[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzadko kanalie są uczciwe, a myśmy obaj kanalie.Myślałem o tym, że może przyjdzie chwila, w której senior zapomni o wdzięczności.Przewidując tę okoliczność, nie pozbawiłem jeńców życia.Zostawiłem ich na wyspie położonej na Oceanie Spokojnym.- Bardzo nierozsądne posunięcie! Przecież coraz więcej statków pływa po oceanie.- Nierozsądne? Myli się senior.Tylko ja znam tę wyspę.Noga ludzka na niej nie stanęła.- A jednak stanęła.Jeńcy uciekli.- To rzeczywiście może mieć dla nas niebezpieczne skutki - rzekł Landola po chwili namysłu.- Tym bardziej, że są teraz w głównej kwaterze Juareza.Landola zaczął spacerować po pokoju.Wreszcie stanął przed Cortejem i powiedział:- Trzeba będzie pojechać do Meksyku i nadrobić to, cośmy zaniedbali.- A więc zabić ich? Kto ma się tym zająć?- Ja.- Pan? Muszę się nad tym zastanowić.Trzeba zachować wyjątkową ostrożność.Przystąpię do interesu tylko w tym wypadku, gdy będę miał pewność, że ponownie nie zostanę oszukany.- Hm, za ile?- Czekam na propozycję.- Ile wtedy dostałem? Dziesięć tysięcy duros, czy tak? Teraz żądam dwudziestu tysięcy.- Najwyżej pięć.- W takim razie nie mamy o czym gadać.- Oho! - syknął Cortejo.- Pięć tysięcy albo nic.Zresztą sam pojadę.I sam dopilnuję wszystkiego.- Naprawdę chce senior jechać? - zapytał Landola urażonym tonem.- Przede wszystkim chciałbym odwiedzić mego kochanego brata Pabla.Poza tym pragnąłbym poznać bliżej szanowną bratanicę Josefę.- Dlaczego właśnie teraz?- Bo mi się tak podoba! Ponadto oszukał mnie pan!- Ach, tak! Chce pan skontrolować mnie i moich ludzi!? Sądzi pan, że pozwolimy na to?- Niezupełnie tak.Tym razem będziemy pracowali wspólnie.- To zmienia postać rzeczy - Landola był dotknięty do żywego.- Nie należy więc tracić czasu.- Wyruszamy natychmiast.Dowiem się tylko, jakie statki cumują w porcie.- To zbyteczne.Mam dobre informacje.Na kotwicy stoi tylko jeden, odpływa pojutrze do Rio de Janeiro.- Bardzo dobrze.Wymknie się pan policji, a z Rio będzie łatwo dostać się do Meksyku.- Ale jak się prześlizgnę na pokład? W Barcelonie wiedzą dobrze, że wysłano za mną list gończy.- To drobiazg.Czy wie pan, co to takiego colle de face?- Wiem.Słynna francuska szminka, która starą kobietę potrafi zmienić w młodą dziewczynę.Tuszuje się nią najgłębsze nawet zmarszczki.- Można też włożyć perukę i przykleić brodę.Do tego fałszywy paszport, rzecz doskonale panu znana.- Landola uśmiechnął się.- Fałszywy paszport to wynalazek szatana!- Dobrze, dobrze.Wszystko dostarczę.Sam również muszę się zaopatrzyć.W Meksyku spotkamy z pewnością Sternaua i innych znajomych, musimy więc zrobić tak, aby nas nie poznali.- Nie lepiej przebrać się dopiero w Meksyku?- Nie.Może tam nie będziemy mieli okazji do zmiany nazwisk, wyglądu i paszportów.A zresztą, tam musimy wyglądać tak samo, jak tu w chwili wsiadania na statek.- No tak.W przeciwnym razie mogłoby to wzbudzić czyjeś podejrzenia.- Zdecydowałem, że pojadę jako Antonio Yeridante, adwokat i pełnomocnik hrabiego Alfonsa Rodrigandy.Moim zadaniem jest lustracja meksykańskich posiadłości hrabiego.Mam wystarczające pełnomocnictwa.- Wystawi je pan sobie sam, prawda?- Oczywiście.Z paszportem również nie będzie trudności.Wezmę jednak na wszelki wypadek swoje prawdziwe papiery.