[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja jakoś nie umiem nie rzucać się w oczy.Wcią\jeszcze czuję efekty pora\ki w sprawie francuskiej piosenkarki.- Tak? - Zainteresowana podniosła głowę, by na niego spojrzeć.Bo\e, dopiero terazzdała sobie z tego sprawę, jaki jej brat był urodziwy.Nie sposób tego inaczej wyrazić.Kiedyjakaś kobieta wyobra\a sobie księcia z bajki, widzi właśnie Bennetta.- Jakiej piosenkarki?- Lily.- Tym razem jego uśmiech nie był młodzieńczy, lecz tchnął nieskończonymdoświadczeniem.Nie, pomyślała, mimo wszystko nie jest ju\ chłopcem.- Była utalentowana - wyjaśnił z błyskiem ironii, równie dojrzałym jak jego uśmiech.-I nieodpowiednia dla młodego księcia.Zpiewała w takim małym klubie w Pary\u.Spędziłemtam parę tygodni zeszłego lata i.poznaliśmy się.- I mieliście gorący romans.- Wtedy wydawało się, \e to dobry pomysł.Prasa oblizywała wargi, zacierała ręce iwreszcie rzuciła się na to.Lily robiła karierę.- Uśmiechnął się znów, krótko i boleśnie.-Dostała kontrakt na płytę i, powiedzmy, była bardzo, ale to bardzo wdzięczna.- A ty, oczywiście, skromnie przyjąłeś od niej dowody wdzięczności.- Oczywiście.Za to ojciec był wściekły.Jestem pewien, \e ściągnąłby mnie zpowrotem do Cordiny i zamknął w lochu, gdybyś go nie uspokoiła.Uniosła brwi, pełna uznania dla samej siebie.Tego dumnego mę\czyzny oprzenikliwym spojrzeniu z pewnością nie było łatwo uspokoić.- A jak mi się to udało? - spytała z niepohamowanym zainteresowaniem.- Gdybym wiedział, Brie, sam postarałbym się zostać mistrzem w tej dziedzinie.Ale itak nie doścignąłbym ciebie.Ojciec lubi mawiać, \e spośród wszystkich jego dzieci tylko tymasz zdrowy rozsądek. - Ojej! - Zmarszczyła nos.- I mimo to mnie lubisz?Zrobił coś tak słodkiego, tak naturalnego, \e łzy napłynęły jej do oczu.Po prostuzmierzwił jej włosy.Mrugając powiekami, ukryła łzy.- Wolę, \ebyś to ty miała zdrowy rozsądek.Mnie by tylko przeszkadzał - rzekł ześmiechem.- A Aleksander? Co ja.co ty - poprawiła się - do niego czujesz?- Aleks jest w porządku - stwierdził z braterskim pobła\aniem.- On ma w końcunajtrudniej.Prasa wcią\ go ściga i łączy z ka\dą kobietą, na którą spojrzy dwa razy.Naszstarszy braciszek podniósł dyskrecję do rangi sztuki.Musi być we wszystkim dwa razylepszy, bo tego się od niego oczekuje.No i ten jego wybuchowy temperament, który musistale poskramiać.Następca tronu nie mo\e robić publicznie scen.Nawet prywatne mogąwyjść na jaw.Pamiętasz, jak ten francuski hrabia wypił za du\o szampana i.- Urwał, a jegouśmiech zgasł.- Przepraszam.- Nie ma za co.- Westchnęła, bo wróciło napięcie.- To musi być dla ciebie frustrujące.- Nieprawda, przynajmniej raz nie myślę o sobie.- Zatrzymał się i ujął ją za ręce.-Brie, kiedy ojciec zadzwonił do szkoły i powiedział mi, \e zostałaś uprowadzona.nic w\yciu tak mnie nie przeraziło.Czułem się, jakby ktoś wypuścił całą krew ze mnie i z naswszystkich.Najwa\niejsze, \e jesteś znów z nami.Mocno uścisnęła jego dłonie.- Chcę sobie przypomnieć, Bennett, bardzo chcę.A wtedy będziemy mogliprzechadzać się po ogrodzie i śmiać z francuskiego hrabiego, który za du\o wypił przykolacji.- Mo\e pozwolisz swojej pamięci na pewną wybiórczość - zaproponował z wesołymbłyskiem w oku.- Nie miałbym nic przeciwko temu, \ebyś zapomniała o tym, jak ciwło\yłem do łó\ka d\d\ownice.Zobaczył, jak zrenice Brie rozszerzają się.- Ja te\ nie.- Ale\ był uroczy, niewinny i pociągający!- yle to zniosłaś - wyjaśnił.- Niania złajała mnie tak, \e przez tydzień nie mogłem sięotrząsnąć.- Słusznie, dzieci trzeba uczyć szacunku.- Dzieci? - Tym razem błysnął zębami w uśmiechu i uszczypnął ją w policzek.- Tobyło w zeszłym roku. Kiedy zaczęła chichotać, spontanicznie poddał się ogarniającej go potrzebie i przytuliłpoliczek do jej policzka.- Tęsknię za tobą, Brie.Wracaj szybko - szepnął.Trwała przez chwilę przytulona doniego, wdychając jego zapach, oswajając się z nim.- Postaram się.On bardziej ni\ ktokolwiek inny rozumiał, \e miłość ma swą wagę.Kiedy wypuścił jąz uścisku, jego głos znów był lekki i beztroski.- Muszę zabrać psy, zanim wykopią jaśmin.Czy wolisz, \ebym cię odprowadził?- Nie, zostanę jeszcze chwilę.Mam dziś po południu przymiarkę sukni na bal AHC.Czuję, \e mi się nie spodoba.- Nie znosisz takich jubli - potwierdził radośnie Bennett.- Skończę z Oksfordem iwrócę na bal.Skończę z Oksfordem, powtórzył w myślach.Zbyt piękne, \eby mogło byćprawdziwe.- Zatańczę z tobą - dodał - i dobrze przyjrzę się dziewczynom, zanim zdecyduję, którastanie się moim łupem.- Masz chyba wszystkie cechy rozpustnika - zaśmiała się.- Staram się jak mogę, moja droga.Borys, Natasza! - zawołał psy i wraz z nimiopuścił ogród.Lubiła go.Ta świadomość przyniosła jej ulgę.Nie pamiętała dwudziestu lat, którespędzili wspólnie, jako brat i siostra, lecz lubiła mę\czyznę, jakim był dzisiaj.Z rękami w kieszeniach wygodnych, workowatych spodni ruszyła na dalsząprzechadzkę.Ogród pełen był ró\norodnych zapachów, mocnych, lecz nie oszałamiających.Kolory nie układały się w tęczę, ale zmieniały jak w kalejdoskopie.Idąc, zadawała sobie pytania.Bez wysiłku rozpoznawała ka\dą roślinę.W ten samsposób, pomyślała, potrafiła rozpoznać malarzy - autorów obrazów w Długiej Galerii wzachodnim skrzydle.Malarzy, ale nie tematy.Nawet twarz matki byłaby jej obca, gdyby Brie nie była do niej tak uderzającopodobna.Patrząc na portret tej kobiety, widziała, po kim odziedziczyła kolor oczu, włosów,kształt twarzy, zarys ust.Nie ma wątpliwości, \e księ\na El\bieta de Cordina była piękniejszaod córki.Brie mogła to obiektywnie stwierdzić, patrząc na portret matki i na swą wielką,zamaszyście namalowaną podobiznę.Księ\niczka Gabriella na tym portrecie była młodsza.Mogła mieć dwadzieścia, mo\edwadzieścia jeden lat.Wyglądała imponująco w ciemnofioletowej sukni z ró\owymi wstą\kami.Spoglądając na siebie, Brie zastanawiała się, jak mogła zdobyć się na odwagę, bywybrać takie kolory do pozowania.I skąd wiedziała, \e będą tak efektowne.Twarz jej matki na portrecie zapierała dech w piersiach.Aamała serce.Miała na sobiekremowobiałą suknię, a bukiet bladoró\owych ró\, trzymanych w ręku, przydawał jejpoetyckiego piękna.Bennett miał identyczne spojrzenie, wraz z iskierką przekory, którą Briewychwyciła w portrecie.Za to Aleks, ze swoją wojskową postawą i stanowczością, był podobny do ojca.Obiecechy były widoczne w naturze i na oficjalnych wizerunkach.Zastanawiała się, czy bratcieszył się z roli następcy tronu, czy te\ po prostu tę rolę akceptował.Zastanawiała się, czyona z Aleksem są na tyle blisko, by mogła znad jego uczucia i nadzieje.A kiedy pozna własne?Z gęstwy zieleni wyłoniła się altanka obrośnięta pnącą wistaria.W środku stały dwamiękkie krzesła i marmurowy stolik.Podobnie jak w tamtym miejscu nad morzem, Briepoczuła się tutaj dobrze.Kiedy zostawała sama, łatwiej było jej się przyznać, \e wcią\ szybko się męczy.Usiadła, wygodnie wyciągając przed siebie nogi, a plamki światła przebijające się przez gęstelistowie igrały na jej ciele.W powietrzu unosił się delikatny, pełen słodyczy zapach kwiatów ileniwe brzęczenie pszczół.Wydawało się, \e nic więcej nie istnieje.Brie zamknęła oczy ipozwoliła wędrować myślom.Była śpiąca.Czuła się niemal ogłupiała sennością.Nie było to zwykłe, przyjemneuczucie odprę\enia, po które przyjechała na wieś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl