Pokrewne
- Strona Główna
- Cook Glen Slodki srebrny blues (SCAN dal
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (2)
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- 10.Glen Cook Zolnierze zyja
- Erikson Steven Ogrody ksiezyca (2)
- Dick Philip K My zdobywcy (2)
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Koontz Dean R Pieczara gromow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jacek94.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samcadaris nisko skłonił się przed obu wielmożami.- Lordzie Druzenalisie.Lordzie Agavenesie.Ja i moi podopieczni prosimy wasze lordowskie mości o pozwolenie na wejście do pałacu Mówcy Gwiazd.Druzenalis podniósł swoją laskę marszałkowską.- Wejdźcie wszyscy.Jego Majestat czeka - oznajmił z godnością.Nazwany Agavenesem cywil nie odezwał się ani słowem, przechodzący jednak obok niego Vixa i Gundabyr poczuli na sobie jego ciężkie, niechętne spojrzenie.We wnętrzu pałacu panowały chłód i półmrok - wszystko tchnęło tu odległą przeszłością, co wywarło przygnębiające wrażenie na wrażliwej Vixie.Pamiętała, jak z kuzynami i krewniakami bawiła się beztrosko, biegając po korytarzach skromniejszej, ale przytulniejszej rezydencji Silverana.Nie umiała zaś sobie wyobrazić, by wśród otaczającego ją dostojeństwa ktoś pozwolił sobie na bieganie lub choćby podniesienie głosu ponad zwykły szept.Atmosfera była tu równie poważna - i nadęta - jak w świątyni.W bocznych korytarzach zbierali się jednak dworacy, którzy bez skrępowania gapili się na przechodzących mimo przybyszów.Silvanestyjskie damy były bajecznie piękne i prześlicznie ubrane.Idąca w pożyczonym mundurze Vixa nagle poczuła się nieswojo.Podniosła nawet drżącą dłoń do skręcających się w niesforne loki włosów, usiłując jakoś je przygładzić.Po chwili opanowała się na tyle, by przerwać bezsensowną czynność.Zachowujesz się jak idiotka, zganiła samą siebie.Ile z tych piękności nie z tej ziemi, odzianych w jedwabie i klejnoty, walczyło na dnie oceanu z chilkitami? Te damulki nie potrafiłyby odróżnić głowni od rękojeści miecza! Z pewnością też żadna z nich nie śmigała przez fale jako czarno-biały delfin.Vixa wyprostowała się i zaskoczyła Silvanestyjskie damy zwycięskim uśmiechem, jaki pojawił się na jej ogorzałej twarzyczce.Teraz oto otwarły się przed nimi odlane z brązu drzwi, wysokie na dwie kondygnacje.Widoczna za nimi czarna posadzka lśniła niczym lustro.W głąb sali tronowej wiódł szkarłatny, rozciągnięty od samych drzwi kobierzec.Wysokie sklepienie podpierały strzeliste kolumny.Druzenalis i Agavenes wkroczyli pierwsi, skłonili się nisko ustawionemu daleko w głębi tronowi i rozstąpili się na boki.Spojrzawszy ukradkiem na towarzyszy, Vixa przekonała się, że Samcadaris i Tiahmoro byli tak samo przejęci ważnością chwili, jak ona sama.Obaj mieli marsowe miny i zaciskali kurczowo dłonie na rękojeściach swych kordów.Jedynie Gundabyr wydawał się w ogóle nie przejmować dostojnością i znaczeniem gospodarza, który miał ich za chwilę przyjąć.Vixa szczerze pozazdrościła mu spokoju ducha.Przeszli pod wdzięcznymi łukami wierzb i winorośli obciążonych gronami.Gdzieś z boku słychać było łagodne tony muzyki, którą grali biegli grajkowie na kryształowych instrumentach.Vixa dostrzegła w oddali podwyższenie, na którym ustawiono tron.Tak jak Mówca Słońca w Qualinoście, Mówca Gwiazd w tej komnacie załatwiał i rozstrzygał codzienne sprawy swojego królestwa.Sala tronowa w Wieży Gwiazd służyła tylko największym i najbardziej uroczystym zgromadzeniom dostojników.Vixa spojrzała ku tronowi i wbrew sobie samej zmrużyła