[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zatem nie mogła tego zrobić żadna Aes Sedai, to oczywiste, żadna Kuzynka też by tego nie zrobiła, natomiast.Te dziewczyny, takie natrętne, wiedzące, czego wiedzieć nie powinny.Krąg istniał już zbyt długo, zapewniając wsparcie tylu kobietom, aby teraz miał zostać zniszczony.- Oto, co należy zrobić - oznajmiła im.Znowu poczuła to znajome ukłucie strachu, jednak teraz ledwie zwróciła na nie uwagę.Nynaeve odchodziła spod drzwi małego domku ogarnięta wściekłością.To było zupełnie niewiarygodne! Te kobiety stworzyły gildię, wiedziała, że tak jest! Cokolwiek mówiły, pewna była, że wiedzą również, gdzie jest Czara.Zrobiłaby wszystko, co konieczne, byle tylko zmusić je do wyznania.Udawanie pokory w ich obecności przez kilka godzin i tak stanowiło zadanie łatwiejsze, niźli włóczenie się za Matem Cauthonem przez, światłość jedna wiedziała, ile dni.“Powinnam być tak pokorna, jak chciały” - pomyślała ze złością.- “Pomyślałyby o mnie, że jestem miękka jak stary pantofel.Mogłam.” - Było to kłamstwo i sama o tym wiedziała, bez potwierdzającego tego ohydnego niesmaku, którego nie sposób zapomnieć.Gdyby dały jej najmniejszą choćby możliwość, potrząsałaby tymi kobietami, póki nie powiedziałyby jej tego, co chciała wiedzieć.Dałaby im odczuć Aes Sedai, póki by nie zaczęły piszczeć!Z ukosa zmierzyła ponurym wzrokiem Elayne.Tamta wydawała się całkowicie pogrążona w myślach.Nynaeve żałowała, że nie ma pojęcia, jakie są te myśli.Zmarnowany poranek, a na dodatek omal nie zostały ostatecznie poniżone.Nie lubiła się mylić.A poza tym, nie przywykła jeszcze, aby się do tego przyznawać! A teraz musiała przeprosić Elayne.Naprawdę nienawidziła przepraszać.Cóż, i tak będzie to wystarczająco nieprzyjemne, gdy znajdą się w swoich pokojach.Należało mieć przynajmniej nadzieję, że Birgitte i Aviendha jeszcze nie wróciły.W każdym razie nie zacznie przepraszać na ulicy, nie wiadomo, kto mógłby się napatoczyć.Ciżba ludzka zgęstniała, chociaż tarcza słońca, przeświecająca przez kłębiące się chmary ptactwa krzyczące nad głowami, nie wisiała dużo wyżej na niebie niźli wtedy, kiedy widziały ją po raz ostatni.Znalezienie drogi powrotnej bynajmniej nie było łatwe, po tym całym kluczeniu i zawracaniu.Nynaeve przynajmniej z pięć razy musiała pytać o kierunek, podczas gdy Elayne patrzyła w drugą stronę, udając obojętność.Szły tak więc przez mosty, przeciskając się między wozami i wózkami, uskakując z drogi rozpędzonym lektykom, które lawirowały w tłumie, a cały czas pragnęła, by Elayne wreszcie się odezwała.Nynaeve sama najlepiej wiedziała, jak podsycać w sobie urazę, a im dłużej w takich przypadkach milczała, tym gorzej później było, gdy się już odezwała, a więc im dłużej Elayne szła w całkowitym milczeniu, tym bardziej ponura stawała się wizja tego, co czeka je obie, gdy wrócą do pokoi.To sprawiało, że zaczynała się gotować w środku.Przyznała, że się pomyliła, nawet jeśli tylko sama przed sobą.Elayne nie miała prawa sprawiać, by cierpiała w ten sposób.Pod wpływem tych myśli tak wykrzywiła twarz, że nawet ludzie, którzy nie dostrzegli ich pierścieni, ustępowali im z drogi.Natomiast ci, którzy je zauważali, zazwyczaj znajdowali dość naglących powodów, by znaleźć się kilka ulic dalej.Nawet niektórzy tragarze lektyk najwyraźniej je omijali.- Na ile lat wyglądała ci ta Reanne? - zapytała znienacka Elayne.Nynaeve omal nie podskoczyła.Znajdowały się niemalże już przy samym Mol Hara.- Pięćdziesiąt lat.Może sześćdziesiąt.Nie wiem, dlaczego miałoby to mieć jakieś znaczenie.- Przebiegła oczyma tłum, by zorientować się, czy ktoś nie stoi dostatecznie blisko, aby je słyszeć.Obok przechodziła wędrowna handlarka, na swej tacy niosła żółte kwaśne owoce nazywane cytrynami.Kiedy spoczęło na niej spojrzenie Nynaeve, próbowała w pół słowa urwać swe nawoływania, z tym skutkiem, że kaszel i charczenie zgięły ją wpół nad tacą.Nynaeve parsknęła.Ta kobieta przypuszczalnie podsłuchiwała, jeśli wręcz nie chciała odciąć im sakiewek.- One tworzą gildię, Elayne, i one wiedzą, gdzie jest Czara.Po prostu wiem, że tak jest.- Było to coś, czego wcale nie zamierzała powiedzieć.Gdyby teraz przeprosiła Elayne za to, że ją tam zaciągnęła, może nie skończyłoby się wszystko aż tak źle.- Tak przypuszczam - odparła tamta nieobecnym głosem.- Zakładam, że jest to możliwe.Jak to się stało, że ona się tak postarzała?Nynaeve zatrzymała się jak wryta pośrodku ulicy.Po całej tej kłótni, po tym, jak wyrzucono je na ulicę, ona sobie coś tam przypuszcza?- Cóż, ja przypuszczam, że postarzała się w ten sam sposób, co reszta z nas, dzień za dniem.Elayne, jeśli nie uwierzyłaś, dlaczego oznajmiłaś kim jesteś, niczym Rhiannon w Wieży? - Nynaeve spodobało się to porównanie.Wedle jej wiedzy, królową Rhiannon spotkał los dalece odbiegający od oczekiwań.Jednak sens przypowieści najwyraźniej nie dotarł do Elayne, mimo całego jej wykształcenia.Odsunęła Nynaeve na bok, by uchronić ją przed wpadnięciem pod zielony powóz, który z grzechotem przemknął obok nich - ulica była w tym miejscu stosunkowo wąska - i tym sposobem znalazły się przed frontem sklepu szwaczki, z szerokim wejściem, ukazującym kilka manekinów odzianych w na poły ukończone suknie.- Nie zamierzały nam niczego powiedzieć, Nynaeve, nawet gdybyś uklękła przed nimi na kolanach i błagała.- Nynaeve obrażona już otworzyła usta, ale moment później zamknęła je szybko.Nigdy nawet nie wspomniała o błaganiu.A zresztą, dlaczego tylko ona miałaby to robić? W każdym razie, lepsza już była nawet najgorsza kobieta niż Mat Cauthon.Elayne jednak miała muchy w nosie i nie wolno jej było rozpraszać.- Nynaeve, ona musiała wejść w spowolnienie jak wszystkie pozostałe.Jak stara musiałaby być, żeby wyglądać na pięćdziesiątkę albo sześćdziesiątkę?- O czym ty mówisz? - Nynaeve nie myśląc wiele, zapamiętała położenie sklepu, dzieła szwaczki wyglądały obiecująco i warte były poświęcenia im bliższej uwagi.- Ona prawdopodobnie w nie większym stopniu przenosi niż potrafi nam pomóc, zapewne bojąc się, żeby jej nie wzięto za siostrę.Z pewnością nawet nie chce, by jej twarz wyglądała na zbyt gładką.- Nigdy nie uważałaś na zajęciach, nieprawdaż? - mruknęła Elayne.Potem zobaczyła pulchną szwaczkę w drzwiach i pociągnęła Nynaeve w kierunku rogu budynku.Kobieta miała takie ilości koronek przy sukni - skrywały cały staniczek i spływały nawet na wyeksponowane halki-że zanosiło się, iż Nynaeve istotnie coś u niej zamówi, a wróżyło to długie oględziny.-Nynaeve, zapomnij na chwilę o sukienkach.Kto jest najstarszą Przyjętą, jaką pamiętasz?Obdarzyła Elayne spojrzeniem całkowicie pozbawionym wyrazu.Tamta powiedziała to takim tonem, jakby ona nigdy nie myślała o niczym innym! A przecież słuchała.Przynajmniej czasami.- Elin Warrel, jak mniemam.Wydaje mi się, że jest w moim wieku.- Oczywiście suknia szwaczki wyglądałaby znacznie lepiej z bardziej skromną linią karczku i mniejszą ilością koronek.Uszyta z zielonego jedwabiu.Lan lubił zieleń, chociaż z pewnością nie miała zamiaru dla niego wybierać barwy sukni.Błękit też przecież lubił.Elayne wybuchnęła takim śmiechem, że Nynaeve zastanowiła się, czy przypadkiem nie myślała na głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl