[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lot dobiegał końca.Samolot hamował, aż wibracje silników całkowicie umilkły.Pilot wyszedł z kokpitu i gestem wskazał, że może podejść do przodu.Na twarzy miał wymuszony uśmiech.Reszty załogi nie było w pobliżu.Wkrótce zobaczy Shiroi.Za­stanawiała się, kim był ten człowiek, który mógł pozwolić sobie na taką ekstrawagancję.Wstała ze swego miejsca.W trzech długich, chwiejnych ru­chach dotarła do pilota.Odciągnął zabezpieczenie, nacisnął klam­kę i otworzył drzwi kabiny na oścież.Brylantowe światło, wle­wające się przez otwór, boleśnie poraziło jej oczy.Klimatyzacja kabiny zakasłała i przeszła na wysokie obroty, aby zwalczyć na­pór ciepłego, wilgotnego powietrza.Przez moment znalazła się z powrotem na Yomi i zadrżała.Przypomniała sobie o oddychaniu i głęboko wciągnęła powietrze w płuca.Było rozrzedzone tak, że poczuła w głowie lekkość.Nawet jej nowe, większe płuca nie miały wystarczającej pojemności.Pilot przekroczył próg kabiny i wcisnął się między poręcze schodów.Wydawało się, że usiłuje zrobić dla niej jak najwięcej miejsca.Będąc w pobliżu wyczuwała zapach jego strachu.Co on sobie wyobraża, że mogłabym zrobić? Zjeść go?Ignorując to wyjrzała na zewnątrz.Niski, ciemny mężczyzna w jasnym garniturze czekał u podnóża schodów.Uśmiechnął się, gdy tylko spoczęły na nim jej oczy.- Witam w Aztlanie, - powiedział z angielskim akcentem.-Jestem Jaime Garcia.Pan Shiroi prosi o wybaczenie.Zatrzymały go nieuniknione, pilne sprawy i prosił, bym towarzyszył pani aż do czasu, gdy będzie wolny.Mam nadzieje, że miała pani przy­jemny lot.Czy ma pani jakieś uwagi?Drżący w słońcu pilot spiął się.Rozluźnił się odrobinę dopie­ro, gdy powiedziała:- Wszystko było bez zarzutu.- Doskonale, - powiedział Garcia.Jego czarujący uśmiech znikł w momencie, gdy odwrócił się i zaczął coś szybko mówić, jak przypuszczała, po hiszpańsku.Ludzie, do których mówił, byli ni­scy i ciemni jak on.Ich oczy nie opuszczały jej nawet na moment.Większość tłumu ubrana była w luźne bluzki i spodnie, a kil­koro miało szyte kombinezony lub garnitury jak Garcia.Skoń­czywszy to, co było oczywistym rozkazem.Garcia rozgonił bluzki i kombinezony.Na jego słowo ludzie służalczo skakali.Wi­działa już raz takie ślepe posłuszeństwo, kiedy jakiś ważniak z Aztechnology wizytował w Renraku kompleks zabudowań przedsiębiorstwa.Czy była to uniwersalna cecha podmiotów w Aztlańskich korporacjach? Nie podobało jej się to.Po krótkiej i łagodniejszej wymianie paru zdań z garniturami, Garcia ponownie skupił na niej całą swoją uwagę.Promienny uśmiech powrócił, tak jakby był tam cały czas.- Proszę, seniorita.Prosimy panią do nas na dół.Niepewna, czy robi dobrze, przekroczyła próg samolotu.Coś jej się nie podobało w Garcii i oblizując dolną wargę, myślała, że chciała­by wiedzieć co kryje się pod jego uśmiechem.Schodziła po stopniach w dół, mrużąc bolące wciąż oczy.Spojrzała na stojącego poniżej Garcię, wyglądał inaczej.Nie był już niskim mężczyzną w garniturze, ale długonogim, pokrytym sierścią metaczłowiekiem.Takim, jak ona.Zaskoczona nieomal się potknęła.Nim sama odzyskała rów­nowagę, wbiegł na schody, by ja podtrzymać.Uchwycił ją spo­kojnie i silnie.Ponownie był garniturem uzbrojonym w uśmiech.Ugrzeczniony towarzyszył jej w pokonaniu pozostałych stopni.Nie podobał się jej zapach jego wody kolońskiej.Garcia zda­wał się nie dostrzegać jej niechęci.- Wydaje się pani być zmęczona podróżą.Może coś do picia pomogłoby pani odzyskać równowagę ducha?- Nie, dziękuje.Zaraz poczuję się lepiej.Zaledwie kilka go­dzin temu jadałam posiłek w samolocie.- Czy smaczny?Troska o jej wygodę zdawała się być szczera.Może on nie jest taki zły.Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, ale przypomniała sobie o swoich kłach i szybko je ukryła.- Posiłek był wyjątkowo smaczny.Gratulacje dla kucharza korporacji.Nie pamiętam, bym kiedykolwiek jadła coś tak deli­katnego w smaku.Uśmiech Garcii powiększył się.- Tak, to specjalność.Na pewno przekażę pani komplementy.Eskortował ją przez lądowisko do czekającego śmigłowca.Wspięli się na pokład i odbyli kro tka przejażdżkę ponad Mexico City.Miejscem docelowym był budynek na północnej stronie kompleksu.Monogram GWN, który dostrzegła wcześniej na uni­formach służalców na lotnisku, lśnił na bocznej ścianie osiem-dziesięciopiętrowego drapacza chmur, stojącego w centrum ota­czających go budynków.Garcia z wyszukanym wdziękiem wziął ją na oszałamiającą wycieczkę po przedsiębiorstwie.Nie miała wątpliwości, że GWN była korporacją wielkiego sukcesu.Większość zakładów zaj­mowała się produkcją i przetwarzaniem żywności; nalepki na wielu załadowanych kontenerach świadczyły, że GWN ekspor­tuje na cały świat.Przez chwilę zastanawiała się, jakie znane marki należą do firmy.Żywność nie była jedynym produktem korporacji.Kilka prestiżowych struktur zajmowała informaty­ka i małe, lecz zaawansowane technologicznie zakłady produk­cyjne.Ta kombinacja nie była niczym zaskakującym; żadna megakorporacja nie utrzymałaby się bez, co najmniej, dostępu do Matrycy i technologii danych.Jeśli to wszystko należało do pana Shiroi, co sugerował Garcia, jej dobroczyńca był potęż­nym człowiekiem.Właśnie wyszli z budynku, w którym składano tanie, czułe aparaty grające i szli przez sekcję budynków wynajmowanych pracownikom, kiedy nazwisko Garcii zabrzmiało z telekomu przy pobliskim rogu ulicy.Przeprosił ją i zostawił samą na rozgrzanej słońcem ulicy.Pracownicy innej zmiany, którzy zgromadzili się przy frontowych stopniach, aby zażyć popołudniowego słońca, nagle zaczęli rozchodzić się do jakichś zajęć, gdziekolwiek in­dziej.Przedtem zdążyła zauważyć ich przestraszone spojrzenia rzucone w jej kierunku.Garcia powrócił.-Ach, pan Shiroi może się teraz z panią zobaczyć, jeśli to pani odpowiada.Ale nie ma pośpiechu.Ma pani mnóstwo czasu, może się pani odświeżyć lub czegoś napić.Potrząsnęła przecząco głową.Odświeżanie się było dla normów.Na jej twarzy makijaż wyglądałby strasznie i nie miała ze sobą grzebienia do futra.Niech pan Shiroi zobaczy ją taką, jaką jest, bo to jest to, co dostaje.- Nie jest pani jeszcze głodna?- Nie, wcale nie jestem głodna.- To zrozumiałe.Apetyt po zmianie często bywa kapryśny.Najlepiej zaufać temu, co się czuje.Ciało wie, kiedy potrzebuje pokarmu.Przejadanie się nie jest dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl