[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przygotować się do ewakuacji!- Poniesiemy pułkownika Freya - zwrócił się do oficera medycznego.- Jak on się teraz czuje?- Zmarł! Ogólne wyczerpanie organizmu i przeciążenie mięśnia sercowego.Zresztą czego można było oczekiwać po takich przejściach.- W porządku - Pen wziął się w garść.- To znaczy, że Zeń jest jedynym rannym i będzie mógł iść sam.Oficerowie z generał Natią na czele stanęli w szeregu i zasalutowali.Generał Natia złożyła raport:- Wszyscy obecni, sir.Wszyscy mają żelazne porcje żywności i wody na wypadek problemów w drodze powrotnej.- Tak, oczywiście.Pen odpowiadał machinalnie, mając umysł zaprzątnięty zupełnie innymi problemami.Był już najwyższy czas na opuszczenie bazy.- Czy tunel dojazdowy jest czysty? - pytanie było skierowane do adiutanta.- Tak, te dwa obwały zostały usunięte przed godziną.- Bardzo dobrze, stań na przedzie.Uwaga.W prawo zwrot! Naprzód marsz!Gdy jego mała kompania wymaszerowała, Pen odwrócił się i powodowany jakimś anachronicznym przyzwyczajeniem, oddał honory następcy.Widząc bezsensowność swojego postępowania szybko i dołączył do reszty.Byli już przy bramie, gdy spotkali jeden z automatów naprawczych.Czekał po drugiej stronie bramy i wszedł, gdy ta się otwarła.Był cały pokryty kurzem i odpryskami skał.Ponieważ był to tylko tak zwany robot fizyczny, Pen zlecił kontakt z nim swojemu adiutantowi.Oba automaty pogrążyły się w konwersacji.- Tunel jest zablokowany - odezwał się wreszcie adiutant.- Ściany obsunęły się w wielu miejscach, a ich szczątki są zalane wodą.Nie ma możliwości odtworzenia jego pierwotnego stanu, ponieważ korytarze stale się zapadają i to w różnych miejscach.Taka jest aktualna ocena komputera.- To niemożliwe! - zawołał Pen z nutką desperacji w głosie.Znajdowali się na otwartej przestrzeni w podziemiach.Gorąco panujące tam uniemożliwiało jakiekolwiek myślenie.Poprzez czerwoną mgłę Pen zobaczył resztę górniczych robotów, które zdążały w popłochu w kierunku bazy i osypującą się za nimi skałę.- Musi być inna droga odwrotu! - głos Pena był cichy, lecz tak stanowczy, że maszyna przyjęła te słowa jako rozkaz.- Jest inne wyjście, o którym nie meldowałem.Jest to wyjście na wyższe poziomy, ale moje wiadomości są niekompletne ź nie wiem w jakim stanie jest ten luk awaryjny.- Prowadź, bo inaczej ugotujemy się tutaj!Metal dotykany gołym ciałem powodował oparzenia, toteż adiutant ruszył przodem i zajmował się otwieraniem drzwi zamykanych na zamki kołowe.W tej temperaturze ludzie nie byli zdolni do jakiegokolwiek wysiłku.Po drodze został pułkownik Zeń, najmniej odporny z uwagi na osłabienie organizmu i możliwość posługiwania się tylko jedną ręką.Gdy odwrócili go na wznak, już nie żył.Następny był lekarz, człowiek w podeszłym wieku.Znikł tak nagle, że w kompletnych ciemnościach, jakie ich otaczały, nie znaleźli nawet jego ciała.Pen próbował zaprowadzić jakiś porządek i ustawić najsłabszych w środku kolumny, ale jego wysiłki nie miały znaczenia, gdyż nie było w tej piętnastoosobowej grupie silnych.Słaby odblask światła w górze był ich jedynym przewodnikiem.Ramię w ramię z generał Natią podążali tuż za torującym im drogę robotem.Gorąco zaczęło się zmniejszać dopiero po dwóch godzinach.Pen zarządził postój.Opadli bezwładnie na ziemię i łapczywie pili z żelaznych zapasów.Odgłosy agonalnego rzężenia pobudziły Pena do działania.Dochodziły z tyłu i okazało się, że były ostatnim znakiem życia majora Korpusu Łączności.W czasie marszu zginęło dziewięć osób i nie wiedzieli nawet w jakich okolicznościach.Żelazne racje pobudziły ich do życia i działania.Ponad Kwaterą Główną był cały labirynt opuszczonych, splątanych tuneli i pomieszczeń, o których przeznaczeniu i zawartości zapomniano w miarę opuszczania ich podczas działań wojennych.Tworzyły labirynt, w którym jakikolwiek postęp był niemożliwy.Gdyby nie automat adiutant dawno już by zabłądzili.On wytyczał drogę najłatwiejszą do przebycia, a przeszkody usuwał siłą swoich stalowych ramion.Cal po calu przedzierali się coraz wyżej i coraz bliżej wyjścia.Monotonia i kompletna ciemność otumaniały ich coraz bardziej.Spali idąc, bez pożywienia i wody.Szli tylko dlatego, że automat sygnalizował, iż znajdują się w strefie powierzchniowej.- Jesteśmy na najwyższym poziomie, bezpośrednio pod powierzchnią - rozległ się głos adiutanta.- Ten tunel prowadzi do automatycznych działobitni, ale jest teraz zablokowany.Pen obejrzał w świetle pięciu lamp kolistą perspektywę.Zmusił się do myślenia, choć mózg stanowczo odmawiał posłuszeństwa.Szczyt tunelu był zamknięty stalową płytą, hermetycznie przylegającą do ścian.- Oczyść drogę - wydał polecenie adiutantowi.- Nie mogę.Moje baterie są prawie wyczerpane.Nie będę w stanie skończyć!To był koniec.Nie posuną się wyżej, a więc zostaną tutaj.Swoją drogą, miejsce niezbyt ciekawe na grób.- Nie będziemy mogli otworzyć.? - zapytała nieśmiało Natia.Pen odwrócił się i zobaczył w jej dłoni klips.Zawierał on awaryjny ładunek wybuchowy.- Może adiutant połączy klipsy razem i detonuje je - zaproponowała.- To się da zrobić - odpowiedział automat.Wszyscy w pośpiechu oddawali swoje klipsy, które adiutant połączył w jeden ładunek i przymocował do zapory.Cofnęli się za najbliższy załom korytarza.Minutę potem nadbiegł robot i padł plackiem obok nich.Huk eksplozji zakołysał podziemiami i rozdarł panującą tam ciszę.Przeczekali aż opadnie kurz po wybuchu, po czym Pen zarządził powstanie.Zapora nadal istniała.Poprzez pęknięcia w jej powyginanej powierzchni sączyły się smugi dziennego blasku z zewnątrz.- Powinniśmy to rozwalić do końca! Dalej! - zarządził Pen.Robot ujął za odgięte wybuchem krawędzie włazu i silnie pociągnął.Trzask pękającego metalu i łoskot spadającej metalowej pokrywy zagłuszyły ich radosny okrzyk.Szczątki zapory i adiutanta utworzyły na podłodze kłębowisko trudne do rozdzielenia.Adiutant zresztą i tak był niezdolny do użytku.Przez szeroki otwór dało się widzieć trawę i niebo.Pen podniósł się na rękach i wyjrzał przez dziurę, która, jak się okazało, była zlokalizowana pośrodku dużego trawnika rozciągającego się na stoku niewielkiego pagórka.- Pozwól sobie pomóc - odezwał się jakiś głos i brązowa od opalenizny dłoń złapała go za kołnierz, pomagając wydostać się na otwartą przestrzeń.Było to tak nieoczekiwane, że Pen pozwolił ze sobą postępować jak z workiem ziemniaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl