Pokrewne
- Strona Główna
- Upalne lato Gabrieli Katarzyna Zyskowska Ignaciak
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamiš
- Katarzyna Berenika Miszczuk Szeptucha
- Nie ma tego zlego Katarzyna Zak
- Ekspedycja Kolitz Katarzyna Rygiel
- Florystka Katarzyna Bonda
- Allen C. Guelzo Abraham Lincoln as a Man of Ideas (2009)
- Asimov Isaac Fundacja i Imperium
- publicystyka otwiecenia
- Simak Clifford D Zasada wilkolaka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi otworzyły się.Andrzej stał w piżamie, koło łóżka paliła się lampka.Na łóżku rozłożone papiery. Wydawało mi się, że ktoś chodzi& To ja& Czemu nie weszłaś? Myślałam, że śpisz&Stała ciągle w drzwiach, kiedy on się odwrócił i siadł ciężko na łóżku.Milczał.Nie wiedzia-ła, co ma robić, serce wędrowało od gardła w dół.Andrzej siedział nieruchomo, patrzył na niąjakoś inaczej. Przepraszam, nie chciałam cię budzić&Opuścił głowę i powiedział cicho, tak że ledwie go usłyszała: Pierwszy raz pomyślałaś o tym&Nie wie, jak znalazła się koło niego, znowu klęczała, a gorączkowe słowa wypływały z niejszybko, jakby się bały, że nie zdąży. Przepraszam cię nie za te dwa dni, nie, to dobrze, że tak się stało, to mi było potrzebne,należało mi się, dobrze się stało, bo coś zrozumiałam, ja przepraszam cię za te wszystkie lata,przepraszam cię za każdy dzień z tych lat, kiedy byłam ślepa i głucha, przepraszam cię za każdąnoc, poranek, świt i zmierzch.Nie karz mnie za głupotę, nie pozwolę ci odejść mówiłagorączkowo przepraszam cię.Jeśli mnie choć przez chwilę kochałeś, to mi wybaczysz, po-patrz na mnie&Zaczęła płakać, Izy spływały po jej policzkach i wiedziała, że wstrętnie wygląda, naczyńkapęcznieją i chcą się rozerwać pod skórą, nos czerwienieje, a usta zlewają się z czerwoną skórą.Andrzej wyswobodził ręce i otarł czoło. Przestań płakać, będą cię jutro bolały oczy.Usłyszała troskę w jego głosie, ale już nie miała siły zmierzyć się z tym, co tak konsekwent-nie niszczyła.Wybiegła do łazienki i puściła zimną wodę.Lustrzana nachylała się również nadumywalką i podnosiła czerwoną twarz w jej kierunku, mokrą od wody i od łez.Spojrzała naumywalkę nie było na mydelniczce obrączki.Oparła się rękami o kurek i zaniosła płaczem.Lustrzana również sięgnęła rękami do twarzy, jakby chciała ją zatrzymać na swoim miejscu. Dobrze się czujesz? zapytał zza drzwi Andrzej.Wszedł do łazienki i oparł się o drzwi. Moja obrączka! Płakała, jakby teraz brak obrączki na mydelniczce był najważniejszy. Moja obrączka&Andrzej wyciągnął przed siebie rękę.Złoty pasek skrzył się w dłoni.Nie rozumiała tegoruchu, stała jak porażona, kiedy Andrzej zbliżał się powoli.Wyciągnęła rękę i włożyła obrączkęna palec.Weszła lekko, palce nie były grubsze niż zawsze.Odsunęła się od umywalki, Andrzej48podszedł bliżej, woda lała się szerokim strumieniem.Zobaczyła jego plecy w lustrze, a nad nimitwarz Lustrzanej.Lustrzana położyła głowę w zagłębieniu między ramieniem i szyją, ramionaAndrzeja objęły ją.Przyglądała się Lustrzanej znad ramienia Andrzeja.Lustrzana była piękna,chociaż miała czerwone oczy i zasmarkany nos.Lustrzana była piękna, bo dotykała mężczyzny,którego kochała, a ten mężczyzna dotykał jej i ją ochraniał. Wybacz mi szeptała Lustrzana do jej męża. Tak bardzo cię kocham& Wybacz mi& powtórzyła za Lustrzaną.Kelner Dzień dobry.Panie u nas pierwszy raz?Justyna podniosła głowę i spojrzała na matkę.Kelner stał nad stolikiem ugrzeczniony,lekko zgięty w krzyżu, zgięty tym miękkim nachyleniem kelnerów na całym świecie.Nawet jaksą wyprostowani, to są zgięci lub gotowi do złożenia się jak scyzoryk w niepewnych rękach.Milczała, czekając, aż matka odpowie na to niby pytanie, niby zaproszenie do rozmowy.Matka milczała również, a potem podniosła głowę nie w jej kierunku, w kierunku kelnera i powiedziała: Kartę proszę. Już podaję.Czy może coś do picia? Kelner zawiesił głos, lekki, służbowy uśmiech nieschodził mu z twarzy.Patrzyła na niego kątem oka, bo właściwie wpatrywała się w nieruchomą twarz matki, czuj-na na każdy jej grymas. Chcesz coś?Matka spojrzała na nią, jakby teraz dopiero zauważyła, że nie siedzi przy tym stole sama.Kelner był przystojny, mimo tej miękkości ruchów, ruchów przyzwyczajonych do służenia,podawania, przynoszenia, był ładnym, ciemnym młodzieńcem o okrągłej twarzy, choć nie wi-działa jej dokładnie, całą czujność oka rezerwując dla twarzy matki. Chcesz coś?Matka była zniecierpliwiona, więc Justyna szybko wydukała: Nie, dziękuję. Sok pomarańczowy poproszę. Ze świeżo wyciskanych owoców czy zwykły?Teraz odważyła się spojrzeć na niego, miał pełne usta, ciemne oczy, skupione wyłącznie namatce. Ze świeżych powiedziała matka. I niech pan nie zapomni o karcie.Było jej wstyd za matkę, za ten ton głosu, wyniosły, niemiły, przecież powiedział, że zarazprzyniesie, a matka musi piętnaście razy powtórzyć polecenie, tak jakby dopiero powtórzenie jeuprawomocniało.Karta.Najważniejsza rzecz na świecie, a on jej tego nie dał.I matka pewniepodejrzewa, że tak jak córka siedząca obok zapomni, zgubi, nie zapamięta.Kelner uśmiechnął się, lekko pochylił i odszedł.Milczały.Rozejrzała się ukradkiem po restauracji.Białe obrusy i kolorowe serwetki, sztućce, dwakieliszki, jeden duży, drugi mniejszy, do wina, na każdym stoliku bukiecik drobnych kwiat-ków w żółtym dzbanuszku. Proszę bardzo.Przed matką pojawiła się szklanka soku.Wtedy zauważyła jego dłoń, dłoń o długich pal-cach; palce rozprostowywały się, żeby usadowić szklankę soku na białym obrusie, a potem dłońznalazła się na wysokości jej oczu trzymała granatowe podłużne menu, oprawione w skórę;paznokcie kelnera też były podłużne, gładkie, kciuk opierał się o literę m.51 Proszę.Jego głos, słowo skierowane do niej, tylko do niej.Chwyciła kartę gwałtownie, żeby niezwracać na siebie uwagi.Jej dłoń powędrowała ku karcie za szybko, dotknęła jego kciuka,cofnęła się, karta upadła na obrus, a matka spojrzała na nią.Starała się nie patrzeć na kelnera,szybko sięgnęła na stolik, ale oto on znowu trzymał kartę przed nią. Przepraszam powiedział i wtedy delikatnie wzięła z jego ręki granatową cienką ksią-żeczkę. Dziękuję wyszeptała, a matka dalej patrzyła na nią i zimno się zrobiło od tego spojrze-nia, obrus stał się jeszcze bielszy, zaszronił się.Matka spojrzeniem odesłała kelnera na bez-pieczną odległość i zatopiła wzrok w karcie.Justyna otworzyła menu i pożałowała, że nie miała odwagi zamówić soku.Matka, nie zwra-cając na nią uwagi, sięgnęła po szklankę i podniosła do ust.Na szkle został perłowy, ciemnyślad jej szminki.Trzymała otwartą kartę przed sobą.Patrzyła na czarne literki, które nie układały się w słowa, izmuszała wzrok do skupienia.Ręce jej drżały, bała się, że matka to zauważy.Położyła kartę nastole. Co ty robisz? szepnęła matka.Spłoszyła się.Drukowane litery ułożyły się w wina i likiery.Przewróciła stronę.Dania głów-ne.Sola w sosie cytrynowym, kotlet schabowy po staropolsku z ziemniakami z wody i kapustą,kaczka w towarzystwie buraczków uśmiechnęła się w środku: w towarzystwie buraczków! to było zabawne, widziała oczyma duszy kaczkę kiwającą się na krótkich nóżkach, obok dwaalbo trzy buraczki, też na krótkich nóżkach, za nimi dwa ziemniaki, porządnie obrane.Niebędzie jadła kaczki, nie mogłaby zjeść kaczki w towarzystwie. Wybrałaś coś? Tak&Głos wydobył się z jej gardła tylko dlatego, że całą uwagę skupiła na nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Drzwi otworzyły się.Andrzej stał w piżamie, koło łóżka paliła się lampka.Na łóżku rozłożone papiery. Wydawało mi się, że ktoś chodzi& To ja& Czemu nie weszłaś? Myślałam, że śpisz&Stała ciągle w drzwiach, kiedy on się odwrócił i siadł ciężko na łóżku.Milczał.Nie wiedzia-ła, co ma robić, serce wędrowało od gardła w dół.Andrzej siedział nieruchomo, patrzył na niąjakoś inaczej. Przepraszam, nie chciałam cię budzić&Opuścił głowę i powiedział cicho, tak że ledwie go usłyszała: Pierwszy raz pomyślałaś o tym&Nie wie, jak znalazła się koło niego, znowu klęczała, a gorączkowe słowa wypływały z niejszybko, jakby się bały, że nie zdąży. Przepraszam cię nie za te dwa dni, nie, to dobrze, że tak się stało, to mi było potrzebne,należało mi się, dobrze się stało, bo coś zrozumiałam, ja przepraszam cię za te wszystkie lata,przepraszam cię za każdy dzień z tych lat, kiedy byłam ślepa i głucha, przepraszam cię za każdąnoc, poranek, świt i zmierzch.Nie karz mnie za głupotę, nie pozwolę ci odejść mówiłagorączkowo przepraszam cię.Jeśli mnie choć przez chwilę kochałeś, to mi wybaczysz, po-patrz na mnie&Zaczęła płakać, Izy spływały po jej policzkach i wiedziała, że wstrętnie wygląda, naczyńkapęcznieją i chcą się rozerwać pod skórą, nos czerwienieje, a usta zlewają się z czerwoną skórą.Andrzej wyswobodził ręce i otarł czoło. Przestań płakać, będą cię jutro bolały oczy.Usłyszała troskę w jego głosie, ale już nie miała siły zmierzyć się z tym, co tak konsekwent-nie niszczyła.Wybiegła do łazienki i puściła zimną wodę.Lustrzana nachylała się również nadumywalką i podnosiła czerwoną twarz w jej kierunku, mokrą od wody i od łez.Spojrzała naumywalkę nie było na mydelniczce obrączki.Oparła się rękami o kurek i zaniosła płaczem.Lustrzana również sięgnęła rękami do twarzy, jakby chciała ją zatrzymać na swoim miejscu. Dobrze się czujesz? zapytał zza drzwi Andrzej.Wszedł do łazienki i oparł się o drzwi. Moja obrączka! Płakała, jakby teraz brak obrączki na mydelniczce był najważniejszy. Moja obrączka&Andrzej wyciągnął przed siebie rękę.Złoty pasek skrzył się w dłoni.Nie rozumiała tegoruchu, stała jak porażona, kiedy Andrzej zbliżał się powoli.Wyciągnęła rękę i włożyła obrączkęna palec.Weszła lekko, palce nie były grubsze niż zawsze.Odsunęła się od umywalki, Andrzej48podszedł bliżej, woda lała się szerokim strumieniem.Zobaczyła jego plecy w lustrze, a nad nimitwarz Lustrzanej.Lustrzana położyła głowę w zagłębieniu między ramieniem i szyją, ramionaAndrzeja objęły ją.Przyglądała się Lustrzanej znad ramienia Andrzeja.Lustrzana była piękna,chociaż miała czerwone oczy i zasmarkany nos.Lustrzana była piękna, bo dotykała mężczyzny,którego kochała, a ten mężczyzna dotykał jej i ją ochraniał. Wybacz mi szeptała Lustrzana do jej męża. Tak bardzo cię kocham& Wybacz mi& powtórzyła za Lustrzaną.Kelner Dzień dobry.Panie u nas pierwszy raz?Justyna podniosła głowę i spojrzała na matkę.Kelner stał nad stolikiem ugrzeczniony,lekko zgięty w krzyżu, zgięty tym miękkim nachyleniem kelnerów na całym świecie.Nawet jaksą wyprostowani, to są zgięci lub gotowi do złożenia się jak scyzoryk w niepewnych rękach.Milczała, czekając, aż matka odpowie na to niby pytanie, niby zaproszenie do rozmowy.Matka milczała również, a potem podniosła głowę nie w jej kierunku, w kierunku kelnera i powiedziała: Kartę proszę. Już podaję.Czy może coś do picia? Kelner zawiesił głos, lekki, służbowy uśmiech nieschodził mu z twarzy.Patrzyła na niego kątem oka, bo właściwie wpatrywała się w nieruchomą twarz matki, czuj-na na każdy jej grymas. Chcesz coś?Matka spojrzała na nią, jakby teraz dopiero zauważyła, że nie siedzi przy tym stole sama.Kelner był przystojny, mimo tej miękkości ruchów, ruchów przyzwyczajonych do służenia,podawania, przynoszenia, był ładnym, ciemnym młodzieńcem o okrągłej twarzy, choć nie wi-działa jej dokładnie, całą czujność oka rezerwując dla twarzy matki. Chcesz coś?Matka była zniecierpliwiona, więc Justyna szybko wydukała: Nie, dziękuję. Sok pomarańczowy poproszę. Ze świeżo wyciskanych owoców czy zwykły?Teraz odważyła się spojrzeć na niego, miał pełne usta, ciemne oczy, skupione wyłącznie namatce. Ze świeżych powiedziała matka. I niech pan nie zapomni o karcie.Było jej wstyd za matkę, za ten ton głosu, wyniosły, niemiły, przecież powiedział, że zarazprzyniesie, a matka musi piętnaście razy powtórzyć polecenie, tak jakby dopiero powtórzenie jeuprawomocniało.Karta.Najważniejsza rzecz na świecie, a on jej tego nie dał.I matka pewniepodejrzewa, że tak jak córka siedząca obok zapomni, zgubi, nie zapamięta.Kelner uśmiechnął się, lekko pochylił i odszedł.Milczały.Rozejrzała się ukradkiem po restauracji.Białe obrusy i kolorowe serwetki, sztućce, dwakieliszki, jeden duży, drugi mniejszy, do wina, na każdym stoliku bukiecik drobnych kwiat-ków w żółtym dzbanuszku. Proszę bardzo.Przed matką pojawiła się szklanka soku.Wtedy zauważyła jego dłoń, dłoń o długich pal-cach; palce rozprostowywały się, żeby usadowić szklankę soku na białym obrusie, a potem dłońznalazła się na wysokości jej oczu trzymała granatowe podłużne menu, oprawione w skórę;paznokcie kelnera też były podłużne, gładkie, kciuk opierał się o literę m.51 Proszę.Jego głos, słowo skierowane do niej, tylko do niej.Chwyciła kartę gwałtownie, żeby niezwracać na siebie uwagi.Jej dłoń powędrowała ku karcie za szybko, dotknęła jego kciuka,cofnęła się, karta upadła na obrus, a matka spojrzała na nią.Starała się nie patrzeć na kelnera,szybko sięgnęła na stolik, ale oto on znowu trzymał kartę przed nią. Przepraszam powiedział i wtedy delikatnie wzięła z jego ręki granatową cienką ksią-żeczkę. Dziękuję wyszeptała, a matka dalej patrzyła na nią i zimno się zrobiło od tego spojrze-nia, obrus stał się jeszcze bielszy, zaszronił się.Matka spojrzeniem odesłała kelnera na bez-pieczną odległość i zatopiła wzrok w karcie.Justyna otworzyła menu i pożałowała, że nie miała odwagi zamówić soku.Matka, nie zwra-cając na nią uwagi, sięgnęła po szklankę i podniosła do ust.Na szkle został perłowy, ciemnyślad jej szminki.Trzymała otwartą kartę przed sobą.Patrzyła na czarne literki, które nie układały się w słowa, izmuszała wzrok do skupienia.Ręce jej drżały, bała się, że matka to zauważy.Położyła kartę nastole. Co ty robisz? szepnęła matka.Spłoszyła się.Drukowane litery ułożyły się w wina i likiery.Przewróciła stronę.Dania głów-ne.Sola w sosie cytrynowym, kotlet schabowy po staropolsku z ziemniakami z wody i kapustą,kaczka w towarzystwie buraczków uśmiechnęła się w środku: w towarzystwie buraczków! to było zabawne, widziała oczyma duszy kaczkę kiwającą się na krótkich nóżkach, obok dwaalbo trzy buraczki, też na krótkich nóżkach, za nimi dwa ziemniaki, porządnie obrane.Niebędzie jadła kaczki, nie mogłaby zjeść kaczki w towarzystwie. Wybrałaś coś? Tak&Głos wydobył się z jej gardła tylko dlatego, że całą uwagę skupiła na nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]