oczy, usiłując dostrzec coś z tej - sporej jeszcze - odległości.Na tronie ktoś siedział, nie mogła jednak niczego zobaczyć wyraźnie - jakby całe podwyższenie spowijała mgła.Gundabyr także przecierał oczy.Powietrze wokół nich nagle zamigotało zwodniczo.Przez chwilę oboje myśleli, że to złudzenie, potem jednak poczuli lekkie muśnięcia na twarzach i dłoniach - nikłe, niczym smużki pajęczych nici.Gundabyr sięgnął dłonią i chwycił to coś - a kiedy przyjrzał się bliżej trzymanym w palcach włóknom ujrzał, że są to złote nitki! Splecione tak finezyjnie, jakby utkały je oswojone pająki.Krasnolud sapnął ze zdumienia - teraz doprawdy był pod wrażeniem.Po przebyciu trzech kolejnych pajęczych zasłon, mogli już dość wyraźnie ujrzeć tron.Wyższy i ozdobniejszy fotel był zajęty, ale stojące obok krzesło doradcy było puste.Najmożniejsi panowie królestwa stali po obu stronach podwyższenia, przed którym w odległości pięciu kroków była pusta przestrzeń - i szkarłatny dywan.Vixa zatrzymała się na jego końcu i szarpnęła Gundabyra za ramię - niesforny krasnolud, nie zważając na protokół, podszedłby jeszcze bliżej.Absolutny władca Silvanostu siedząc na tronie, przybrał osobliwie niedbałą pozę.Zsunął się niemal z tronu, wysuwając daleko przed siebie jedną nogę; drugą, zgiętą w kolanie, podwinął pod siebie.Trzymał przed sobą jakiś zwój pergaminu, którego drugi koniec rozwinąwszy się wzdłuż wysuniętej nogi, stoczył się na posadzkę.Mówca Gwiazd wyglądał na całkowicie pogrążonego w lekturze dokumentu.Nie podniósł nawet oczu na przybyszów.Vixa nie wytrzymała i chrząknęła znacząco.Silvanestyjscy wielmoże, jak jeden, niemal spopielili ją spojrzeniami.Mówca jednak podniósł wzrok znad dokumentu.Był dość młody - Vixa oceniła jego wiek na mniej niż dwieście lat.Miał błękitne oczy i jasne włosy, właściwe wszystkim Silvanestyjczykom, ale twarz Mówcy Elendara była - ku zdziwieniu księżniczki - całkowicie wolna od pychy i próżności malujących się na obliczach jego dworaków.Przyglądał się Vixie i Gundabyrowi równie bacznie, jak oni jemu - z tą różnicą, że on patrzył przez złotą ramkę, w którą wprawiono lśniący i gładki szklany dysk.- Krasnolud.Ha! Nigdy przedtem nie widziałem krasnoluda - odezwał się wreszcie głębokim i dźwięcznym głosem.Zupełnie nieświadom popełnianego nietaktu, Gundabyr zrobił krok do przodu i wyciągnął dłoń ku majestatowi.- Miło mi poznać, Waszą Królewską Mość.- Obecni przy tym wielmoże wstrzymali dech ze zgrozą.Zaraz potem Gundabyr dopełnił miary bezczelności, pytając beztrosko: - Co takiego trzymasz w dłoni, mości królu?- Mój kryształ? A.mam słaby wzrok, co nie pozwala mi widzieć wyraźnie rzeczy i przedmiotów znajdujących się poza zasięgiem mojego ramienia - odpowiedział spokojnie władca.Dworacy zapłonęli oburzeniem na zuchwałość i wścibstwo krasnoluda, Mówca jednak zupełnie się tym nie przejął.- To powiększa wizerunki wszystkiego, co widzę.Chcesz zobaczyć?Gundabyr wziął podany mu przedmiot i podniósł do oczu dwucalowej szerokości dysk.- Na Reorxa! - zagrzmiał, odwracając się ku Vixie.- Chcę mieć taki sam! Gdy pomyślę o tych wszystkich nocach, jakie prześlęczałem nad Tygodnikiem Biegłego Rzemieślnika.Mówca Elendar patrzył na krasnoluda, nie ukrywając rozbawienia.- Każę zrobić takie szkła dla ciebie, mistrzu Gundabyrze.A ty - zwrócił się do Vixy - musisz być moją kuzynką.Dobrze mówię?Vixa skłoniła się tak, jak kłaniała się swojemu wujowi, Mówcy Silveranowi.- Panie, jestem Vixa Ambrodel.Twój ojciec i mój dziadek byli braćmi.- Niezbyt się ze sobą zgadzali.- W jego głosie nie było gniewu czy wrogości.Władca uśmiechnął się i dodał: - A ty przeżyłaś kilka wspaniałych przygód, jak mi mówiono.Och tak, wiem wszystko, kuzyneczko.Wiodłaś burzliwe życie.jak wszyscy z linii Kith-Kanana.- Przy tych słowach westchnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Samcadaris nisko skłonił się przed obu wielmożami.- Lordzie Druzenalisie.Lordzie Agavenesie.Ja i moi podopieczni prosimy wasze lordowskie mości o pozwolenie na wejście do pałacu Mówcy Gwiazd.Druzenalis podniósł swoją laskę marszałkowską.- Wejdźcie wszyscy.Jego Majestat czeka - oznajmił z godnością.Nazwany Agavenesem cywil nie odezwał się ani słowem, przechodzący jednak obok niego Vixa i Gundabyr poczuli na sobie jego ciężkie, niechętne spojrzenie.We wnętrzu pałacu panowały chłód i półmrok - wszystko tchnęło tu odległą przeszłością, co wywarło przygnębiające wrażenie na wrażliwej Vixie.Pamiętała, jak z kuzynami i krewniakami bawiła się beztrosko, biegając po korytarzach skromniejszej, ale przytulniejszej rezydencji Silverana.Nie umiała zaś sobie wyobrazić, by wśród otaczającego ją dostojeństwa ktoś pozwolił sobie na bieganie lub choćby podniesienie głosu ponad zwykły szept.Atmosfera była tu równie poważna - i nadęta - jak w świątyni.W bocznych korytarzach zbierali się jednak dworacy, którzy bez skrępowania gapili się na przechodzących mimo przybyszów.Silvanestyjskie damy były bajecznie piękne i prześlicznie ubrane.Idąca w pożyczonym mundurze Vixa nagle poczuła się nieswojo.Podniosła nawet drżącą dłoń do skręcających się w niesforne loki włosów, usiłując jakoś je przygładzić.Po chwili opanowała się na tyle, by przerwać bezsensowną czynność.Zachowujesz się jak idiotka, zganiła samą siebie.Ile z tych piękności nie z tej ziemi, odzianych w jedwabie i klejnoty, walczyło na dnie oceanu z chilkitami? Te damulki nie potrafiłyby odróżnić głowni od rękojeści miecza! Z pewnością też żadna z nich nie śmigała przez fale jako czarno-biały delfin.Vixa wyprostowała się i zaskoczyła Silvanestyjskie damy zwycięskim uśmiechem, jaki pojawił się na jej ogorzałej twarzyczce.Teraz oto otwarły się przed nimi odlane z brązu drzwi, wysokie na dwie kondygnacje.Widoczna za nimi czarna posadzka lśniła niczym lustro.W głąb sali tronowej wiódł szkarłatny, rozciągnięty od samych drzwi kobierzec.Wysokie sklepienie podpierały strzeliste kolumny.Druzenalis i Agavenes wkroczyli pierwsi, skłonili się nisko ustawionemu daleko w głębi tronowi i rozstąpili się na boki.Spojrzawszy ukradkiem na towarzyszy, Vixa przekonała się, że Samcadaris i Tiahmoro byli tak samo przejęci ważnością chwili, jak ona sama.Obaj mieli marsowe miny i zaciskali kurczowo dłonie na rękojeściach swych kordów.Jedynie Gundabyr wydawał się w ogóle nie przejmować dostojnością i znaczeniem gospodarza, który miał ich za chwilę przyjąć.Vixa szczerze pozazdrościła mu spokoju ducha.Przeszli pod wdzięcznymi łukami wierzb i winorośli obciążonych gronami.Gdzieś z boku słychać było łagodne tony muzyki, którą grali biegli grajkowie na kryształowych instrumentach.Vixa dostrzegła w oddali podwyższenie, na którym ustawiono tron.Tak jak Mówca Słońca w Qualinoście, Mówca Gwiazd w tej komnacie załatwiał i rozstrzygał codzienne sprawy swojego królestwa.Sala tronowa w Wieży Gwiazd służyła tylko największym i najbardziej uroczystym zgromadzeniom dostojników.Vixa spojrzała ku tronowi i wbrew sobie samej zmrużyła oczy, usiłując dostrzec coś z tej - sporej jeszcze - odległości.Na tronie ktoś siedział, nie mogła jednak niczego zobaczyć wyraźnie - jakby całe podwyższenie spowijała mgła.Gundabyr także przecierał oczy.Powietrze wokół nich nagle zamigotało zwodniczo.Przez chwilę oboje myśleli, że to złudzenie, potem jednak poczuli lekkie muśnięcia na twarzach i dłoniach - nikłe, niczym smużki pajęczych nici.Gundabyr sięgnął dłonią i chwycił to coś - a kiedy przyjrzał się bliżej trzymanym w palcach włóknom ujrzał, że są to złote nitki! Splecione tak finezyjnie, jakby utkały je oswojone pająki.Krasnolud sapnął ze zdumienia - teraz doprawdy był pod wrażeniem.Po przebyciu trzech kolejnych pajęczych zasłon, mogli już dość wyraźnie ujrzeć tron.Wyższy i ozdobniejszy fotel był zajęty, ale stojące obok krzesło doradcy było puste.Najmożniejsi panowie królestwa stali po obu stronach podwyższenia, przed którym w odległości pięciu kroków była pusta przestrzeń - i szkarłatny dywan.Vixa zatrzymała się na jego końcu i szarpnęła Gundabyra za ramię - niesforny krasnolud, nie zważając na protokół, podszedłby jeszcze bliżej.Absolutny władca Silvanostu siedząc na tronie, przybrał osobliwie niedbałą pozę.Zsunął się niemal z tronu, wysuwając daleko przed siebie jedną nogę; drugą, zgiętą w kolanie, podwinął pod siebie.Trzymał przed sobą jakiś zwój pergaminu, którego drugi koniec rozwinąwszy się wzdłuż wysuniętej nogi, stoczył się na posadzkę.Mówca Gwiazd wyglądał na całkowicie pogrążonego w lekturze dokumentu.Nie podniósł nawet oczu na przybyszów.Vixa nie wytrzymała i chrząknęła znacząco.Silvanestyjscy wielmoże, jak jeden, niemal spopielili ją spojrzeniami.Mówca jednak podniósł wzrok znad dokumentu.Był dość młody - Vixa oceniła jego wiek na mniej niż dwieście lat.Miał błękitne oczy i jasne włosy, właściwe wszystkim Silvanestyjczykom, ale twarz Mówcy Elendara była - ku zdziwieniu księżniczki - całkowicie wolna od pychy i próżności malujących się na obliczach jego dworaków.Przyglądał się Vixie i Gundabyrowi równie bacznie, jak oni jemu - z tą różnicą, że on patrzył przez złotą ramkę, w którą wprawiono lśniący i gładki szklany dysk.- Krasnolud.Ha! Nigdy przedtem nie widziałem krasnoluda - odezwał się wreszcie głębokim i dźwięcznym głosem.Zupełnie nieświadom popełnianego nietaktu, Gundabyr zrobił krok do przodu i wyciągnął dłoń ku majestatowi.- Miło mi poznać, Waszą Królewską Mość.- Obecni przy tym wielmoże wstrzymali dech ze zgrozą.Zaraz potem Gundabyr dopełnił miary bezczelności, pytając beztrosko: - Co takiego trzymasz w dłoni, mości królu?- Mój kryształ? A.mam słaby wzrok, co nie pozwala mi widzieć wyraźnie rzeczy i przedmiotów znajdujących się poza zasięgiem mojego ramienia - odpowiedział spokojnie władca.Dworacy zapłonęli oburzeniem na zuchwałość i wścibstwo krasnoluda, Mówca jednak zupełnie się tym nie przejął.- To powiększa wizerunki wszystkiego, co widzę.Chcesz zobaczyć?Gundabyr wziął podany mu przedmiot i podniósł do oczu dwucalowej szerokości dysk.- Na Reorxa! - zagrzmiał, odwracając się ku Vixie.- Chcę mieć taki sam! Gdy pomyślę o tych wszystkich nocach, jakie prześlęczałem nad Tygodnikiem Biegłego Rzemieślnika.Mówca Elendar patrzył na krasnoluda, nie ukrywając rozbawienia.- Każę zrobić takie szkła dla ciebie, mistrzu Gundabyrze.A ty - zwrócił się do Vixy - musisz być moją kuzynką.Dobrze mówię?Vixa skłoniła się tak, jak kłaniała się swojemu wujowi, Mówcy Silveranowi.- Panie, jestem Vixa Ambrodel.Twój ojciec i mój dziadek byli braćmi.- Niezbyt się ze sobą zgadzali.- W jego głosie nie było gniewu czy wrogości.Władca uśmiechnął się i dodał: - A ty przeżyłaś kilka wspaniałych przygód, jak mi mówiono.Och tak, wiem wszystko, kuzyneczko.Wiodłaś burzliwe życie.jak wszyscy z linii Kith-Kanana.- Przy tych słowach westchnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]