- Że też pan o wszystkim pomyślał!- Oczywiście będzie mi potrzebny sekretarz.- Ja nim będę.Co za zaszczyt, co za honor!Omawiali jeszcze przez jakiś czas szczegóły nowego planu.Wreszcie Landola zauważył:- Musimy jeszcze ustalić, gdzie i kiedy się spotkamy.- Będzie miał pan odwagę opuścić miasto w biały dzień? - zapytał Cortejo.- Nie, zwłaszcza z pakunkami.- Pozostanie więc pan tutaj do zmierzchu.Wieczorem uda się senior do lasku nad rzeką.Kiedy zbliży się powóz jadący w kierunku Manresy, zagwiżdże pan początek Marsylianki.No, teraz idę do portu zasięgnąć języka.Adios!- Adios! Rozstali się.- Do licha! - zaklął Landola.- A więc te kreatury uciekły! Zapewne dlatego, że przestałem się nimi interesować.Kto się jednak mógł tego spodziewać? Oczywiście mnie nic nie grozi, trzeba będzie jednak na wszelki wypadek pomyśleć o ukryciu się.Ale Cortejo i jego ludzie są zgubieni, jeżeli nie zdołają zdusić niebezpieczeństwa w zarodku.Hm, pięć tysięcy duros.Mało! Niech płaci szelma, niech płaci! Potem znajdę sobie jakiś piękny, odosobniony zakątek i będę w spokoju dożywał moich dni.Cortejo tymczasem zdobył potrzebne informacje i poszedł do gospody.Przesiedział tam aż do wieczora, po czym pojechał do lasku.W umówionym miejscu ktoś zaczął gwizdać Marsyliankę, kazał więc woźnicy zatrzymać konie.Landola umieścił kufry na koźle i wsiadł do powozu.Ruszyli.- Czy rozmówił się pan z kapitanem? - zapytał były pirat.- Kiedy ruszamy?- Nie potrzebowałem wcale pytać.Na pomoście wisi tablica, że pojutrze o dziewiątej rano.Zdążymy więc, jeżeli przyjedziemy nocą.Poza tą krótką rozmową nie zamienili ani słowa aż do Rodrigandy.Landola, bojąc się rozpoznania, nie chciał by widział go ktokolwiek z domowników.Cortejo zaprowadził go do pokoju gościnnego i sam zaniósł mu posiłek.Potem wstąpił do Clarisy, która od dawna czekała na niego z ogromną niecierpliwością.- Mój Boże! - zawołała.- Zaniedbujesz mnie.Przyjechałeś przed pół godziną i dopiero teraz się zjawiasz!- Miałem coś do załatwienia.Przywiozłem Landolę.- Tego samego, za którym rozesłano listy gończe? Gasparino, jesteś lekkomyślny!- Nie musimy się niczego obawiać.Jestem pewien, że tutaj nie będą go szukać.- Jak długo pozostanie?- Do jutrzejszego wieczora.Potem odpłynie.- Czy się przyznał?- Tak.Do wszystkiego.- A to zdrajca! Dlaczego tak postąpił?- Dla własnej korzyści.Chciał mieć broń przeciw mnie.Zresztą Pablo zapłacił mu dobrze za usunięcie don Fernanda.- A więc to Pablo nie był wobec ciebie lojalny?- Tak.Już ja się z nim porachuję! Możesz być pewna, że mu to na dobre nie wyjdzie.- Jak chcesz to zrobić, nie będąc w Meksyku?- I na to znajdzie się rada, moja droga.-Przeraziła się.- Co planujesz, powiedz! Może chcesz jechać do Meksyku?- Zgadłaś.Ale uspokój się.Sytuacja tego wymaga.- Kiedy zamierzasz ruszyć w drogę?- Jutro w nocy.- Chyba nie pojedziesz sam?- Biorę ze sobą Landolę.- Tego zdrajcę?! Nie boisz się?- Phi! Raczej jego zapytaj, czy się nie boi!- Co to znaczy? Notariusz uśmiechnął się.- Czy kiedykolwiek słyszałaś, bym w poważnej sprawie żartował?- Hm.Widzę po twojej minie, żeś już postanowił.- Oczywiście.Znasz mnie, więc powiedz: co czytasz w mojej twarzy?- Nic dobrego ani miłego dla niego.- Może [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl