[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósłszy się wreszcie na równe nogi, poszedłem dalej, szukając kogoś, kto by wyglądał mi na osobę gotową odpowiedzieć chociaż na jedno pytanie.Wydało mi się w końcu, żem znalazł takiego w małym grubasie, który siedział tyłem do mnie, zajęty czymś, co trzymał na kolanach.Miał tylko jedną głowę, dwoje uszu, dwoje rąk, więc, obchodząc go z lewej strony, zacząłem:- Przepraszam, wszak nie mylę się, to panowie byli łaskawi osiągnąć Najwyższą Fazę Ro.Słowa te zamarły mi atoli na ustach.Siedzący ani drgnął, nie wydawało się, aby usłyszał cokolwiek z tego, co mówiłem.Trzeba przyznać, iż był wcale zajęty, trzymał bowiem na kolanach własną twarz, odłączoną od reszty głowy, i nieznacznie wzdychając, wiercił palcem w jej nosie.Zrobiło mi się nijako.Rychło wszakże zdumienie moje przeszło w ciekawość, ta zaś w żądzę natychmiastowego zrozumienia, co też właściwie dzieje się na tej planecie, jąłem zatem biegać od jednego do drugiego z leżących, przemawiając do nich głośno, a nawet wrzaskliwie, i pytałem, groziłem lub błagałem, perswadowałem, molestowałem, a gdy to nie odniosło najmniejszego skutku, chwyciłem tego, który dłubał sobie w nosie, za rękę, ale odskoczyłem w największym przerażeniu, została mi bowiem w garści; on wszakże, nie zwracając na mnie uwagi, pogmerał obok w piasku, dobył z niego inną rękę, podobną, ale z lakierowanymi w pomarańczową kratkę paznokciami, chuchnął na nią i przyłożył sobie do barku, za czym natychmiast przyrosła.Wówczas pochyliłem się ciekawie nad ręką, którą mu poprzednio wyrwałem, ona zaś dała mi prztyczka w nos.Tymczasem słońce zaszło już dwoma rogami za horyzont, wiaterek ucichł, mieszkańcy zaś Eneferii drapali się z cicha, czkali, czochrali i najwyraźniej szykowali do snu; ten potrzepywał sobie brylantową pierzynkę, tamten układał systematycznie obok siebie nos, uszy, nogi, robiło się ciemno, tak że, podreptawszy jeszcze tu i tam, z westchnieniem jąłem się także sposobić do noclegu.Wygrzebałem sobie tedy w piasku spory grajdoł i, wzdychając, ległem w nim, aby patrzeć w granatowe niebo, opryskane gwiazdami.Rozważałem, co począć dalej, i rzekłem sobie:Doprawdy! Wszystko wskazuje na to, że w samej rzeczy odnalazłem planetę przewidzianą przez Trupusa Malignusa i Chloryana Teorycego Klapostoła, Najwyższą Cywilizację Wszechświata, która składa się z paruset osób, ani robotów, ani ludzi, leżących wśród śmieci i odpadków na Jaśkach brylantowych, pod diamentowymi kołdrami, na pustyni, nie zajętych niczym oprócz czochrania się i drapania; musi się w tym kryć jakaś okrutna tajemnica i żeby tam nie wiedzieć co - nie spocznę, póki jej nie zgłębię!!I myślałem dalej:Straszliwa to musi być zagadka, która okrywa wszystko na tej planecie kwadratowej, z kwadratowym słońcem, sprośnymi krasnoludkami w krzyżach i lodowatym cukrem w uchu! Wyobrażałem sobie zawsze, że skoro, jako całkiem zwykły robot, zajmuję się naukami i kształceniami, to cóż dopiero za kształcenia i nauczania muszą się dziać wśród lepiej rozwiniętych, aby nie wspomnieć o tych najdoskonalszych! Wygląda mi na to, że czym jak czym, ale rozmowami, a w szczególności ze mną, nie mają ochoty się zajmować.A trzeba ich koniecznie zmusić do tego - jak? Winienem chyba zaleźć im za skórę, tak uprzykrzyć życie, takie zastosować molestacje, aby mieli mnie zupełnie dość! Co prawda jest w tym niejakie ryzyko, bo rozgniewani, mogliby mnie łatwiej unicestwić, aniżeli ja - pchełkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl