[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rosyjski znasz  słyszałem, jak z kowalemrozmawiałeś.Po galijsku mówisz? Oui. Iberyjski, niemiecki? Si, claro.Ich spreche. Inne języki też pewnie znasz  zasugerowałem. Co?Chłopak kiwnął głową.W jego oczach błysnęła duma. To już dużo  pochwaliłem. Dorośniesz, będziesz mógł pracować jako tłu-macz.Duże pieniądze, zwłaszcza jeśli się do arystokraty na służbę nająć.Oho, znowu.Tym razem naprawdę się rozpłakał.Po cichu, ale na całego.Też mu po-cieszenie wymyśliłem! Będzie usługiwał jakiemuś śmierdzącemu baronowi! A on jużsiebie widział jako hrabiego czy księcia! Po tym, co odeszło, nie płacz, myśl o tym, co będzie!  warknąłem, chcąc grubo-skórnością przerwać jego łzy. Duży z ciebie chłopak!Mark ryczał dalej.Mojego tonu się nie przestraszył  pewnie, że przyjemnie, ale jakgo uspokoić? Myśl, co zrobisz, jak dorośniesz!  powiedziałem ostro. A potem chwytajszczęście! Jak się uda, to tytuł zdobędziesz! Gdy wydostaniemy się z Wysp  starałemsię, żeby w moich słowach zabrzmiało głębokie przekonanie, którego nie czułem  tojak będziesz na chleb zarabiał?Wzruszył ramionami.36  Głowę masz mądrą  rozmyślałem na głos. Z taką głową do manufaktury sięnająć, to rozgniewać Zbawiciela.Do klasztoru? Nie jesteś kaleką, żeby cię mnisi przy-garnęli.zresztą, mnisia miłość  parszywa sprawa, oni tam jeden przez drugiego zbo-czeńcy, niech ich Zbawiciel pokara.świątyni Siostry tym bardziej nie proponuję, samrozumiesz.Mark pospiesznie kiwnął głową, jakby naprawdę myślał, że właśnie w tej minucieważą się jego losy.Dał się wciągnąć w grę.Ilmar Przebiegły, złodziej nad złodziejami,troszczy się o porzuconego bastarda! Mam kilku znajomych kupców.Dobrych kupców, bogatych  nie precyzowałem,że ich bogactwo wynikało ze skupowania rzeczy skradzionych. Mogę z nimi poga-dać, żeby cię wzięli na ucznia.Nie na zawsze, oczywiście, jak podrośniesz, odejdziesz.Alezawsze zarobisz.Matematyki też cię na pewno uczyli, nie wątpię.Języki znasz.Chłopakz ciebie mocny.Jak poproszę, nie skrzywdzą cię.Mogę powiedzieć, że jesteś moim sy-nem  uśmiechnąłem się złośliwie. Wiekiem nie pasujesz, ale można napleść róż-nych głupstw.Będziesz miał dach nad głową, nie będziesz chodził głodny, w językach siębędziesz praktykował, w matematyce.każdego dnia poznasz ciekawych ludzi.Jak się zestrażnikami zaprzyjaznisz, będziesz miał z kim na miecze walczyć.Zacząłem malować przed nim radości kupieckiego życia z taką pasją, jakbym wy-rósł w kupieckim kramie i musiał stamtąd odejść z powodu nieszczęśliwego przypad-ku.Mark przestał płakać i zapytał: A czemu wy.czemu ty, Ilmar, nie zajmiesz się handlem? Ja.ja jestem wolnym ptakiem.Mark uśmiechnął się. I dorosłym człowiekiem.Jasne? Mnie się nawet zbóje boją, ja wszędzie znajdęprzytułek. Dziwny jesteś, Ilmar  powiedział poważnie Mark. A ja początkowo myśla-łem, że z ciebie zręczny głupiec.Nie obrażaj się!Ale mi przyłożył! Przełknąłem urazę: Co tu się obrażać? Złodzieje tacy właśnie są.Zręczni, sprytni i głupi.Choć byśnie wiem, jak skakał, koniec jest jeden: albo od suchot w kopalni, albo od żołnierskie-go miecza.Mark skinął głową. O tym właśnie mówię.Ty też znasz języki.I niejednego się w życiu uczyłeś.Przecież widziałem, jak trzymałeś nóż.Drgnąłem. Walczyłem, chłopcze.Zdarzało się. Prostym żołnierzom nie daje się stalowej klingi  zaprotestował spokojnie Mark. Zresztą, nie w tym rzecz.Ciebie naprawdę bandyci słuchają i strażnicy się obawia-ją.Nie siły się boją, lecz rozumu.I naprawdę nic innego w życiu nie poznałeś, jak tylkozłodziejstwa?37  Złodzieje też bywają różni  odpowiedziałem, starając się zachować spokój. Jeden czyści kieszenie ludziom na rynku, inny po trakcie z kiścieniem w ręku space-ruje, a jeszcze inni domy okradają. Ty tego nie robiłeś? Zdarzało się  przyznałem. Z głodu człowiek niejedno robi.Ale ja mam innąspecjalizację.Mark czekał.Z jakiegoś powodu zdecydowałem się na szczerość. Ja kradnę to, co już do nikogo nie należy.Jak myślisz, dlaczego Ilmara Przebiegłego,o którego zręczności i powodzeniu śpiewają pieśni, nie powiesili na szubienicy? Wykupiłeś się  odpowiedział spokojnie Mark. Bez tego się nie obeszło  przyznałem. Opowiedziałem coś niecoś sędziemu,gdy pisarz poszedł się odlać.Tylko gdyby skargę na mnie złożył jakiś lord, nic by mi niepomogło.A tak  nie ma skrzywdzonych. Grabisz mogiły?Głowa mu pracowała. Nie całkiem, chłopcze.Niedobrze niepokoić zmarłych.Wiesz, ile jest na świe-cie starych, opuszczonych miast? Miast, świątyń, kurhanów, grobowców? Przez wszyst-kich zapomnianych, nikomu niepotrzebnych.W grobowcach nie leżą nieboszczycy, leczproch i nikomu moje złodziejstwo nie wyrządza krzywdy.Niełatwo znalezć takie staro-żytne miejsca, jeszcze trudniej nienaruszone.A już zrobić tak, żeby nikogo na swój siadnie naprowadzić.wiesz, jak kiedyś żyli ludzie? Widziałeś kiedyś żelazne drzwi? %7łelaznedrzwi od grobowca, w którym leżą zmarli? A ja widziałem.Sił mi nie starczyło, żeby jewynieść, a tak.akurat bym tu siedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl