[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dawno temu nauczył się, że niewiele jest na świecie mniej odkrywczych rzeczy niż mozolne próby przekazania przez wielbicieli muzyki własnych duchowych przeżyć.Wśród listów była jedna koperta, której Nokturnowe Nagrania nie ośmieliły się otworzyć.Widniał na niej tłoczony niebieski napis: „Biały Dom, Waszyngton” a obok adresu: „Pan Goddard, c/o Nokturnowe Nagra­nia, Hemisphere Center, New York City”, dopisek na maszynie: „Prywatne - proszę nadać tylko poleconym”.Rozdarł kopertę z jednej strony i wyjął kilka gęsto zapi­sanych na maszynie kartek firmowego papieru Białego Domu.Kiedy popatrzył na nie pod światło, zauważył dobrze widoczne znaki wodne.Nim rozpoczął czytanie listu, zajrzał na koniec w poszukiwaniu podpisu, list jednak nie był podpisany.Rozczarowany wrócił do początku i natychmiast wciągnęło go pierwsze zdanie.„Prawdopodobnie, Goddardzie, czytasz to gdzieś w zaciszu podrzędnego hote­lu”.Uśmiechnął się, przełknął ślinę i czytał dalej.„Za­pewne obawiasz się również, że jestem jeszcze jedną z tych przebiegłych kobiet, które zazdroszczą Ci spokoju wygnania i które zrobiłyby wszystko, żeby Cię wytropić i dzielić je z Tobą tak długo, jak długo byś na to pozwo­lił.Nie obawiaj się.Nie mam takich planów.Kocham Cię za bogactwo Twojej muzyki, a nie za ubóstwo Twej egzystencji.Nie jestem, i nigdy nie będę, jakąś dziewczyną, którą poderwałeś tylko dlatego, że lubi Twoją muzykę i nigdy nie zgadnie, kim jesteś.Jestem inna niż wszystkie kobiety, które miałeś lub kiedykolwiek mieć będziesz.I jeśli jesteś na tyle cierpliwy, żeby przeczytać ten list z taką samą uwagą, z jaką ja słucham Twojej muzyki, dowiesz się dlaczego”.Ogarnęło go dziwne, mrowiące uczucie paniki, że te słowa pochodzą od ko­goś, kto go zna lub niebawem pozna.Skończył list.Następnie, na wpół przestraszony, że ominął jakieś ważne wyjaśnienie, przeczytał go raz jesz­cze.Jeden ustęp przy końcu zwrócił jego uwagę.„Cho­ciaż ten list przypomina Ci, że wybrana przez Ciebie potworna izolacja trzyma Cię z dala od pełniejszego życia, w którym mógłbyś być sobą z kimś takim jak ja, prawdopodobnie będziesz go nienawidzić, ponieważ za­graża bezpieczeństwu więzienia, w jakim zamknięty jest Goddard.Wiem, jak banalne i monotonne musi być Twoje prawdziwe życie, kiedy nie jesteś Goddardem, zwłaszcza gdy komponujesz muzykę, której nie chcesz lub nie masz odwagi uznać za swoją własną”.Panika Ostena ustąpiła miejsca złości.Jej ostre sfor­mułowania: „ubóstwo egzystencji”, „banalne”, „mono­tonne”, spadły na jego serce niczym uderzenie bicza i czuł, ze jego cudowna tajemnica obraca się w więzie­nie, z którego nie ma wyjścia.Jakie prawo ma ta kobieta - zapewne jakaś sprytna sekretarka z Białego Domu - żeby mówić mu, kim jest? I jak śmie zakładać, że przez samo słuchanie jego muzyki może w ogóle dowiedziećsię czegoś o nim?Kiedy napuszczał wody do wanny, a następnie się w niej zanurzał, słuchał popularnej stacji muzycznej w ra­dio i w ciągu dwudziestu minut usłyszał dwa ze swoich singli.Podobał mu się anonimowy klimat hotelu z jego odrapanymi tapetami, popękanymi i pożółkłymi kafel­kami oraz zbyt mocno krochmalonymi ręcznikami o po­szarpanych brzegach.Czuł się bezpieczny.List z Białego Domu przypomniał mu jednak pewien hotel, zaledwie trzy ulice dalej, gdzie również czul się bezpiecznie w towarzystwie dziewczyny, którą poderwał tylko dlate­go, że lubiła jego muzykę.Było to rok temu i wtedy, podobnie jak teraz, było gorąco i parno.Wielki Biały Trakt na Broadwayu roił się od niespokojnych sobotniowieczornych spacerowiczów.Osten zatrzymał się przed sklepem z płytami, jednym z największych w mieście, i patrzył w okno wystawowe, które wypełniały od lewego do prawego brzegu i od góry do dołu egzemplarze okładek ostatniego albumu Goddarda.Następnie wszedł do środka, gdzie tłum kupują­cych, głównie nastolatków, kłębił się przy ladzie, czeka­jąc na swoją kolej, by posłuchać jego muzyki przez stereofoniczne słuchawki.Na ścianie pod sufitem wypi­sane było wysokimi na pół metra, fluoryzującymi litera­mi imię GODDARD.Miał już wyjść, kiedy zauważył łagodną, świeżo wyglądającą dziewczynę, która słuchała jego płyty przy jednym z gramofonów.Nie jej młodzień­cze piękno, częściowo ukryte pod słuchawkami, ale pogodny, prawie nieziemski wyraz twarzy sprawił, że zapragnął ją poznać.Miała zamknięte oczy.Jej ciało kołysało się niezwykle delikatnie w rytm tego, czego słuchała.Krążek adapteru zatrzymał się, a ona ocknęła się ze swojej medytacji.Kiedy właśnie miała ponownie puścić płytę, podszedł do niej sprzedawca i odsunął ją od gramofonu.- Wystarczy - powiedział.- Daj innym szansę.Słu­chałaś jej już cztery razy.Kupujesz ją czy nie?Dziewczyna spojrzała na niego rozanielona, jakby ktoś rzucił na nią urok.- Chyba nie.Nie dzisiaj - wymamrotała.Osten podszedł do niej.- Nie lubisz Goddarda? - spytał, wskazując płytę.- Uwielbiam go - powiedziała, podnosząc wzrok na Ostena.- Mogłabym go słuchać całymi dniami.- A więc dlaczego jej nie kupisz i nie posłuchasz go w domu? - zapytał sprzedawca.- Nie mam forsy - odparła rozbrajająco, szykując się do wyjścia.- Zaczekaj - powiedział Osten.Wcisnął do ręki sprzedawcy pieniądze, wziął album z regału i wręczył go dziewczynie.- To prezent - powiedział.- Dziękuję, ale nawet mnie nie znasz.- Tak jakbym cię znał - odparł Osten.- Oboje lubimy Goddarda.Zaczął wychodzić ze sklepu.Dziewczyna z płytą w rę­ce szła koło niego.- Jak ci na imię? - spytała.- Skąd jesteś?- Nie stąd.- Ja też.Przyjechałam tylko na jeden dzień.- Kiedy musisz wyjechać?- Ostatni autobus odchodzi o północy.- Chciałabyś zjeść kolację? - próbował zachowywać się naturalnie.- Moglibyśmy kupić coś w delikatesach na rogu i zabrać do hotelu.- Jak daleko stąd?- Dwie przecznice.- Może być - powiedziała z absolutnym brakiem zainteresowania.Kupili kanapki i sałatkę ziemniaczaną i zjedli wszyst­ko, oglądając telewizję.Kiedy Osten otworzył piwo, dziewczyna sięgnęła do swojej torebki i wyjęła strzyka­wkę, igłę oraz małą paczuszkę białego proszku.- Chcesz trochę? - spytała w drodze do łazienki.- Nie, dziękuję.Powinnaś z tym uważać - dodał.- Muszę uważać bez tego - odparła i cicho zachicho­tała.Przez drzwi słyszał, jak kładzie przyrządy na umywal­ce i spuszcza wodę w toalecie.Po chwili wróciła i wy­ciągnęła się na łóżku.Usiadł koło niej i studiował jej jedwabiste włosy, ładny kontur szyi, zarys małych dziewczęcych piersi pod bluzką.Obserwowała go, kiedy na nią patrzył.- Jesteś cudowny - powiedziała - taki cudowny.Na­wet twój głos jest cudowny.Co z nim się stało? - Spojrza­ła na niego, źrenice jej oczu były lśniące i rozszerzone.- Kilka lat temu - powiedział - miałem małe zwa­pnienie w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl