[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej przyjaciółka tymczasem, cała na wznak wyciągnięta, pogoniła swoje myśli.Założyw-szy pod głowę ramiona obnażone aż po pachy, zapatrzyła się gdzieś błędnie. Cha, cha! ten pułkownik!  roześmiała się krótko. Widzisz, ja zaczęłam już było rap-sod wojenny i uderzyłam czołem  w śmieszność.Ale co ty tak na mnie patrzysz, Nino?Oczy zaokrąglone takie, pytające, i te łzy wciąż jeszcze na nich zastygłe.No, ciupa  co to-bie? Chodz tu do mnie, przysiądz się. Ja ciebie wcale nie rozumiem! I nie trzeba ci tego, dziecko, bynajmniej do szczęścia. Tylko smutno mi strasznie.I za siebie, i za Olę, i za ciebie. To sobie popłacz troszkę.Tutaj!  mówiła, pochylając jej głowę ku poduszkom.Jakoż Nina nie kazała sobie tego powtarzać po raz drugi, bo ledwie pieściwych puchówczołem tknąwszy, wybuchnęła spazmem w łzy zasobnym, rozdygotanym bezradnie, wypła-kującym sowicie w poduszki cały rozstrój duszy dzisiejszy. Patrz, twoje  nerwy !  zwróciła się Lena z wymówką do Oli.I bynajmniej nie starającsię uspokajać tamtej, muskała ją po głowie, jak gdyby mówiąc:  Wypłacz się, wypłacz! I takją głaszcząc, nie przerywała sobie rozmowy; podnosiła tylko głos wobec tamtych spazmów. Nie wiem, jak by tam było gdzie indziej na świecie, wśród innych kobiet, wiem tylko,jak u nas być musi.Właśnie tak! I gdyby mnie wraz z tobą zebrało się również na łzy, opła-kiwałybyśmy pono przede wszystkim siebie.No, dosyć!  zwróciła się surowo do Niny,potrząsając jej ramieniem. Dosyć już!73 Tedy i Nina zdecydowała niebawem, że już dosyć, i wyciągniętą w tył ręką prosiła ochustkę do otarcia łez.Zaś Ola, przeniósłszy się tymczasem bezszelestnie jak cień w kąt łóżka, u ich nóg wyświe-cała swe oczy żółte jak ta sowa i zahukała nagle głucho. Inne byłybyśmy wszystkie!.inne!.inne! Aczkolwiek brakło w tym wszelkiego  gdy-by , Lena nawiązała to łatwo z tokiem poprzednim: Mocniejsze, prawdziwsze!  dorzuciła.I równocześnie widząc obzieranie się Niny, zwróciła się do niej łagodnie:  Tam, duszko,jest zwierciadło, idz, popraw się po płaczu. One są, na przykład, mocniejsze i prawdziwsze przed sobą  hukała tamta swoje. O, la! la! la!  odmachnęła się oburącz. Jakie tu u ciebie wszystko eleganckie!  odezwała się Nina śpiewnie na pokoju sprzedlustra.Roześmiały się mimo woli. Nie drwijcie ze mnie!.Ja tak sobie tylko: dla oderwania myśli. Masz rację, duszo! My wszystkie odrywamy tak nieustannie myśli od siebie i nie tylkood siebie, ale i od tych obiektów płci męskiej  ku rzeczom i zwierciadłom.Stąd Oli  przy-kłady powiadają o nas, że jesteśmy eleganckie.Siadajże tutaj, a raczej ułóż się wygodnie.Lecz ona tę ciekawość, przeniesioną w oczach sprzed zwierciadła i luksusu otoczenia całe-go, przeniosła zezem badawczym na strojność negliżu swej przyjaciółki, na jego barwę jakbystonowaną z mgławofioletowym światłem w pokoju, na te jej ramiona jak śnieg białe, zarzu-cone pod szopę włosów, w tym półmroku jak gdyby świecącą.Pręży się oto niedbale, podlekką materią swego stroju zarysem potężnych kształtów prawie widna i na puchach zapa-dłych jak rzezba twarda i wypukła.Zapatrzona ku górze dyszy leniwie torsem jak z marmurukutym, a rozchylonym aż po brodawki nieomal.A mimo to wszystko wydała jej się teraz wła-śnie jakby mało cielesną: nazbyt już wyniosłą czy surową w swych kształtach dużych.I przy-pomniał jej się niespodzianie jej dziad, ów major sędziwy przy stole, po czym brat ponury,który lat dwadzieścia był na onych  niepowrotach.Złośliwa myśl podsunęła w tej chwilisztywne baki barona z rybim grymasem warg.I w tejże chwili w otrząsie nagłym zbudziła wpamięci dziś tu słyszaną opowieść o samobójstwie Woydy, tuż w sąsiednim pokoju.Spoglą-dała na przyjaciółkę z chmurną już nieufnością.Ta druga tymczasem nie odmykała powiek, goniąc pod nimi swe udręki dzisiejsze.Jejnerwów dygotka wibrowała w niej wciąż nierównym tętnem pulsów, szły te tajemnicze prądynerwów przez światło czy powietrze, uderzając w zopieszałe i puchem zagrzane ciała tamtychkobiet. A oni tymczasem idą  rozległo się znów głucho  po chałupach, poddaszach, czwarta-kach zbierają się na swe niepowroty.A niejeden z nich nie wytrzyma może na sobie tego  poco?  obcym ludziom w miedze pod ich kule iść nie zechce i będzie wolał sam. Na litość boską, pani  zamilknąć proszę!Z Niny to piersi wyrwał się niespodzianie ten zgoła obcy głos: o cały ton niższy, piersiowogłębszy i jakby o długie kobiece lata dojrzalszy. Aa?!  pochyliła się nad nią Lena. Więc i ty, biedna? Ton był aż za wiele mówiący.Przewinęła się pod jej ręką i ukryła twarz w poduszkach. Hm!.Nie pytam nawet, za kim.Mam smętne wrażenie, że tylko nerwów i wyobrazniwinna ci była oszczędzać Ola.W przeciwnym razie nie byłabyś chyba teraz tutaj, międzynami: lecz tam!  gdzie bądz, przy nim.A potem: bodaj za nim. Za markietankę  wtrąciła Ola tak niespodzianie trzezwą obiekcją po niedawnym kotur-nie płaczki wojennej.Na te słowa podjęła się Lena prężnie i opuściwszy nogi przysiadła na łóżku. Choćby za psa, jeśli nie można inaczej  rzekła spokojnie, lecz z takim zaciskiem szczęk,że każdy wyraz przebijał się powoli i twardo.74 To nieoczekiwane jej wystąpienie stropiło ogromnie dziewczyny obie. I psu nie pozwolą. Ale kobiecie, gdy się zatnie na swoim, wzbronić nie mogą i krzyżem naznaczyć muszą czerwonym. Oo!. Matka moja szła za ojcem w tamteż kraje jak pies  za jego nogą skutą. To jest co innego!  broniła się Ola ze zwieszoną głową. Bo zgodzisz się, że te akceso-ria oraz insygnia  siostrzane dla.kozaków? No, przecież chyba rozumiesz? A przy tymsama mówiłaś: bierni, niemi i tępi w musie.Jakąż siłę uczuć w nas to niecić może?. Toteż Bóg litościwy odebrał nam dzisiejszym tę władzę kochania.I dał nam w zamianciekawość, imaginację, egzaltację i nerwy; a w nadmiernej hojności jeszcze i roztropnośćsamozachowawczą  jej giętkości uczą nas mężczyzni.O, ja o sobie przede wszystkim mó-wię  dorzuciła szorstko; lecz spostrzegłszy, że ta jej szczerość wgnębia znów Olę w jej ner-wowe zatulenie, pocałowała ją na uspokojenie. No, my między sobą możemy być chyba zupełnie szczere.Patrz no lepiej, jak to Ninana nas spogląda, uwięziwszy płacz w zagryzionych ustach  bo oczy nie mają czasu: oczyłowią słowa na cudzych wargach, a myśl mota i mota je koło swojej zatajonej udręki.No, coty, ciupa, tak ciągle? Nic. Tak cichutko? Ot, co ja wam powiem na pocieszenie.Dawnymi czasy, w szczęku broni iburzach namiętności rozpaczały kobiety po kościołach gotyckich:  Przebacz nam, Panie, bo-śmy kochały tak bardzo! A Bóg tych kobiet kochających bywał nielitościwy: ile stąd rzew-nych ballad i legend w wierszach pięknych, którymi żywiły się po zamkach wyobraznie ko-biet, własne jak woń kwiatów.Nam dzisiejszym wypada wzdychać po alkowach:  Przebacznam, Boże, bośmy tak bardzo nerwowe. I ten Bóg kobiet nerwowych okazał się.dobro-duszny.Wynikają stąd zaledwie, brr! szpetne ballady plotek, którymi żywi się cuchnąca jakrynsztoki wyobraznia tłumów miejskich.Tego się strzeżcie, dziewczęta moje: zamykajcieokna od ulicy!Nina leżała znów twarzą w poduszkach i ściskała oburącz skronie. Czy do Boga dobrodusznego trzeba się modlić nerwami? Nie, sprytem mężów naszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl