Pokrewne
- Strona Główna
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Lackey Mercedes Wiatr przeznaczenia
- Suzanne Young Plaga samobojcow (2)
- ASP Kompendium programisty
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.1 (2)
- Corel PHOTO PAINT (5)
- Trylogia arturiańska 02 Bernard Cornwell Nieprzyjaciel Boga
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co z pielgrzymkami?- Pierwotnie zakładano, że ludzie z Hsien będą się spotykać z naszym ludem przy bramie cienia, dostarczając wieści z domu i kolejnych uchodźców.Jednak Władcy Cienia dowiedzieli się o wszystkim.Nadto moi przodkowie utracili więź z przeszłością.Wbrew legendzie i zupełnie inaczej niż rzeczy mają się dzisiaj, niewielkie wywierano wówczas na nich naciski z zewnątrz.Po prostu wiara w dawne ideały i tradycyjny sposób życia przestały stanowić zwornik tożsamości Nyueng Bao.Niezależnie od tego, co mówi Doj, większość Nyueng Bao bynajmniej nie jest oddana tradycji i zdecydowana z całym poświęceniem strzec starych wartości.Większość o niczym już nie pamięta.Sami byliście tego świadkami podczas naszego pobytu w Hsien.Nyueng Bao w niczym nie przypominają ludzi, którzy tam żyją.Pani i ja wymieniliśmy spojrzenia.Żadne z nas nie zakładało, że Tobo mówi nam więcej prawdy niźli kiedykolwiek powiedział Doj.Chociaż chłopak wcale nie musiał świadomie kłamać.Zerknąłem na Thai Deia.Z jego twarzy nic nie dawało się wyczytać.Powiedziałem:- Zastanawiałem się, dlaczego Doj nigdy nie znalazł tam żadnych facetów od Ścieżki Miecza.- To proste.Władcy Cienia poddali ich eksterminacji.Stanowili przecież kastę wojowników.Walczyli, póki nikt nie został przy życiu.Od wielu już lat zastanawiałem się, dlaczego kult wyznawców miecza miałby stanowić część dziedzictwa po oddziale czcicieli Kiny, którzy, w moim świecie, nie wierzyli w rozlew krwi.Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie.Teraz jednak przekonałem się, że zapewne nikt tego nie wie.Zwróciłem się do Pani:- Zaskoczony jestem, że Śpioszki nigdy nie uderzyło to, iż rzekomy kapłan tych Nyueng Bao łazi sobie gdzie chce, krojąc ludzi na kotlety.- Na dodatek jeszcze ludzi Kłamców - dodała.- Mnóstwo ich zarżnął pod Charandaprash.Tobo jest bystrym młodym człowiekiem.Zrozumiał, że jego wersja historii nie wydaje nam się bardziej przekonująca od tej opowiedzianej przez Doja.Wciąż nie miałem pewności, czy wierzy w to, co mówi.Zresztą nie miało to znaczenia.Pani szturchnęła mnie w bok.Wyszeptała:- Murgen i Wierzba Łabędź zwrócili moją uwagę na ciekawe zjawisko.Sam pewnie zechcesz zobaczyć.Tobo, zostaw to, co robisz, i również się przyjrzyj.W tym momencie zrozumiałem, że mi się to nie spodoba.Thai Dei, Murgen i pozostali już zastanawiali się nad najlepszym miejscem na kryjówkę.Odwróciłem się.Pani wskazała palcem.Trójka lotników Voroshk, z tej odległości nie większych niż czarne plamki, wisiała nad krawędzią równiny.Byli bardzo wysoko, daleko i trwali bez ruchu.Zapytałem:- Ktoś potrafi mi powiedzieć, jak wyraźnie nas widzą? Pani odrzekła:- Mogą stwierdzić, że tu jesteśmy, to wszystko.Chyba że dysponują instrumentami do widzenia na odległość.- Co robią?- Sprawdzają teren, jak sądzę.Teraz, kiedy nie ma już ich bramy, zdobyli nieograniczony dostęp do równiny.W ciągu dnia są całkowicie bezpieczni, póki trzymają się z dala od ziemi.Zresztą jeśli potrafią latać wysoko, nie mają nawet w nocy problemów z cieniami.Nigdy nie widzieliśmy, żeby docierały wyżej niż dziesięć, piętnaście stóp ponad miejsce, gdzie osłona łączy się z ziemią.- Sądzisz, że to nas szukają? Czy po prostu chcieli się rozejrzeć?- Zapewne i jedno, i drugie.Pragną zemsty.A może bezpiecznego, nowego świata.W czasie gdy rozmawialiśmy, Voroshk nawet nie drgnęli.Wyobraziłem sobie podobne trójki oblatujące wszystkie krańce równiny w nadziei, że być może uda im się otworzyć drogę bez nas.- Tobo, czy mogą wydostać się z równiny?- Nie mam pojęcia.Tutaj nie zdołają.Przynajmniej bez jednego z moich kluczy.Zainstaluję coś, co ich zabije, jeśli spróbują.Podziwiałem jego pewność siebie.- Przypuśćmy, że mają kogoś równie zręcznego jak ty.Co ich powstrzyma przed neutralizacją twoich zaklęć w ten sam sposób, jak ty uczyniłeś z magią Długiego Cienia?- Brak wyszkolenia.Brak wiedzy, którą udało nam się wynieść z Khang Phi.Musisz co nieco wiedzieć o tych rzeczach, żeby przy nich majstrować.Pani zapytała:- Czy mogą przebić się przez bramę prowadzącą do Hsien? - Tam była wiedza.- Nie mam pojęcia.Jakoś przeprowadzili forwalakę.Być może są w stanie przerzucać własnych ludzi, po jednym na raz.Nigdy wcześniej nie próbowali.Ale nigdy dotąd nie znajdowali się też w równie rozpaczliwej sytuacji.A czas nie jest ich sprzymierzeńcem.- Co z Shivetyą? Jakie jest jego stanowisko w tej sprawie?- Dowiem się.W tej chwili wysyłam posłańca.Jeden z żołnierzy z Hsien - chyba Człek Panda - zapytał:- A co z ludźmi eskortującymi Długiego Cienia skoro nie został wypuszczony z równiny? Jeden z nich to mój krewny.Tobo westchnął głęboko.- Moja robota jest nie skończona.Pani powiedziała:- Jeśli masz zamiar coś zrobić, lepiej zrób to szybko.Tamci mają klucz.Jest w niebezpieczeństwie.- Cholera! Masz rację.Kapitanie, zamierzam pożyczyć twoje kruki.Pani, wychyl się przez bramę i zawołaj Wielkouchego oraz Cat Sith.Usłyszą cię.Powiedz im, że są potrzebni.Sytuacja alarmowa.- Jedna cholerna sprawa po drugiej - narzekałem.- To się nigdy nie skończy.- Ale wciąż żyjesz - skomentował Łabędź.- Uważaj, żebyś nie wywołał wilka z lasu.- Zabawialiśmy się dobrodusznymi docinkami, podczas gdy Tobo pchnął nadprzyrodzonych posłańców do Shivetyi, strażników bramy cienia Hsien, opiekunów Długiego Cienia oraz naszych ludzi na północy.Podczas tych czynności Murgen zapytał syna:- Co powstrzymuje tych błaznów w górze przed prostym sfrunięciem z równiny? Pamiętam chwile, kiedy wrony wlatywały i odlatywały bez przeszkód.- Podobnie jak on sam, przez cały ten czas.- Były w stanie tego dokonać, ponieważ pochodziły z naszego świata.Wron z innego świata w ogóle byśmy nie widzieli.Nawet gdyby były na równinie.Tak.Voroshk mogą wylecieć, kiedy im tylko przyjdzie ochota.Ale kiedy tak zrobią, skończą za każdym razem w Khatovarze.Bez wyjątku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Co z pielgrzymkami?- Pierwotnie zakładano, że ludzie z Hsien będą się spotykać z naszym ludem przy bramie cienia, dostarczając wieści z domu i kolejnych uchodźców.Jednak Władcy Cienia dowiedzieli się o wszystkim.Nadto moi przodkowie utracili więź z przeszłością.Wbrew legendzie i zupełnie inaczej niż rzeczy mają się dzisiaj, niewielkie wywierano wówczas na nich naciski z zewnątrz.Po prostu wiara w dawne ideały i tradycyjny sposób życia przestały stanowić zwornik tożsamości Nyueng Bao.Niezależnie od tego, co mówi Doj, większość Nyueng Bao bynajmniej nie jest oddana tradycji i zdecydowana z całym poświęceniem strzec starych wartości.Większość o niczym już nie pamięta.Sami byliście tego świadkami podczas naszego pobytu w Hsien.Nyueng Bao w niczym nie przypominają ludzi, którzy tam żyją.Pani i ja wymieniliśmy spojrzenia.Żadne z nas nie zakładało, że Tobo mówi nam więcej prawdy niźli kiedykolwiek powiedział Doj.Chociaż chłopak wcale nie musiał świadomie kłamać.Zerknąłem na Thai Deia.Z jego twarzy nic nie dawało się wyczytać.Powiedziałem:- Zastanawiałem się, dlaczego Doj nigdy nie znalazł tam żadnych facetów od Ścieżki Miecza.- To proste.Władcy Cienia poddali ich eksterminacji.Stanowili przecież kastę wojowników.Walczyli, póki nikt nie został przy życiu.Od wielu już lat zastanawiałem się, dlaczego kult wyznawców miecza miałby stanowić część dziedzictwa po oddziale czcicieli Kiny, którzy, w moim świecie, nie wierzyli w rozlew krwi.Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie.Teraz jednak przekonałem się, że zapewne nikt tego nie wie.Zwróciłem się do Pani:- Zaskoczony jestem, że Śpioszki nigdy nie uderzyło to, iż rzekomy kapłan tych Nyueng Bao łazi sobie gdzie chce, krojąc ludzi na kotlety.- Na dodatek jeszcze ludzi Kłamców - dodała.- Mnóstwo ich zarżnął pod Charandaprash.Tobo jest bystrym młodym człowiekiem.Zrozumiał, że jego wersja historii nie wydaje nam się bardziej przekonująca od tej opowiedzianej przez Doja.Wciąż nie miałem pewności, czy wierzy w to, co mówi.Zresztą nie miało to znaczenia.Pani szturchnęła mnie w bok.Wyszeptała:- Murgen i Wierzba Łabędź zwrócili moją uwagę na ciekawe zjawisko.Sam pewnie zechcesz zobaczyć.Tobo, zostaw to, co robisz, i również się przyjrzyj.W tym momencie zrozumiałem, że mi się to nie spodoba.Thai Dei, Murgen i pozostali już zastanawiali się nad najlepszym miejscem na kryjówkę.Odwróciłem się.Pani wskazała palcem.Trójka lotników Voroshk, z tej odległości nie większych niż czarne plamki, wisiała nad krawędzią równiny.Byli bardzo wysoko, daleko i trwali bez ruchu.Zapytałem:- Ktoś potrafi mi powiedzieć, jak wyraźnie nas widzą? Pani odrzekła:- Mogą stwierdzić, że tu jesteśmy, to wszystko.Chyba że dysponują instrumentami do widzenia na odległość.- Co robią?- Sprawdzają teren, jak sądzę.Teraz, kiedy nie ma już ich bramy, zdobyli nieograniczony dostęp do równiny.W ciągu dnia są całkowicie bezpieczni, póki trzymają się z dala od ziemi.Zresztą jeśli potrafią latać wysoko, nie mają nawet w nocy problemów z cieniami.Nigdy nie widzieliśmy, żeby docierały wyżej niż dziesięć, piętnaście stóp ponad miejsce, gdzie osłona łączy się z ziemią.- Sądzisz, że to nas szukają? Czy po prostu chcieli się rozejrzeć?- Zapewne i jedno, i drugie.Pragną zemsty.A może bezpiecznego, nowego świata.W czasie gdy rozmawialiśmy, Voroshk nawet nie drgnęli.Wyobraziłem sobie podobne trójki oblatujące wszystkie krańce równiny w nadziei, że być może uda im się otworzyć drogę bez nas.- Tobo, czy mogą wydostać się z równiny?- Nie mam pojęcia.Tutaj nie zdołają.Przynajmniej bez jednego z moich kluczy.Zainstaluję coś, co ich zabije, jeśli spróbują.Podziwiałem jego pewność siebie.- Przypuśćmy, że mają kogoś równie zręcznego jak ty.Co ich powstrzyma przed neutralizacją twoich zaklęć w ten sam sposób, jak ty uczyniłeś z magią Długiego Cienia?- Brak wyszkolenia.Brak wiedzy, którą udało nam się wynieść z Khang Phi.Musisz co nieco wiedzieć o tych rzeczach, żeby przy nich majstrować.Pani zapytała:- Czy mogą przebić się przez bramę prowadzącą do Hsien? - Tam była wiedza.- Nie mam pojęcia.Jakoś przeprowadzili forwalakę.Być może są w stanie przerzucać własnych ludzi, po jednym na raz.Nigdy wcześniej nie próbowali.Ale nigdy dotąd nie znajdowali się też w równie rozpaczliwej sytuacji.A czas nie jest ich sprzymierzeńcem.- Co z Shivetyą? Jakie jest jego stanowisko w tej sprawie?- Dowiem się.W tej chwili wysyłam posłańca.Jeden z żołnierzy z Hsien - chyba Człek Panda - zapytał:- A co z ludźmi eskortującymi Długiego Cienia skoro nie został wypuszczony z równiny? Jeden z nich to mój krewny.Tobo westchnął głęboko.- Moja robota jest nie skończona.Pani powiedziała:- Jeśli masz zamiar coś zrobić, lepiej zrób to szybko.Tamci mają klucz.Jest w niebezpieczeństwie.- Cholera! Masz rację.Kapitanie, zamierzam pożyczyć twoje kruki.Pani, wychyl się przez bramę i zawołaj Wielkouchego oraz Cat Sith.Usłyszą cię.Powiedz im, że są potrzebni.Sytuacja alarmowa.- Jedna cholerna sprawa po drugiej - narzekałem.- To się nigdy nie skończy.- Ale wciąż żyjesz - skomentował Łabędź.- Uważaj, żebyś nie wywołał wilka z lasu.- Zabawialiśmy się dobrodusznymi docinkami, podczas gdy Tobo pchnął nadprzyrodzonych posłańców do Shivetyi, strażników bramy cienia Hsien, opiekunów Długiego Cienia oraz naszych ludzi na północy.Podczas tych czynności Murgen zapytał syna:- Co powstrzymuje tych błaznów w górze przed prostym sfrunięciem z równiny? Pamiętam chwile, kiedy wrony wlatywały i odlatywały bez przeszkód.- Podobnie jak on sam, przez cały ten czas.- Były w stanie tego dokonać, ponieważ pochodziły z naszego świata.Wron z innego świata w ogóle byśmy nie widzieli.Nawet gdyby były na równinie.Tak.Voroshk mogą wylecieć, kiedy im tylko przyjdzie ochota.Ale kiedy tak zrobią, skończą za każdym razem w Khatovarze.Bez wyjątku [ Pobierz całość w formacie PDF ]