[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapowiadał się ładny dzień.Na kartce znajdował się dopisek sporządzony okrągłym, wyraźnym pismem Susan: „Win, proszę jeszcze o karton zsiadłego mleka.Dzięki”.Purinton wrócił do samochodu, myśląc, że będzie to także jeden z tych dni, kiedy wszyscy mają jakieś dodatkowe życzenia.Zsiadłe mleko! Spróbował tego kiedyś i o mało się nie wyrzygał.Niebo nad wschodnim horyzontem wyraźnie pojaśniało, a na polach otaczających miasteczko rozbłysły kropelki rosy, przypominające m sypane przez jakiegoś rozrzutnego monarchę diamenty.45.15.Eva Miller, ubrana w mocno zniszczoną podomkę i różowe, rozdeptane kapcie, była na nogach już od dwudziestu minut.Właśnie przygotowywała sobie śniadanie: jajecznicę z czterech jaj, osiem plasterków boczku, trochę frytek.Ten skromny posiłek miały uzupełnić dwie kanapki z dżemem, szklanka soku pomarańczowego i dwie filiżanki kawy ze śmietanką.Eva była potężną, ale nie tłustą kobietą; zbyt ciężko pracowała nad utrzymaniem porządku w swoim pensjonacie, żeby mieć szansę obrosnąć w tłuszcz.Kształty jej ciała przypominały postaci z utworów Rabelais'ego.Obserwując ją w akcji przy ośmiopalnikowej elektrycznej kuchence, można było odnieść wrażenie, że patrzy się na przypływ oceanu lub wędrówkę piaskowych wydm.Lubiła jeść śniadanie w samotności, planując czekającą ją tego dnia pracę.Dzisiaj było jej więcej niż zwykle, zawsze bowiem w środy zmieniała pościel.Obecnie gościła dziewięciu lokatorów, wliczając w to tego nowego, pana Mearsa.Dom miał dwa piętra i siedemnaście pokoi, a także całą masę podłóg do czyszczenia, schodów do skrobania, poręczy do polerowania oraz olbrzymi dywan w salonie, który należało od czasu do czasu wytrzepać.Poprosi Weasela Craiga, żeby jej trochę pomógł chyba że ten znowu będzie odsypiał jakieś nocne pijaństwo.Siadała właśnie do stołu, kiedy otworzyły się tylne drzwi.- Cześć, Win.Jak się miewasz?- Znośnie.Trochę mi strzyka w kolanie.- To przykre.Czy mógłbyś zostawić dodatkowo karton mleka i galon lemoniady?- Jasne - wzruszył z rezygnacją ramionami.- Wiedziałem, że to będzie taki dzień.Zajęła się jajecznicą, puszczając mimo uszu tę uwagę.Win Purinton zawsze potrafił znaleźć coś, co stanowiło powód do narzekań, choć powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, odkąd ta megiera, z którą się nieopatrznie związał, spadła ze schodów do piwnicy i skręciła sobie kark.Za piętnaście szósta, kiedy Eva właśnie dokończyła drugą filiżankę kawy i zapaliła chesterfielda, w ścianę domu łupnął zwinięty w ciasny rulon Press-Herald, spadając następnie prosto na klomb róż.To już trzeci raz w tym tygodniu; ten szczeniak Kilby w końcu się doigra.Niewykluczone, że od tego rannego wstawania coś poprzestawiało mu się w głowie.Cóż, gazeta może sobie jeszcze trochę poczekać.Przez wschodnie okna zaczynał się sączyć delikatny niczym najcenniejsze złoto blask wstającego słońca.To była najprzyjemniejsza pora dnia i Eva nie miała najmniejszego zamiaru jej niczym zakłócać.Mieszkańcy pensjonatu mogli korzystać zarówno z kuchenki, jak i lodówki - było to, podobnie jak cotygodniowa zmiana bielizny, wliczone w opłatę - więc i tak wkrótce spokój pryśnie, gdy Grover Verrill i Mickey Sylvester zejdą na dół, by przed wyjściem do tkalni w Gates Falls, gdzie obaj pracowali, wlać w siebie swą codzienną porcję płatków na mleku.Zupełnie jakby jej myśli miały moc wywoływania zdarzeń, z toalety na piętrze dobiegł odgłos spuszczanej wody, a w chwilę potem schody zatrzeszczały pod ciężkimi stąpnięciami Sylvestra.Eva dźwignęła się z miejsca i poszła po gazetę.56.05.Kiedy piskliwe zawodzenie dziecka przedarło się przez płytki, poranny sen, Sandy McDougall wstała z łóżka i z zamkniętymi oczami poszła sprawdzić, co się dzieje.- Cholera! - zaklęła na głos, uderzywszy się w łydkę o nogę nocnego stolika.Dziecko, usłyszawszy jej głos, rozkrzyczało się jeszcze głośniej.Zamknij się! - wrzasnęła.- Już idę.Poszła wąskim korytarzykiem przyczepy do kuchni - szczupła dziewczyna, tracąca z dnia na dzień resztki i tak nigdy nie rewelacyjna urody.Wyjąwszy z lodówki butelkę Randy'ego zastanowiła się przez chwilę, czyby jej nie podgrzać, ale potem machnęła ręką.Jeśli naprawdę jesteś głodny, krzykaczu, to zjesz i zimne.Weszła do pokoiku dziecka i spojrzała na nie z niechęcią.Randy miał już dziesięć miesięcy, ale był bardzo chorowity i krzykliwy.Zaczął raczkować dopiero niecały miesiąc temu.Może przechodził polio albo coś w tym rodzaju.Teraz z kolei miał czymś wymazane rączki, a ta sama substancja znajdowała się także na ścianie nad łóżeczkiem.Sandy nachyliła się nad nim, zastanawiając się, co też tym razem mogło się wydarzyć.Liczyła sobie siedemnaście lat, a w lipcu wraz ze swoim mężem obchodziła pierwszą rocznicę ślubu.Kiedy wychodziła za Royce'a McDougalla - w szóstym miesiącu ciąży, pękata niczym ludzik z reklamy Michelina - małżeństwo wydawało się jej tym, za co uważał je ojciec Callahan, który udzielał im ślubu - błogosławionym wyjściem awaryjnym.Teraz doszła do wniosku, że nie było niczym innym, jak tylko kupą gówna.Z odrazą spostrzegła, że to właśnie była owa tajemnicza substancji rozmazana na ścianie, a także na rączkach i włosach Randy`ego.Stała wpatrując się w niego tępo i ściskając w dłoni zimną butelkę.A więc właśnie dla tego zrezygnowała ze szkoły, z przyjaciół, z nadziei na to, że zostanie modelką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl