[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy mieli zobaczyć twarz skazańca.Nie można więc było dopuścić dotego, by wystraszone przez tłum konie przeszły w kłus.Za wozem szedł człowiek ze skrępowanymi rękami, przywiązany do wozusznurem zawieszonym na jego szyi.Był to Almar Cahin, rzeznik.Człowiek,który zabił królową.Patrzył w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, szedłspokojnie, jakby nie słyszał pełnych nienawiści okrzyków tłumu.Był bosy i poraniony - zapewne torturowano go przez całą noc - jednak wyglądał, jakby nieczuł zupełnie nic, jakby śmierć już dawno nim zawładnęła.Za skazańcem kroczyli czterej pomocnicy kata, także z zasłoniętymitwarzami.Czarni jak śmierć, nie przykuwali jednak uwagi tłumu.Nie, oczywszystkich mieszczan zgromadzonych na pla- cu skierowane były naczłowieka, który miał wkrótce umrzeć.Na tego pozbawionego skrupułówmordercę, który podniósł rękę na królestwo Galacji.Beły zacisnął dłonie na oparciu krzesła.Od lat nie przeprowadzono wProvidence żadnej egzekucji.Król wolał skazywać winnych na wygnanie, zpewnością dlatego, że sam również nie znosił tych krwawych spektakliodbierania życia.Jednak tym razem Bely nie mógł się sprzeciwić żądaniomkrólewskiego dworu.Wszyscy chcieli mocnego symbolu.Generałowie, możni,dorad cy.Wszyscy żądali publicznej egzekucji.A po twarzach w tłumie iwznoszonych przez zebranych okrzykach widać było, że lud jest tego samegozdania.Zajechawszy na środek placu, wóz kata się zatrzymał.Oprawca wolno zsiadłz wozu i poszedł odwiązać Almara, by zaprowadzić go na miejsce kazni, gdzieleżały skrzyżowane dwa duże pale.Czterej pomagierzy i kat położyli skazańcana palach i przywiązali go do nich.Trzeba było tak poprowadzić sznur, bymożliwe było rozerwanie członków zabójcy, co wymagało pewnej wprawy.Almar wcale się nie wyrywał.Leżał na dwóch drewnianych palach,posłusznie wyciągnął ramiona, by można je było przywiązać, i z szerokootwartymi ustami przyglądał się chmurom na niebie, spokojnie czekając naśmierć, której zdawał się zupełnie nie bać.Jakby znał ją już od dawna, niczymstarą przyjaciółkę.A może nie rozumiał, że zaraz umrze.Napięcie w tłumie rosło.Kobiety i mężczyzni krzyczeli, pluli, rzucali wskazańca kamieniami.Królewska straż z trudem powstrzymywała tłum, którynapierał, jakby chciał zgnieść zabójcę, zadusić go.Kat i jego pomocnicy przywiązali cztery konie do członków skazańca.Zwyprostowanymi rękami i nogami Almar poddawał się egzekucji.Beły zadrżał.Siedząc wysoko, z dala od ciżby, nie mógł zrozumieć radościtłumu.%7łądzy krwi, ochoty oglądania śmierci. Jak oni mogą na to patrzeć? Jak mogą domagać się czyjejś śmierci? Otoczym jest motłoch.Jednego dnia zgorszeni barbarzyństwem, następnego samihttp://chomikuj.pl/Manija.B132 stają się barbarzyńcami.Ile tu jest kobiet? Ile matek? I ilu winnych, którzyrównie dobrze mogliby się znalezć na jego miejscu?"Okrzyki były coraz głośniejsze.Tłum coraz bardziej napierał.Pięścizaciśnięte z nienawiści wznosiły się do góry.Kat wyjął z wozu wielkie obcęgi z kutego żelaza i uniósł je wysoko nadgłową, by wszyscy mogli je zobaczyć.Lud zaczął wiwatować.- Na śmierć! Na śmierć! - krzyczeli gapie, oklaskując kata.Ten podszedł do Almara.Stanął z jego prawego boku.Następnie wyrwałobcęgami kawałek ciała z jego uda i ramienia.Członki nieszczęśnikapodskoczyły, trysnęła krew, ale Almar nie krzyknął ani razu, nie mrugnął nawetoczami.Kat stał obok niego nieruchomo.Czegoś takiego nigdy jeszcze nie widział.Ta odrażająca operacja poprzedzająca rozerwanie ciała była zwykle tymmomentem egzekucji, w którym skazaniec wrzeszczał najbardziej, ponieważból był nie do zniesienia, a delikwent miał jeszcze siłę krzyczeć.Ale Almarzdawał się niczego nie czuć.Kat pokręcił głową z niedowierzaniem i zaszedł swą ofiarę z drugiej strony.Powtórzył tę samą czynność.Członki zostały odarte ze skóry.Można byłoprzystąpić do rozerwania końmi.Kat zrobił krok do tyłu.Tłum szalał.Teraz nie było już wiadomo, czywznoszone przez ciżbę okrzyki były powodowane nienawiścią czyprzerażeniem na widok potoków krwi, które wciąż wy- tryskiwały zokaleczonego ciała.Kiedy kat w końcu podniósł rękę, jego pomocnicy dosiedli koni i ruszyli stępa.Cztery liny napięły się, ciągnąc za członki skazańca, którego mięśnie zaczęłysię rozrywać.Oczy Almara byty wciąż szeroko otwarte i nawet teraz wydawałosię, że się uśmiecha.Konie z trudem posuwały się przed siebie.Mięśnie były wy- Irzymałe.Ciałorozerwało się w paru miejscach, ale w innych ścięgna wciąż się opierały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl