Pokrewne
- Strona Główna
- Esslemont Ian Cameron Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 02
- Tolkien J R R Drzewo i Lisc oraz Mythopoeia
- Tolkien J.R.R Dwie Wieze
- J.R.R Tolkien Niedokonczone opowiesci t.1
- Tolkien J R R Niedokonczone opowiesci T II
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Pokuta Gabriela
- Dlugosz Jan Roczniki VII VIII
- Joanna Chmielewska (Nie)boszczyk Maz (2)
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogliby nas długo przetrzymać za zewnętrznymi murami.Teraz przedostaniemysię przez nie bez trudu.jeśli zdołamy się do nich przebić. Raz jeszcze dziękuje ci, Ghan-buri-Ghanie, dzielny człowieku z lasów rzekł Theoden za dobre wieści i przewodnictwo. Zabijcie gorgunów! Zabijcie orków! Niczym innym nie ucieszycie DzikichLudzi odparł Ghan. Rozpędzcie złą pogodę i ciemności jasnymi mieczami! Po to właśnie przybyliśmy tutaj z daleka powiedział król i spróbuje-my tego dokonać.Czy nam się uda, jutro dopiero pokaże.Ghan-buri-Ghan skulił się i swoim twardym czołem dotknął ziemi na znakpożegnania.Potem wstał i już miał ochotę się oddalić, gdy nagle zatrzymał sięi podniósł głowę jak leśne zwierzę węsząc ze zdziwieniem jakiś osobliwy zapach.Oczy mu rozbłysły. Wiatr się zmienia! krzyknął.Z tymi słowy Ghan i jego współplemieńcyzniknęli w okamgnieniu w cieniu drzew i żaden z jezdzców Rohanu w życiu jużich nie spotkał.Wkrótce potem daleko na wschodzie znowu odezwało się nikłedudnienie bębnów.Lecz w niczyjej głowie nie powstała myśl, że Dzicy Ludziemogliby okazać się zdrajcami, chociaż tak dziwaczni i brzydcy z pozoru. teraz już nie potrzeba nam przewodników rzekł Elfhelm są bowiemmiędzy nami jezdzcy, którzy nieraz za dni pokoju odbywali drogę do Mundbur-ga.Na przykład ja sam.Gdy znajdziemy się na szlaku w miejscu, gdzie skręcaon ku południowi, będziemy mieli jeszcze siedem staj do zewnętrznych murówpodgrodzia.Po obu stronach drogi ciągną się bujne łąki.Na tym odcinku konniposłańcy Gondoru osiągają zwykle najlepsze tempo.My też możemy tam puścićsię galopem nie czyniąc hałasu. Wówczas będziemy musieli najbardziej wystrzegać się zasadzek i byćw pełni sił powiedział Eomer. Moim zdaniem powinniśmy tutaj odpocząći ruszyć nocą obliczając tak, by rozpocząć bój na polach pod grodem z pierwszym101brzaskiem dnia, chociaż zapewne niewiele on da nam światła, lub też w każdejchwili na znak dany przez króla.Król przychylił się do tej rady i dowódcy się rozeszli.Po chwili jednak El-fhelm wrócił. Zwiadowcy nic godnego uwagi nie spostrzegli poza granicą szarego lasu oznajmił królowi prócz dwóch trupów ludzkich i dwóch końskich. jak to sobie tłumaczyć? spytał Eomer. Zabici to dwaj gońcy Gondoru, jednym z nich był zapewne Hirgon.Takprzypuszczam, bo w ręku ściskał jeszcze Czerwoną Strzałę, ale głowę odrąbali muzbóje.Można też wnosić z różnych oznak, że gońcy polegli uciekając na zachód.Myślę, że wracając po spełnieniu poselstwa zastali nieprzyjaciół już na zewnętrz-nym murze lub tez nań właśnie nacierających; musiało to się dziać wieczoremdwa dni temu, jeśli użyli rozstawnych koni, jak to mają w zwyczaju.Niemożliwe,żeby dotarli do grodu i zawrócili stamtąd. A więc Denethor nie doczekał się wiadomości, że Rohan rusza mu z od-sieczą rzekł Theoden i nie może pokrzepiać się nadzieją na pomoc z naszejstrony. Dwakroć daje, kto w porę daje powiedział Eomer ale też lepiej póznoniż nigdy.Kto wie, czy tym razem stare przysłowie nie okaże się bardziej niżkiedykolwiek prawdziwe.Była noc.Jezdzcy Rohanu mknęli bezszelestnie w trawie po obu stronachdrogi.Właśnie tu szlak, okrążając wysunięte podnóże Mindolluiny, skręcał napołudnie.W oddali, na wprost przed nimi, czerwona łuna świeciła pod czarnymniebem, a na jej tle rysowały się ciemne zbocza ogromnej góry.Zbliżali się dozewnętrznych murów opasujących Pelennor, ale dzień jeszcze nie świtał.Król jechał w czołowym oddziale, otoczony przez straż przyboczną.Następ-nie ciągnął eored Elfhelma; Merry zauważył, że Dernhelm opuścił swoje miejscew szeregach i pod osłoną ciemności wysuwa się stale ku przodowi, aż wreszciewmieszał się pomiędzy straż królewskiego pocztu.W pewnej chwili czoło pocho-du zatrzymało się nagle.Merry usłyszał prowadzoną ściszonym głosem rozmowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Mogliby nas długo przetrzymać za zewnętrznymi murami.Teraz przedostaniemysię przez nie bez trudu.jeśli zdołamy się do nich przebić. Raz jeszcze dziękuje ci, Ghan-buri-Ghanie, dzielny człowieku z lasów rzekł Theoden za dobre wieści i przewodnictwo. Zabijcie gorgunów! Zabijcie orków! Niczym innym nie ucieszycie DzikichLudzi odparł Ghan. Rozpędzcie złą pogodę i ciemności jasnymi mieczami! Po to właśnie przybyliśmy tutaj z daleka powiedział król i spróbuje-my tego dokonać.Czy nam się uda, jutro dopiero pokaże.Ghan-buri-Ghan skulił się i swoim twardym czołem dotknął ziemi na znakpożegnania.Potem wstał i już miał ochotę się oddalić, gdy nagle zatrzymał sięi podniósł głowę jak leśne zwierzę węsząc ze zdziwieniem jakiś osobliwy zapach.Oczy mu rozbłysły. Wiatr się zmienia! krzyknął.Z tymi słowy Ghan i jego współplemieńcyzniknęli w okamgnieniu w cieniu drzew i żaden z jezdzców Rohanu w życiu jużich nie spotkał.Wkrótce potem daleko na wschodzie znowu odezwało się nikłedudnienie bębnów.Lecz w niczyjej głowie nie powstała myśl, że Dzicy Ludziemogliby okazać się zdrajcami, chociaż tak dziwaczni i brzydcy z pozoru. teraz już nie potrzeba nam przewodników rzekł Elfhelm są bowiemmiędzy nami jezdzcy, którzy nieraz za dni pokoju odbywali drogę do Mundbur-ga.Na przykład ja sam.Gdy znajdziemy się na szlaku w miejscu, gdzie skręcaon ku południowi, będziemy mieli jeszcze siedem staj do zewnętrznych murówpodgrodzia.Po obu stronach drogi ciągną się bujne łąki.Na tym odcinku konniposłańcy Gondoru osiągają zwykle najlepsze tempo.My też możemy tam puścićsię galopem nie czyniąc hałasu. Wówczas będziemy musieli najbardziej wystrzegać się zasadzek i byćw pełni sił powiedział Eomer. Moim zdaniem powinniśmy tutaj odpocząći ruszyć nocą obliczając tak, by rozpocząć bój na polach pod grodem z pierwszym101brzaskiem dnia, chociaż zapewne niewiele on da nam światła, lub też w każdejchwili na znak dany przez króla.Król przychylił się do tej rady i dowódcy się rozeszli.Po chwili jednak El-fhelm wrócił. Zwiadowcy nic godnego uwagi nie spostrzegli poza granicą szarego lasu oznajmił królowi prócz dwóch trupów ludzkich i dwóch końskich. jak to sobie tłumaczyć? spytał Eomer. Zabici to dwaj gońcy Gondoru, jednym z nich był zapewne Hirgon.Takprzypuszczam, bo w ręku ściskał jeszcze Czerwoną Strzałę, ale głowę odrąbali muzbóje.Można też wnosić z różnych oznak, że gońcy polegli uciekając na zachód.Myślę, że wracając po spełnieniu poselstwa zastali nieprzyjaciół już na zewnętrz-nym murze lub tez nań właśnie nacierających; musiało to się dziać wieczoremdwa dni temu, jeśli użyli rozstawnych koni, jak to mają w zwyczaju.Niemożliwe,żeby dotarli do grodu i zawrócili stamtąd. A więc Denethor nie doczekał się wiadomości, że Rohan rusza mu z od-sieczą rzekł Theoden i nie może pokrzepiać się nadzieją na pomoc z naszejstrony. Dwakroć daje, kto w porę daje powiedział Eomer ale też lepiej póznoniż nigdy.Kto wie, czy tym razem stare przysłowie nie okaże się bardziej niżkiedykolwiek prawdziwe.Była noc.Jezdzcy Rohanu mknęli bezszelestnie w trawie po obu stronachdrogi.Właśnie tu szlak, okrążając wysunięte podnóże Mindolluiny, skręcał napołudnie.W oddali, na wprost przed nimi, czerwona łuna świeciła pod czarnymniebem, a na jej tle rysowały się ciemne zbocza ogromnej góry.Zbliżali się dozewnętrznych murów opasujących Pelennor, ale dzień jeszcze nie świtał.Król jechał w czołowym oddziale, otoczony przez straż przyboczną.Następ-nie ciągnął eored Elfhelma; Merry zauważył, że Dernhelm opuścił swoje miejscew szeregach i pod osłoną ciemności wysuwa się stale ku przodowi, aż wreszciewmieszał się pomiędzy straż królewskiego pocztu.W pewnej chwili czoło pocho-du zatrzymało się nagle.Merry usłyszał prowadzoną ściszonym głosem rozmowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]