[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym opowiedział ci moje doświadczenie, wprowadziłbym cię tylko w błąd."Leto podsłuchiwał ich, podczas gdy Moneo przygotowywał swoją córkę, ubierając ją w autentyczny fremeński filtrfrak.Na ten strój sta­rzec narzucił Sionie ciemną szatę i wyregulował pompy piętowe w obcasach.Moneo nie zapomniał.Zapinając jej buty, starzec uniósł głowę."Nadejdzie Czerw.To wszystko, co mogę ci powiedzieć.Musisz znaleźć sposób, by przeżyć w obecności Czerwia."Wstał następnie, wyjaśniając, jak działa filtrfrak, w jaki sposób włącza on powtórnie w obieg wydaloną przez ciało wodę.Kazał córce wyciągnąć rurkę wodowodu i spróbować wyssać z niej wodę, potem zatkać ją z powrotem."Będziesz z nim sama na pustyni -powiedział Moneo.- Na pustyni Szej-hulud nigdy nie jest daleko.""A jeżeli odmówię i nie pójdę tam?" - zapytała."Pójdziesz.choć możesz nie wrócić."Rozmowa odbyła się w komnacie na parterze Małej Twierdzy, podczas gdy Leto oczekiwał w swoim orlim gnieździe.Zupełnie nie­widoczny w ciemnościach tuż przed świtem zjechał na dół, wiedząc, że Siona jest już gotowa.Dotarł przed komnatę na zerowym poziomie po tym, jak Siona i Moneo stamtąd wyszli.Kiedy Moneo odmaszerował do swojego ornitoptera i pojazd odleciał z poszumem skrzydeł, Leto zażyczył sobie, żeby Siona sprawdziła, czy komnata jest szczelnie zamknięta, potem spojrzał w górę, podziwiając niebotyczną wysokość wieży."Można się stąd wydostać tylko przez Serir" - powiedział.Poprowadził ją następnie na pustynię, nie nakazując nawet, by za nim szła.Polegał na jej zdrowym rozsądku, ciekawości i nurtujących ją wątpliwościach.Płynnymi ruchami posuwał się po zawietrznej stronie wydmy, aż dotarł do odsłoniętej skały znajdującej się poniżej, następnie pełzł po łagodnym zboczu kolejnej diuny, żłobiąc ścieżkę, którą podążała Siona.Fremeni nazywali takie wgłębienia "darem Bożym dla zmęczonych".Leto nie spieszył się, dając Sionie aż nadto czasu, by zrozumia­ła, że to jego włości, jego habitat.Wspiął się na szczyt wydmy i odwrócił, by przyjrzeć się dziewczy­nie.Trzymała się śladu, który odcisnął na piasku, i stanęła dopiero wtedy, gdy znalazła się na górze.Jej spojrzenie prześliznęło się po twarzy Leto, następnie rozejrzała się dookoła.Usłyszał, że zaczerpnę­ła gwałtownie oddechu.Ruchy rozgrzanego powietrza zniekształcały widok wieży, majaczącej w oddali.Dolna część budowli wyglądała jak wystająca z piasku skała.- Tak tu niegdyś było - powiedział.W pustyni było coś, co przemawiało do nieśmiertelnej duszy tych, w których żyłach płynęła fremeńska krew.Wiedział o tym.Wybrał to miejsce dlatego, że tak dogłębnie dawało odczuć bezkres pustyni - mimo że wydma była odrobinę tylko wyższa niż inne.- Rozejrzyj się dobrze - powiedział i ześliznął się po przeciwnym stoku wydmy, kryjąc się przed wzrokiem Siony.Córka Monea obróciła się powoli, patrząc przed siebie.Leto wiedział, co musiała czuć, kontemplując rozciągający się przed nią widok.Poza ową nieznaczną wypukłością podstawy wieży zupełnie nic nie wyrastało ponad horyzont.Ani roślin, ani zwierząt.Od miejsca, z którego patrzyła Siona, do linii, za którą wszystko skry­wała krzywizna planety, było w przybliżeniu osiem kilometrów.Leto zatrzymał się tuż pod grzbietem wydmy,- Taki jest naprawdę Serir.Zna się go tylko wtedy, gdy się go pokona pieszo.To wszystko, co pozostało z bahr bela ma.- Z oceanu bez wody - szepnęła.Znów się odwróciła i zlustrowała widnokrąg.Nie było wiatru, a Leto wiedział, że w czasie bezwietrznej pogody cisza zżera ludzką duszę.Siona nie mogła dopatrzeć się żadnego pun­ktu odniesienia.Była porzucona na wrogim terytorium.Leto spojrzał na następną wydmę.Idąc dalej doszliby do łańcucha niskich wzgórz, które ongiś były górami, lecz teraz zmieniły się w ru­mowiska skalnych odłamków.Nadal trwał w bezruchu, pozwalając ciszy pracować na jego korzyść.To było całkiem przyjemne - wyob­razić sobie, że te wydmy rozciągają się, tak jak niegdyś, dookoła całej planety.Lecz nawet te diuny, które pozostały, nie były takie jak przed­tem.Teraz, kiedy nie było już kurzaw Coriolisa na Diunie, Serir nie oglądał niczego ponad duszne bryzy i sporadyczne ciepłe wiry, nie wywierające większego niż lokalny efekt.Jeden z tych maleńkich "wietrznych diabłów" tańczył na południu.Siona śledziła go wzrokiem.- Wyznajesz prywatnie jakąś religię? - zapytała nagle.Sformułowanie odpowiedzi zabrało Leto chwilę.Zawsze zdumie­wało go, jak pustynia pobudza myśli o wierze.- Ośmielasz się pytać mnie, czy w coś wierzę? - zapytał z naci­skiem.Nie zdradzając w żaden sposób lęku - który, był tego pewien, nie­wątpliwie czuła - Siona odwróciła się i spojrzała badawczo na Leto.Śmiałość zawsze była cechą wyróżniającą Atrydów, przypomniał so­bie.Kiedy nie odpowiadała, rzekł:- Jesteś prawdziwą Atrydką.- To twoja odpowiedź? - spytała.- Czego chcesz naprawdę się dowiedzieć, Siono?- W co wierzysz!- Ha! Pytasz o moją wiarę.No właśnie - wierzę, że coś nie może wyłonić się z niczego bez boskiej interwencji.Jego odpowiedź zbiła ją z tropu.- Co to za.- Natura non facit saltus - rzekł.Potrząsnęła głową, nie pojmując starożytnej sentencji.- Natura nie czyni skoków - przetłumaczył.- Co to za język? - zapytała.- Język, którym oprócz mnie nikt już nie włada w tym wszech­świecie.- Dlaczego więc go użyłeś?- By pobudzić twe uśpione wspomnienia.- Nie mam żadnych! Chcę tylko wiedzieć, dlaczego mnie tu przy­wiodłeś.- By dać ci posmakować przeszłości.Podejdź tu i wsiądź na mój grzbiet.Zawahała się przez chwilę, potem, widząc daremność sprzeciwu, zsunęła się w dół wydmy i wspięła na ciało Leto.Czekał, dopóki nie usadowiła się na nim.Wiedział, że nie było to to samo, co w dawnych czasach.Nie miała haków stworzyciela i nie mogła stać na jego grzbiecie.Wzniósł lekko swe przednie segmenty ponad piach.- Dlaczego ja to robię? - zapytała.Z tonu jej głosu wynikało, że sytuacja wydaje jej się groteskowa,- Chcę, żebyś posmakowała sposobu, w jaki nasz lud ongiś prze­mierzał dumnie tę ziemię, wysoko na grzbiecie gigantycznych pustyn­nych czerwi.Zaczął pełznąć po wydmie tuż poniżej jej szczytu.Siona oglądała hologramy i teoretycznie znała to doznanie, ale rzeczywistość odbie­gała od jej wyobrażeń i Leto wiedział, że będzie to dla niej silne prze­życie."Ach, Siono - pomyślał.- Nawet nie zaczynasz podejrzewać, ja­kiej poddam cię próbie."Leto umacniał się w swoim postanowieniu."Nie wolno mi się lito­wać.Jeżeli umrze, to umrze.Jeżeli umiera ktokolwiek z nich, jest to tylko nieunikniony fakt, nic więcej." Poczuł się zmuszony powtórzyć sobie, że odnosi się to nawet do Hwi Noree.Czasami trudno było mu uwierzyć, że wszyscy muszą umrzeć.Czuł, że Siona zaczyna zachwycać się jazdą na jego grzbiecie.Po­wstała, by mieć lepszy widok.Dalej posuwał się wzdłuż wysokiego barchanu, tak samo jak Siona odczuwając przyjemność z tej jazdy.Leto ledwie mógł dostrzec ni­skie wzgórza na horyzoncie.Wyglądały jak kiełkujące nasiona prze­szłości, przypomnienie wiecznej, zaborczej siły, działającej na pusty­ni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl