Pokrewne
- Strona Główna
- Roman Warszewski Skrzydlaci ludzie z Naca
- 20 00 021 Urodzinowy prezent
- Science Fiction (20) listopad 2002
- Frister Roman Milosc niemożliwa
- Dlugosz Jan Roczniki VII VIII
- Korean DUMMIES
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- Jordan Robert Oko swiata cz 1
- Michael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)(1)
- McCaffrey Anne Delfiny z Pern
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jacek94.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolumb chodzi stron parzyst.W danym momencie czyni to w majestacie prostej logiki:t dy mia a i Ba ka.By zdenerwowany.Po raz pierwszy urz dza a mu co takiego.Gdy przeddwoma godzinami zadzwoni , e wbrew dotychczasowym planom - b dzie wolny, zamiastspodziewanego krzyku rado ci dosz o go jakie zafrasowane mruczenie.Ona by a w a ciwiezaj ta.Nie, prze o y nie mo e, bo jej zaj cie jest aktualne.Tym s owem niepokoj co zrówna acharakter spraw zajmuj cych jego i j.Wreszcie dowiedzia si , e o jakiej tam porze b dziewraca a ku Marsza kowskiej. Dobrze, mog parzyst - zgodzi a si askawie.Parzysta okaza a si zreszt niesympatyczna.Ju w drugiej z rz du bramie szeptali jacypanowie o podejrzanej elegancji i ruchach handlarzy z otem, z placu Napoleona ku Marsza kowskiejszli niemieccy o nierze, ci gn c widocznie do Cafe Otto , co drugi z dziewczyn.Dalej, w doleulicy, sta o przed bram niepokoj co du e auto. I do tego jeszcze si spó nia! - patrzy niecierpliwie na zegarek.Nareszcie! Basik szorowa energicznie przeciwleg ym chodnikiem.Kolumb kiwn na nir k.Dziewczyna sz a dalej, nawet nie mrugn wszy okiem.Zaniepokojony, obejrza si.Nic na ulicynie zwraca o uwagi.Musia a go po prostu nie spostrzec.- Basiu! - zawo a przechodz c na drug stron chodnika.Maszerowa a prosto, nieogl daj c si. Cholera! Nieparzysta - chodnik zacz mu parzy nogi.Obejrza si : nic.Rozgniewanydogoni dziewczyn na rogu Marsza kowskiej.- Co ty wyprawiasz?Ba ka roze mia a si :- My la am, e za mn id.- Kto?83Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Co tak g upio pytasz? - wzruszy a ramionami i pog aska a niesion torb.- Kolporta.-powiedzia a od niechcenia.Tego wieczoru dosta od niej egzemplarz pisma.Ba ka, tak odp dzana przez niego odwszelkiej konspiracji, znalaz a jak szpark dla siebie.- Co to za p achetka? - postuka palcem w roz o one kartki.Siedzieli u niej.Ton whaftowanych poduszkach.Wszystkie papu ki, s onie, jelenie, stoj ce na pó kach, konsolkach,gzymsiastych meblach, k bi y mu si w oczach, gdy w ciek y, bez tchu, chcia zniszczy w niej trado.Wystawi a palec ku uchylonym drzwiom od kuchni, w której krz ta a si matka.- I eby to cho by a jaka powa na organizacja - labiedzi ze wstr tem.- Ale to? - dmuchnw roz o one pisemko, a bibu kowa ok adka frun a na pokój.Wyl dowa a agodnie na kolanachdziewczyny.- Katolik! - wykrzywi si gryma nie i nagle urwa.- Nie chcia e mi da kontaktu, znalaz am sama - dmuchn a mu w nos w rewan u zaprofanacj pisemka.- Sama nie wiesz, co robisz.- Milczenie dziewczyny gniewa o go.- Na pewno nie maszpoj cia, dla kogo ryzykujesz ycie.- Mnie to nie ciekawi.Nie ryzykuj dla nikogo, tylko przeciw Niemcom.Wzruszylekcewa co ramionami, przej ty szacunkiem dla jej dojrza o ci.Patrzy na ni jako uwa nie i bez tchu, a si przestraszy a, potem zmiesza a.Po razpierwszy bodaj w yciu odczu my l, e móg by j straci , e mog oby jej nie by.Nagle gwa towniejej zapragn.- Ba ka - szepn bezradnie.Podesz a bli ej.Zetkn li si kolanami.- Zostaw ten kolporta.Obj j.- Prawie ci nie ma - szepn my l c o jej szczup o ci.Odsun j gniewnie na odleg or ki.Zgodzi a si pokornie.S ysza a krz tanin matki.- Aha.Poca owa a go.Zatrzyma j znowu.Blisko, na piersiach, czu kruche ciep o.Oderwa si odniej z trudem.- Zostawisz? Nie b dziesz?U miechn a si przepraszaj co.- No - przynagli.- B d - potwierdzi a zaczepnie.84Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Dla nich? Czy wiesz, co mi niedawno opowiada Czarny Olo? Znasz go.Ten chudy.Opowiada , e jego profesor, ten, którego on tak szanuje, kicha , s yszysz, kicha na to pisemko!Numerus ciausus im si ni, szko y wyznaniowe.- Ju ci powiedzia am, e oni mnie nic nie obchodz , ja tylko przeciw Niemcom.- To przecie tak jak oenerowcy, wi c mo e i ydów chcesz gn bi przeciw Niemcom? -wybuchn nagle bez tchu.Usiad.My la o ojcu.Biedny, niefrasobliwy Tadzio.Wczoraj mu ust pi.Od powstania w getcie stary pan nie móg doj do siebie.Za ka dym razem zanudza syna ocyjanek na wszelki wypadek.M czy tak, e Kolumb zacz bywa u ojca rzadziej.Wczorajskapitulowa.Ampu k mo na by o schowa mi dzy dwa zaci ni te palce, a niepokoju tyle, egarbu mo na dosta.Patrzy teraz na zacietrzewion Ba k i zrobi o mu si strasznie.Naglezgas.Mechanicznie przewróci kartk pisemka zapominaj c, e st d, od tych bibulastych kartek,szed na niego gniew. Co wyrabiasz? - gromi si w my lach.- Przecie ona te nic o tym nie wie.-Jeszcze si domy li. Nag y przyp yw strachu wyzi bi mu palce.Strach bywa ró ny, ale najgorszyjest strach przed wstydem.Kolumb uchodzi w swojej dru ynie za odwa nego.Mo e ca e jegom stwo bierze si z obawy, e tchórza atwiej jest pos dzi o to? ydzi uchodz za tchórzliwych.Mimo powstania.Mimo wszystko.Odsun pisemko:- Co to nas w a ciwie obchodzi?.- B kn owo nas jako nas Polaków , nas, nie -ydów , i spu ci oczy.Nie rozumiej c jeszcze tekstu czyta :J nie o to chodzi, e pisz tam o Bogu przez ma e b.I o to nawet mniejsza, e og asza si tam w pewnym numerze uroczysty protest przeciwkomordowaniu ydów, gdy przecie od bojowników (za jakich si podaj ) niepodleg o ci narodupolskiego nale a oby oczekiwa raczej protestu w sprawie okrucie stw niemieckich wobec w a nieca ego narodu.Oderwa oczy od zamieszczonej w Prawdzie i Narodzie recenzji jakiego lewicowegopisma codziennego. Tak, gdybym ja zgin w O wi cimiu (przecie jako bojowiec), ten pierwszyprotest, przeciw mordowaniu ydów, mnie by nie obejmowa - szepn a zbawcza my l.Naglespostrzeg tu przy sobie ogromne jej oczy.- A có mnie oni w ko cu obchodz ? - powiedzia nagle, niespodziewanie dla siebiesamego.Na drugi dzie przed wieczorem babcia gospodaruj ca w opuszczonej skrzynce , gdziemieszka Kolumb, wr czy a mu par gazetek.85Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Aha - pokwitowa nieuwa nie.Jerzy prosi go o przys ug , raz jeden tylko, na pocz tek,chcia umo liwi przekazanie prywatnie kilku egzemplarzy jednego pisma , drukowanegow a nie w tej okolicy.Wepchn wszy niewa ki ci ar do kieszeni Kolumb si gn po tramwajarsk czapk.Pó no,bo pó no, ale i tak wybiera si odwiedzi matk.Od dnia lubu Aliny bywa u nich jeszczeniech tnie j.Czu idiotyzm swej sytuacji wobec kolegi, ale mówi Jerzemu? Po co? - broni siprzed t my l.- Post pi bardzo porz dnie z tym lubem dla dokumentów, ale czy mu niewszystko jedno, czyj on lub siostr jest Alina?.Jeszcze si w aduj na jaki patrol - pomy laze z o ci wyczuwaj c r k paczuszk Jerzego w kieszeni.Odpuka nieuwa nie we framug ,spostrzeg , e drzewo malowane.Zakl.Dziesi tki razy je dzi przez miasto z broni , ale tak le odpukany fant mocno go tremowa.Gdy po dwudziestu minutach wysiad z tramwaju, nie pami ta prawie o swoim bala cie.Gwi d c niefrasobliwie, za najbli szym rogiem ulicy trafi wprost pod luf patrolu.Stoj c podcian z r koma do góry k tem oka oceni sytuacj jako beznadziejn : wlaz w rodek apanki, Teraz! Przed wieczorem - gniewa si jak za naruszenie zwyczajowego prawa.- Dokumenty? - powoli opu ci r k.Si gn do kieszeni.- Ile da e za to wi stwo? - us ysza g os towarzysz cego andarmom cywila w ceratowymp aszczu.Mówi to patrz c w kennkart m odego cz owieka, który sta obok Kolumba. Fachowiecoceni Kolumb uwa aj c pilnie, czy okrzyk agenta nie odwróci ode uwagi andarmów.Gotów bypryska w ka dej sekundzie.Wyj z kieszeni papiery.- A ty? - Agent by ju przy nim.W tej chwili Kolumb poczu , e nogi mu mi kn w kolanach.Wpar si ca si w cian.W r ce zamiast dowodu trzyma prze wituj ce przez bibu kegzemplarze pisma.- Nie to - Kolumb machn r k z przepraszaj cym u miechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Kolumb chodzi stron parzyst.W danym momencie czyni to w majestacie prostej logiki:t dy mia a i Ba ka.By zdenerwowany.Po raz pierwszy urz dza a mu co takiego.Gdy przeddwoma godzinami zadzwoni , e wbrew dotychczasowym planom - b dzie wolny, zamiastspodziewanego krzyku rado ci dosz o go jakie zafrasowane mruczenie.Ona by a w a ciwiezaj ta.Nie, prze o y nie mo e, bo jej zaj cie jest aktualne.Tym s owem niepokoj co zrówna acharakter spraw zajmuj cych jego i j.Wreszcie dowiedzia si , e o jakiej tam porze b dziewraca a ku Marsza kowskiej. Dobrze, mog parzyst - zgodzi a si askawie.Parzysta okaza a si zreszt niesympatyczna.Ju w drugiej z rz du bramie szeptali jacypanowie o podejrzanej elegancji i ruchach handlarzy z otem, z placu Napoleona ku Marsza kowskiejszli niemieccy o nierze, ci gn c widocznie do Cafe Otto , co drugi z dziewczyn.Dalej, w doleulicy, sta o przed bram niepokoj co du e auto. I do tego jeszcze si spó nia! - patrzy niecierpliwie na zegarek.Nareszcie! Basik szorowa energicznie przeciwleg ym chodnikiem.Kolumb kiwn na nir k.Dziewczyna sz a dalej, nawet nie mrugn wszy okiem.Zaniepokojony, obejrza si.Nic na ulicynie zwraca o uwagi.Musia a go po prostu nie spostrzec.- Basiu! - zawo a przechodz c na drug stron chodnika.Maszerowa a prosto, nieogl daj c si. Cholera! Nieparzysta - chodnik zacz mu parzy nogi.Obejrza si : nic.Rozgniewanydogoni dziewczyn na rogu Marsza kowskiej.- Co ty wyprawiasz?Ba ka roze mia a si :- My la am, e za mn id.- Kto?83Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Co tak g upio pytasz? - wzruszy a ramionami i pog aska a niesion torb.- Kolporta.-powiedzia a od niechcenia.Tego wieczoru dosta od niej egzemplarz pisma.Ba ka, tak odp dzana przez niego odwszelkiej konspiracji, znalaz a jak szpark dla siebie.- Co to za p achetka? - postuka palcem w roz o one kartki.Siedzieli u niej.Ton whaftowanych poduszkach.Wszystkie papu ki, s onie, jelenie, stoj ce na pó kach, konsolkach,gzymsiastych meblach, k bi y mu si w oczach, gdy w ciek y, bez tchu, chcia zniszczy w niej trado.Wystawi a palec ku uchylonym drzwiom od kuchni, w której krz ta a si matka.- I eby to cho by a jaka powa na organizacja - labiedzi ze wstr tem.- Ale to? - dmuchnw roz o one pisemko, a bibu kowa ok adka frun a na pokój.Wyl dowa a agodnie na kolanachdziewczyny.- Katolik! - wykrzywi si gryma nie i nagle urwa.- Nie chcia e mi da kontaktu, znalaz am sama - dmuchn a mu w nos w rewan u zaprofanacj pisemka.- Sama nie wiesz, co robisz.- Milczenie dziewczyny gniewa o go.- Na pewno nie maszpoj cia, dla kogo ryzykujesz ycie.- Mnie to nie ciekawi.Nie ryzykuj dla nikogo, tylko przeciw Niemcom.Wzruszylekcewa co ramionami, przej ty szacunkiem dla jej dojrza o ci.Patrzy na ni jako uwa nie i bez tchu, a si przestraszy a, potem zmiesza a.Po razpierwszy bodaj w yciu odczu my l, e móg by j straci , e mog oby jej nie by.Nagle gwa towniejej zapragn.- Ba ka - szepn bezradnie.Podesz a bli ej.Zetkn li si kolanami.- Zostaw ten kolporta.Obj j.- Prawie ci nie ma - szepn my l c o jej szczup o ci.Odsun j gniewnie na odleg or ki.Zgodzi a si pokornie.S ysza a krz tanin matki.- Aha.Poca owa a go.Zatrzyma j znowu.Blisko, na piersiach, czu kruche ciep o.Oderwa si odniej z trudem.- Zostawisz? Nie b dziesz?U miechn a si przepraszaj co.- No - przynagli.- B d - potwierdzi a zaczepnie.84Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Dla nich? Czy wiesz, co mi niedawno opowiada Czarny Olo? Znasz go.Ten chudy.Opowiada , e jego profesor, ten, którego on tak szanuje, kicha , s yszysz, kicha na to pisemko!Numerus ciausus im si ni, szko y wyznaniowe.- Ju ci powiedzia am, e oni mnie nic nie obchodz , ja tylko przeciw Niemcom.- To przecie tak jak oenerowcy, wi c mo e i ydów chcesz gn bi przeciw Niemcom? -wybuchn nagle bez tchu.Usiad.My la o ojcu.Biedny, niefrasobliwy Tadzio.Wczoraj mu ust pi.Od powstania w getcie stary pan nie móg doj do siebie.Za ka dym razem zanudza syna ocyjanek na wszelki wypadek.M czy tak, e Kolumb zacz bywa u ojca rzadziej.Wczorajskapitulowa.Ampu k mo na by o schowa mi dzy dwa zaci ni te palce, a niepokoju tyle, egarbu mo na dosta.Patrzy teraz na zacietrzewion Ba k i zrobi o mu si strasznie.Naglezgas.Mechanicznie przewróci kartk pisemka zapominaj c, e st d, od tych bibulastych kartek,szed na niego gniew. Co wyrabiasz? - gromi si w my lach.- Przecie ona te nic o tym nie wie.-Jeszcze si domy li. Nag y przyp yw strachu wyzi bi mu palce.Strach bywa ró ny, ale najgorszyjest strach przed wstydem.Kolumb uchodzi w swojej dru ynie za odwa nego.Mo e ca e jegom stwo bierze si z obawy, e tchórza atwiej jest pos dzi o to? ydzi uchodz za tchórzliwych.Mimo powstania.Mimo wszystko.Odsun pisemko:- Co to nas w a ciwie obchodzi?.- B kn owo nas jako nas Polaków , nas, nie -ydów , i spu ci oczy.Nie rozumiej c jeszcze tekstu czyta :J nie o to chodzi, e pisz tam o Bogu przez ma e b.I o to nawet mniejsza, e og asza si tam w pewnym numerze uroczysty protest przeciwkomordowaniu ydów, gdy przecie od bojowników (za jakich si podaj ) niepodleg o ci narodupolskiego nale a oby oczekiwa raczej protestu w sprawie okrucie stw niemieckich wobec w a nieca ego narodu.Oderwa oczy od zamieszczonej w Prawdzie i Narodzie recenzji jakiego lewicowegopisma codziennego. Tak, gdybym ja zgin w O wi cimiu (przecie jako bojowiec), ten pierwszyprotest, przeciw mordowaniu ydów, mnie by nie obejmowa - szepn a zbawcza my l.Naglespostrzeg tu przy sobie ogromne jej oczy.- A có mnie oni w ko cu obchodz ? - powiedzia nagle, niespodziewanie dla siebiesamego.Na drugi dzie przed wieczorem babcia gospodaruj ca w opuszczonej skrzynce , gdziemieszka Kolumb, wr czy a mu par gazetek.85Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Aha - pokwitowa nieuwa nie.Jerzy prosi go o przys ug , raz jeden tylko, na pocz tek,chcia umo liwi przekazanie prywatnie kilku egzemplarzy jednego pisma , drukowanegow a nie w tej okolicy.Wepchn wszy niewa ki ci ar do kieszeni Kolumb si gn po tramwajarsk czapk.Pó no,bo pó no, ale i tak wybiera si odwiedzi matk.Od dnia lubu Aliny bywa u nich jeszczeniech tnie j.Czu idiotyzm swej sytuacji wobec kolegi, ale mówi Jerzemu? Po co? - broni siprzed t my l.- Post pi bardzo porz dnie z tym lubem dla dokumentów, ale czy mu niewszystko jedno, czyj on lub siostr jest Alina?.Jeszcze si w aduj na jaki patrol - pomy laze z o ci wyczuwaj c r k paczuszk Jerzego w kieszeni.Odpuka nieuwa nie we framug ,spostrzeg , e drzewo malowane.Zakl.Dziesi tki razy je dzi przez miasto z broni , ale tak le odpukany fant mocno go tremowa.Gdy po dwudziestu minutach wysiad z tramwaju, nie pami ta prawie o swoim bala cie.Gwi d c niefrasobliwie, za najbli szym rogiem ulicy trafi wprost pod luf patrolu.Stoj c podcian z r koma do góry k tem oka oceni sytuacj jako beznadziejn : wlaz w rodek apanki, Teraz! Przed wieczorem - gniewa si jak za naruszenie zwyczajowego prawa.- Dokumenty? - powoli opu ci r k.Si gn do kieszeni.- Ile da e za to wi stwo? - us ysza g os towarzysz cego andarmom cywila w ceratowymp aszczu.Mówi to patrz c w kennkart m odego cz owieka, który sta obok Kolumba. Fachowiecoceni Kolumb uwa aj c pilnie, czy okrzyk agenta nie odwróci ode uwagi andarmów.Gotów bypryska w ka dej sekundzie.Wyj z kieszeni papiery.- A ty? - Agent by ju przy nim.W tej chwili Kolumb poczu , e nogi mu mi kn w kolanach.Wpar si ca si w cian.W r ce zamiast dowodu trzyma prze wituj ce przez bibu kegzemplarze pisma.- Nie to - Kolumb machn r k z przepraszaj cym u miechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]