄ™tÄ… gÅ‚owÄ™,podniósÅ‚ jÄ… i przybliżyÅ‚ do trzymanej w drugiej rÄ™ce pochodni.ZwiatÅ‚o padaÅ‚o na twarz, a Å›miertelnekurcze nie tak bardzo wykrzywiÅ‚y rysy nieszczęśliwego, aby Tanneguy nie mógÅ‚ rozeznać w nich Henry-98ka de Marle, przyjaciela swego dzieciÅ„stwa, najgorÄ™tszego i najwierniejszego stronnika Armagnaców.GÅ‚Ä™bokie westchnienie wydobyÅ‚o siÄ™ z jego piersi. Niech piorun trzaÅ›nie, mistrzu! zawoÅ‚aÅ‚ jeden z ludu pokazujÄ…c katowi gÅ‚owÄ™ to z was dopie-ro tÄ™gi robotnik! Odcinacie gÅ‚owÄ™ pierwszemu kanclerzowi Francji zupeÅ‚nie tak samo, jakby to byÅ‚pierwszy lepszy szewc z przedmieÅ›cia.Kat uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie.On także miaÅ‚ swoich pochlebców.Tejże nocy, na dwie godziny przed brzaskiem, maÅ‚y oddziaÅ‚ dobrze uzbrojony i na silnych koniachwyszedÅ‚ ostrożnie zewnÄ™trznÄ… bramÄ… Bastylii, w milczeniu zwróciÅ‚ siÄ™ ku mostowi pod Charenton, prze-byÅ‚ go i przez osiem godzin bez odpoczynku, postÄ™powaÅ‚ prawym brzegiem Sekwany.Przez caÅ‚y tenczas ani jeden wyraz nie zostaÅ‚ wymówiony, ani jedna przyÅ‚bica nie zostaÅ‚a podniesiona.Na koniec, koÅ‚ogodziny jedenastej przed poÅ‚udniem, zbrojni owi ujrzeli miasto jeżące siÄ™ obronnymi murami. Teraz, moÅ›ci książę rzekÅ‚ Tanneguy do rycerza jadÄ…cego na koniu tuż obok niego teraz może-cie podnieść przyÅ‚bicÄ™ i zawoÅ‚ać: DziÄ™ki Bogu i Å›wiÄ™temu Karolowi! Niech żyje Francja! , bo oto biaÅ‚achorÄ…giew Armagnaców! Znajdujesz siÄ™ u wrót twego wiernego miasta, które siÄ™ zowie Melun.Tak to delfin Karol, któremu historia daÅ‚a przydomek ZwyciÄ™zcy , odbyÅ‚ pierwszÄ… swÄ… nocnÄ…wartÄ™ i pierwszy marsz wojenny.VIIDnia 14 lipca 1418 roku obudzony Paryż usÅ‚yszaÅ‚ radosne gÅ‚osy dzwonów.Książę Burgundii ikrólowa Izabella przybyli do wrót miasta i zatrzymali siÄ™ u przedmieÅ›cia ZwiÄ™tego Antoniego.CaÅ‚a lud-ność wylegÅ‚a na ulicÄ™.Wszystkie domy, okoÅ‚o których orszak miaÅ‚ podążać udajÄ…c siÄ™ do paÅ‚acu SaintPaul, zostaÅ‚y ozdobione dywanami i makatami tak, jakby Bóg miaÅ‚ tÄ™dy przechodzić.Wszystkie sienie,bramy, schody, nisze, przystrojone byÅ‚y kwiatami, we wszystkich oknach i na balkonach zasiadaÅ‚y ko-biety.SzeÅ›ciuset mieszczan, ubranych w pÅ‚aszcze niebieskie i prowadzonych przez panów de l Ile Adami de Giac, wyszÅ‚o aż przed bramÄ™ ZwiÄ™tego Antoniego i oddaÅ‚o zwyciÄ™zcom ksiÄ™ciu Burgundii i królo-wej klucze miasta.Niezliczone tÅ‚umy ludu towarzyszyÅ‚y orszakowi mieszczan wszystkie korporacjewystÄ…piÅ‚y każda ze swojÄ… chorÄ…gwiÄ….Lud krzyczaÅ‚: Noël! , zapominajÄ…c o tym, że wczoraj byÅ‚ godny iże jutro też gÅ‚odny bÄ™dzie.Po powitaniu przybyÅ‚ych, tÅ‚umy rozeszÅ‚y siÄ™ z okrzykami: Niech żyje król! Niech żyje Burgun-dia! i dopiero wieczorem wszyscy spostrzegli, że byli gÅ‚odni tak samo jak wczoraj.Nazajutrz potworzyÅ‚y siÄ™ wielkie zbiegowiska.Ponieważ dzieÅ„ ten nie byÅ‚ wcale uroczystym Å›wiÄ™-tem ani też nie byÅ‚o żadnego turnieju, ani orszaku, na który by patrzeć można, naród podążyÅ‚ do paÅ‚acuSaint Paul, ale już bez okrzyków radoÅ›ci.Nie woÅ‚ano: Niech żyje król! Niech żyje Burgundia! alewoÅ‚ano: Chleba, chleba! Książę Jan ukazaÅ‚ siÄ™ na balkonie i przemówiÅ‚ do ludu, zapewniajÄ…c go, żedokÅ‚ada staraÅ„, aby zmniejszyć głód i nÄ™dzÄ™ trapiÄ…cÄ… Paryż, ale dodaÅ‚ też, że jest to bardzo trudne z po-wodu rabunków i gwaÅ‚tów, jakich siÄ™ dopuszczali marszaÅ‚kowscy w okolicach stolicy.Naród uznaÅ‚sÅ‚uszność tej relacji i zażądaÅ‚, aby mu wydano wiÄ™zniów zamkniÄ™tych w Bastylii, gdyż w przekonaniunarodu ci, których trzymajÄ… w wiÄ™zieniu, zawsze siÄ™ za zÅ‚oto wykupiÄ…, a okup zapÅ‚aci lud.Książę odpo-wiedziaÅ‚ im, że stanie siÄ™ wedÅ‚ug ich życzenia.W istocie też, zamiast chleba, wydano ludowi siedmiuwiÄ™zniów.Byli to panowie Enguerard de Marigny, mÄ™czennik z mÄ™czenników, Hektor de Chartres, oj-ciec arcybiskupa z Reims i Jan Taranne, bogaty mieszczanin.Historia zapomniaÅ‚a nazwisk czterech in-nych.Lud ich wymordowaÅ‚ i w ten sposób chwilowo siÄ™ zaspokoiÅ‚.Książę zaÅ› straciÅ‚ w tej rzezi siedmiunieprzyjaciół swoich i zyskaÅ‚ jeden dzieÅ„ spokoju.Dnia nastÄ™pnego nowe zbiegowiska, nowe krzyki, wydanie nowej partii wiÄ™zniów; ale tym razemtÅ‚um bardziej byÅ‚ żądny chleba, aniżeli krwi.Przyprowadzono tylko czterech nieszczęśliwych z Bastyliido wiÄ™zienia Châtelet i oddano ich perfektowi, a naród pobiegÅ‚ rabować paÅ‚ac książąt de Bourbon i gdytam znalazÅ‚ chorÄ…giew, na której wyhaftowany byÅ‚ smok, kilkuset z ludu poszÅ‚o z chorÄ…gwiÄ… tÄ… do ksiÄ™cia99Burgundii, pokazać mu ten nowy dowód zwiÄ…zku miÄ™dzy marszaÅ‚kowskimi i Anglikami, a podarÅ‚szychorÄ…giew w szmaty, strzÄ™py te walaÅ‚ w bÅ‚ocie, woÅ‚ajÄ…c: Zmierć marszaÅ‚kowi! Zmierć Anglikom! Dniatego nikogo nie zabito.Jednakże książę widziaÅ‚, że powoli zbliża siÄ™ chwila, kiedy na rozjuszony lud żadnego już nie bÄ™-dzie mieć wpÅ‚ywu.ObawiaÅ‚ siÄ™, że tak dÅ‚ugo czepiajÄ…c siÄ™ pozornych przyczyn zÅ‚ego, lud w koÅ„cu prze-trze oczy i dojrzy przyczyny istotne.Dlatego też nocÄ… sprowadziÅ‚ do paÅ‚acu Saint Paul kilku znakomi-tych mieszczan Paryża, którzy przyobiecali, że jeÅ›li zechce przywrócić porzÄ…dek, pokój i dawny Å‚ad, onimu bÄ™dÄ… pomocni.Książę spokojniejszy już oczekiwaÅ‚ dnia nastÄ™pnego.Nazajutrz sÅ‚yszeć można byÅ‚o jeden tylko krzyk, jak jednÄ… byÅ‚a ogólna potrzeba: Chleba! chleba!Książę ukazaÅ‚ siÄ™ na balkonie i chciaÅ‚ mówić, ale wrzaski zagÅ‚uszyÅ‚y gÅ‚os jego; zszedÅ‚ wiÄ™c, rzuciÅ‚siÄ™ bez broni i z odkrytÄ… gÅ‚owÄ… w Å›rodek tego zgÅ‚odniaÅ‚ego i wynÄ™dzniaÅ‚ego ludu, podajÄ…c rÄ™kÄ™ wszyst-kim, rzucajÄ…c zÅ‚oto peÅ‚nymi garÅ›ciami.TÅ‚um zamknÄ…Å‚ siÄ™ za nim, duszÄ…c go i cisnÄ…c swÄ… masÄ…, przera-żajÄ…c zarówno swÄ… lwiÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…, jak swym tygrysim gniewem.Książę czuÅ‚ już, że jest zgubiony, jeÅ›litrafnym sÅ‚owem nie stawi oporu tej przerażajÄ…cej sile; znowu tedy spróbowaÅ‚ mówić, lecz gÅ‚os jegoprzebrzmiaÅ‚ nieusÅ‚yszany, wreszcie zwróciÅ‚ siÄ™ do jakiegoÅ› czÅ‚owieka, który zdawaÅ‚ siÄ™ mieć pewienwpÅ‚yw na masy.CzÅ‚owiek ten wszedÅ‚ na kamieÅ„ i zawoÅ‚aÅ‚: Uciszcie siÄ™! Książę chce mówić, posÅ‚uchajmy go!TÅ‚umy posÅ‚usznie ucichÅ‚y.Książę miaÅ‚ na sobie kaftan aksamitny, zÅ‚otem haftowany i kosztownyÅ‚aÅ„cuch na szyi; czÅ‚owiek ów zaÅ› miaÅ‚ tylko na gÅ‚owÄ™ stary czerwony kapelusz, kaftan koloru krwi i goÅ‚enogi.Jednakże ten oberwaniec uzyskaÅ‚ to, czego uzyskać nie zdoÅ‚aÅ‚ potężny Jan książę Burgundzki.Kiedy spostrzegÅ‚, że cisza już zapanowaÅ‚a, rzekÅ‚: RozstÄ…pcie siÄ™ i staÅ„cie koÅ‚em!TÅ‚um siÄ™ rozsunÄ…Å‚.Książę, gryzÄ…c wargi aż do krwi ze wstydu, że musiaÅ‚ uciekać siÄ™ do takich Å›rod-ków i posÅ‚ugiwać siÄ™ takim czÅ‚owiekiem, wszedÅ‚ znowu na balkon, żaÅ‚ujÄ…c, że z niego schodziÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]