[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś z porządkowaniem komórek mózgu, aby zachowywały się jak trzeba.Pokazał mi to kiedyś, z magnesem i opiłkami żelaznymi.Przesunął magnes koło opiłek, a one ułożyły się we wzór.W każdym razie tak próbował mi to wyjaśnić.Myślę, że byłem zbyt młody, by go zrozumieć albo za głupi, albo jedno i drugie.Wiecie, jestem dobry pracując rękami.Z myśleniem to u mnie niespecjalnie.- Więc to była prywatna klinika dla umysłowo chorych? - zapytał Jack.- Pan Bufo tego panu nie powiedział? To była słynna klinika dla umysłowo chorych.Tam, na uniwersytecie, nazywali ją nie Dęby, tylko Walnuts1.- To wyjaśnia sprawę wymateracowanych pokoi oraz drzwi, których nie można otworzyć od wewnątrz - powiedział Jack.- Co za tępak, powinienem był się domyślić.- Tu żyli sami furiaci - kontynuował Joseph Lovelittle.- Co do jednego.Kompletnie zasrane mózgi, z przeproszeniem.Wiezienie stanowe tu ich przysyłało, ponieważ strażnicy nie potrafili sobie dać z nimi rady.We wszelkim wyborze.Mordercy ćwiartujący ofiary, matkobójcy dusiciele, dzieciobójcy dusiciele, podpalacze, co sobie żywnie chcecie.Mężczyźni, kobiety, dzieci także.Stu trzydziestu siedmiu owego wieczoru, gdy zamknęliśmy zakład.- Nie miałem pojęcia - rzekł Jack, potrząsając głową.- Nigdy dotychczas nie słyszałem o tym miejscu.- Oczywiście, że nie.Gdy zakład był otwarty, nie reklamował się, bo tutejszym mieszkańcom nie podobałby się dom wypoczynkowy dla niebezpiecznych, zbrodniczych maniaków tuż koło ich podwórek, no nie? A po tym, co się stało, tym bardziej nie śpieszyli się z reklamowaniem go po zamknięciu.- A co się stało? - zapytał Jack.Joseph Lovelittle zagwizdał przez zęby na Boya.- Skończył pan z tym tutaj? - spytał Jacka.- Tak, myślę, że wszyscyśmy skończyli.Opuścili pokój zabiegowy, a Joseph Lovelittle zamknął za nimi drzwi na kłódkę.- Jeśli ma pan ochotę, może pan obejrzeć zachodnią wieżę, ale tam są tylko książki.Sprzedając dom pan Kröger zostawił tu większość swojej biblioteki.Myślę, że przeniósł się do Europy, do jakiegoś miejsca podobnego do tego.Wycofał się też z interesu piwnego.- Czy możliwe, by Randy mógł przedostać się do zachodniej wieży? Czy też jest zamknięta, jak ta?- Jest zamknięta dokładnie tak samo.- Dobra, no to dajmy na razie spokój i sprawdźmy najpierw pokoje na dole, a potem piwnicę.- Chyba nie chcesz wracać do piwnicy? - spytała Karen.- Muszę.Tam była Kupa.Joseph Lovelittle rzucił Jackowi z ukosa dziwne spojrzenie.Jack za nic nie potrafił zrozumieć, jak ten człowiek obraca głową nie ruszając ramionami.- Zabawka mego syna - wyjaśnił.Kaszląc głucho Joseph Lovelittle poprowadził ich schodami w dół, do holu, a potem powłócząc nogami poprzedzał ich w marszu przez kuchnie, toalety, pracownie plastyczne, schowki służące niegdyś na palta i buty.W końcu wylądowali na tyłach budynku w łaźni.Była zimna, otchłanna i powtarzała echem wszystkie odgłosy; jej maleńkie okienka wychodziły na korty tenisowe.Znajdowało się w niej pięć wyłożonych białymi kafelkami wnęk, w każdej stała masywna, biało emaliowana wanna.Każda z wanien miała drewnianą pokrywę z wyciętym owalnym otworem, akurat takiej wielkości, by mogła przezeń przejść ludzka głowa.Na bokach pokryw zamocowano po cztery mosiężne klamry, którymi przytwierdzano wierzchy do boków wanien, uniemożliwiając kąpanemu wydobycie się na zewnątrz.Wszystkie pokrywy były podrapane, porysowane i pokryte ciemnymi plamami.- Gdy któryś z pacjentów zaczynał naprawdę wariować, pan Estergomy zostawiał go tutaj, zanurzonego po szyję w zimnej wodzie.Chłopie, ależ oni wrzeszczeli! Czasami słyszało się ich aż koło basenu kąpielowego.Wrzeszczeli i drapali, a pielęgniarki potem wyjmowały ich z wanien i cała wanna była pełna krwi, a czubki palców mieli zdarte do samych kości.Karen zadrżała.- Dostaję od tego dreszczy.Doberman Boy szperał wokół wanien, stukając pazurami po kafelkach.- Nie wygląda, by pański syn tu był - oświadczył Joseph Lovelittle.- Zostaje nam do zbadania tylko piwnica.- Widuje pan tu czasem kogoś? - spytał Jack, gdy wychodzili z łaźni.- Widuję narkomanów i motocyklistów, ale niezbyt wielu.- Nie, nie.Miałem na myśli, czy widział pan kiedykolwiek kogoś niezwykłego? - Nie potrafił się zmusić, by powiedzieć „kogoś w ścianie”.Joseph Lovelittle otworzył kluczem drzwi piwnicy.- Zależy, co pan uważa za niezwykłe.Mógłbym powiedzieć, że pan i pańska przyjaciółka jesteście zupełnie niezwykli, bo przyjechaliście tu i szukacie syna, którego istnienia nie możecie nawet udowodnić.Skąd mam wiedzieć, czemu żeście się tu znaleźli?- Chwileczkę, chwileczkę - odrzekł Jack.- Zapłaciłem panu, nieprawdaż, za pomoc w poszukiwaniu mego syna? Wziął pan pieniądze, więc nie przeszkadzałoby mi nieco więcej chęci współpracy z pańskiej strony, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl