[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzi pani, w jego wczesnych wierszach, a także w powieści, mowa jest o nieszczęśliwej miłości, jaką za młodu przeżył w Anglii.Oczywiście nie wiemy, ile w tym prawdy, a ile fantazji.- Czyżby wymienił moje imię?- Mamy wiele poszlak wskazujących na to, że dziewczy­na nosiła imię, będące nazwą kwiatu.I że mieszkał w jej sąsiedztwie.I łączyła ich miłość do muzyki.Usiadła prosto jakby nagle zafascynowana.- Jak, jak udało się panu do nas dotrzeć?- Miałem wiele poszlak.Myślę: literackich.Wiedziałem, że wszystko działo się blisko boisk krykieta.I w którymś.fragmencie wspomniał, że dziewczyna nosiła słynne angiel­skie nazwisko.I miała ojca lekarza.Więc zajrzałem do ksiąg adresowych.- Co za niezwykła historia.- Szczęśliwy traf.Natknąłem się na setki ślepych uli­czek.I wreszcie udało się.Pani de Seitas spojrzała z uśmiechem w stronę do­mu.- O, Gunhild.- Kilka minut zajęła ceremonia na­lewania kawy i uprzejmości na temat Norwegii: dowie­działem się, że Gunhild nigdy nie była na północy dalej niż w Trondheim.Benjie na polecenie matki zniknął i znów znalazłem się z nią sam na sam.Wyjąłem notes.- Czy mogę zadać pani kilka pytań?- Nareszcie sława! - Wyraźnie zadowolona, roześmia­ła się dość niemądrze, rżącym śmiechem.- Myślałem, że on mieszkał w sąsiedztwie.Pomyliłem się.Zatem gdzie mieszkał?- Nie mam zielonego pojęcia.Nie interesowałam się tym.Sam pan wie, jak to jest z dziećmi.- Nic pani nie wie o jego rodzicach? - Pokręciła prze­cząco głową.- Może pani siostry zapamiętały coś więcej.Jej twarz spoważniała.- Moja najstarsza siostra mieszka w Chile.Jest ode mnie starsza o dziesięć lat.A Rose.- Rose!Uśmiechnęła się.- Tak, Rose.- Cudownie.Wszystko się zgadza.Istnieje dość zagadkowy wiersz w dotyczącym pani cyklu.Bardzo niezrozu­miały, ale teraz kiedy wiemy, że ma pani siostrę.- Miałam.Rose umarła właśnie w tamtych czasach.W 1916 roku.- Na tyfus?Zaskoczyła ją pewność mego tonu, ale zaraz uśmiechnęła się.- Nie.Na zdarzające się niezwykle rzadko kompli­kacje po żółtaczce.- Na chwilę wpatrzyła się w ogród.- Była to wielka tragedia mego dzieciństwa.- Czy nie zauważyła pani, że on darzył specjalnymi względami panią albo może pani siostry?Coś sobie przypomniała i uśmiechnęła się.- Zawsze uważałyśmy, że on potajemnie kocha się w May - w mo­jej najstarszej siostrze.Była zaręczona, ale często asysto­wała przy naszych lekcjach.I on.Boże jakie to dziwne, jak wszystko nagle wraca, pamiętam, że on zawsze się po­pisywał, kiedy ona była w pokoju.Grał najtrudniejsze kawałki.Ona bardzo lubiła ten utwór Beethovena: Dla Elizy.Kiedy chciałyśmy mu dokuczyć, nuciłyśmy to pod nosem.- Pani siostra Rose była starsza?- O dwa lata.- Zatem można powiedzieć, że dwie małe dziewczynki dokuczały cały czas swemu cudzoziemskiemu nauczycie­lowi muzyki.Zaczęła się huśtać.- Wie pan, nie bardzo pamiętam.To znaczy tak, dokuczałyśmy.Jestem pewna, że były z nas dwa małe potwory.Ale zaraz zaczęła się wojna i on znik­nął nam- z oczu.- Gdzie się podział?- Nie potrafię panu powiedzieć.Nie mam pojęcia.Pa­miętam, że na jego miejsce przyszedł jakiś ohydny stary babsztyl.Nienawidziłyśmy jej.Więc chyba wtedy żałowa­łyśmy go.Musiały być z nas ohydne małe snobki.Takie to już zresztą były czasy.- Jak długo on panie uczył?- Dwa lata? - powiedziała pytającym tonem, jakby to ode mnie oczekiwała potwierdzenia.- Czy nie przypomina pani sobie czegoś, co wskazy­wałoby, że on żywi do pani jakieś szczególne uczucia?Zastanowiła się i potrząsnęła przecząco głową.- Chce pan powiedzieć.podejrzewa pan go o.- Nie, nie.Ale czy zdarzało się, że była z nim pani sam na sam?Udała oburzenie.- Nigdy.Zawsze była obecna albo nasza guwernantka, albo matka, albo siostra.- Nic pani nie potrafi mi powiedzieć o jego charak­terze?- Sądzę, że gdybym go dziś spotkała, uważałabym, że jest słodki.- Czy pani albo pani siostra grałyście na flecie albo na rekorderze?- Co za pomysł! - Najwyraźniej ją to rozbawiło.- Pozwoli pani na niedyskretne pytanie.Czy była pa­ni uderzająco ładną dziewczynką.Jestem pewien, że by­ła pani śliczna, ale czy czuła pani, że jest w pani coś wy­jątkowego?Spojrzała na swego papierosa.- Ze względu, och, jak mam to sformułować, ze względu na pańskie studia mogę dziś jako sterana życiem matka odpowiedzieć, że.owszem.Istnieje mój portret.Dosyć sławny.Clou wystawy Akade­mii w 1913 roku.Wisi w domu, zaraz go panu pokażę.Zajrzałem do notesu.- I naprawdę nie potrafi pani so­bie przypomnieć, co się stało z nauczycielem po wybuchu wojny?Przycisnęła dłonie do oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl