Pokrewne
- Strona Główna
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (2)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- dickens charles klub pickwicka tom i
- adam smit undesnii bayalag
- Potop II Henryk Sienkiewicz(2)
- berent wacław ozimina (2)
- Rok1794 t. 3 Reymont
- A19483 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matt zawahał się. Zgoda wykrztusił wreszcie z widocznym wysiłkiem, po czym zerknąłniepewnie na przedmiot trzymany przez Bena w dłoniach. Oczywiście powiedział Ben i założył mu łańcuch na szyję. Wiesz, to śmieszne, ale naprawdę od razu lepiej się czuję.Sądzisz, że każąmi go zdjąć, kiedy będą mnie odwozić do czubków? Chcesz rewolwer? zapytał Ben. Nie, lepiej nie.Jeszcze wetknę go za pasek i odstrzelę sobie jaja.Weszli po schodach Ben pierwszy, Matt tuż za nim.Na piętrze znajdowałsię krótki korytarz, biegnący w obie strony.Drzwi do sypialni Matta były po pra-wej stronie, otwarte, odsłaniając fragment wnętrza oświetlonego blaskiem nocnejlampki. W lewo powiedział Matt.Ben stanął pod drzwiami pokoju gościnnego.Co prawda, nie uwierzył w po-tworności, o jakich opowiedział mu Matt, niemniej jednak poczuł, że ogarnia goniemożliwy do opanowania strach.Otwierasz drzwi, a on wisi na konopnym powrozie z opuchniętą, czarną twa-rzą, otwiera okropne, wybałuszone oczy i w i d z i cię, cieszy się, że przysze-dłeś.Wspomnienie powróciło z taką siłą, że przez chwilę stał jak sparaliżowany,nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.Niemal czuł zapach wilgotnego tynkui woń niewidocznych zwierząt.Wydawało mu się, że te zwyczajne, lakierowanedrzwi stanowią jedyną przegrodę oddzielającą go od tajemnic piekła.Nacisnął klamkę i pchnął drzwi.Matt stał tuż za jego plecami, ściskając mocnow dłoni srebrny krzyż.Okno wychodziło dokładnie na wschód i widać było przez nie krawędz słońcawyłaniającego się właśnie zza linii wzgórz.Pierwsze nieśmiałe promienie wpa-dały do wnętrza pokoju i wydobywając z pozornie idealnie czystego powietrzakilkanaście złotych, tańczących pyłków, kładły się jasną plamą na białym prze-ścieradle, pod którym leżał Mike Ryerson. Nic mu nie jest szepnął Ben. Zpi.Matt pokręcił głową. Okno jest otwarte powiedział bezbarwnym tonem. Wczoraj wieczo-rem było zamknięte, jestem tego pewien.166Uwagę Bena przyciągnęła mała, czerwona plamka, odcinająca się wyraznieod białego tła prześcieradła okrywającego pierś Ryersona. On chyba nie oddycha wyszeptał Matt.Ben zrobił dwa kroki w kierunkułóżka. Mike? Mike Ryerson! Obudz się, Mike!%7ładnej odpowiedzi.Rzęsy Mike a rzucały na jego policzki nieruchome cie-nie.Miał lekko zmierzwione włosy i Ben pomyślał, że w delikatnych promie-niach wschodzącego słońca przypomina piękny, nieruchomy grecki posąg.Skórana jego twarzy i dłoniach miała zdrowy, różowy odcień. Oczywiście, że oddycha odparł ze zniecierpliwieniem. Po prostu mamocny sen, i to wszystko.Mike. Położył dłoń na ramieniu mężczyzny leżą-cego w łóżku i potrząsnął nim lekko.Ręka Mike a zsunęła się bezwładnie z prze-ścieradła, przewieszając przez krawędz łóżka; dłoń dotknęła podłogi, a kostki pal-ców stuknęły głośno w drewnianą posadzkę.Matt nachylił się, podniósł nieruchome ramię i przycisnął swój wskazującypalec do przegubu. Nie ma pulsu stwierdził po chwili.Nie chcąc, aby powtórzyło się złowieszcze stuknięcie, położył rękę z powro-tem na łóżku.Zaczęła się ponownie zsuwać, więc przytrzymał ją z niechętnymgrymasem.Ben nie mógł w to uwierzyć.Mike na pewno śpi, co do tego nie było żadnychwątpliwości.Zdrowa cera, giętkość mięśni, lekko uchylone, jakby dla zaczerp-nięcia oddechu, usta.Czuł się tak, jakby nagle znalazł się w samym środkujakiegoś nieprawdopodobnego snu.Dotknął ciała mężczyzny i przekonał się, żejest zupełnie zimne.Nie dowierzając samemu sobie, poślinił palec i przysunął go do na wpół otwar-tych ust.%7ładnego, nawet najsłabszego oddechu.Popatrzyli z Mattem na siebie. Zlady na szyi? zapytał cicho Matt.Ben ujął w obie dłonie głowę Ryer-sona i przekręcił ją delikatnie.Ręka po raz drugi z martwym stuknięciem dotknęłapodłogi.Na szyi Mike a nie było żadnych śladów.4Ponownie siedzieli przy stole w kuchni.Była 5.35.Z pastwiska znajdującegosię w dole wzgórza, zasłoniętego licznymi krzewami i zaroślami, dobiegało leniweporykiwanie krów Griffena. Według ludowych wierzeń, po śmierci ofiary ślady natychmiast znikają odezwał się niespodziewanie Matt. Wiem o tym odparł Ben.Zapamiętał ten szczegół z Draculi Stokerai filmów wytwórni Hammer z Christopherem Lee w roli głównej.167 Musimy przebić mu serce jesionowym kołkiem. Na twoim miejscu jeszcze bym się nad tym zastanowił powiedział Ben,unosząc do ust filiżankę z kawą. Nie wiem, w jaki sposób wytłumaczyłbyś topolicji.W najlepszym razie wsadziliby cię do ciupy za zbezczeszczenie zwłok,w najgorszym wylądowałbyś w domu wariatów. Myślisz, że oszalałem? zapytał spokojnie Matt. Nie odparł Ben bez najmniejszego wahania. Wierzysz mi, jeśli chodzi o te ślady? Nie wiem.Chyba muszę.Dlaczego miałbyś kłamać? Nie widzę w tym dlaciebie żadnych korzyści.Co innego, gdybyś go zabił. Więc może to zrobiłem powiedział Matt, przypatrując mu się uważnie. Nie sądzę, i to z trzech powodów.Po pierwsze, jaki miałbyś motyw? Wy-bacz mi, Matt, ale jesteś za stary, żeby mogło to być coś klasycznego, jak na przy-kład pieniądze albo zazdrość.Po drugie, w jaki sposób miałbyś tego dokonać?Jeżeli za pomocą trucizny, to musiałaby być jakaś niezmiernie łagodnie działają-ca, bo Mike nie sprawia wrażenia kogoś, kto walczył z nadchodzącą śmiercią.Toeliminuje większość tych najbardziej dostępnych. A trzeci powód? %7ładen normalny morderca nie wymyśliłby jako swojego alibi takiej histo-rii. Tym samym znowu wróciliśmy do problemu mojego zdrowia psychicznego westchnął Matt. Spodziewałem się tego. Ja wcale nie uważam, że zwariowałeś powiedział Ben, akcentując wy-raznie pierwsze słowo. Wydajesz mi się zupełnie normalny. Ale ty przecież nie jesteś lekarzem, a wariaci często znakomicie potrafiąudawać normalnych ludzi odparł Matt.Ben skinął głową. Zgadza się.W takim razie, gdzie jesteśmy? Znowu w punkcie wyjścia. Nie.Na to nie możemy sobie pozwolić, bo piętro wyżej w łóżku leży nie-żywy człowiek i niedługo będziemy musieli wyjaśnić, jak to się stało.Będziemywypytywani przez szeryfa, lekarza, a potem także przez szeryfa okręgowego.Mattczy nie mogło być tak, że Mike złapał gdzieś jakiegoś wirusa, chodził z nim przezcały tydzień, a potem przypadkowo umarł właśnie w twoim domu?Po raz pierwszy od chwili, kiedy zeszli na dół, Matt dał po sobie poznać pod-niecenie. Przecież mówiłem ci, co mi powiedział! Na własne oczy widziałem śladyna jego szyi, a potem słyszałem, jak zapraszał kogoś do mojego domu! A potem.Boże, słyszałem ten śmiech! Jego oczy ponownie stały się szkliste i osłupiałe. W porządku. Ben wstał i podszedł do okna, usiłując uporządkować my-śli.Nie szło mu to najlepiej.Tak jak powiedział Susan, sprawy zaczynały mu sięwymykać z rąk.168Przyłapał się na tym, że znowu szuka wzrokiem Domu Marstenów. Czy wiesz, co się stanie, jeśli komuś piśniesz o tym choćby słowo?Matt nie odpowiedział. Ludzie zaczną stukać się w czoło za twoimi plecami, a dzieciaki będą wy-skakiwać zza krzaków i szczerzyć na ciebie plastikowe kły.Wkrótce któryś wy-myśli jakąś rymowankę w rodzaju Raz, dwa trzy, wampir zły! Potem podchwy-cą ją starsi uczniowie i będą powtarzać na korytarzach.Koledzy zaczną na ciebiedziwnie patrzeć, a do domu będą dzwonić ludzie podający się za Danny ego Glic-ka lub Mike a Ryersona.Twoje życie zamieni się w koszmar, a najdalej po półroku będziesz musiał się stąd wynieść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Matt zawahał się. Zgoda wykrztusił wreszcie z widocznym wysiłkiem, po czym zerknąłniepewnie na przedmiot trzymany przez Bena w dłoniach. Oczywiście powiedział Ben i założył mu łańcuch na szyję. Wiesz, to śmieszne, ale naprawdę od razu lepiej się czuję.Sądzisz, że każąmi go zdjąć, kiedy będą mnie odwozić do czubków? Chcesz rewolwer? zapytał Ben. Nie, lepiej nie.Jeszcze wetknę go za pasek i odstrzelę sobie jaja.Weszli po schodach Ben pierwszy, Matt tuż za nim.Na piętrze znajdowałsię krótki korytarz, biegnący w obie strony.Drzwi do sypialni Matta były po pra-wej stronie, otwarte, odsłaniając fragment wnętrza oświetlonego blaskiem nocnejlampki. W lewo powiedział Matt.Ben stanął pod drzwiami pokoju gościnnego.Co prawda, nie uwierzył w po-tworności, o jakich opowiedział mu Matt, niemniej jednak poczuł, że ogarnia goniemożliwy do opanowania strach.Otwierasz drzwi, a on wisi na konopnym powrozie z opuchniętą, czarną twa-rzą, otwiera okropne, wybałuszone oczy i w i d z i cię, cieszy się, że przysze-dłeś.Wspomnienie powróciło z taką siłą, że przez chwilę stał jak sparaliżowany,nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.Niemal czuł zapach wilgotnego tynkui woń niewidocznych zwierząt.Wydawało mu się, że te zwyczajne, lakierowanedrzwi stanowią jedyną przegrodę oddzielającą go od tajemnic piekła.Nacisnął klamkę i pchnął drzwi.Matt stał tuż za jego plecami, ściskając mocnow dłoni srebrny krzyż.Okno wychodziło dokładnie na wschód i widać było przez nie krawędz słońcawyłaniającego się właśnie zza linii wzgórz.Pierwsze nieśmiałe promienie wpa-dały do wnętrza pokoju i wydobywając z pozornie idealnie czystego powietrzakilkanaście złotych, tańczących pyłków, kładły się jasną plamą na białym prze-ścieradle, pod którym leżał Mike Ryerson. Nic mu nie jest szepnął Ben. Zpi.Matt pokręcił głową. Okno jest otwarte powiedział bezbarwnym tonem. Wczoraj wieczo-rem było zamknięte, jestem tego pewien.166Uwagę Bena przyciągnęła mała, czerwona plamka, odcinająca się wyraznieod białego tła prześcieradła okrywającego pierś Ryersona. On chyba nie oddycha wyszeptał Matt.Ben zrobił dwa kroki w kierunkułóżka. Mike? Mike Ryerson! Obudz się, Mike!%7ładnej odpowiedzi.Rzęsy Mike a rzucały na jego policzki nieruchome cie-nie.Miał lekko zmierzwione włosy i Ben pomyślał, że w delikatnych promie-niach wschodzącego słońca przypomina piękny, nieruchomy grecki posąg.Skórana jego twarzy i dłoniach miała zdrowy, różowy odcień. Oczywiście, że oddycha odparł ze zniecierpliwieniem. Po prostu mamocny sen, i to wszystko.Mike. Położył dłoń na ramieniu mężczyzny leżą-cego w łóżku i potrząsnął nim lekko.Ręka Mike a zsunęła się bezwładnie z prze-ścieradła, przewieszając przez krawędz łóżka; dłoń dotknęła podłogi, a kostki pal-ców stuknęły głośno w drewnianą posadzkę.Matt nachylił się, podniósł nieruchome ramię i przycisnął swój wskazującypalec do przegubu. Nie ma pulsu stwierdził po chwili.Nie chcąc, aby powtórzyło się złowieszcze stuknięcie, położył rękę z powro-tem na łóżku.Zaczęła się ponownie zsuwać, więc przytrzymał ją z niechętnymgrymasem.Ben nie mógł w to uwierzyć.Mike na pewno śpi, co do tego nie było żadnychwątpliwości.Zdrowa cera, giętkość mięśni, lekko uchylone, jakby dla zaczerp-nięcia oddechu, usta.Czuł się tak, jakby nagle znalazł się w samym środkujakiegoś nieprawdopodobnego snu.Dotknął ciała mężczyzny i przekonał się, żejest zupełnie zimne.Nie dowierzając samemu sobie, poślinił palec i przysunął go do na wpół otwar-tych ust.%7ładnego, nawet najsłabszego oddechu.Popatrzyli z Mattem na siebie. Zlady na szyi? zapytał cicho Matt.Ben ujął w obie dłonie głowę Ryer-sona i przekręcił ją delikatnie.Ręka po raz drugi z martwym stuknięciem dotknęłapodłogi.Na szyi Mike a nie było żadnych śladów.4Ponownie siedzieli przy stole w kuchni.Była 5.35.Z pastwiska znajdującegosię w dole wzgórza, zasłoniętego licznymi krzewami i zaroślami, dobiegało leniweporykiwanie krów Griffena. Według ludowych wierzeń, po śmierci ofiary ślady natychmiast znikają odezwał się niespodziewanie Matt. Wiem o tym odparł Ben.Zapamiętał ten szczegół z Draculi Stokerai filmów wytwórni Hammer z Christopherem Lee w roli głównej.167 Musimy przebić mu serce jesionowym kołkiem. Na twoim miejscu jeszcze bym się nad tym zastanowił powiedział Ben,unosząc do ust filiżankę z kawą. Nie wiem, w jaki sposób wytłumaczyłbyś topolicji.W najlepszym razie wsadziliby cię do ciupy za zbezczeszczenie zwłok,w najgorszym wylądowałbyś w domu wariatów. Myślisz, że oszalałem? zapytał spokojnie Matt. Nie odparł Ben bez najmniejszego wahania. Wierzysz mi, jeśli chodzi o te ślady? Nie wiem.Chyba muszę.Dlaczego miałbyś kłamać? Nie widzę w tym dlaciebie żadnych korzyści.Co innego, gdybyś go zabił. Więc może to zrobiłem powiedział Matt, przypatrując mu się uważnie. Nie sądzę, i to z trzech powodów.Po pierwsze, jaki miałbyś motyw? Wy-bacz mi, Matt, ale jesteś za stary, żeby mogło to być coś klasycznego, jak na przy-kład pieniądze albo zazdrość.Po drugie, w jaki sposób miałbyś tego dokonać?Jeżeli za pomocą trucizny, to musiałaby być jakaś niezmiernie łagodnie działają-ca, bo Mike nie sprawia wrażenia kogoś, kto walczył z nadchodzącą śmiercią.Toeliminuje większość tych najbardziej dostępnych. A trzeci powód? %7ładen normalny morderca nie wymyśliłby jako swojego alibi takiej histo-rii. Tym samym znowu wróciliśmy do problemu mojego zdrowia psychicznego westchnął Matt. Spodziewałem się tego. Ja wcale nie uważam, że zwariowałeś powiedział Ben, akcentując wy-raznie pierwsze słowo. Wydajesz mi się zupełnie normalny. Ale ty przecież nie jesteś lekarzem, a wariaci często znakomicie potrafiąudawać normalnych ludzi odparł Matt.Ben skinął głową. Zgadza się.W takim razie, gdzie jesteśmy? Znowu w punkcie wyjścia. Nie.Na to nie możemy sobie pozwolić, bo piętro wyżej w łóżku leży nie-żywy człowiek i niedługo będziemy musieli wyjaśnić, jak to się stało.Będziemywypytywani przez szeryfa, lekarza, a potem także przez szeryfa okręgowego.Mattczy nie mogło być tak, że Mike złapał gdzieś jakiegoś wirusa, chodził z nim przezcały tydzień, a potem przypadkowo umarł właśnie w twoim domu?Po raz pierwszy od chwili, kiedy zeszli na dół, Matt dał po sobie poznać pod-niecenie. Przecież mówiłem ci, co mi powiedział! Na własne oczy widziałem śladyna jego szyi, a potem słyszałem, jak zapraszał kogoś do mojego domu! A potem.Boże, słyszałem ten śmiech! Jego oczy ponownie stały się szkliste i osłupiałe. W porządku. Ben wstał i podszedł do okna, usiłując uporządkować my-śli.Nie szło mu to najlepiej.Tak jak powiedział Susan, sprawy zaczynały mu sięwymykać z rąk.168Przyłapał się na tym, że znowu szuka wzrokiem Domu Marstenów. Czy wiesz, co się stanie, jeśli komuś piśniesz o tym choćby słowo?Matt nie odpowiedział. Ludzie zaczną stukać się w czoło za twoimi plecami, a dzieciaki będą wy-skakiwać zza krzaków i szczerzyć na ciebie plastikowe kły.Wkrótce któryś wy-myśli jakąś rymowankę w rodzaju Raz, dwa trzy, wampir zły! Potem podchwy-cą ją starsi uczniowie i będą powtarzać na korytarzach.Koledzy zaczną na ciebiedziwnie patrzeć, a do domu będą dzwonić ludzie podający się za Danny ego Glic-ka lub Mike a Ryersona.Twoje życie zamieni się w koszmar, a najdalej po półroku będziesz musiał się stąd wynieść [ Pobierz całość w formacie PDF ]