[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem usłyszeli odgłos zbliżających się stóp tak donośny, jakby maszerował cały oddział trollów.Nagle ktoś zdjął osłonę z latarni elfów, a blask płomienia padł na znaj­dującego się z przodu Voronwego, Tuor jednak nie zdołał dojrzeć niczego, prócz oślepiającej gwiazdy zawieszonej w mroku, wiedział jednak, że póki stoi w świetle, nie wolno mu się poruszyć ani próbować ucieczki lub dalszego marszu.Przez chwilę trwali tak, uchwyceni w blasku, po czym głos znów się odezwał:- Pokażcie swe twarze!Voronwe odrzucił kaptur i oblicze jego zalśniło jasno i wyraźnie niczym wyrzeźbione z kamienia.Tuor zachwycił się jego pięknem, elf zaś odezwał się dumnie:- Czyżbyście nie wiedzieli, kogo widzą wasze oczy? Jestem Voronwe, syn Aranwego z rodu Fingolfina.A może po tylu latach zapomniano mnie już we własnej ojczyźnie? Powędrowałem ze Śródziemia dalej niż sięga myśl, ale poznałem twój głos, Elemmakilu.- Jeśli tak, to winien Voronwe pamiętać również prawa swej ojczyzny - odparł głos.- Skoro odszedł stąd na mocy rozkazu, może powrócić, ale nie wolno mu przy­prowadzać tu obcych.Czynem tym przekreślił swój przy­wilej i musi jako więzień zostać doprowadzony na sąd przed oblicze Króla.Co zaś tyczy się nieznanego przybysza, zostanie zabity lub uwięziony, wedle wyroku Straży.Niech podejdzie bliżej, bym mógł go ocenić.Voronwe poprowadził Tuora ku światłu, a wówczas liczni Noldorowie, wszyscy w kolczugach i uzbrojeni, wysunęli się z mroków i dzierżąc miecze w dłoniach otoczyli wędrowców.Elemmakil zaś, trzymający lampę kapitan straży, przyjrzał im się bacznie.- Zdumiewasz mnie, Voronwe - powiedział.- Z dawna byliśmy przyjaciółmi, czemu zatem zostałem wystawiony przez ciebie na tak ciężką próbę i zmuszony do wyboru między obowiązkiem a przyjaźnią? Gdybyś przywiódł tu kogoś z przebywających poza ukryciem pozostałych rodów Noldorów, niewielkim byłoby twoje wykroczenie.Ale ty wyjawiłeś tajemnicę Drogi śmiertelnemu człowiekowi, po oczach jego poznaję, z jakiego wywodzi się plemienia.Nie może odejść stąd wolny, zna bowiem już sekret, a skoro jako obcy nam odważył się tu wejść, winienem go zabić, nawet jeśli darzysz go serdeczną przyjaźnią.- Wiele niezwykłych rzeczy spotkać można w krainach poza tymi górami, Elemmakilu, a czasem zdarzy się, że zostanie komuś powierzone zadanie, o które ani nie prosił, ani go nie oczekiwał - odrzekł Voronwe.- Czasem też podróżnik powraca z wyprawy odmieniony.Wszystko co zrobiłem, uczyniłem na rozkaz potęgi większej niż prawo Straży.Tylko Król może osądzić i mnie, i tego, który przybył ze mną.Wtedy Tuor, który nie czuł już lęku, też się odezwał:- Przychodzę z Voronwem, synem Aranwego, jego bowiem właśnie obrał mi na przewodnika Pan Wód.Po to tylko pozwolono mu umknąć przed gniewem Morza i Kląt­wą Valarów.Niosę synowi Fingolfina posłanie od Ulma i nikomu innemu, prócz syna Fingolfina, treści owego posłania nie wyjawię.Spojrzał Elemmakil ze zdumieniem na Tuora.- Kimże jesteś? - spytał.- I skąd przybywasz?- Jam Tuor, syn Huora z rodu Hadora i krewniak Hurina, a te imiona, jak mi powiedziano, nie są nieznane w Ukrytym Królestwie, do którego z Nevrastu przychodzę, wiele niebezpieczeństw zwalczywszy po drodze.- Z Nevrastu? - spytał Elemmakil.- Mówią, że odkąd nasz lud odszedł z owej krainy, nikt tam już nie mieszka.- To prawda - odparł Tuor.- Pustka i chłód zaległy w Vinyamarze.A jednak właśnie stamtąd przybywam.Zaprowadź mnie teraz do tego, kto zbudował ten pradawny pałac.- Nie do mnie należy decyzja w tak wielkich spra­wach - stwierdził Elemmakil.- Wyprowadzę cię tedy na światło, gdzie więcej będzie można ujawnić, i przekażę cię wartownikowi Wielkiej Bramy.Wydał rozkaz i dwóch rosłych strażników stanęło przed Tuorem i Voronwem, a trzech za nimi; kapitan poprowadził z jaskini Zewnętrznej Straży do prostego, jak się zdawało, korytarza i długo szli po równym, aż w przodzie pojawiło się blade światło.Nareszcie dotarli do szerokiego łuku bramy, wspartego z obu stron na wysokich kolumnach wyciosanych ze skały, pomiędzy którymi zwisała wielka, drewniana kratownica cudownej roboty, pracowicie rzeź­biona i nabijana żelaznymi bretnalami.Elemmakil dotknął kratownicy, a ta uniosła się bez­szelestnie i przeszli bramę, a Tuor ujrzał, że stoją u krańca wąwozu, jakiego nigdy jeszcze nie widział ani nawet sobie nie wyobrażał, chociaż wiele wędrował po górskich pust­kowiach Północy, wobec bowiem Orflach Echor, Kirith Ninniach był jedynie małym wyżłobieniem w skale.Tutaj, podczas dawnych wojen u zarania świata, ręce samych Valarów rozszczepiły potężne góry, niczym toporem wy­gładzając ich pionowe, wznoszące się ku nieodgadnionym wyżynom zbocza.Gdzieś tam, wysoko, jaśniała wstęga nieba, a na granatowym tle czerniały zarysy szczytów i skalnych iglic, odległych, ale surowych, okrutnych jak ostrza włóczni.Zbyt wyniosłe były te skalne ściany, by zimowe słońce zajrzeć mogło do środka, i chociaż ranek jaśniał już pełnym blaskiem, to na niebie ponad wąwozem wciąż błyszczały blado gwiazdy, a na samym dnie panował półmrok rozjaśniany przez lampki ustawione obok stromo wspinającej się drogi.Podłoże doliny wznosiło się bowiem ku wschodowi, po lewej zaś Tuor dojrzał ciągnącą się obok łożyska strumienia drogę gładko brukowaną, wijącą się gdzieś ku górze i znikającą w cieniu.- Minęliście Pierwszą Bramę zwaną Drewnianą - po­wiedział Elemmakil.- Musimy iść tędy.Zatem po­spieszajmy.Jak daleko wiodła ta droga, tego Tuor nie potrafił powiedzieć, a gdy spojrzał przed siebie, znużenie ogarnęło go niczym chmurny opar.Zimny podmuch ciągnął od kamieni, więc młodzieniec otulił się szczelniej płaszczem.- Chłód niesie wiatr z Ukrytego Królestwa! - powie­dział.- Zaiste - odparł Voronwe.- Obcemu zdawać się może, że duma uczyniła sługi Turgona bezlitosnymi.Dla znużonego drogą i głodnego wędrowca długie i ciężkie wydają się staje drogi pomiędzy Siedmioma Bramami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl