Pokrewne
- Strona Główna
- Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia
- rola piesni i poezji w zyciu na (3)
- Grochola Katarzyna Upowaznienie do szczescia (3)
- Zycie Po Zyciu
- Stephen King To (rtf)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (3)
- Kress Nancy Zebracy na koniach
- Grisham John Lawa przysieglych (2)
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Eschbach Andreas Bilion dolarów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- okiemkrytyka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., ale dawka adrenaliny dobrze nam zrobi.Będz-iemy uważać.Po południu mamy już w nogach piętnaście kilometrów.Przeszłyśmy te kilometry brzegiemmorza, omijając kolejne hotele, trafiłyśmy na zupełnie dzikie plaże.Ani pół człowieka, nawetbezpiecznego.Opalałyśmy się na golasa co za szczęście, że do solarium w Kurdęczowiebyły dwa kilometry!Teraz to już chcemy do domu.Jak najszybciej.Nie na własnych nogach.Marzymy o spotka-niu z niebezpiecznym tubylcem.Najlepiej w samochodzie.Niestety nikogo.Po dwóch godzin-ach ktoś życzliwie wskazuje nam miejsce przy szosie, gdzie rzekomo jest przystanek.Autobus,owszem, nadjeżdża, ale nie z tej strony.I nie jedzie tam, gdzie mieszkamy, tylko w kierunkuprzeciwnym.Machamy.Może będzie wiedział cokolwiek o ruchu w tę stronę.Autobus się zatrzymuje.Kierowca krzyczy: Wsiadajcie!Chcemy mu wytłumaczyć, że my w drugą stronę, ale w ogóle nie rozumie.Przecież naschętnie zabierze! Jedzie w przeciwną stronę, ale będzie wracał, okazuje się.Więc wsiadamy.Rusza.W autobusie oprócz nas jakiś stareńki Cypryjczyk i stareńka Cypryjka.Kierowca auto-busu jadąc odwraca się do nas i częstuje papierosami, drugą ręką włącza muzykę, po-prawia obrazki, święty Krzysztof, patron podróży i kierowców, obok Matki Boskiejz Dzieciątkiem, koło kierownicy, odbiera telefon komórkowy, śmieje się, nogami wybija rytm,prowadzi głównie odwrócony w naszą stronę, a my siedzimy za nim.Słabo mi.Ale autobus jedzie dość płynnie.Kierowca pozdrawia znajomych klaksonem, właściwie klak-soni bez przerwy.Bo jak wiemy od przewodniczki, wszyscy Cypryjczycy się znają.Na ślubiena przykład jest parę tysięcy osób.Każdy jest znajomym lub krewnym, lub znajomym krew-nego.W czasie jazdy okazuje się, że kierowca ma dzisiaj urodziny i zrobimy mu największyprezent, jeżeli się pozwolimy zaprosić na świeżą ośmiornicę u jego znajomych w porcie.Ni-estety odmawiamy.Dotąd żałujemy.59Wieczorem do pokoju puka Hirek.Wynajął samochód i chciałby nas zabrać na prawdziwąkolację w pewne miejsce, gdzie nie ma turystów.Ale on już nie jest nieznajomy.Justyna mówi,żebym jechała sama, ona sobie poczyta.Chyba zwariowała! Nigdzie nie pojadę sama nawetz rdzennym Polakiem!Półgodzinna jazda w ciemności, nad nami asterie. Jamas wita nas przy drzwiach właściciel.Restauracja jest marna, jak bar mleczny głębokiego komunizmu.Ale za szkłem, w lodzie,poukładane zwierzęta morza: krewety z olbrzymimi wąsami, ośmiornice, ryby, kraby.Kelnerzwraca się wyłącznie do Hirka.Cóż za przyjemne obyczaje.Za chwilę na stół wjeżdżają pomidory, ogórki, awokado, karczochy (a jednak karczochy nasnie ominą!), sałata, oliwki, trzy olbrzymie półmiski z ośmiornicami i dwa, na których panoszysię ogromna ryba.Hirek zachowuje się jak rdzenny Cypryjczyk.Nakłada nam na talerze, nie tylko nakłada, alekroi i karmi.Serce karczocha, podzielone na trzy, wyborne.Przepyszny wieczór. Uważaj na ości, kochanie mówi do mnie Hirek, a głos ma jak aksamit.Justyna kopie mnie pod stołem.Kochanie?***Hirek wyjeżdża.Leci przez Londyn do Warszawy, bo dostał pilną wiadomość z firmy, żemusi natychmiast być na miejscu.Przychodzi się pożegnać i pyta, czy nie poszłybyśmy z nimna krótki spacer nad morze.Justyna mówi, że właśnie idzie na basen i dziękuje bardzo.Ja mogęiść, a co mi tam.Przecież mnie nie zje.Hirek jest spokojny i przyjazny.Mówi, że nie chciałbysię narzucać, ale czy możemy kontynuować znajomość.Pytam go, czy wie, ile mam lat i żejestem kobietą po przejściach.O latach wie, okazuje się.Pozwolili mu zajrzeć w mój paszportw recepcji.Prosi o mój telefon.Błogosławię po raz kolejny Agnieszkę, że mi załatwiła telefon. Będę za tobą tęsknił mówi.Nie wiem, co się robi w takich wypadkach.Chyba robię się czerwona.Na miłość boską,jestem dorosłą kobietą, z prawie dorosłą córką! Nie bój się.Stałaś się dla mnie bardzo ważna. Słyszę ten aksamit w głosie i serce mibije szybciej. Jesteś pierwszą kobietą, która mnie zainteresowała.Od kiedy odeszła ode mnieżona, naprawdę nie szukałem nowych znajomości.Nie, takie rzeczy zdarzają się tylko w powieściach jednej Angielki, co ich napisała kilkaset.No, a potem normalnie mnie przytulił i pocałował.Chryste!60***Wracam do pokoju jak na skrzydłach. Ty się zakochałaś mówi Justyna, która nienawidzi basenu i chloru i kąpie się tylkow morzu.Chyba zgłupiała.Przecież nie zgłupiałam.Wieczorem idziemy posłuchać buzuki.Ledwie siadamy, Angolz kongresu lekarzy wsadza głowę w drzwi i natychmiast podbiega do stolika.Wita się z Justyną,jakby mnie tam nie było, siada i pyta, dlaczego nie przyszła.Justyna robi się czerwona, ha! Ja od paru dni chodzę tutaj wszędzie mówi Angol i cię szukam.Jutro wyjeżdżam doLondynu.Daj mi swój telefon.Proszę.Kopię Justynę pod stołem.Co jej szkodzi? Justyna bez wielkiego przekonania daje mu wiz-ytówkę.A on aż podskakuje! Afrodyto, jesteś wielka!Wieczorem leżymy w łóżku.Pełnia jak diabli, nie możemy spać.W pokoju jasno, przez oknosłychać szum morza.Pytam, dlaczego tak na odwal się do tego Angola, jak on taki miły. Ja nie mam złudzeń mówi Justyna.Głupia, głupia i po trzykroć głupia! Przecież są normalni mężczyzni na świecie, nawetw naszym wieku.***Rano telefon z Polski.Dzwoni Hirek.Czuję się, jakbym miała szesnaście lat! To niemożliwe!To możliwe.Już tęskni.***Coraz bardziej zbliżamy się do tego dnia, w którym trzeba będzie wsiąść w samolot.Justynami tłumaczy, że strach przed lataniem (Erica Jong) to strach przed seksem.O, jaka mądra.JakNiebieski.Ale przecież ja się nie boję seksu.Nie używam go po prostu.Pierwszy orgazm miałam w wiekulat dwudziestu, potem przerwa na małżeństwo, i oto przed czterdziestką akurat mi są potrzebnewiadomości na ten temat.Ona nie jest moją prawdziwą przyjaciółką.Na plażę przypływa kuter motorowy. Fly with us widzę napis na burcie.Ja się bojęseksu? Zaraz Justynie udowodnię, że się nie boję! Włażę w wodę i macham do faceta. How much? Ten pounds!O, nie, nie powstrzyma mnie nawet cena dwudziestu dolarów.Niech zobaczy.Złamię tenstrach przed lataniem.Pakują mnie na kuter.Wkładają kapok.Zakładają pasy.Mam na nichwygodnie frunąć.Nie chcę!!! Za pózno! Karabińczykami dopinają mnie do spadochronu.Błagam,nie!61Boże, przepraszam za wszystkie grzechy, niech Jola i ten od Joli mają szczęśliwe i dobreżycie, żadnej ospy i śladu próchnicy! Niech ktoś się zajmie Tosią! Przysięgam, jeśli przeżyję,nigdy, przenigdy nie podniosę na nią głosu! Hirek, jesteś moim ostatnim dobrym wspomnieni-em!& Już lecę.Nie zorientowałam się nawet, że jestem w powietrzu.To nie ja do góry, tylkomorze i wszystko obok morza poleciało w dół.Aódeczka jest coraz mniejsza, i plaża, i Justyna.Matko moja, jak to z góry wygląda! Fantastycznie, niesamowicie, kapitalnie! Trzymam się kurc-zowo lin i drę się na całe gardło: Boże, lecę! Lecę! Lecę!Jakby nie wiedział.Czy to znaczy, że nie boję się seksu?***Gardło mam zdarte.Zupki zostawiłyśmy Robertowi.Wszystkie czterdzieści Justyny i moichdwadzieścia osiem.Już siedzimy w samolocie, chwytam Justynę za rękę.Samolot to zupełnieco innego.Bo taki spadochron za łódką na tych stu czy iluś tam metrach to pestka!Kamieni mam, okazuje się, siedemnaście kilo.Siedemnaście kilo cypryjskiej ziemi wywożędo swojego kraju.Miejsce żab jest na łąkachW domu posprzątane jak nigdy przedtem.Obrazki, co ich jeszcze nie zdążyłam powiesić powieszone.Tosia radosna jak dziecko.Borys radosny jak pies.Wychodzi nawet Mietek i mi-auczy.Za Mietkiem biegnie mały srebrny kotek.Jezu, następny kot?Tosia bierze go na ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
., ale dawka adrenaliny dobrze nam zrobi.Będz-iemy uważać.Po południu mamy już w nogach piętnaście kilometrów.Przeszłyśmy te kilometry brzegiemmorza, omijając kolejne hotele, trafiłyśmy na zupełnie dzikie plaże.Ani pół człowieka, nawetbezpiecznego.Opalałyśmy się na golasa co za szczęście, że do solarium w Kurdęczowiebyły dwa kilometry!Teraz to już chcemy do domu.Jak najszybciej.Nie na własnych nogach.Marzymy o spotka-niu z niebezpiecznym tubylcem.Najlepiej w samochodzie.Niestety nikogo.Po dwóch godzin-ach ktoś życzliwie wskazuje nam miejsce przy szosie, gdzie rzekomo jest przystanek.Autobus,owszem, nadjeżdża, ale nie z tej strony.I nie jedzie tam, gdzie mieszkamy, tylko w kierunkuprzeciwnym.Machamy.Może będzie wiedział cokolwiek o ruchu w tę stronę.Autobus się zatrzymuje.Kierowca krzyczy: Wsiadajcie!Chcemy mu wytłumaczyć, że my w drugą stronę, ale w ogóle nie rozumie.Przecież naschętnie zabierze! Jedzie w przeciwną stronę, ale będzie wracał, okazuje się.Więc wsiadamy.Rusza.W autobusie oprócz nas jakiś stareńki Cypryjczyk i stareńka Cypryjka.Kierowca auto-busu jadąc odwraca się do nas i częstuje papierosami, drugą ręką włącza muzykę, po-prawia obrazki, święty Krzysztof, patron podróży i kierowców, obok Matki Boskiejz Dzieciątkiem, koło kierownicy, odbiera telefon komórkowy, śmieje się, nogami wybija rytm,prowadzi głównie odwrócony w naszą stronę, a my siedzimy za nim.Słabo mi.Ale autobus jedzie dość płynnie.Kierowca pozdrawia znajomych klaksonem, właściwie klak-soni bez przerwy.Bo jak wiemy od przewodniczki, wszyscy Cypryjczycy się znają.Na ślubiena przykład jest parę tysięcy osób.Każdy jest znajomym lub krewnym, lub znajomym krew-nego.W czasie jazdy okazuje się, że kierowca ma dzisiaj urodziny i zrobimy mu największyprezent, jeżeli się pozwolimy zaprosić na świeżą ośmiornicę u jego znajomych w porcie.Ni-estety odmawiamy.Dotąd żałujemy.59Wieczorem do pokoju puka Hirek.Wynajął samochód i chciałby nas zabrać na prawdziwąkolację w pewne miejsce, gdzie nie ma turystów.Ale on już nie jest nieznajomy.Justyna mówi,żebym jechała sama, ona sobie poczyta.Chyba zwariowała! Nigdzie nie pojadę sama nawetz rdzennym Polakiem!Półgodzinna jazda w ciemności, nad nami asterie. Jamas wita nas przy drzwiach właściciel.Restauracja jest marna, jak bar mleczny głębokiego komunizmu.Ale za szkłem, w lodzie,poukładane zwierzęta morza: krewety z olbrzymimi wąsami, ośmiornice, ryby, kraby.Kelnerzwraca się wyłącznie do Hirka.Cóż za przyjemne obyczaje.Za chwilę na stół wjeżdżają pomidory, ogórki, awokado, karczochy (a jednak karczochy nasnie ominą!), sałata, oliwki, trzy olbrzymie półmiski z ośmiornicami i dwa, na których panoszysię ogromna ryba.Hirek zachowuje się jak rdzenny Cypryjczyk.Nakłada nam na talerze, nie tylko nakłada, alekroi i karmi.Serce karczocha, podzielone na trzy, wyborne.Przepyszny wieczór. Uważaj na ości, kochanie mówi do mnie Hirek, a głos ma jak aksamit.Justyna kopie mnie pod stołem.Kochanie?***Hirek wyjeżdża.Leci przez Londyn do Warszawy, bo dostał pilną wiadomość z firmy, żemusi natychmiast być na miejscu.Przychodzi się pożegnać i pyta, czy nie poszłybyśmy z nimna krótki spacer nad morze.Justyna mówi, że właśnie idzie na basen i dziękuje bardzo.Ja mogęiść, a co mi tam.Przecież mnie nie zje.Hirek jest spokojny i przyjazny.Mówi, że nie chciałbysię narzucać, ale czy możemy kontynuować znajomość.Pytam go, czy wie, ile mam lat i żejestem kobietą po przejściach.O latach wie, okazuje się.Pozwolili mu zajrzeć w mój paszportw recepcji.Prosi o mój telefon.Błogosławię po raz kolejny Agnieszkę, że mi załatwiła telefon. Będę za tobą tęsknił mówi.Nie wiem, co się robi w takich wypadkach.Chyba robię się czerwona.Na miłość boską,jestem dorosłą kobietą, z prawie dorosłą córką! Nie bój się.Stałaś się dla mnie bardzo ważna. Słyszę ten aksamit w głosie i serce mibije szybciej. Jesteś pierwszą kobietą, która mnie zainteresowała.Od kiedy odeszła ode mnieżona, naprawdę nie szukałem nowych znajomości.Nie, takie rzeczy zdarzają się tylko w powieściach jednej Angielki, co ich napisała kilkaset.No, a potem normalnie mnie przytulił i pocałował.Chryste!60***Wracam do pokoju jak na skrzydłach. Ty się zakochałaś mówi Justyna, która nienawidzi basenu i chloru i kąpie się tylkow morzu.Chyba zgłupiała.Przecież nie zgłupiałam.Wieczorem idziemy posłuchać buzuki.Ledwie siadamy, Angolz kongresu lekarzy wsadza głowę w drzwi i natychmiast podbiega do stolika.Wita się z Justyną,jakby mnie tam nie było, siada i pyta, dlaczego nie przyszła.Justyna robi się czerwona, ha! Ja od paru dni chodzę tutaj wszędzie mówi Angol i cię szukam.Jutro wyjeżdżam doLondynu.Daj mi swój telefon.Proszę.Kopię Justynę pod stołem.Co jej szkodzi? Justyna bez wielkiego przekonania daje mu wiz-ytówkę.A on aż podskakuje! Afrodyto, jesteś wielka!Wieczorem leżymy w łóżku.Pełnia jak diabli, nie możemy spać.W pokoju jasno, przez oknosłychać szum morza.Pytam, dlaczego tak na odwal się do tego Angola, jak on taki miły. Ja nie mam złudzeń mówi Justyna.Głupia, głupia i po trzykroć głupia! Przecież są normalni mężczyzni na świecie, nawetw naszym wieku.***Rano telefon z Polski.Dzwoni Hirek.Czuję się, jakbym miała szesnaście lat! To niemożliwe!To możliwe.Już tęskni.***Coraz bardziej zbliżamy się do tego dnia, w którym trzeba będzie wsiąść w samolot.Justynami tłumaczy, że strach przed lataniem (Erica Jong) to strach przed seksem.O, jaka mądra.JakNiebieski.Ale przecież ja się nie boję seksu.Nie używam go po prostu.Pierwszy orgazm miałam w wiekulat dwudziestu, potem przerwa na małżeństwo, i oto przed czterdziestką akurat mi są potrzebnewiadomości na ten temat.Ona nie jest moją prawdziwą przyjaciółką.Na plażę przypływa kuter motorowy. Fly with us widzę napis na burcie.Ja się bojęseksu? Zaraz Justynie udowodnię, że się nie boję! Włażę w wodę i macham do faceta. How much? Ten pounds!O, nie, nie powstrzyma mnie nawet cena dwudziestu dolarów.Niech zobaczy.Złamię tenstrach przed lataniem.Pakują mnie na kuter.Wkładają kapok.Zakładają pasy.Mam na nichwygodnie frunąć.Nie chcę!!! Za pózno! Karabińczykami dopinają mnie do spadochronu.Błagam,nie!61Boże, przepraszam za wszystkie grzechy, niech Jola i ten od Joli mają szczęśliwe i dobreżycie, żadnej ospy i śladu próchnicy! Niech ktoś się zajmie Tosią! Przysięgam, jeśli przeżyję,nigdy, przenigdy nie podniosę na nią głosu! Hirek, jesteś moim ostatnim dobrym wspomnieni-em!& Już lecę.Nie zorientowałam się nawet, że jestem w powietrzu.To nie ja do góry, tylkomorze i wszystko obok morza poleciało w dół.Aódeczka jest coraz mniejsza, i plaża, i Justyna.Matko moja, jak to z góry wygląda! Fantastycznie, niesamowicie, kapitalnie! Trzymam się kurc-zowo lin i drę się na całe gardło: Boże, lecę! Lecę! Lecę!Jakby nie wiedział.Czy to znaczy, że nie boję się seksu?***Gardło mam zdarte.Zupki zostawiłyśmy Robertowi.Wszystkie czterdzieści Justyny i moichdwadzieścia osiem.Już siedzimy w samolocie, chwytam Justynę za rękę.Samolot to zupełnieco innego.Bo taki spadochron za łódką na tych stu czy iluś tam metrach to pestka!Kamieni mam, okazuje się, siedemnaście kilo.Siedemnaście kilo cypryjskiej ziemi wywożędo swojego kraju.Miejsce żab jest na łąkachW domu posprzątane jak nigdy przedtem.Obrazki, co ich jeszcze nie zdążyłam powiesić powieszone.Tosia radosna jak dziecko.Borys radosny jak pies.Wychodzi nawet Mietek i mi-auczy.Za Mietkiem biegnie mały srebrny kotek.Jezu, następny kot?Tosia bierze go na ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]