[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.co jest w Å›rodku.A w każdym razie nie bardom.172 Rand zmarszczyÅ‚ brew. KamieÅ„ nie upadnie, dopóki Smok nie zawÅ‚adnie mieczem, ale jak mógÅ‚by tegodokonać? Czyżby Smok miaÅ‚ być Wielkim WÅ‚adcÄ… Kamienia? Nie ma na to wiÄ™kszej szansy  wyjaÅ›niÅ‚ mu z poważnÄ… minÄ… bard. W Azienienawidzi siÄ™ wszystkiego, co jest ZwiÄ…zane z MocÄ…, jeszcze bardziej niż w Amador,a Amador to twierdza Synów ZwiatÅ‚oÅ›ci. No to jak może siÄ™ speÅ‚nić Proroctwo?  spytaÅ‚ Rand. Sam bym wolaÅ‚, abySmok nigdy siÄ™ nie narodziÅ‚ na nowo, ale nie widzÄ™ sensu w przepowiedni, która niemoże siÄ™ speÅ‚nić.Wydaje siÄ™, że to opowieść, która zmusi ludzi, by myÅ›leli, że Smok nig-dy siÄ™ powtórnie nie narodzi.Czy nie jest tak? Zadajesz mnóstwo pytaÅ„, chÅ‚opcze  powiedziaÅ‚ àom. Proroctwo, którespeÅ‚nia siÄ™ bez trudu, nie byÅ‚oby wiele warte, prawda?  Nagle jego gÅ‚os zÅ‚agodniaÅ‚. Ale co tam, dojechaliÅ›my, gdziekolwiek byÅ›my byli.Lan zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy drewnianym ogrodzeniu, które nie różniÅ‚o siÄ™ niczym odtych, jakie mijali po drodze i wepchnÄ…Å‚ ostrze swego sztyletu miÄ™dzy dwie deski.Na-gle wydaÅ‚ pomruk satysfakcji, pociÄ…gnÄ…Å‚ i caÅ‚y kawaÅ‚ ogrodzenia odsunÄ…Å‚ siÄ™ jak brama.ZresztÄ…, jak siÄ™ zaraz okazaÅ‚o, istotnie byÅ‚a to brama, choć taka, która otwieraÅ‚a siÄ™ tyl-ko z jednej strony.Tak przynajmniej należaÅ‚o sÄ…dzić, gdy Lan odsunÄ…Å‚ sztyletem meta-lowÄ… zasuwÄ™.Moiraine natychmiast weszÅ‚a przez niÄ…, prowadzÄ…c za sobÄ… klacz.Lan nakazaÅ‚ innympójść w jej Å›lady, sam wszedÅ‚ ostatni i zamknÄ…Å‚ za sobÄ… bramÄ™.PÅ‚ot kryÅ‚ podwórzec oberży.Rand usÅ‚yszaÅ‚ krzÄ…taninÄ™ i szczÄ™k naczyÅ„ w kuchni, naj-bardziej jednak zadziwiÅ‚a go wielkość budynku: zajmowaÅ‚ dwa razy tyle powierzchni,co oberża  Winna Jagoda i miaÅ‚ cztery piÄ™tra wiÄ™cej.Ponieważ zapadaÅ‚ już zmierzch,co najmniej poÅ‚owa okien byÅ‚a oÅ›wietlona.Nie mógÅ‚ siÄ™ nadziwić, że do jednego miastaprzybywa aż tyle ludzi z zewnÄ…trz.Gdy tylko pojawili siÄ™ na dziedziÅ„cu, w ogromnych, Å‚ukowatych wrotach stajni sta-nęło trzech mężczyzn w brudnych fartuchach.Jeden z nich, żylasty, jedyny, który nietrzymaÅ‚ wideÅ‚ w rÄ™kach, wyszedÅ‚ do nich, machajÄ…c ramionami. Ej, wy tam! TÄ™dy nie wolno wchodzić! Musicie wejść od frontu!DÅ‚oÅ„ Lana powÄ™drowaÅ‚a znów do sakiewki, ale w tym samym momencie z oberżywybiegÅ‚ jeszcze jeden czÅ‚owiek, swÄ… tuszÄ… mocno przypominajÄ…cy pana al Vere.Naduszami sterczaÅ‚y mu kÄ™py wÅ‚osów, a Å›nieżnobiaÅ‚y fartuch obwieszczaÅ‚ wyraznie, że jestto wÅ‚aÅ›ciciel oberży. Wszystko w porzÄ…dku, Mutch  powiedziaÅ‚. Wszystko w porzÄ…dku.Spodzie-waÅ‚em siÄ™ tych goÅ›ci.Zajmij siÄ™ zaraz ich koÅ„mi.I to dobrze.Mutch posÄ™pnie potarÅ‚ czoÅ‚o, a potem skinÄ…Å‚ w stronÄ™ swych towarzyszy.Rand orazpozostali poÅ›piesznie zdjÄ™li sakwy i koce z grzbietów koni.Oberżysta zwróciÅ‚ siÄ™ tym-czasem do Moiraine.ZÅ‚ożyÅ‚ gÅ‚Ä™boki ukÅ‚on i przemówiÅ‚ do niej z szerokim uÅ›miechem.173  Witajcie, pani Alys.Witajcie.CieszÄ™ siÄ™, że was widzÄ™, paniÄ… i pana Andra.Na-prawdÄ™ bardzo siÄ™ cieszÄ™.TÄ™skniliÅ›my do przeÅ›wietnych rozmów z wami.To szczeraprawda.MuszÄ™ powiedzieć, że bardzo siÄ™ martwiÅ‚em, żeÅ›cie pojechali na wieÅ›.To zna-czy, chciaÅ‚em rzec, że pogoda zupeÅ‚nie powariowaÅ‚a, tej nocy wilki wyÅ‚y pod samymmurem. Nagle klepnÄ…Å‚ siÄ™ dÅ‚oÅ„mi po okrÄ…gÅ‚ym brzuchu i potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Ja tutak gadam, zamiast zabrać was do Å›rodka.Chodzcie, chodzcie.Na pewno jesteÅ›cie spra-gnieni ciepÅ‚ej strawy i wygodnego posÅ‚ania.A tutaj sÄ… one najlepsze w caÅ‚ym Baerlon. Możemy też wziąć gorÄ…cÄ… kÄ…piel, prawda, panie Fitch?  spytaÅ‚a Moiraine.Egwene wsparÅ‚a jej sÅ‚owa żarliwym   O, tak! KÄ…piel?  powiedziaÅ‚ oberżysta. A jakże, najlepsza i najgorÄ™tsza w caÅ‚ym Baer-lon.Chodzcie.Witajcie w  Jeleniu i Lwie.Witajcie w Baerlon.  JELEC I LEWTak jak to zapowiadaÅ‚y dzwiÄ™ki rozlegajÄ…ce siÄ™ na dziedziÅ„cu karczmy, w jej wnÄ™trzupanowaÅ‚ ogromny haÅ‚as.Podróżnicy z Pola Emonda weszli za panem Fitchem boczny-mi drzwiami i od razu zmieszali siÄ™ z przemieszczajÄ…cym w obie strony sznurem męż-czyzn i kobiet ubranych w dÅ‚ugie fartuchy, niosÄ…cych w górze tace z jedzeniem i piciem.PosÅ‚ugacze rzucali na odczepne jakieÅ› krótkie przeprosiny, ale żaden ani na chwilÄ™ niezwolniÅ‚ kroku.Jeden z nich przyjÄ…Å‚ poÅ›pieszne rozkazy pana Fitcha i natychmiast gdzieÅ›pobiegÅ‚. Obawiam siÄ™, że oberża jest przepeÅ‚niona po same krokwie  powiedziaÅ‚ oberży-sta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl