Pokrewne
- Strona Główna
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Master of the Moon Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Greene Graham Czynnik ludzki
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- Chmielewska Joanna Autobiografia t 5
- Dick Philip K Transmigracja Timothyego Archera
- Esslemont Ian Cameron Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hakuna.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjrzał przez okienko kabiny dźwiękoszczelnej i ujrzał, że na środku sceny kołysze się coś czarnego i błyszczącego.Otto zrzucał ludzką powierzchowność i powracał do swej naturalnej postaci.Śpiew chóru był tu przytłumiony do szmeru, lecz Lloyd słyszał, iż nabiera tonów histerycznych.Wyciągnął kasetę w stronę Helmwige, zaledwie pięć–dziesięć centymetrów poza zasięgiem jej palców.— Co to takiego? — zapytał ją.— To coś? — skinął głową w kierunku Ottona.Helmwige uśmiechnęła się.— Otto? Przed wojną był studentem w Salzburgu.Lecz jak widzicie, odkrył sposób, jak zostać nie tylko uczonym, ale i geniuszem.Dobił targu z czymś z krainy ciemności, z czym… nie wiadomo.Pozwolił tej istocie żyć w swoim ciele, póki nie uda mu się przejść do historii.Teraz mu się to udało i to coś odchodzi z powrotem tam, skąd przyszło.Lloyd zadrżał.Potem bez ostrzeżenia zatoczył łuk prawym ramieniem i zadał Helmwige cios prosto w twarz.Ta zatoczyła się do tyłu, straciła równowagę i uderzyła bokiem o konsoletę.Lecz już w następnej chwili była z powrotemi otwartą dłonią trzepnęła Lloyda po głowie tak mocno, że aż poleciał na ścianę.— Głupiec! — plunęła nań.Spróbował się podnieść, lecz kopnęła go w żebra, a potem w brzuch.Jednakże w tej samej chwili Franklin chwycił ją wpół i zamknął w swym niedźwiedzim uścisku.Jednocześnie wyrwał jej z rąk łańcuch, na którym trzymała Toma, i odrzucił w kąt.— Lloyd! — wrzasnął.— Nastaw hymn! Kathleen! Tom! Tony! Uciekajcie!— Ty kretynie! — plunęła Helmwige.— Wiesz, co mogę z tobą zrobić!— Lloyd! — grzmiał Franklin.— Kaseta! Ogłuszony, kaszląc i brocząc krwią, Lloyd stanął na nogach.Podniósł z ziemi kasetę i zatrzasnął komorę magnetofonu.Kathleen zawahała się w drzwiach, lecz Franklin krzyknął:— Uciekaj! Uciekaj!— Dummling Mengelego! — zaskrzeczała Helmwige.Lecz Franklin trzymał ją mocno w swym niedźwiedzim uścisku, przyciskając ręce do boków, aż twarz jej poczerwieniała z wściekłości i wysiłku.Szybko jęła podnosić temperaturę swego ciała.Franklin stęknął, lecz wziął głęboki oddech i nie zwolnił uchwytu.Lloyd nacisnął klawisz uruchamiający magnetofon i po sekundzie lub dwóch usłyszał szum taśmy.Helmwige stawała się coraz gorętsza.Jej skórzany kostium począł się kurczyć i tlić, jednak dalej podnosiła swą temperaturę.Z twarzy Franklina strugami spływał pot, musiał zagryźć zęby, lecz w dalszym ciągu nie puszczał Helmwige, mimo że dym począł mu się unosić ze spalonej koszuli, a skóra na piersiach i udach jęła pokrywać się pęcherzami.— Aaaaaach! — zawył Franklin, gdy ciało Helmwige zaczęło wypalać mu zakończenia nerwów.— Ty głupcze! Ty żałosny głupcze! — syknęła nań Helmwige.— Jesteś niczym! Jesteś nikim i nigdy nie byłeś niczym innym!Nagle z głośników systemu informacyjnego teatru wydobyły się pierwsze tony Wagnerowskiego Hymnu pokutnego.W dole na scenie długa i chuda czarna istota zachwiała się i odwróciła do tyłu głowę.Chór najwidoczniej z początku nie słyszał hymnu, lecz po chwili dwoje lub troje spośród śpiewaków poczęło się rozglądać i marszczyć brwi.— Jesteś niczym! — wściekała się Helmwige.— Jesteś nicością bez nazwiska i imienia!— O Boże! — wykrzyknął Franklin.— O Boże, dopomóż mi! Jestem Franklin! Jestem Franklin Free! Jestem Franklin Free!Widownię Teatru Miejskiego wypełniła równa, spokojna i mocna gra na pianinie zmarłej Sylvii Cuddy.Przez jedną mrożącą krew w żyłach chwilę Lloyd myślał, że hymn nie odniesie skutku i wszyscy zginą.Lecz Helmwige nagle oblała się żarem, świecąc niczym obłok magnezji, i oboje z Franklinem jęli przekrzykiwać się we wspólnej agonii.Wewnątrz dźwiękoszczelnej kabiny rozległa się rozrywająca bębenki w uszach eksplozja i Helmwige opadła na ziemię pod postacią srebrzystego popiołu i poszarzałych kości.Franklin przewrócił się na podłogę, z początku wijąc się w drgawkach, by później lec w bezruchu.Lloyd szarpnięciem.otworzył drzwi kabiny i stanął na szczycie schodków.Członkowie chóru jeden po drugim zajmowali się ogniem, płonąc jasno niczym pochodnie i nie pozostawiając po sobie na scenie niczego oprócz smug popiołu.Lloyd przez chwilę przyglądał się Celii zatykającej uszy rękoma, lecz w następnej chwili jej widok zasłonił mu Mike Kerwin, który zapłonął jasno jak spadająca kometa.Na środku sceny czarna i lśniąca istota opadła na deski i leżała, złowieszczo dygocząc.Kiedy ujrzała Lloyda, jej żółte oczy zalśniły nienawiścią tak lodowatą, że aż musiał się odwrócić.— Bądź pewny, że wrócę — zachrypiał pod jego adresem stwór.— Gdy tylko pochwycę duszę śmiertelnika, który potrafi zmienić bieg ludzkiej historii, powrócę na pewno.Po policzkach Lloyda pociekły łzy.Cóż mógł powiedzieć w obliczu takiego zła?Z okropnym kłapnięciem stwór, razem ze swymi kręgami, szponami i ogonem, wślizgnął się w szparę pomiędzy deskami i zniknął z pola widzenia.Lloyd odszedł w kąt sceny i zwymiotował samą gorącą śliną.Rozejrzał się po widowni.Spalone zwłoki tysiąca najlepiej prosperujących mieszkańców willowych dzielnic południowej Kalifornii były zwęglone nie do rozpoznania.Po salamandrach nie pozostało ani śladu.Były przecież nietrwałe, jak twierdził Otto, zanim jeszcze przemienił się w jakąś czarną istotę z piekła rodem.Lloyd stanął w przejściu między rzędami i w miejscu, gdzie się wszystkie salamandry zebrały, ujrzał głębokie ślady wypalone na parkiecie.Kathleen zeszła ze sceny i zbliżyła się doń.Była podniecona wskutek szoku, lecz w ręku niosła czarę — misę, w której Poncjusz Piłat umył ręce, by pozbyć się odpowiedzialności za ukrzyżowanie Chrystusa, misę, którą salamandry posłużyły się w próbie zyskania nieśmiertelności.Czara była pogięta, sfatygowana i prawie w jednej trzeciej niekompletna.— Proszę — powiedziała.Lloyd wziął ją do ręki, obrócił w palcach, a potem wzruszył ramionami.— Jedyne, co można z tym zrobić, to wziąć nad zatokę La Jolla i wrzucić do oceanu.— Dziękuję ci za wszystko — rzekła Kathleen.— Tyle tylko potrafię powiedzieć.— Wiem — odparł Lloyd i uścisnął jej dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wyjrzał przez okienko kabiny dźwiękoszczelnej i ujrzał, że na środku sceny kołysze się coś czarnego i błyszczącego.Otto zrzucał ludzką powierzchowność i powracał do swej naturalnej postaci.Śpiew chóru był tu przytłumiony do szmeru, lecz Lloyd słyszał, iż nabiera tonów histerycznych.Wyciągnął kasetę w stronę Helmwige, zaledwie pięć–dziesięć centymetrów poza zasięgiem jej palców.— Co to takiego? — zapytał ją.— To coś? — skinął głową w kierunku Ottona.Helmwige uśmiechnęła się.— Otto? Przed wojną był studentem w Salzburgu.Lecz jak widzicie, odkrył sposób, jak zostać nie tylko uczonym, ale i geniuszem.Dobił targu z czymś z krainy ciemności, z czym… nie wiadomo.Pozwolił tej istocie żyć w swoim ciele, póki nie uda mu się przejść do historii.Teraz mu się to udało i to coś odchodzi z powrotem tam, skąd przyszło.Lloyd zadrżał.Potem bez ostrzeżenia zatoczył łuk prawym ramieniem i zadał Helmwige cios prosto w twarz.Ta zatoczyła się do tyłu, straciła równowagę i uderzyła bokiem o konsoletę.Lecz już w następnej chwili była z powrotemi otwartą dłonią trzepnęła Lloyda po głowie tak mocno, że aż poleciał na ścianę.— Głupiec! — plunęła nań.Spróbował się podnieść, lecz kopnęła go w żebra, a potem w brzuch.Jednakże w tej samej chwili Franklin chwycił ją wpół i zamknął w swym niedźwiedzim uścisku.Jednocześnie wyrwał jej z rąk łańcuch, na którym trzymała Toma, i odrzucił w kąt.— Lloyd! — wrzasnął.— Nastaw hymn! Kathleen! Tom! Tony! Uciekajcie!— Ty kretynie! — plunęła Helmwige.— Wiesz, co mogę z tobą zrobić!— Lloyd! — grzmiał Franklin.— Kaseta! Ogłuszony, kaszląc i brocząc krwią, Lloyd stanął na nogach.Podniósł z ziemi kasetę i zatrzasnął komorę magnetofonu.Kathleen zawahała się w drzwiach, lecz Franklin krzyknął:— Uciekaj! Uciekaj!— Dummling Mengelego! — zaskrzeczała Helmwige.Lecz Franklin trzymał ją mocno w swym niedźwiedzim uścisku, przyciskając ręce do boków, aż twarz jej poczerwieniała z wściekłości i wysiłku.Szybko jęła podnosić temperaturę swego ciała.Franklin stęknął, lecz wziął głęboki oddech i nie zwolnił uchwytu.Lloyd nacisnął klawisz uruchamiający magnetofon i po sekundzie lub dwóch usłyszał szum taśmy.Helmwige stawała się coraz gorętsza.Jej skórzany kostium począł się kurczyć i tlić, jednak dalej podnosiła swą temperaturę.Z twarzy Franklina strugami spływał pot, musiał zagryźć zęby, lecz w dalszym ciągu nie puszczał Helmwige, mimo że dym począł mu się unosić ze spalonej koszuli, a skóra na piersiach i udach jęła pokrywać się pęcherzami.— Aaaaaach! — zawył Franklin, gdy ciało Helmwige zaczęło wypalać mu zakończenia nerwów.— Ty głupcze! Ty żałosny głupcze! — syknęła nań Helmwige.— Jesteś niczym! Jesteś nikim i nigdy nie byłeś niczym innym!Nagle z głośników systemu informacyjnego teatru wydobyły się pierwsze tony Wagnerowskiego Hymnu pokutnego.W dole na scenie długa i chuda czarna istota zachwiała się i odwróciła do tyłu głowę.Chór najwidoczniej z początku nie słyszał hymnu, lecz po chwili dwoje lub troje spośród śpiewaków poczęło się rozglądać i marszczyć brwi.— Jesteś niczym! — wściekała się Helmwige.— Jesteś nicością bez nazwiska i imienia!— O Boże! — wykrzyknął Franklin.— O Boże, dopomóż mi! Jestem Franklin! Jestem Franklin Free! Jestem Franklin Free!Widownię Teatru Miejskiego wypełniła równa, spokojna i mocna gra na pianinie zmarłej Sylvii Cuddy.Przez jedną mrożącą krew w żyłach chwilę Lloyd myślał, że hymn nie odniesie skutku i wszyscy zginą.Lecz Helmwige nagle oblała się żarem, świecąc niczym obłok magnezji, i oboje z Franklinem jęli przekrzykiwać się we wspólnej agonii.Wewnątrz dźwiękoszczelnej kabiny rozległa się rozrywająca bębenki w uszach eksplozja i Helmwige opadła na ziemię pod postacią srebrzystego popiołu i poszarzałych kości.Franklin przewrócił się na podłogę, z początku wijąc się w drgawkach, by później lec w bezruchu.Lloyd szarpnięciem.otworzył drzwi kabiny i stanął na szczycie schodków.Członkowie chóru jeden po drugim zajmowali się ogniem, płonąc jasno niczym pochodnie i nie pozostawiając po sobie na scenie niczego oprócz smug popiołu.Lloyd przez chwilę przyglądał się Celii zatykającej uszy rękoma, lecz w następnej chwili jej widok zasłonił mu Mike Kerwin, który zapłonął jasno jak spadająca kometa.Na środku sceny czarna i lśniąca istota opadła na deski i leżała, złowieszczo dygocząc.Kiedy ujrzała Lloyda, jej żółte oczy zalśniły nienawiścią tak lodowatą, że aż musiał się odwrócić.— Bądź pewny, że wrócę — zachrypiał pod jego adresem stwór.— Gdy tylko pochwycę duszę śmiertelnika, który potrafi zmienić bieg ludzkiej historii, powrócę na pewno.Po policzkach Lloyda pociekły łzy.Cóż mógł powiedzieć w obliczu takiego zła?Z okropnym kłapnięciem stwór, razem ze swymi kręgami, szponami i ogonem, wślizgnął się w szparę pomiędzy deskami i zniknął z pola widzenia.Lloyd odszedł w kąt sceny i zwymiotował samą gorącą śliną.Rozejrzał się po widowni.Spalone zwłoki tysiąca najlepiej prosperujących mieszkańców willowych dzielnic południowej Kalifornii były zwęglone nie do rozpoznania.Po salamandrach nie pozostało ani śladu.Były przecież nietrwałe, jak twierdził Otto, zanim jeszcze przemienił się w jakąś czarną istotę z piekła rodem.Lloyd stanął w przejściu między rzędami i w miejscu, gdzie się wszystkie salamandry zebrały, ujrzał głębokie ślady wypalone na parkiecie.Kathleen zeszła ze sceny i zbliżyła się doń.Była podniecona wskutek szoku, lecz w ręku niosła czarę — misę, w której Poncjusz Piłat umył ręce, by pozbyć się odpowiedzialności za ukrzyżowanie Chrystusa, misę, którą salamandry posłużyły się w próbie zyskania nieśmiertelności.Czara była pogięta, sfatygowana i prawie w jednej trzeciej niekompletna.— Proszę — powiedziała.Lloyd wziął ją do ręki, obrócił w palcach, a potem wzruszył ramionami.— Jedyne, co można z tym zrobić, to wziąć nad zatokę La Jolla i wrzucić do oceanu.— Dziękuję ci za wszystko — rzekła Kathleen.— Tyle tylko potrafię powiedzieć.— Wiem — odparł Lloyd i uścisnął jej dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]