Pokrewne
- Strona Główna
- w. Jan od Krzyża DZIEŁA WSZYSTKIE
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- Dzieła w. Jan od Krzyża(1)
- sw. Jan Od Krzyza Dziela (3)
- Sw. Jan Od Krzyza Dziela
- Francoise Sagan Witaj smutku
- Henryk Sienkiewicz ogniemimieczem t1
- Sam Palatnik, Lev Alburt, 1995
- Nietzsche Z genealogii moralnoÂści (2)
- Spellman Cathy Cash Malowane wiatrem 02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dmn.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do czasu swego uwięzienia w Krakowienie zdawał sobie nawet dobrze sprawy, jak dalece miłuje tego stryjca, który mu był w ży-ciu ojcem i matką.Lecz teraz wieóiał o tym dobrze, a zarazem czuł, że po jego śmiercibęóie okrutnie sam na świecie bez krewnych, prócz opataw u , który trzymał w zasta-wie Bogdaniec, bez przyjaciół i bez pomocy.Jednocześnie przychoóiło mu na myśl, żeMaćko, jeśli umrze, to też przez Niemców, przez których on sam mało szyi nie stracił,przez których zginęli wszyscy jego ojce i Danusina matka, i wielu, wielu niewinnych lu-ói, których znał lub o których słyszał od znajomych i aż poczynało go zdejmowaćzóiwienie. Zali mówił sobie w całym tym Królestwie nie ma człowieka, któryby od nich krzywdy nie doznał i pomsty nie pragnął? Tu przypomniał sobie Niemców,z którymi wojował pod Wilnem, i pomyślał, że pewnie i Tatarzy srożej od nich nie wojująi że takiego drugiego narodu chyba na świecie nie ma.Zwit przerwał mu te rozmyślania.ień wstawał jasny, ale chłodny.Maćko widoczniemiał się lepiej, bo oddychał równiej i spokojniej.Zbuóił się dopiero, gdy słońce dobrzejuż przygrzało, otworzył oczy i rzekł: Ulżyło mi.A góie jesteśmy? Dojeżdżamy do Olkusza.Wiecie?& góie srebro kopią i olboryw v do skarbu od-dają. %7łeby tak mieć, co jest w ziemi! Ot by można Bogdaniec zabudować! Widać, że wam lepiej odrzekł śmiejąc się Zbyszko. Hej! starczyłoby i naSpowiedzmurowany zamek! Ale zajeóiem do faryw w , bo tam i gościnę nam daóą, i bęóiecie sięmogli wyspowiadać.Wszystko jest w boskich ręku, ale równo lepiej mieć sumienie naporządek. Ja grzeszny człowiek, rad się pokajam odrzekł Maćko. Zniło mi się w nocy,że mi diabli skórzniew x z nóg ściągają& I po niemiecku z sobą szwargotaliw y.Bóg łaskaw,że mi ulżyło.A ty spałeś krzynę? Jakożem miał spać, kiedym was pilnował? To przylegn3 sobie trochę.Jak dojeóiemy, to cię zbuóę. Góie mnie tam do spania! A co ci przeszkaóa?Zbyszko spojrzał na stryjca oczyma óiecka. A co, jak nie kochanie? Aże mnie kolki od wzdychania w dołyszku sparły, ale siędętrochę na konia, to mi ulży.I zlazłszy z wozu, siadł na konia, którego mu Turczynek, podarowany przez Zawiszę,sprawnie podał.Maćko tymczasem brał się nieco z bólu za bok, ale widocznie myślało czym innym, nie o własnej chorobie, bo kręcił głową, cmokał ustami i wreszcie rzekł: Toć óiwuję się, óiwuję i nie mogę się wyóiwować, skądeś ty na to kochanie takipażernyw p , bo ani twój roóic nie był taki, ani ja też.Lecz Zbyszko zamiast odpowieóieć wyprostował się nagle w kulbace, wziął się w boki,głowę zadarł do góry i huknął całą siłą piersi:Płakałem ci bezw noc, płakałem i z rana,Góieś mi się poóiała, óiewucho kochana!Nic mi nie pomoże, choć oczy wypłaczę,Bo ciebie, óiewczyno, nigdy nie zobaczę.Hej!I to hej! runęło po lesie, odbiło się o pnie przydrożne, wreszcie ozwało się dalekimechem i ucichło w gęstwinach.A Maćko pomacał się znów po boku, w którym ugrzęzło niemieckie żelezcew , i rzekłstękając trochę:w u a przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.w v r (daw.) opłata za prawo eksploatacji kopalni kruszcu, wnoszona do skarbca królewskiego.w w ara c ar y miejski kościół parafialny.w x rz skórzane buty z wysokimi cholewami.w y z ar a mówić w niezrozumiałym i/lub nielubianym języku, zwł.po niemiecku.w p aż r y óiś popr.: pazerny.w z (daw.) przez.w ż c (daw.) grot.Krzyżacy 80 Drzewiej luóie byli mądrzejsi rozumiesz?Po chwili jednak zamyślił się, jakby sobie przypominając jakieś dawne czasy, i dodał: Chociaż poniektóry bywał i drzewiejw głupi.Ale tymczasem wyjechali z boru, za którym ujrzeli szopy gwarkóww t , a dalej zębatemury Olkusza wzniesione przez króla Kazimierza i wieżę fary zbudowanej przez Włady-sława Aokietkaw u.Kanonik od faryw v wyspowiadał Maćka i zatrzymał ich gościnnie na nocleg, tak że wy-jechali dopiero nazajutrz rano.Za Olkuszem skręcili ku Zląskowi, którego granicą mieliwciąż jechać aż do Wielkopolski.Droga szła po większej części puszczą, w której podzachód słońca oóywały się często, podobne do poóiemnych grzmotów, ryki turóww wi żubrów, nocami zaś pobłyskiwały spośród leszczynowej gęstwy oczy wilcze.Większejednak niebezpieczeństwo niż od zwierza groziło na tej droóe wędrownikom i kupcomod niemieckich lub zniemczałych rycerzy ze Zląska, których zameczki wznosiły się tui ówóie nad granicą.Wprawóie wskutek wojny z Opolczykiem Naderspanemw x , któ-remu pomagali przeciw królowi Władysławowi synowcowiew y śląscy, większą część tychzameczków pokruszyły ręce polskie, zawsze jednak trzeba się było mieć na bacznościi zwłaszcza po zachoóie słońca nie popuszczać broni z ręki.Jechali jednak spokojnie, tak że Zbyszkowi poczynała się już droga przykrzyć, i dopie-ro na óień kołowej jazdy od Bogdańca posłyszeli za sobą pewnej nocy parskanie i tupotkoni. Jacyś luóie jadą za nami rzekł Zbyszko.Maćko, który nie spał, spojrzał na gwiazdy i odpowieóiał jako człowiek doświadczo-ny: Zwit niedaleko.Przecieżby zbóje nie napadali przy schyłku nocy, bo nade dniem Zwitczas im do domu.Zbyszko wstrzymał jednak wóz, uszykował luói w poprzek drogi czołem do nadjeż-dżających, sam zaś wysunął się naprzód i czekał.Jakoż po pewnym czasie ujrzał w pomroce kilkunastu konnych.Jeden z nich jechałna czele, na kilka kroków przed innymi, ale widocznie nie miał zamiaru się ukrywać,albowiem śpiewał głośno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Do czasu swego uwięzienia w Krakowienie zdawał sobie nawet dobrze sprawy, jak dalece miłuje tego stryjca, który mu był w ży-ciu ojcem i matką.Lecz teraz wieóiał o tym dobrze, a zarazem czuł, że po jego śmiercibęóie okrutnie sam na świecie bez krewnych, prócz opataw u , który trzymał w zasta-wie Bogdaniec, bez przyjaciół i bez pomocy.Jednocześnie przychoóiło mu na myśl, żeMaćko, jeśli umrze, to też przez Niemców, przez których on sam mało szyi nie stracił,przez których zginęli wszyscy jego ojce i Danusina matka, i wielu, wielu niewinnych lu-ói, których znał lub o których słyszał od znajomych i aż poczynało go zdejmowaćzóiwienie. Zali mówił sobie w całym tym Królestwie nie ma człowieka, któryby od nich krzywdy nie doznał i pomsty nie pragnął? Tu przypomniał sobie Niemców,z którymi wojował pod Wilnem, i pomyślał, że pewnie i Tatarzy srożej od nich nie wojująi że takiego drugiego narodu chyba na świecie nie ma.Zwit przerwał mu te rozmyślania.ień wstawał jasny, ale chłodny.Maćko widoczniemiał się lepiej, bo oddychał równiej i spokojniej.Zbuóił się dopiero, gdy słońce dobrzejuż przygrzało, otworzył oczy i rzekł: Ulżyło mi.A góie jesteśmy? Dojeżdżamy do Olkusza.Wiecie?& góie srebro kopią i olboryw v do skarbu od-dają. %7łeby tak mieć, co jest w ziemi! Ot by można Bogdaniec zabudować! Widać, że wam lepiej odrzekł śmiejąc się Zbyszko. Hej! starczyłoby i naSpowiedzmurowany zamek! Ale zajeóiem do faryw w , bo tam i gościnę nam daóą, i bęóiecie sięmogli wyspowiadać.Wszystko jest w boskich ręku, ale równo lepiej mieć sumienie naporządek. Ja grzeszny człowiek, rad się pokajam odrzekł Maćko. Zniło mi się w nocy,że mi diabli skórzniew x z nóg ściągają& I po niemiecku z sobą szwargotaliw y.Bóg łaskaw,że mi ulżyło.A ty spałeś krzynę? Jakożem miał spać, kiedym was pilnował? To przylegn3 sobie trochę.Jak dojeóiemy, to cię zbuóę. Góie mnie tam do spania! A co ci przeszkaóa?Zbyszko spojrzał na stryjca oczyma óiecka. A co, jak nie kochanie? Aże mnie kolki od wzdychania w dołyszku sparły, ale siędętrochę na konia, to mi ulży.I zlazłszy z wozu, siadł na konia, którego mu Turczynek, podarowany przez Zawiszę,sprawnie podał.Maćko tymczasem brał się nieco z bólu za bok, ale widocznie myślało czym innym, nie o własnej chorobie, bo kręcił głową, cmokał ustami i wreszcie rzekł: Toć óiwuję się, óiwuję i nie mogę się wyóiwować, skądeś ty na to kochanie takipażernyw p , bo ani twój roóic nie był taki, ani ja też.Lecz Zbyszko zamiast odpowieóieć wyprostował się nagle w kulbace, wziął się w boki,głowę zadarł do góry i huknął całą siłą piersi:Płakałem ci bezw noc, płakałem i z rana,Góieś mi się poóiała, óiewucho kochana!Nic mi nie pomoże, choć oczy wypłaczę,Bo ciebie, óiewczyno, nigdy nie zobaczę.Hej!I to hej! runęło po lesie, odbiło się o pnie przydrożne, wreszcie ozwało się dalekimechem i ucichło w gęstwinach.A Maćko pomacał się znów po boku, w którym ugrzęzło niemieckie żelezcew , i rzekłstękając trochę:w u a przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.w v r (daw.) opłata za prawo eksploatacji kopalni kruszcu, wnoszona do skarbca królewskiego.w w ara c ar y miejski kościół parafialny.w x rz skórzane buty z wysokimi cholewami.w y z ar a mówić w niezrozumiałym i/lub nielubianym języku, zwł.po niemiecku.w p aż r y óiś popr.: pazerny.w z (daw.) przez.w ż c (daw.) grot.Krzyżacy 80 Drzewiej luóie byli mądrzejsi rozumiesz?Po chwili jednak zamyślił się, jakby sobie przypominając jakieś dawne czasy, i dodał: Chociaż poniektóry bywał i drzewiejw głupi.Ale tymczasem wyjechali z boru, za którym ujrzeli szopy gwarkóww t , a dalej zębatemury Olkusza wzniesione przez króla Kazimierza i wieżę fary zbudowanej przez Włady-sława Aokietkaw u.Kanonik od faryw v wyspowiadał Maćka i zatrzymał ich gościnnie na nocleg, tak że wy-jechali dopiero nazajutrz rano.Za Olkuszem skręcili ku Zląskowi, którego granicą mieliwciąż jechać aż do Wielkopolski.Droga szła po większej części puszczą, w której podzachód słońca oóywały się często, podobne do poóiemnych grzmotów, ryki turóww wi żubrów, nocami zaś pobłyskiwały spośród leszczynowej gęstwy oczy wilcze.Większejednak niebezpieczeństwo niż od zwierza groziło na tej droóe wędrownikom i kupcomod niemieckich lub zniemczałych rycerzy ze Zląska, których zameczki wznosiły się tui ówóie nad granicą.Wprawóie wskutek wojny z Opolczykiem Naderspanemw x , któ-remu pomagali przeciw królowi Władysławowi synowcowiew y śląscy, większą część tychzameczków pokruszyły ręce polskie, zawsze jednak trzeba się było mieć na bacznościi zwłaszcza po zachoóie słońca nie popuszczać broni z ręki.Jechali jednak spokojnie, tak że Zbyszkowi poczynała się już droga przykrzyć, i dopie-ro na óień kołowej jazdy od Bogdańca posłyszeli za sobą pewnej nocy parskanie i tupotkoni. Jacyś luóie jadą za nami rzekł Zbyszko.Maćko, który nie spał, spojrzał na gwiazdy i odpowieóiał jako człowiek doświadczo-ny: Zwit niedaleko.Przecieżby zbóje nie napadali przy schyłku nocy, bo nade dniem Zwitczas im do domu.Zbyszko wstrzymał jednak wóz, uszykował luói w poprzek drogi czołem do nadjeż-dżających, sam zaś wysunął się naprzód i czekał.Jakoż po pewnym czasie ujrzał w pomroce kilkunastu konnych.Jeden z nich jechałna czele, na kilka kroków przed innymi, ale widocznie nie miał zamiaru się ukrywać,albowiem śpiewał głośno [ Pobierz całość w formacie PDF ]