[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oko dzika nabrzmiało, płonąc rubinowym światłem, a potem pękło i zaczął z niego walić dym.Zwierz znieruchomiał jak sparaliżowany.A młodzian, nie tracąc czasu, wyszarpnął zielono opalizującą pikę i natychmiast dźgnął nią w lewe oko potwora.Wszystko powtórzyło się dokładnie: obroty, nabrzmienie, przekręcenie, dym.Potem dzik zwalił się na ziemię, zadzierając ku jesiennemu szaremu niebu połyskujące stalą racice.Mętny domysł błysnął w głowie Jasona.To nie jest zwierzę ani maszyna, to android, a właściwie dzikoid.Oczy są jego czułym punktem.Zresztą taki świder można mu wbić w każde miejsce.No, a przede wszystkim warto wyjaśnić, kim jest ten chłoptaś.- Jak cię zwą, młody bohaterze? - ubiegł go Action.- Zwą mnie Escli, od Esclapius - przedstawił się z godnością pogromca dzika.- Jestem nowym uczniem tutejszego farmera Chirona, znanego ze swych licznych talentów, który wychował niejedno pokolenie znakomitych wojowników.- O jak miło! - radośnie klasnął w dłonie Action.- Ja i Jason również jesteśmy jego wychowankami.- Wiele o was słyszałem - z szacunkiem skłonił głowę Escli, przykładając dłoń do piersi i cofając się o krok.- Mądry Chiton nieraz kazał mi brać z was przykład.Ten dziwny dialog coraz bardziej przypominał Jasonowi scenę ze starego spektaklu.Tylko aktorzy się pomylili i nałożyli kostiumy zupełnie nieodpowiednie do czasu i miejsca.Poczucie nierealności zrodziło się w umyśle Jasona jeszcze w kosmoporcie Porgorstorsaandu, a teraz się nasiliło.Chyba nadszedł czas, by się obudzić, ale poparzył na Metę i rozumiał, że należy brać przykład z jak zawsze praktycznej Pyrrusanki.Nie zwracając uwagi na rytualne pogwarki tubylców, pochyliła się nad cielskiem zabitego potwora i uważnie badała jego kły, skórę, racice i inne dziwne.urządzenia.Ale równocześnie było to zwierzę.Mimo że szczecina rzeczywiście była stalowa i racice też, a z wyłupionych oczu sterczały zwęglone przewody w plastikowej izolacji.A gdzie widzieliśmy coś takiego zupełnie niedawno? Śmiało, Jasonie, odważnie! Już sobie przypomniałeś, tylko się boisz w to uwierzyć.A dlaczego się boisz? Czy nie dlatego, że i Pyrrus jest dla ciebie niemal planetą ojczystą, i stary Saand - tym bardziej? Co z tego wynika? No, jeszcze jeden kroczek po ścieżce logiki! Tak, tak, i kolcomiot, i stalowy dzik polowały właśnie na ciebie, Jasonie dinAlcie.Pyrrusańska gadzina strzelała do Mety po prostu dlatego, że chciała wydłużyć przyjemność kontaktu z tobą.Tutejszy stwór rzucał się na wszystkich, oczywiście po to istnieją dziki, by się rzucać na wszystko co żywe, ale ogłoszono konieczność polowania na niego dokładnie w chwili naszego lądowania.To nie przypadek, o nie! To do ciebie, Jasonie, był skierowany ten komunikat.Wszystko jest wyliczone na kilka ruchów do przodu.Tylko kto to oblicza? Kto?.Strumień jego myśli przerwał Escli, który podszedł z tyłu i zaczął im wyjaśniać jak ostatnim dyletantom:- Nie rozumiecie, że to cyborg? Taka mieszanka zwierzęcia i maszyny.Chiron mi o nich opowiadał, takie stwory często nas odwiedzają i już się nauczyliśmy z nimi walczyć.Na przykład wynaleźliśmy zdruntel.- Dobry zdruntel - pochwalił go Action, z szacunkiem przyglądając się długiej włóczni, znowu gładkiej i czarnej.Natomiast w tej chwili stała się widoczna na jej środku biała rękojeść z miękkiego materiału z szeregiem jaskrawych, wygodnie rozmieszczonych przycisków.- A do kompletu potrzebna jest szmuzeda? - zapytał Action rzeczowo i, jak się wydało Jasonowi, tylko po to, by pokazać swoją wiedzę.- Nieeee - przeciągnął Escli.- Szmuzeda jest zawsze oddzielnie.Zresztą.- Podniósł wzrok ku niebu i przygryzł dolną wargę.- Brawo, Action! Cyklofotowy zdruntel z podlufową szmuzedą to rzeczywiście świetny pomysł.Na pewno jutro sobie wszystko przemyślę!Meta jeszcze nie rozgryzła działania nieznanych typów broni, ale jej oczy już rozbłysły jak dziecku na widok cukierka.Myśliwy, wynalazca broni i Pyrrusanka.Niech no tylko się spotkają, a rozmowie nie będzie końca.Jason już się zastanawiał, jak taktownie przerwać rozpalającą się militarno - techniczną dyskusję, gdy młody Escli zdecydowanie, jak starszy stopniem, zarządził:- Dobra, pogadamy potem.A teraz pomóżcie mi przenieść tego cyborga do wozu.Cyborg okazał się ciężki, i to bardzo.Gdyby nie Meta, pewnie długo wlekliby zdobycz po ściółce.Pyrrusanka chwyciła zwierza za kły i niemal bez wysiłku uniosła go od strony ciężkiej, szczególnie obficie metalizowanej głowy i masywnego karku, co pozwoliło wsunąć pod brzuch potwora masywny dwumetrowy drąg.Escli i Action nieśli go teraz z drugiej strony, a Jason pomagał, podtrzymując racice.Jakoś dali sobie radę.To, co Escli nazywał wozem, okazało się dość przyzwoitym czteroosiowym wszędołazem na wielkich kolczastych kołach.Dzik został wrzucony na.zabrudzoną pakę i ruszyli.Jason przypomniał sobie: podróż będzie krótka.Przecież kierowali się na tę farmę, gdzie minęło dzieciństwo jego i Actiona.Tak więc nawet nie zdążyli pogadać.Tym bardziej, że silnik wszędołaza ryczał ogłuszająco, jak chyba wszystkie mechanizmy na tej planecie.- Powiedz mi, młodzieńcze - zapytał Jason, usiłując przekrzyczeć ryk silnika - czy możemy zabrać trofeum ze sobą, kiedy będziemy odlatywać?- Zapytajcie Chirona - wrzasnął w odpowiedzi Escli.- Ale o ile wiem, z naszego globu nie wolno wywozić takich rzeczy.- No, no! - Jason prychnął pod nosem.Tylko Meta mogła go usłyszeć.- Mało to razy robiłem coś, czego nie było wolno robić?Dziwna rzecz, domek starego Chirona wcale się nie zmienił przez te lata.Ciągle ten sam spadzisty dach z czerwonymi dachówkami, te same ściany z ciemnych bali, pokrytych bluszczem i dziką winoroślą.Te same skrzypiące schody na górę, ten sam stół na środku dużego jasnego pokoju, te same grube szklane kubki z domowym winem lub piwem.A i Chiron ciągle ten sam: siwy, smagły, wysuszony wiatrem i zupełnie się nie starzejący Ale Maria się zmieniła.Leżała w drugim pokoju pod otwartym oknem i tylko jej oczy zwróciły się ku wchodzącym.- Jakże się cieszę, moje dzieci, że zdążyłam zobaczyć was przed śmiercią! Podejdźcie, chłopcy, chcę was ucałować.Głos miała słaby, ale słowa wymawiała dokładnie i wyraźnie.- Odejście z tego świata to nie tragedia - mówiła Maria.Wszystko ma swój kres.Przeżyłam długie życie i nie musicie się smucić z mojego powodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl