Pokrewne
- Strona Główna
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (2)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- Corel PHOTO PAINT (6)
- Forbes Colin Tweed 08 Zabójczy wir
- Windows XP Bible
- Platon Dialogi (2)
- Pattison Eliot Mantra czaszki
- publicystyka otwiecenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psp5.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraz potem pojawiała się refleksja, iż podobnie niesolidnyprzyjaciel w ogóle nie zasługuje na to miano, ostateczny zaś wniosek sprowadzałsię do konkluzji, że w gruncie rzeczy i tak nie ma to najmniejszego znaczenia.Wobec własnego ciała nie sposób zachowywać wyniosłego milczenia, przesłaćmu listu utrzymanego w ostrym tonie ani udać, że nikogo nie ma w domu.Ostat-nią myślą, jaka nawiedzała przykutych do szpitalnego łóżka ludzi, było mrożącekrew w żyłach podejrzenie, iż ciało w rzeczywistości nigdy nie było przyjacielem,lecz wrogiem zdecydowanym za wszelką cenę zniszczyć nadrzędną siłę, która jestworzyła, wykorzystała, a następnie porzuciła, gdy tylko wdarły się w nie wirusyrozumu.Kiedyś, w przypływie pijackiego uniesienia, Callahan zaczął nawet pisać naten temat monografię dla Tygodnika Katolickiego, zamieszczając na stronie tytu-łowej rysunek przedstawiający mózg balansujący na krawędzi dachu wieżowca.273Budynek (z wyrazną tabliczką Ciało ) stał w płomieniach (podpisanych słowem Rak , choć mogłoby to być cokolwiek innego), cały zaś rysunek nosił tytuł Zbytwysoko, by skoczyć.Jednak już następnego dnia w ostrym ataku trzezwości podarłzarówno dopiero zaczętą monografię, jak i sam rysunek; w katolickiej doktrynienie było miejsca ani dla jednego, ani dla drugiego, chyba żeby dorysować jeszczehelikopter z napisem Jezus i dyndającą drabinką sznurową.Mimo to czuł, żejego przemyślenia były słuszne i że rezultatem takiej łóżkowej logiki niemalzawsze jest ostra depresja.Wśród objawów należało wymienić zamglone spoj-rzenie, powolne reakcje, głębokie westchnienia, a czasem także łzy pojawiającesię na widok księdza, tego czarnego kruka, którego rola nie nasuwała najmniej-szych wątpliwości każdemu, kto od jakiegoś czasu roztrząsał problem własnej,i nie tylko, śmiertelności.Matt Burke nie wykazywał żadnych objawów tego typu.Wyciągnął rękę i z za-dziwiającą siłą uścisnął Callahanowi dłoń. Cieszę się, że ksiądz przyszedł. Ja także, mój synu.Dobrzy nauczyciele, niczym mądre żony, to rzadkii nadzwyczaj cenny skarb. Nawet tacy zatwardziali agnostycy jak ja? Szczególnie tacy odparł Callahan z nie ukrywaną satysfakcją. Byćmoże uda mi się przyłapać pana z opuszczoną gardą.Mówiono mi, że w okopachpodczas wojny liczba ateistów maleje w zastraszającym tempie, a na oddziałachintensywnej terapii trzeba ich szukać ze świecą w ręku. Ale mnie mają niedługo przenieść. Nieważne machnął ręką Callahan. Zobaczy pan, że już niebawembędzie pan klepał zdrowaśki i ojczenaszki. Niewykluczone, że nawet wcześniej, niż ksiądz myśli odparł z powagąMatt.Ojciec Callahan przysunął sobie krzesło i usiadł przy łóżku, trącając je przytym niechcący kolanem.Nieporządnie ułożony stos książek zachwiał się i runąłbyna podłogę, gdyby go w porę nie złapał.Odkładając książki na łóżko czytał na głosich tytuły. Dracula, Gość Draculi, W poszukiwaniu Draculi, Złota gałąz, Historia na-turalna wampirów.Jak to, naturalna? Węgierskie baśnie ludowe, Potwory z ciem-ności, Potwory w codziennym życiu, Peter Kurtin, potwór z Dusseldorfu.A to. Zdmuchnął z okładki grubą warstwę kurzu, odsłaniając rysunek przedstawia-jący koszmarną postać nachylającą się groznie nad śpiącą pięknością. WampirVarney albo krwawa uczta.Dobry Boże, czy to lektury obowiązkowe dla wszyst-kich pacjentów po ataku serca?Matt uśmiechnął się. Stary, dobry Varney.Dawno temu, jeszcze na uniwersytecie, wziąłem gosobie jako lekturę dowolną z literatury romantycznej.Profesor, dla którego wszel-274ka fantastyczność zaczynała się na Beowulfie, a kończyła na The Screwtape Let-ters, był nieco zszokowany.Dostałem troję z plusem i pisemne polecenie podnie-sienia moich zainteresowań na nieco wyższy poziom. Ale już przypadek Petera Kurtina jest dosyć interesujący zauważył Cal-lahan. Może niezbyt miły, ale na pewno interesujący. Zna ksiądz tę historię? W każdym razie większą jej część.Jako kleryk bardzo interesowałem siętakimi opowieściami.Przed znacznie sceptyczniej nastawionymi przełożonymiusprawiedliwiałem się mówiąc, że po to, by zostać dobrym księdzem, powinie-nem poznać nie tylko wyżyny, na jakie wspięła się ludzka dusza, ale także jejupadki.Wszystko to było tylko mydleniem oczu, rzecz jasna.Po prostu pociągałmnie dreszczyk emocji.Z tego, co pamiętam, Kurtin jeszcze jako chłopiec utopiłw rzece swoich dwóch kolegów.Podpłynął do nich łódką, kiedy się kąpali, i takdługo wpychał ich pod wodę, aż wreszcie zupełnie opadli z sił. Zgadza się skinął głową Matt. Nieco pózniej dwukrotnie usiłowałzamordować rodziców dziewczyny, która nie zgodziła się z nim spotykać, a na-stępnie spalił ich dom.Ale, jeśli mam być szczery, bardziej interesują mnie inneaspekty jego hm.działalności. Domyśliłem się tego z doboru pańskich lektur. Callahan wziął do rę-ki pismo, na którego okładce kobieta w bardzo obcisłym stroju wysysała krewmłodego mężczyzny.Wyraz jego twarzy stanowił zdumioną mieszaninę najwyż-szego przerażenia i nieopisanej rozkoszy.Pismo było zatytułowane Vampirellai zapewne takie właśnie imię nosiła kobieta.Callahan odłożył je na kołdrę, jesz-cze bardziej zaintrygowany niż do tej pory. Kurtin zamordował ponad dziesięć kobiet powiedział a kilkanaścieinnych zmasakrował młotkiem.Jeżeli akurat miały okres, pił ich krew.Matt ponownie skinął głową. Napastował także zwierzęta, choć o tym już się tak powszechnie nie wie.W szczytowym okresie swojej obsesji uciął głowy dwóm łabędziom i wyssał krewtryskającą z kikutów. Czy to wszystko ma jakiś związek z powodem, dla którego chciał się pan zemną widzieć? zapytał Callahan. Pani Curless przekazała mi, że wspominałpan o jakiejś bardzo ważnej sprawie. Owszem, ma ksiądz rację. W takim razie, cóż to za sprawa? Jeśli chodziło panu o to, żeby mnie zain-trygować, to już się panu udało.Matt utkwił w nim poważne spojrzenie. Mój dobry przyjaciel, Ben Mears, miał się dziś skontaktować z księdzem.Gospodyni powiedziała mi, że tego nie zrobił. Rzeczywiście.Od drugiej po południu z nikim się nie widziałem.275 Nie mogłem go nigdzie znalezć.Opuścił szpital w towarzystwie mojegolekarza, doktora Jamesa Cody ego.On również zniknął bez śladu, podobnie jakmłoda przyjaciółka Bena, Susan Norton [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zaraz potem pojawiała się refleksja, iż podobnie niesolidnyprzyjaciel w ogóle nie zasługuje na to miano, ostateczny zaś wniosek sprowadzałsię do konkluzji, że w gruncie rzeczy i tak nie ma to najmniejszego znaczenia.Wobec własnego ciała nie sposób zachowywać wyniosłego milczenia, przesłaćmu listu utrzymanego w ostrym tonie ani udać, że nikogo nie ma w domu.Ostat-nią myślą, jaka nawiedzała przykutych do szpitalnego łóżka ludzi, było mrożącekrew w żyłach podejrzenie, iż ciało w rzeczywistości nigdy nie było przyjacielem,lecz wrogiem zdecydowanym za wszelką cenę zniszczyć nadrzędną siłę, która jestworzyła, wykorzystała, a następnie porzuciła, gdy tylko wdarły się w nie wirusyrozumu.Kiedyś, w przypływie pijackiego uniesienia, Callahan zaczął nawet pisać naten temat monografię dla Tygodnika Katolickiego, zamieszczając na stronie tytu-łowej rysunek przedstawiający mózg balansujący na krawędzi dachu wieżowca.273Budynek (z wyrazną tabliczką Ciało ) stał w płomieniach (podpisanych słowem Rak , choć mogłoby to być cokolwiek innego), cały zaś rysunek nosił tytuł Zbytwysoko, by skoczyć.Jednak już następnego dnia w ostrym ataku trzezwości podarłzarówno dopiero zaczętą monografię, jak i sam rysunek; w katolickiej doktrynienie było miejsca ani dla jednego, ani dla drugiego, chyba żeby dorysować jeszczehelikopter z napisem Jezus i dyndającą drabinką sznurową.Mimo to czuł, żejego przemyślenia były słuszne i że rezultatem takiej łóżkowej logiki niemalzawsze jest ostra depresja.Wśród objawów należało wymienić zamglone spoj-rzenie, powolne reakcje, głębokie westchnienia, a czasem także łzy pojawiającesię na widok księdza, tego czarnego kruka, którego rola nie nasuwała najmniej-szych wątpliwości każdemu, kto od jakiegoś czasu roztrząsał problem własnej,i nie tylko, śmiertelności.Matt Burke nie wykazywał żadnych objawów tego typu.Wyciągnął rękę i z za-dziwiającą siłą uścisnął Callahanowi dłoń. Cieszę się, że ksiądz przyszedł. Ja także, mój synu.Dobrzy nauczyciele, niczym mądre żony, to rzadkii nadzwyczaj cenny skarb. Nawet tacy zatwardziali agnostycy jak ja? Szczególnie tacy odparł Callahan z nie ukrywaną satysfakcją. Byćmoże uda mi się przyłapać pana z opuszczoną gardą.Mówiono mi, że w okopachpodczas wojny liczba ateistów maleje w zastraszającym tempie, a na oddziałachintensywnej terapii trzeba ich szukać ze świecą w ręku. Ale mnie mają niedługo przenieść. Nieważne machnął ręką Callahan. Zobaczy pan, że już niebawembędzie pan klepał zdrowaśki i ojczenaszki. Niewykluczone, że nawet wcześniej, niż ksiądz myśli odparł z powagąMatt.Ojciec Callahan przysunął sobie krzesło i usiadł przy łóżku, trącając je przytym niechcący kolanem.Nieporządnie ułożony stos książek zachwiał się i runąłbyna podłogę, gdyby go w porę nie złapał.Odkładając książki na łóżko czytał na głosich tytuły. Dracula, Gość Draculi, W poszukiwaniu Draculi, Złota gałąz, Historia na-turalna wampirów.Jak to, naturalna? Węgierskie baśnie ludowe, Potwory z ciem-ności, Potwory w codziennym życiu, Peter Kurtin, potwór z Dusseldorfu.A to. Zdmuchnął z okładki grubą warstwę kurzu, odsłaniając rysunek przedstawia-jący koszmarną postać nachylającą się groznie nad śpiącą pięknością. WampirVarney albo krwawa uczta.Dobry Boże, czy to lektury obowiązkowe dla wszyst-kich pacjentów po ataku serca?Matt uśmiechnął się. Stary, dobry Varney.Dawno temu, jeszcze na uniwersytecie, wziąłem gosobie jako lekturę dowolną z literatury romantycznej.Profesor, dla którego wszel-274ka fantastyczność zaczynała się na Beowulfie, a kończyła na The Screwtape Let-ters, był nieco zszokowany.Dostałem troję z plusem i pisemne polecenie podnie-sienia moich zainteresowań na nieco wyższy poziom. Ale już przypadek Petera Kurtina jest dosyć interesujący zauważył Cal-lahan. Może niezbyt miły, ale na pewno interesujący. Zna ksiądz tę historię? W każdym razie większą jej część.Jako kleryk bardzo interesowałem siętakimi opowieściami.Przed znacznie sceptyczniej nastawionymi przełożonymiusprawiedliwiałem się mówiąc, że po to, by zostać dobrym księdzem, powinie-nem poznać nie tylko wyżyny, na jakie wspięła się ludzka dusza, ale także jejupadki.Wszystko to było tylko mydleniem oczu, rzecz jasna.Po prostu pociągałmnie dreszczyk emocji.Z tego, co pamiętam, Kurtin jeszcze jako chłopiec utopiłw rzece swoich dwóch kolegów.Podpłynął do nich łódką, kiedy się kąpali, i takdługo wpychał ich pod wodę, aż wreszcie zupełnie opadli z sił. Zgadza się skinął głową Matt. Nieco pózniej dwukrotnie usiłowałzamordować rodziców dziewczyny, która nie zgodziła się z nim spotykać, a na-stępnie spalił ich dom.Ale, jeśli mam być szczery, bardziej interesują mnie inneaspekty jego hm.działalności. Domyśliłem się tego z doboru pańskich lektur. Callahan wziął do rę-ki pismo, na którego okładce kobieta w bardzo obcisłym stroju wysysała krewmłodego mężczyzny.Wyraz jego twarzy stanowił zdumioną mieszaninę najwyż-szego przerażenia i nieopisanej rozkoszy.Pismo było zatytułowane Vampirellai zapewne takie właśnie imię nosiła kobieta.Callahan odłożył je na kołdrę, jesz-cze bardziej zaintrygowany niż do tej pory. Kurtin zamordował ponad dziesięć kobiet powiedział a kilkanaścieinnych zmasakrował młotkiem.Jeżeli akurat miały okres, pił ich krew.Matt ponownie skinął głową. Napastował także zwierzęta, choć o tym już się tak powszechnie nie wie.W szczytowym okresie swojej obsesji uciął głowy dwóm łabędziom i wyssał krewtryskającą z kikutów. Czy to wszystko ma jakiś związek z powodem, dla którego chciał się pan zemną widzieć? zapytał Callahan. Pani Curless przekazała mi, że wspominałpan o jakiejś bardzo ważnej sprawie. Owszem, ma ksiądz rację. W takim razie, cóż to za sprawa? Jeśli chodziło panu o to, żeby mnie zain-trygować, to już się panu udało.Matt utkwił w nim poważne spojrzenie. Mój dobry przyjaciel, Ben Mears, miał się dziś skontaktować z księdzem.Gospodyni powiedziała mi, że tego nie zrobił. Rzeczywiście.Od drugiej po południu z nikim się nie widziałem.275 Nie mogłem go nigdzie znalezć.Opuścił szpital w towarzystwie mojegolekarza, doktora Jamesa Cody ego.On również zniknął bez śladu, podobnie jakmłoda przyjaciółka Bena, Susan Norton [ Pobierz całość w formacie PDF ]